Tak byśmy chcieli: para wpada do mieszkania i zdziera z siebie ubrania, ze stołu lecą kwiaty albo ważne dokumenty z biurka. Ale większości z nas nie uda się tego przeżyć. Bo wbrew pozorom pożądanie samo się nie dzieje. I nie zawsze osiąga wysokie „C”. Jest wielowymiarowe. A im więcej ma wymiarów, tym jest pełniejsze i atrakcyjniejsze. O tym, jak pożądamy, kiedy przestajemy i jak pielęgnować pożądanie — mówi psychoseksuolog Bianca-Beata Kotoro.

Bianca-Beata Kotoro: To jedno z ważniejszych słów w kwestii intymności, z którym mamy problem. Stworzyliśmy wokół niego skrypty i schematy robiące nam krzywdę. Przez nie pacjenci w gabinecie często opowiadają, że uprawiają seks, ale nie ma w nim pożądania. Gdy jednak pytam, co kryje się pod pojęciem „seksu”, wymieniają penetrację jako kluczową i obowiązkową rzecz. Pomijają wcześniejszą bliskość w postaci dotykania się czy całowania, które przecież wpływają na pożądanie.

— A w dodatku lecą kwiaty ze stołu albo ważne dokumenty z biurka. „Ojejku, co za ogień” — mówimy wtedy z zapartym tchem. Ale większości z nas nie uda się przeżyć czegoś podobnego. Życie to nie film ani powieść. Nie oznacza to jednak, że nie zaznaliśmy ani nie zaznamy prawdziwej miłości czy cielesności.

Niektórzy próbują odtwarzać owe sceny we własnym życiu. Jeśli czują się w nich dobrze — nie ma problemu. Natomiast słyszę czasem w gabinecie, że jedna ze stron ma wrażenie, jakby grała. To jest niebezpieczne. Para powtórzy te sceny kilka razy i na tym się zakończy. Nasz organizm jest mądrą maszyną. Prędzej czy później zbuntuje się, a wtedy może się to skończyć bólami głowy czy problemami w okolicach intymnych… I to prawdziwymi, a nie przysłowiowymi.

— Że to coś magicznego, odgórnego, dziejącego się na pełnej petardzie. Według wielu osób pożądanie jest tylko na początku związku, a potem zanika. I gdy już do tego dochodzi, uważamy, że poczujemy je wyłącznie w innym związku, może otwartym albo poprzez zdradę. Jeśli jednak to nie pomaga, udajemy się czasem do specjalisty. Oczekujemy od niego czarodziejskiego patentu, magicznej pigułki, dzięki której pożądanie natychmiast wróci. Oczywiście przedstawiam to w żartobliwy sposób, ale problem jest poważny. Dlatego dopóki nie ułożymy sobie w głowie, czym jest pożądanie, będziemy tkwić w ślepej uliczce i nierealnych oczekiwaniach.

— Zacznijmy od tego, że pożądać możemy nie tylko seksualnie, ale także — emocjonalnie czy intelektualnie. Pożądanie, wbrew pozorom, samo się nie dzieje. Nie zawsze też osiąga wysokie „C”. Owszem, są pewne sytuacje, gdy załącza się biochemia mózgu. Wówczas mamy wrażenie, że nie panujemy nad sobą. Natomiast to tylko pewna część pożądania. Ono jest wielowymiarowe. Im więcej wymiarów się na nie nałoży, tym będzie pełniejsze i atrakcyjniejsze. Pożądanie zależy od naszej osobowości, doświadczeń czy wyobrażeń na jego temat. To wszystko wpływa na formę, w jakiej będziemy je wyrażać.

— Oczywiście.

