Co zrobić, by wyżywić wszystkich mieszkańców Ziemi, zmniejszyć liczbę chorób dietozależnych i przedwczesnych śmierci, a jednocześnie nie degradować dalej planety. Naukowcy znaleźli odpowiedź, ale nie ma pewności, czy ich posłuchamy

Nie chodzi o to, by całkowicie rezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego, lecz jeść ich znaczniej mniej. Mięso powinno trafiać na nasz talerz raz w tygodniu, a ryby dwa razy w tygodniu. Mamy za to jeść więcej warzyw, produktów pełnoziarnistych, orzechów i roślin strączkowych oraz wybierać produkty lokalne i sezonowe. To główne założenia diety planetarnej, które zostały opracowane przez naukowców z komisji EAT-Lancet. W jej skład weszło 37 ekspertów z 16 krajów.

Dieta planetarna ma zmienić sposób myślenia o jedzeniu. – Problemem mieszkańców Dalekiego Południa jest to, że ziemia, na której tradycyjnie uprawiali żywność czy wypasali zwierzęta, jest im odbierana na pola uprawne i pasze, które potem do nas trafiają. Tam ludzie głodują, a my jemy za dużo i chorujemy – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr, dietetyk kliniczna i psychodietetyk. Z szacunków FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) wynika, że ponad 820 mln ludzi cierpi z powodu głodu, a ponad 2 mld dorosłych ma nadwagę, otyłość lub inne choroby dietozależne, takie jak cukrzyca, choroby serca i nowotwory. Dieta planetarna ma zatem wyżywić wszystkich, zmniejszyć liczbę chorób dietozależnych i przedwczesnych śmierci, a jednocześnie ograniczyć degradację planety. Część naukowców ma jednak wątpliwości, czy to możliwe.

Według danych FAO przeciętny mieszkaniec Demokratycznej Republiki Konga zjada 3 kg mięsa rocznie, Nigeryjczyk 7 kg, a Amerykanin 127 kg. Polak w 2022 r. zjadł 73,4 kg – to prawie 3 kg więcej niż rok wcześniej, wynika z danych GUS.

Komisja EAT-Lancet zaleca, abyśmy spożywali nie więcej niż 15,7 kg mięsa rocznie. Jego produkcja nie służy bowiem planecie. Efektywność energetyczna mięsa wołowego wynosi zaledwie 2 proc. To oznacza, że ze zjedzonych przez krowę 100 kcal jedynie 2 kcal przekształcone zostaną w mięso. Do wyprodukowania 1 kg mięsa potrzeba zatem około 25 kg paszy dla zwierząt. Ponadto przemysł mięsny i mleczarski emitują od 12 proc. do 20 proc. zanieczyszczeń, które niszczą planetę i powodują, że pogoda staje się bardziej gwałtowna, wynika z raportu FAO.

Nadmiar mięsa nie służy też zdrowiu. W 2015 r. czerwone mięso i jego przetwory zostały wpisane na listę produktów wywołujących nowotwory. Badania wykazały, że jedzenie ich sprzyja nowotworom w takim samym stopniu jak palenie papierosów. – Tymczasem dwie najczęściej wyszukiwane w Google przez Polaków diety to diety mięsne – ketogeniczna i karniwora. Obie zostały bardzo nisko ocenione m.in. przez American Heart Association. Mają niekorzystny wpływ na zdrowie, w tym na układ sercowo-naczyniowy – mówi prof. Maciej Banach, kardiolog, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Lipidologicznego.

Nigeryjczyk zjada 7 kg mięsa rocznie, Amerykanin 127 kg. Polak 73,4 kg. Komisja EAT-Lancet zaleca nie więcej niż 15,7 kg

Dieta ketogeniczna polega na ograniczeniu do niezbędnego minimum ilości węglowodanów, czyli należy jeść mniej produktów zbożowych, warzyw i owoców. Jej głównym źródłem energii są tłuszcze, najlepiej zwierzęce. Z kolei dieta karniwora, nazywana dietą mięsną, jest bardziej restrykcyjną wersją diety ketogenicznej. Polega ona na jedzeniu jedynie produktów pochodzenia zwierzęcego, a całkowitym wyeliminowaniu tych, które zawierają surowce roślinne. Nie ma w niej zatem miejsca nie tylko na zboża, warzywa, owoce czy orzechy, ale także na mąkę, kasze, makarony, pieczywo czy tofu. – Te dwie diety są popularne, bo dają szybkie i spektakularne efekty odchudzania, ale już niewiele mówi się o tym, co dzieje się w organizmie osoby po pół roku czy roku stosowania takiej diety – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr.

