Jeden z sąsiadów powiedział mi: „Kiedyś każdy chłop to umiał”. No, więc uznałem, że wyremontuję ten dom własnymi rękami.
Od roku Dariusz remontuje intensywnie dom. Przeniósł się spod Warszawy na swoje wiejskie siedlisko niedaleko Tarnowa i zamieszkał w przyczepie turystycznej. To wyzwanie, bo większość życia spędził na wysokich stanowiskach w korporacjach. Tu, jak to na budowie – musiał postawić sobie latrynę, a ostatnio konstruował ogrodowy prysznic w budce z desek. Nadal jednak jest szczęśliwy.
– Trafiło mi się wyjątkowe miejsce, spróbuję je zachować takim, jakie było w przeszłości – planuje z entuzjazmem. Cała zabudowa jego siedliska jest drewniana: tak dom, jak i stodoła. To się już bardzo rzadko zdarza. – W okolicy, jeśli ostał się drewniany dom, to garaż czy obórka są już murowane. Co chwila trafiam na miejsca, gdzie dom został już rozebrany, albo niszczeje porzucony – mówi.
Dom do remontu
– Coraz częściej Polacy decydują się remontować stare, drewniane domy, zamiast je rozbierać a w ich miejsce stawiać nowe. Ten trend wyzwoliła pandemia – przyznaje Piotr Horodyski, rzeczoznawca budowlany i założyciel strony na Facebooku „Stary dom w remoncie”. Strona liczy ponad 53 tys. członków i nie jest wcale jedyną, na której ludzie dzielą się doświadczeniami z remontu starych domów. „Czy fragment spróchniałego bala trzeba wymienić, czy utrzyma ścianę? Czy da się ocalić wybrzuszoną podłogę i czym ocieplić dach? Czy na stare deski można kłaść panele?”. Takie pytania są na porządku dziennym, podobnie jak powtarzające się wpisy: „Szukam kogoś, kto może ocenić czy dom nadaje się do remontu”.
Horodyski przyznaje, że wykonuje nawet i trzy takie ekspertyzy w tygodniu, ok. 150 w roku, przeważnie dla ludzi w wieku 35–45 lat.
– W miastach coraz trudniej żyć. Brakuje zieleni, jest tłok i pośpiech. W pandemii okazało się, że po pierwsze: ma znaczenie, to gdzie mieszkasz, bo tam spędzasz mnóstwo czasu. Po drugie ludzie doświadczyli, że mogą pracować z domu – mówi. Obserwuje też, że dotąd ludzie chętniej kupowali domy w okolicach dużych miast, teraz już się tak nie ograniczają. – Biorą tak zwane „miejscówki”, czyli obiekty gdzieś w środku lasu, nawet jeśli jest problem z dojazdem – mówi ekspert.
To także jego osobiste doświadczenie. – Też wyniosłem się z Krakowa na wieś podczas pandemii. Na początku niechętnie, ale tak się tam dobrze czuję, że już zostałem – opowiada. Dom na wsi kupił wiele lat temu. Drewniany z lat 30. Dotąd służył jako siedlisko, od trzech lat mieszka w nim na stałe.
Dom zamiast kawalerki
Dom Dariusza jest z 1957 r. Nie jest już jednak w stu procentach oryginalny, bo kolejni właściciele uzupełniali ewentualne ubytki tym, co mieli pod ręką. W fundamentach Dariusz znalazł więc trochę drewna, kamienie, cegły, a nawet betonowe bloczki. Podchodzi do tych „obcych” elementów z szacunkiem, o ile to możliwe, stara się je zachować. No, chyba że to wełna mineralna z uszczelnienia dachu, którą może zastąpić naturalnym materiałem albo nieoddychający styropian, którym poprzedni właściciele ocieplili dom. Jednak tradycyjne elementy, Dariusz stara się odtworzyć, korzystając z podobnych do dawnych metod pracy i materiałów.
Dom kupił tuż po pandemii, kiedy działki wiejskie znikały z rynku na pniu. Znalazł ogłoszenie, następnego dnia już jechał, żeby obejrzeć, a po dwóch kolejnych podpisywał umowę przedwstępną. Dom i 1,5 ha ziemi położony jest 300 m od drogi, na odludziu, nieopodal Tarnowa. Ile kosztował? – Nie kupiłbym za to nawet kawalerki w małym mieście – mówi.
Ile takich domów w Polsce ocalało? Brakuje dokładnych danych.