— Kłopot polega na tym, że bardzo martwimy się o pożądanie, ale niewiele chcemy w tej kwestii robić. Żyjemy w czasach fastfoodowych. Wszystko ma być na już. Przypomina mi to sytuację, w której kupujemy nowiutki i piękny kominek. Z początku często w nim rozpalamy. Dbamy o niego. Czyścimy. Natomiast po dwóch czy trzech miesiącach stwierdzamy: „po co, skoro i tak się pobrudzi?”. Podobnie z rozpalaniem bądź dorzucaniem do niego drewna — coraz bardziej nam się nie chce. No, chyba że coś nas do tego przymusi. Jeżeli dla kogoś ten kominek był dodatkiem, a nie głównym źródłem ciepła, w którymś momencie przestaje w ogóle go używać. Tak samo dzieje się z pożądaniem w związku. Nic nie da wymiana kominka na nowy. Może okaże się ładniejszy od poprzedniego. Ale znów będziemy troszczyć się o niego przez chwilę. Z pożądaniem chodzi więc o to, aby dbać o nie systematycznie. Mówiąc metaforycznie, co jakiś czas trzeba dorzucać do niego odpowiednią ilość drewna niczym do naszego kominka i sprawdzać, jak płonie w nim ogień. Nie wystarczy rozpalić go na początku związku, a następnie oczekiwać, że nadprzyrodzone moce będą podtrzymywać ten płomień.

— Niektórym wydaje się, że jak włożą wysiłek w utrzymanie pożądania, to stracą spontaniczność w związku. Pary zresztą często podkreślają w gabinecie: „Na początku w kwestiach łóżkowych wszystko było u nas spontaniczne”. Tłumaczę im jednak, że to mit, kłamstwo, którym się karmimy. Robią wielkie oczy i mówią, że przecież pamiętają, jak zachłannie rzucali się na siebie. Zapominają jednak, jak trzy dni przed spotkaniem myśleli, w jaki sposób dojdzie do zbliżenia. Czy zobaczą się u niego, czy u niej. Czy najpierw pójdą na imprezę, czy od razu do domu. Która bielizna. Czy ogolić się, czy nie. To gdzie tu spontaniczność, jeśli od początku mieli wszystko zaplanowane od A do Z?

— Bywa, że traktujemy je jak synonimy. Możemy masować komuś namiętnie plecy, ale czy będzie tam pożądanie? Niekoniecznie. Do namiętności potrzebujemy drugiej strony i oddziaływania na siebie. Tymczasem pożądanie może pojawić się bez wyraźnego bodźca. Wystarczy, że w sposób nieuświadomiony wyobrazimy sobie kogoś. I to wyobrażenie będzie nas w stanie obezwładnić.

— Ono rozgrywa się w naszej głowie. Dotyczy dopaminowych rzeczy, czyli związanych z układem nagrody i motywacji. Kiedy odczuwamy pożądanie i oczekujemy przyjemności, poziom dopaminy wzrasta, motywując nas do powtarzania tych zachowań. Dopamina wywołuje uczucie podekscytowania i euforii, które napędzają aktywność seksualną i poszukiwanie nagrody. Dlatego pożądanie to z jednej strony „chcieć”. Z drugiej — „pożądać” i „żądać”, co z kolei łączy je z władzą. A zatem z czymś bardzo pożądanym przez ludzi.

— Za nim kryje się pożądanie seksualne. Czyli fizyczny pociąg do kogoś, chęć poczucia jego dotyku czy zapachu. To pragnienie drugiej osoby nas zniewala, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Poddajemy się mu, bo jest przyjemne. A skoro czujemy przyjemność, potrafimy zaakceptować coś, co czasem bywa też dla innych hamulcem w łóżku — zapach czy wydzieliny, również te z narządów intymnych. One działają na nas jak afrodyzjak, gdy czujemy pożądanie. Czasem śmieją się z tego pary z długoletnim stażem, przekonując, że najpierw trzeba umyć zęby, szczególnie rano, aby mówić o jakimkolwiek pożądaniu.

— Istnieje takie ryzyko. Wierzę jednak, że nasza „niepoczytalność” w pożądaniu jest tylko pewną umownością. Oczywiście bardzo mocno działają na nas wtedy hormony. Ale nie odbierałabym ludziom racjonalności pomimo wielkiej emocjonalności.

