Najnowsza runda ćwiczeń wojskowych Chin wokół Tajwanu po raz kolejny zwróciła uwagę na jedną z najważniejszych niewiadomych w globalnym bezpieczeństwie: czy prezydent USA Donald Trump spróbuje powstrzymać Pekin przed inwazją?

W zeszłym tygodniu dowództwo Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej przeprowadziło dwudniowe ćwiczenia wokół Tajwanu, opisując je jako „poważne ostrzeżenie”.

Pekin twierdzi, że Tajwan należy do Chin, choć Komunistyczna Partia Chin nigdy tam nie rządziła. Prezydent Xi Jinping wielokrotnie powtarzał, że zjednoczenie z demokratyczną wyspą jest nieuniknione i nie wykluczył użycia siły.

Tajwan leży wzdłuż tak zwanego pierwszego łańcucha wysp, serii terytoriów sprzymierzonych z USA, postrzeganych przez planistów wojskowych jako klucz do powstrzymania chińskiej ekspansji morskiej.

Jest to również jedno z najważniejszych ogniw globalnej gospodarki, produkujące ponad 90 proc. najbardziej zaawansowanych półprzewodników na świecie — wykorzystywanych we wszystkim, od smartfonów i pojazdów elektrycznych po systemy rakietowe i sprzęt sztucznej inteligencji.

Chociaż Waszyngton oficjalnie nie uznaje niezależności Tajwanu, pozostaje on głównym dostawcą broni na wyspę. Podczas pierwszej kadencji Trumpa jego administracja zatwierdziła kilka dużych pakietów uzbrojenia, w tym zmodernizowane myśliwce F-16V. Jednak według think tanku Cato Institute, Tajwan wciąż czeka na wartych ok. 20 mld dol. zaległych dostaw amerykańskiej broni.

Pod koniec marca „Washington Post” zacytował wewnętrzną notatkę, podpisaną przez sekretarza obrony Pete’a Hegsetha i rozesłaną do pracowników Pentagonu, która zdawała się podwajać amerykański zwrot w kierunku regionu Indo-Pacyfiku.

W dokumencie scharakteryzowano również hipotetyczną inwazję na Tajwan jako scenariusz, któremu należy nadać wyższy priorytet niż innym potencjalnym sytuacjom kryzysowym.

Raymond Kuo, politolog z RAND Corporation, międzynarodowej organizacji zajmującej się badaniami i analizami, powiedział, że polityka Trumpa wobec Tajwanu może nie zostać ostatecznie ukształtowana przez jego zespół ds. bezpieczeństwa narodowego.

— O ile rozumiem, Trump lubi zatrzymywać ostateczną decyzję dla siebie. A w takiej sytuacji decyzja należałaby do prezydenta. Nie jest to coś, co deleguje się nawet komuś takiemu jak sekretarz obrony — powiedział „Newsweekowi”.

Kuo dodał, że chociaż postacie takie jak Hegseth i inni mogą mówić o strategiach skoncentrowanych na Azji, ich rzeczywisty wpływ na politykę pozostaje niepewny. — Czy ci ludzie faktycznie prowadzą politykę zagraniczną? — zapytał Kuo.

— Głównymi inicjatywami Trumpa były cła, próba przejęcia Grenlandii i roszczenie sobie prawa własności do Kanału Panamskiego. Żadna z tych rzeczy nie pochodzi od ludzi, których uważamy za jastrzębi w administracji — dodał Kuo.

Naciskany w lutym na to, czy będzie bronił Tajwanu, Trump powiedział Reuterowi, że nie będzie komentował tej sprawy.

Prezydent wzbudził jednak wątpliwości na Tajwanie po tym, jak oskarżył wyspę o „kradzież” amerykańskiego przemysłu chipów i zasugerował, że powinna ona zapłacić USA za wsparcie obrony narodowej.

— Myślę, że prezydent Trump nie chce zostać wciągnięty w wojnę gdziekolwiek, a już na pewno nie przeciwko Chinom. To nie oznacza jednak, że nie zdecydowałby się bronić Tajwanu, gdyby Chiny zaatakowały — powiedziała „Newsweekowi” Bonnie Glaser, dyrektor programu Indo-Pacific w think tanku German Marshall Fund.

Jest to zgodne z trwającą od dziesięcioleci polityką Waszyngtonu polegającą na utrzymywaniu „strategicznej dwuznaczności” co do tego, czy przyjdzie z pomocą Tajwanowi, zauważyła.

Pomimo zapewnień ze strony urzędników pozostają jednak pytania o to, jak bardzo priorytetowy jest dla administracji Trumpa region Azji i Pacyfiku.

— Nawet gdy Pete Hegseth powiedział, że priorytetem USA jest Indo-Pacyfik, wojsko amerykańskie koncentruje się na Bliskim Wschodzie. Pojawiły się też doniesienia, że amerykańska bateria THAAD w Seulu wraz z dwiema bateriami rakiet Patriot, zostały przeniesione na Bliski Wschód — dodała Glaser.

Chuck DeVore, emerytowany podpułkownik armii amerykańskiej i były radny Kalifornii, przedstawił niedawno w „The Federalist” trzy prawdopodobne działania Chin: blokadę na pełną skalę w celu wywarcia presji ekonomicznej na Tajwan; błyskawiczne uderzenie w celu i zajęcie Tajwanu, zanim Waszyngton zdąży zareagować; lub szerszy atak regionalny obejmujący bazy USA w Guam, Japonii lub na Filipinach.

— Z jednej strony Chiny są zaangażowane w największą rozbudowę armii w czasach współczesnych, koncentrując się na sile morskiej, zdolnościach do ataku amfibijnego, pociskach dalekiego zasięgu i broni jądrowej — powiedział DeVore „Newsweekowi”.

— Z drugiej strony, prezydent Donald Trump i jego zespół szybko naprawiają szkody wyrządzone naszemu wojsku — liczba rekrutów odbiła się, morale wzrosło, a uwaga skupiona jest na prowadzeniu działań wojennych i odstraszaniu — dodał DeVore.

— Najważniejsze pytanie brzmi: czy Chiny implodują gospodarczo, zanim zdecydują się zająć Tajwan ? — skomentował.

Pomimo trudności gospodarczych, w tym przedłużającego się kryzysu na rynku nieruchomości i zadłużenia władz lokalnych, Chiny nadal przeznaczają środki na modernizację wojskową. — Pomimo upadającej gospodarki, istnieje świadoma decyzja o finansowaniu zdolności wojskowych — powiedział w zeszłym roku były szef Dowództwa Indo-Pacyfiku USA, admirał John Aquilino.

Admirał Samuel Paparo, jego następca, niedawno opisał chińskie ćwiczenia wokół Tajwanu jako coś więcej niż tylko machanie szabelką. Jego zdaniem Chiny szykują się do ataku na wyspę.

Tekst opublikowany w amerykańskim „Newsweeku”. Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji „Newsweek Polska”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version