Z Damianem Ratajczakiem, indywidualnym wicemistrzem świata juniorów, młodzieżowcem z leszczyńskiej kuźni talentów porozmawialiśmy w przerwie międzysezonowej. Przypomnijmy, że w ubiegłym sezonie zdobył medal światowego czempionatu, w którym rywalizują zawodnicy do lat 21, a on sam dopiero wszedł w dorosłość. Do cyklu SGP2 awansował po emocjonujących eliminacjach. W międzynarodowej rundzie kwalifikacyjnej zajął ostatnie miejsce premiowane awansem, czyli czwarte.

W samym cyklu SGP2 natomiast rozegrano trzy zawody, kolejno w: Pradze, Gorzowie i Vojens. 18-latek opowiada nam o swoich odczuciach z juniorskiego czempionatu. Wspomina również o ważnej roli, jaką odgrywa psycholog, o cennych wskazówkach Bartosza Zmarzlika i swoim największym mankamencie.

Wywiad z Damianem Ratajczakiem

Dawid Franek („Wprost”): W ubiegłym roku skończyłeś dopiero 18 lat. Czy przed sezonem zakładałeś, że możesz powalczyć o medal Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów?

Damian Ratajczak (żużlowiec Fogo Unii Leszno, młodzieżowy wicemistrz świata): Na pewno głównym celem był awans do cyklu SGP 2. Po występie w Pradze (trzecie miejsce – przyp.red.) uwierzyłem na poważnie, że mogę zdobyć medal i przykładałem się do tego, żeby faktycznie o niego powalczyć. Ten plan się ziścił. Jedno z marzeń w karierze juniorskiej już spełniłem.

W ostatniej rundzie w Vojens zwyciężyłeś, mimo że w każdym biegu przegrywałeś wyjścia spod taśmy. Pojawiała się w twojej głowie swego rodzaju frustracja?

Skupiałem się na walce na dystansie, żeby odrabiać te różnice po starcie. Wiadomo, że kiedy w mojej głowie pojawiałoby się za dużo negatywnych myśli, to nie byłbym w stanie skutecznie gonić rywali. Wtedy wynik, jaki osiągnąłem, nie miałby miejsca, bo po prostu bym się podpalał. Zachowywałem spokój i zamierzałem utrzymywać na torze najlepszą linię jazdy.

Co sprawiło, że w Vojens miałeś tak dużą prędkość na dystansie? Sam starałeś się regulować ustawienia w motocyklu, czy też bardziej twój team za to odpowiadał?

Tutaj ściśle współpracuję z moim mechanikiem Mariuszem Szmandą. Ustalamy wszystkie szczegóły na bieżąco. Gdy zjeżdżam z toru z danego wyścigu, od razu przekazuję mu swoje spostrzeżenia. Ważne jest, co czuję w każdym biegu. Wtedy decydujemy, w którą stronę idziemy z ustawieniami. W Vojens złożyło się jeszcze tak, że pomagał mi Bartosz Zmarzlik. Słuchałem również rad trenera Rafała Dobruckiego. Do tego muszę przyznać, że mam dobre silniki od Pana Ryszarda Kowalskiego. Wiadomo też, że sam sprzęt nie jedzie i trzeba go umieć wykorzystać.

Tor w Vojens jest techniczny. Nie łatwo na nim jechać, stąd też obrałem specjalny plan przygotowawczy do tych zawodów. Wybrałem się na trening na mini tor w Lginiu. To mi dużo pomogło, bo w Vojens odpowiednio trzeba „rzucać” motocykl w te łuki, by trzymać linię jazdy przy krawężniku. Ja akurat od początku kariery lubię techniczne owale, więc cieszę się, że w Danii wszystko się dobrze poukładało.

Wspomniałeś o współpracy z Mariuszem Szmandą, a to mechanik, który w przeszłości był w teamie m.in. takiej legendy jak Leigh Adams. Jak doszło do tego, że od pewnego czasu pomaga tobie?

Mariusz jest zatrudniony przez Unię Leszno i został oddelegowany do juniorów. Gdy Dominik Kubera odszedł z klubu, to został przydzielony do mnie. Wykazywał chęć współpracy i my również byliśmy zdecydowani, by ją rozpocząć. Nasza kooperacja przynosi efekty i oby tak było jak najdłużej. Nie pozostaje nic innego jak jego ogromną wiedzę i moje torowe spostrzeżenia zgromadzić jako jedną całość, co powinno skutkować dalszymi dobrymi wynikami.

W przeszłości często wskazywałeś, że twoim największym mankamentem są wyjścia spod taśmy. W trakcie zimy mocno pracujesz nad refleksem, czy jednak uważasz, że najwięcej pracy należy wykonać przy balansie na motocyklu podczas procedury startowej?

Refleks jest ważny i nie można odkładać na bok pracy nad nim. Dlatego też to szlifuję, bo zawsze jest szansa, by go polepszyć. Wiadomo jednak, że u mnie największym mankamentem jest balans ciałem, ale i w tym aspekcie następuje poprawa. Jeszcze pod koniec sezonu z trenerem Rafałem Okoniewskim mocno zwracaliśmy na to uwagę. Na pewno wiosną, gdy już przyjdzie wyjechać na tor po raz pierwszy po przerwie, znów położymy na to nacisk.