— W tym przypadku mówimy o pożądaniu emocjonalnym w kontekście władzy. Osoba, która ją ma, może niektórych z nas pociągać. Bo władza upaja, daje siłę, moc. Przez to inne kwestie — jak miłość czy rodzina — potrafią zejść na dalszy plan.

— Wiele zależy od jej interpretacji. Są związki, które świadomie decydują się na różne rzeczy, a więc im to odpowiada. Podam panu przykłady skrajności. Spotkałam się z parą, w której kobietę pociągał widok sprzątającego i gotującego mężczyzny. Mówiła, że jest fantastyczny, bo tak o nich dba. Aż robiło jej się gorąco, gdy mijała go w kuchni. Tymczasem inną kobietę mogłoby to kompletnie odrzucać, taką też poznałam. Celowo przywołałam skrajności, aby pokazać, że możemy mieć bardzo różnie. Stąd zastanawianie się nad pożądaniem powinno wychodzić z tego, co oznacza dla mnie, a później — dla drugiej strony. Nie da się tego uniwersalnie dookreślać.

— Nieraz słyszę o tym od par. Kiedy jednak zaczynamy się zastanawiać, czym dla nich jest pożądanie, zauważamy stereotypy wokół niego. W naszych głowach, jak już ustaliliśmy, królują piękne, aczkolwiek przerysowane sceny z filmów. Uczestniczący w nich aktorzy wyglądają oszołamiająco. Są bardzo sprawni fizycznie, dzięki czemu potrafią, przykładowo, długo kochać się na stojąco. Może i jest to fajne, ale w prawdziwym życiu działają prawa fizyki. A to noga zdrętwieje, a to ubrania nie da się szybko zdjąć. Dochodzi więc dużo rzeczy, do których trzeba mieć dystans. Ich całościowa akceptacja naprawdę pomaga. Wtedy możemy czerpać przyjemność i radość. Nie tylko z pozycji seksualnych widzianych w filmach.

— Bardzo dobra interpretacja. Tak też kształtuje się dynamika związku. Czasem jesteśmy bliżej, czasem trochę dalej. Na przykład inaczej może kształtować się nasze pożądanie, gdy nie mamy dzieci. A inaczej, gdy się pojawiają. Nie chodzi o to, że któryś z tych wymiarów pożądania jest gorszy czy lepszy. Tylko o to, że pożądanie się zmienia, bo przechodzimy przez różne sytuacje i fazy w życiu.

— Dbając o drugą stronę, ale też o siebie. Czasem kobiety definiują brak pożądania poprzez brak odruchów z ciała. Nie twardnieją im sutki tak jak kiedyś. Nie czują silnego nawilżenia pochwy. W tym przypadku sprawdziłabym jednak najpierw kwestie zdrowotne, które wpływają na pożądanie. A zatem to, czy z moim zdrowiem fizycznym i psychicznym wszystko w porządku.

Nie oczekujmy przypływu pożądania, jeśli jesteśmy przemęczeni. Gdy do drugiej w nocy oglądamy Netflixa, a przed szóstą wstajemy do pracy. Warto jeszcze zatroszczyć się o dietę, higienę, ale także kwestię fizyczności. Nie wszyscy musimy być sportowcami. Nie wszyscy musimy mieć rozmiar 36 czy 38. Natomiast pamiętajmy, że namiętność w łóżku wiąże się z pewnym wysiłkiem fizycznym. Dochodzi również aspekt wizualny. Nie trzeba nosić garnituru ani szpilek, aby wzbudzić pożądanie. Natomiast jeśli już mamy swój ukochany, domowy wygodny dres, to niech będzie czysty, niepoplamiony, bez dziur.

— Brudne bądź dziurawe spodnie to nie jest rzecz, która nas kręci. Dlatego nie kupuję haseł, że im dłużej z kimś się jest, tym mniej trzeba o siebie dbać. Właśnie tym bardziej trzeba. To na początku mogliśmy pozwolić sobie na nieco większe odpuszczanie. Później właśnie szczegóły mają znaczenie. To, czy pewnego dnia zrobimy partnerowi kawę do łóżka. Albo to, czy umyjemy partnerce plecy. Drobne rzeczy sprawiają, że bardziej nam się chce. A przecież już doszliśmy do porozumienia, że to czasownik związany z pożądaniem.