Mięso ma jednak tę zaletę, że można się nim łatwo nasycić. – Długotrwałe uczucie sytości daje nam białko, ale nie musi być to białko zwierzęce. Stan sytości osiągniemy także wtedy, gdy będziemy jeść spore ilości roślin strączkowych, orzechy, pestki czy różnoziarniste produkty zbożowe – przekonuje Błażejewska-Stuhr. I przyznaje, że jeszcze do niedawna trudno było usatysfakcjonować nasze podniebienie produktami roślinnymi. – Sojowy schabowy nie był w stanie dorównać smakiem prawdziwemu.

Obecnie coraz łatwiej znaleźć przepisy na smaczne dania bez mięsa. Coraz więcej jest też dobrych i zdrowych zamienników. – Czasem serwuję na obiad danie na bazie białka grochu, które imituje mięso. Do tego stopnia smakuje ono mięsem, że moi panowie – synowie i mąż – dziwią się, że podaję im mięso, skoro zapewniam ich zawsze, że jesteśmy wegetarianami – opowiada Katarzyna Błażejewska-Stuhr.

Według danych GUS statystyczny Polak zjada 14 razy mniej roślin strączkowych, niż zalecają eksperci. – Rośliny strączkowe mają całą masę właściwości prozdrowotnych. Wpływają pozytywnie na mikrobiotę jelitową, czyli na nasze samopoczucie i odporność. Mają dużo błonnika, więc przeciwdziałają nowotworom, np. jelita grubego. Zawierają fitozwiązki, które chronią przed rakiem prostaty czy piersi – wymienia Katarzyna Błażejewska-Stuhr.

W diecie mieszkańców Zachodu brakuje też warzyw. – A to najzdrowszy pokarm, jaki możemy sobie wyobrazić. Warzywa mają mało kalorii, a dużo witamin i mikroelementów oraz fitozwiązków. Zawarte w nich składniki działają przeciwutleniająco, chronią przed starzeniem, nowotworami czy chorobami zapalnymi, które obecnie są plagą, jeśli chodzi o zdrowie Polaków – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr. Cenne są też grzyby. Zawierają składniki, które wpływają na pracę mózgu i chronią przed chorobami neurodegeneracyjnymi. Poprawiają też pamięć i koncentrację.

W diecie planetarnej chodzi też o to, aby jeść sezonowo i lokalnie. – Dzięki temu żywność nie byłaby wożona z jednego kontynentu na drugi, a to znacznie ograniczyłoby transport i tym samym emisję gazów cieplarnianych – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr. Ważnym elementem tej diety jest też niemarnowanie żywności. – To wielki problem, bo ok. 30 proc. wyprodukowanej żywności trafia do śmieci. W większości dotyczy to jedzenia w gospodarstwach domowych – przypomina ekspertka i radzi, by kupować nieco mniej niż dotychczas, mrozić, rozdawać sąsiadom albo pasteryzować to, co nam zostaje.

Założenia diety planetarnej zostały przedstawione w czasie pandemii. Dlatego wiele badań, które mają sprawdzić jej prozdrowotne znaczenie, jeszcze trwa. – Jedno z nich, które już się zakończyło, zostało przeprowadzone na niewielkiej grupie osób. Wykazano w nim, że dieta planetarna poprawia parametry glikemiczne, czyli stężenie glukozy we krwi. Dzięki temu zmniejsza ryzyko chorób serca i nowotworów – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr. – Wyniki te nie są zaskakujące, bo dieta planetarna jest bardzo podobna do diety śródziemnomorskiej i w rankingu specjalistów obie od lat są uznawane za najzdrowsze.