Rafał Okoniewski w październiku został ogłoszony menedżerem/trenerem Fogo Unii Leszno. W takiej roli jeszcze nigdy go nie widzieliśmy. Jak oceniasz pierwsze tygodnie waszej współpracy?

Jak najbardziej pozytywnie. Mamy ze sobą świetny kontakt. Trener w przystępny sposób przekazuje wiedzę na temat startów. To do mnie trafia i zarazem to, co przekazuje, zaczyna zdawać egzamin. Staram się też w odpowiedni sposób przykładać, by realizować te wskazówki. Nigdy nie jest tak, że menedżer podzieli się radą i ona od razu będzie działać. Dobrze się stało, że Rafał Okoniewski do nas trafił i myślę, że mogę dzięki niemu wznieść się na wyższy poziom.

Jako utalentowany junior musisz mierzyć się z dużą presją już w pierwszych latach kariery, co nie jest łatwe. Jak to wygląda z twojej perspektywy? Czy wciąż, tak jak w poprzednich miesiącach, współpracujesz z psychologiem?

Tak. Presja jest zawsze częścią sportu. Myślę, że trzeba się skupić na tym, co robimy najlepiej. Nie możemy dopuszczać jakichś niepotrzebnych myśli do głowy. Natomiast, gdy się pojawią, należy je jak najszybciej wyrzucić. Warto podchodzić do zawodów zadaniowo.

W minionym sezonie bywały momenty w lidze, kiedy w wyścigu młodzieżowym pewnie wygrywałeś z rywalami, a potem w drugiej swojej gonitwie przyjeżdżałeś ostatni, ale pod taśmą stawało już dwóch seniorów. Czy wtedy przed trzecim biegiem dokonujesz sporo zmian sprzętowych, czy starasz się tego nie ruszać?

Trzeba wziąć pod uwagę, że poziom drugiego mojego wyścigu zwyczajnie różni się od pierwszego, bo nie chcę niczego ujmować juniorom, ale seniorzy mają już więcej doświadczenia, są bardziej objeżdżeni. I żeby z nimi wygrywać, wszystko musi pójść perfekcyjnie. Czasami, gdy staje się pod taśmą np. z Maciejem Janowskim i Artiomem Łagutą, liczy się na to, że można ich pokonać, ale trzeba mieć z tyłu głowy, że przyjedzie się do mety na ostatniej pozycji. I zmierzam do tego, że nic nie zmieniając w sprzęcie, można wygrać kolejny bieg, choć w poprzednim rywale okazali się od ciebie lepsi.

W kolejnym sezonie w mistrzostwach świata juniorów nie wystartują twoi najwięksi rywale, czyli inni Polacy – Mateusz Cierniak oraz Bartłomiej Kowalski. Tym samym jeszcze więcej kibiców będzie spoglądać na ciebie w roli głównego faworyta do tytułu. Trudniej go będzie zdobyć, skoro przeciwnicy będą się mobilizować na pojedynki z tobą?

Nie będzie łatwo, a być cykl okaże się trudniejszy niż w sezonie 2023. Do gry wejdą inni zawodnicy. Pewnie Wiktor Przyjemski tym razem awansuje, ktoś wyskoczy zza granicy. Pamiętajmy, że czasem pech decyduje o tym, iż utalentowany żużlowiec nie uzyskuje przepustki do mistrzostw świata juniorów, więc w kolejnym roku jeszcze bardziej będzie chciał udowodnić swoją wartość. Na pewno nie rozpatruję przyszłości pod kątem tego, że Mateusz i Bartek nie pojadą, to już wszystko pójdzie z górki. Najpierw trzeba się do cyklu dostać, a później myśleć o wyższych celach.

Jakie relacje łączą cię z Wiktorem Przyjemskim? Oboje jesteście utalentowanymi sportowcami i w dodatku urodziliście się tego samego dnia.

Bardzo dobrze się dogadujemy. Być może wpływ na to ma fakt, że znamy się już całkiem długo – od występów na motocyklach o pojemności 250 cc. Teraz jeszcze spędzimy trochę czasu razem na obozie reprezentacji Polski na Malcie, więc cieszę się z tego powodu.

Obóz na Malcie to już będzie czas, w którym warto sięgać po rady od starszych kolegów odnośnie sezonu żużlowego, mimo że ten rusza dopiero za ponad dwa miesiące, czy bardziej skupisz się na innych rzeczach?

Na pewno rozmowy będą prowadzone. To niezwykle cenne, że można spędzać czas z zawodnikami bardziej utytułowanymi od siebie. Jak to często bywa wśród nas, będę pytał choćby o sprawy sprzętowe. Cieszę się, że znajdę się na tym obozie, bo można się przygotować do sezonu z fajną ekipą.

W kwietniu rusza PGE Ekstraliga. Fogo Unia Leszno ma w swoim składzie walecznych żużlowców, ale znów jest typowana do dolnych rejonów tabeli. W jakimś stopniu odciąża was fakt, że do wielu spotkań nie będziecie przystępować w roli faworyta?

Być może w jakimś stopniu tak. Wiadomo, że jadąc na każdy mecz, chcesz wygrywać. My mamy w swoim zwyczaju, iż tanio skóry nie sprzedajemy i na pewno we wszystkich spotkaniach chcemy to pokazać.

Sezon jest też na tyle długi, że być może nie ma co obecnie gdybać. Różne rzeczy mają wpływ na wyniki, w tym kwestie zdrowotne.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version