— Ale po to, żeby ludzie zobaczyli, co jest pod spodem. Czyli realność, fizyczność, naturalność. Teraz kwestia, czy potrafimy to wszystko ładnie opakować. Bo z pożądaniem jest jak z prezentem. Liczy się forma, w jakiej dajemy coś drugiej stronie. Ona sprawia nam przyjemność, bo jesteśmy wzrokowcami. Dlatego drobny detal jak wstążeczka, którą przewiązujemy książkę na prezent, robi dużą różnicę.

A jak pracuje pani z parami, które mają problem z pożądaniem?

— Zaczynam od pytania, kiedy ostatni raz byli na spacerze i trzymali się za ręce. Daję im nawet takie zadanie: po wyjściu z gabinetu mają zejść po schodach, ściskając dłoń partnera bądź partnerki. Przyjechali samochodem? Niech mężczyzna spróbuje otworzyć drzwi kobiecie. Choć z początku ludzie śmieją się z tego ćwiczenia, wykonują je szybko. Potem natomiast potrafią powiedzieć w gabinecie: dziwnie się z tym czujemy. To punkt wyjściowy, który otwiera parę do dalszej pracy nad związkiem. Ona jest uzależniona od determinacji dwojga ludzi. I od tego, jaki mają fundament, który stworzyli na początku bycia ze sobą. Bo z pustego w próżne się nie przeleje. A dzięki temu fundamentowi ludzie są w stanie przywołać wspomnienie dotyczące m.in. tego, kiedy było między nimi pożądanie.

— Tak, ale również spędzanie ze sobą czasu. Bez tego ani rusz. Niekiedy zdarza mi się słyszeć, głównie od kobiet: „ale my nawet nie oglądamy wspólnie filmów”. Niektóre pary o tym nie rozmawiają. Dopiero w gabinecie dochodzą do wniosku, jak większość związków, że mają inne upodobania. Ona chce komedię romantyczną. On twierdzi, że nie zmusi się do niej, bo woli kryminał. „No i super” — mówię, na co para reaguje zdziwieniem. Dlaczego mieliby nie usiąść obok siebie na kanapie, ale oglądać coś innego? Kobieta komedię na telewizorze, a mężczyzna thriller na laptopie ze słuchawkami w uszach? Pacjenci pytają, czy nie wpłynie to negatywnie na ich związek. Nie, bo choć mogą być w tym czasie nieco w innym światach, nadal mają możliwość dotykania się, bycia blisko. Jedno może położyć się na kanapie, a drugie w międzyczasie masować mu stopy. To się nazywa dobry kompromis.

— To jest możliwe. Wtedy dwoje fajnych ludzi siada do stołu, jedzą ostatnią kolację i mówią: „do widzenia, było miło”. Nie plują na siebie. Nie oskarżają się nawzajem. Natomiast zanim do tego dojdzie, warto jeszcze spróbować naprawić tę sytuację. Aby mieć poczucie, że się staraliśmy. Bo naprawdę niewielu parom nie udaje się odbudować związku. Na ogół tam, gdzie wkładamy wysiłek, pracę i chęci, wraca namiętność, bliskość, a także pożądanie.

Bianca-Beata Kotoro — psycholog, psychoseksuolog, psychoonkolog, psychoneurolog. Dyrektor zarządzająca w Instytucie Psychologiczno­‑Psychoseksuologicznym Terapii i Szkoleń BEATA VITA w Warszawie. Superwizor, a także główna przewodnicząca Rady Ekspertów Europejskiego Centrum Edukacji PO PROSTU. Autorka wielu książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych

Łukasz Pilip — reporter. Laureat Festiwalu Wrażliwego w kategorii Twórca Szczególnie Wrażliwy i Nagrody Dziennikarskiej im. Zygmunta Moszkowicza. Autor książki „Podwórko bez trzepaka”, współautor książki „Porwany. 82 dni w rękach piratów”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version