– Z szacunków Narodowego Instytutu Dziedzictwa wynika, że zostało ok. 7 proc. domów drewnianych na wsiach, a jeszcze kilka lat temu było ich 10 proc. – mówi Horodyski. – Ludzie ze wsi murują domy, te drewniane rozbierają albo porzucają. Ci z miasta za to, szukają właśnie tych drewnianych – żartuje ekspert.
Wiadomo, że jeszcze w latach 50. XX w. szacowano liczbę zachowanych obiektów drewnianych niesakralnych na 5 mln, z czego co dziesiąty już wtedy uznawano za zabytek. Dziesięć lat później budynków drewnianych na wsiach było już tylko ok. 4 mln. Ponieważ w tamtych latach rocznie płonęło aż 25 tys. drewnianych budynków (2 tys. od uderzenia piorunów), w 1961 r. wprowadzono zakaz krycia domów strzechą. To był faktyczny kres budownictwa drewnianego w Polsce. Dziś trend na dom z bali się odradza, równocześnie rośnie zainteresowanie odbudową obiektów zastanych.
Nagroda nie do przecenienia
Czy remont jest droższy niż postawienie nowego domu z bali?
– Budowa domu od podstaw wymaga ogromnego nakładu pracy, jeśli chodzi o kwestie formalne: projekty, pozwolenia, kwestie administracyjne – mówi Horodyski. Problemów przysparzają też aktualne normy budowlane, bo zostały opracowane dla materiałów współcześnie najczęściej wykorzystywanych, nie dla drewna. Przyznaje to również dr hab. Monika Bogdanowska, z–ca dyrektora Narodowego Instytutu Dziedzictwa. „Domów z drewna w tradycyjnej konstrukcji dziś zbudować nie można. Są wprowadzone takie normy, które wykluczają budowę domu z bali. Może wybudować dom z betonu i obłożyć balami ” – mówi w wywiadzie ze stycznia dla Instytutu Spraw Obywatelskich. Z tego powodu dr hab. Bogdanowska namawia do remontowania domów już zastanych. Sama zresztą w takim mieszka – to tradycyjny dom na Żywiecczyźnie, postawiony przez jej pradziadka.
Nagroda za takim wysiłek jest nie do przecenienia. Właściwie wyremontowany drewniany dom, jeśli nie stosować w nim szkodliwych dla człowieka substancji np. do impregnacji, będzie super zdrowy. Drewno ma też bardzo dużą pojemność cieplną, takim dom łatwo się nagrzewa zimą, a następnie długo utrzymuje tę temperaturę. Natomiast latem, w upalne dni, działa jakby był klimatyzowany.
Foto: Właściciel domu / Arch. pryw.
Kolejnym argumentem za wykorzystywaniem domów drewnianych już stojących są zmiany klimatyczne. „Oczekujemy komfortu klimatycznego i ten komfort klimatyczny zapędził nas w kozi róg, bo zużywamy ogromnie dużo energii na utrzymywanie struktur budowlanych mieszkań i szklanych wysokościowców” – ostrzega wicedyrektorka NID.
Skręcanie warkoczyków
– Remont starego domu bywa łatwiejszy i mniej kosztowny, niż budowa nowego – zapewnia Horodyski. Warunek? Większość prac musisz wykonać samodzielnie.
Tej akurat zasady Dariusz trzyma się ściśle. Żeby poprawić fundamenty, podniósł dom na prostych lewarkach. – Drewniany dom niby nie jest ciężki, można taką operację przeprowadzić w pojedynkę. Jednak to nie żarty. Musiałem się dobrze przygotować, znaleźć informacje o tym, jak to zrobić, na co uważać. Podchodziłem do tego etapami – mówi. Uzupełnił całą podwalinę domu drewnem, przegniłe bale wymienił na nowe. Żeby tego dokonać, kupił najpierw książkę „Konstrukcje drewniane w budownictwie tradycyjnym” (Janusz Kotwica, Arkady, 2009 r.) i z nią w ręku uczył się „wzdłużnych połączeń ciesielskich na nakładkę skośną z kołkowaniem”. Ciężkie drewniane bale przenosił przy pomocy własnoręcznie skonstruowanych, pomocniczych rolek. Przesuwał po nich bale, ważące 150 kg każdy. Powoli, z jednego kozła na drugi, aż pod ścianę domu, gdzie przymocowana kolejna rolka pozwalała mu osadzić drewniany element. Nowe sosnowe bale w ścianach domu Dariusza świecą teraz świeżością, dopiero za jakiś czas nabiorą patyny, jak te, które pamiętają początki tego domu.