Mimo tych zalet jej popularność jest stosunkowo niewielka. – Wielu ludziom trudno jest zrezygnować z nawyków i przyzwyczajeń. Gdy rozmawiam z osobami w moim wieku i starszymi, mówią, że nie rozumieją, jak można żyć w zgodzie z planetą. Gdy zaś rozmawiałam z licealistami, to wszyscy wiedzieli, o co chodzi, a niektórzy już nawet zaczęli ją stosować – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr. Wraz z Urszulą Minorczyk napisała wydaną niedawno książkę „Dieta planetarna”. – Twórcy tej diety uważają, że największym problemem ludzi Zachodu we wprowadzeniu diety opartej w większości na roślinach jest to, że nie znamy ciekawych, prostych i smacznych przepisów na zdrowe dania. Dlatego poprosiłam Ulkę Minorczyk, która świetnie gotuje, by stworzyła proste do przygotowania przepisy na dania roślinne, smakujące jak w restauracji – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr.

Nie czekając na wyniki kolejnych badań, dietę planetarną już wprowadzają władze niemieckich szpitali. Lekarze uznali, że jest ona zdrowa także dla ludzi chorych. – A przy okazji pacjenci podczas pobytu w szpitalu mogą nauczyć się, jak powinni jeść na co dzień. Jest to też tańsze rozwiązanie – dodaje Katarzyna Błażejewska-Stuhr. I ma nadzieję, że dieta także u nas będzie coraz bardziej popularna. – Kilka towarzystw medycznych, m.in. Polskie Towarzystwo Medycyny Stylu Życia, zwróciło się do przedstawicieli Ministerstwa Edukacji Narodowej, aby założenia tej diety znalazły się w przedmiocie wiedza o zdrowiu, który ma zostać wprowadzony do szkół jesienią tego roku. Mam nadzieję, że informacje na temat diety planetarnej zarówno znajdą się w podręczniku, jak i zgodnie z jej założeniami będą przygotowywane szkolne posiłki – mówi Błażejewska-Stuhr.

Nie ma jednak pewności, czy dieta planetarna uratuje planetę. Jesienią ubiegłego roku w JAMA Network Open naukowcy opublikowali badanie, w którym ocenili wpływ przestrzegania tej diety na środowisko i zdrowie ludzi. Rozpoczęli je w 1993 r. i objęli nimi 57 tys. stałych mieszkańców Singapuru, którzy w chwili rozpoczęcia badania nie chorowali ani na schorzenia układu sercowo-naczyniowego, ani na nowotwory. Obserwowali ich do 2020 r., notując częstotliwość posiłków, ilość kalorii i spożycie 14 składników diety planetarnej.

Informacje na temat zgonów, choroby układu oddechowego, układu krążenia i nowotwory, ustalili na podstawie danych z rejestrów krajowych. Oszacowali także zużycie wody, użytkowanie gruntów i emisję gazów cieplarnianych. Na przykład, ilość wyemitowanych gazów cieplarnianych obliczono na podstawie okresu pomiędzy produkcją a konsumpcją żywności. Na podstawie tych danych określili wpływ diety na środowisko.

Okazało się, że im bardziej ochotnicy przestrzegali zaleceń diety planetarnej, tym mniejsze mieli ryzyko śmierci z powodu chorób przewlekłych, ale wpływ diety na środowisko nie był jednoznaczny. Lepsze jej przestrzeganie wiązało się co prawda ze zmniejszeniem emisji gazów cieplarnianych (o 7 proc.), ale większe było wykorzystanie gruntów (o 10 proc.) i zużycie wody (o 8 proc.).

Do innych wniosków doszli naukowcy z Wydziału Żywienia na Harvard University w Bostonie. Na podstawie analizy danych ponad 100 tys. mieszkańców Stanów Zjednoczonych wykazali, że dieta planetarna jest nie tylko zdrowsza, bo zmniejsza ryzyko śmierci z powodu raka lub chorób sercowo-naczyniowych o jedną czwartą, ale też mniej szkodliwa dla środowiska – zmniejsza zużycie wody, wykorzystanie gruntów i emisję gazów cieplarnianych.

– To od nas zależy, czy zmniejszymy skutki katastrofy klimatycznej. To my decydujemy, co kupujemy. Przemysł, kierując się zyskiem, będzie reagował na zapotrzebowanie konsumentów. Widać to choćby po tym, jaka jest obecnie dostępność produktów bezglutenowych, zamienników roślinnych mięsa czy piwa bezalkoholowego, które jeszcze kilka lat temu trudno było dostać. W Polsce wiele mleczarni ma w już swojej ofercie niemleczne sery i nabiały – mówi Katarzyna Błażejewska-Stuhr.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version