Dużo czasu Dariusz poświęcił też na naukę tzw. mszenia – czyli uzupełnienia szczelin. Chodzi o widoczne elementy pomiędzy balami, dawniej stosowano do tego mech – stąd nazwa „mszenie”. Obecnie w budownictwie góralskim stosuje się np. wełniankę, czyli strużyny z drewna świerkowego.
Uzupełniać czy zostawić stare, wybrakowane wypełnienie ? – to pytanie często pada w grupie Horodyskiego. Odpowiedź ekspertów jest jednoznaczna – chodzi o izolację cieplną domu, warto więc o nią zadbać. Dariusz również do tematu podszedł z pieczołowitością. Sprawdził, że w rejonie jego siedliska domy uszczelniano żytnią słomą. Trochę czasu zajęło, zanim znalazł w okolicy taką uprawę, bo akurat teraz sieje się wokół głównie pszenicę. Jeden tylko sąsiad miał obsiany żytem hektar i tam Dariusz wybrał się z kosą.
Na YouTube góralscy mszarze demonstrują, jak mozolnie skręcać warkoczyki, a potem wbijać je między bale trzósłem, czyli metalową lagą.
Dariusz uczył się od własnego domu – wydobył fragment mszenia, rozplątał, i swoją słomę zaczął skręcać tak, aby uzyskać podobny efekt.
***
W swojej grupie Horodyski wprowadził twarde reguły. Na przykład – kto się przyzna, że ociepla dom styropianem, dostaje bana. Podobnie jak ten, kto zapyta o piaskowanie starych drewnianych drzwi albo malowanie podłogi farbą olejną.
– Żyjemy w epoce styropianu, a ten materiał w domach drewnianych powoduje zagrzybienie – tłumaczy mi Horodyski. – Natomiast te stare budynki powstawały w konkretnej technologii i żeby to miało sens, trzeba się przynajmniej postarać, aby zachować ich najważniejsze cechy. A do takich należy przede wszystkim otwartość dyfuzyjna, czyli to, jak budynek oddycha. Jeśli więc taki dom obłożymy styropianem, ściągniemy tam sobie pleśń.
Nie jest jednak łatwo dotrzymać reżimu tradycyjnego budownictwa. Fachowców brak, a ci, którzy podążają za trendem, są słabo dostępni i bardzo kosztowni.
– Literatura jest skąpa, fachowców niewielu, a ludzie, którzy niegdyś stawiali te domy, poumierali i nikt nie przejął ich spuścizny – mówi Dariusz. W swojej pracy posiłkuje się filmami z YouTuba, wiele znalazł na stronach rosyjskojęzycznych, gdzie temat jest żywszy niż u nas.
Remont domu Dariusza będzie kosztował ok. 150 tys. zł. – Najwyższym kosztem będzie instalacja wodna i kanalizacja oraz ogrzewanie – mówi. To naprawdę mało, biorąc pod uwagę, co zastał na początku: zagrzybiony dom, wyłożony tekturą, bez łazienki, toalety i z piecem kuchennym na drewno. – Gdybym zatrudnił fachowców, jakąś firmę czy ekipę, która by to robiła za mnie, prawdopodobnie kosztowałoby mnie to więcej, niż budowa nowego domu z bali – mówi. A koszt budowy domu z bali wynosi 5–12 tys. zł za m kw. Jednak wszystkie prace, łącznie np. z kopaniem rowu melioracyjnego, Dariusz wykonuje własnoręcznie. Ma więc duże oszczędności. – Wymiana przegniłych elementów, poprawa fundamentów i podwalin kosztowała mnie zaledwie 8 tys. zł, płaciłem tylko za materiał. Ekipa wzięłaby co najmniej 30 tys. zł. O ile oczywiście znalazłbym kogoś, kto by się podjął – mówi.
Horodyski również przestrzega, że tradycyjna technologia polega na metodach rzemieślniczych. – Chcesz wyremontować dom według tej technologii? Musisz mieć na to czas – mówi. Dariusz ma czas na remont swojego siedliska głównie dlatego, że zrezygnował z pracy na etacie. Nie z powodu emerytury, ale żeby pożyć wyłącznie na swoich warunkach. – Miałem propozycje pomocy, ludzie oferowali, że przyjadą i mnie wesprą. Jeden z sąsiadów powiedział mi jednak: „Kiedyś każdy chłop to umiał”. No, więc uznałem, że spróbuję wszystko zrobić własnymi rękoma – mówi.