Postęp cywilizacyjny przyniósł nam epidemię lęku i epidemię bezruchu. Oba te zjawiska wzajemnie się potęgują. Zwłaszcza kiedy energię lęku przekierowujemy na jeszcze większą ilość wykonywanej pracy, a nie rekreacyjną aktywność fizyczną albo kontakty społeczne.
Lęk jest jedną ze zdobyczy cywilizacji, która wymknęła się nam spod kontroli. W czasach, gdy istniał tylko strach (silna, krótkotrwała reakcja organizmu w zetknięciu z realnym zagrożeniem), nasz organizm doskonale radził sobie z wyciszeniem tej pierwotnej emocji zaraz po zażegnaniu niebezpieczeństwa. Gdy pojawiało się realne zagrożenie zdrowia lub życia, człowiek w ułamku sekundy stawał do walki albo decydował się na ucieczkę – jeśli przeciwnik, np. drapieżne zwierzę albo przedstawiciel wrogiego plemienia, wydawał się silniejszy. Uczucie strachu, a nawet przerażenia mogły wywołać także nagłe zjawiska atmosferyczne, szalejące żywioły czy trzęsienia ziemi. W takich sytuacjach ucieczka i poszukiwanie bezpiecznego schronienia były jedynym dostępnym rozwiązaniem.
Ciało ludzkie było i nadal jest doskonale przygotowane do szybkiej reakcji na nagłe zagrożenie i na konieczność natychmiastowej mobilizacji wszystkich dostępnych sił. Odpowiada za to część współczulna (pobudzająca) autonomicznego układu nerwowego. Gdy zagrożenie mija, uruchamia się część przywspółczulna (hamująca) tego układu, która wygasza reakcje fizjologiczne towarzyszące walce lub ucieczce. Dzieje się to poza naszą świadomą kontrolą, stąd nazwa – autonomiczny układ nerwowy. Ten pierwotny system reakcji fizjologicznych, który umożliwił nam przetrwanie, kształtował się przez miliony lat ewolucji. W takiej perspektywie rozwój cywilizacji to zaledwie krótka chwila – kilka tysięcy lat, podczas których warunki życia człowieka zmieniły się diametralnie.
Stała lękowa stymulacja
Strach jako pierwotna reakcja emocjonalna nadal istnieje. Jeśli zadziała określony bodziec, autonomiczny układ nerwowy nadal wykonuje swoje zadania. Jednak wraz z rozwojem cywilizacji coraz większą rolę odgrywa lęk – nieprzyjemny stan emocjonalny związany z przewidywaniem nadchodzącego zagrożenia. Patrząc przez ten pryzmat, możemy uznać, że postęp cywilizacyjny opiera się w dużej mierze na doświadczanym przez nas lęku. Dzięki niemu potrafimy zawczasu ustrzec się przed określonym zagrożeniem, bo przygotowujemy się do niego, zanim ono nastąpi. Ma to swoje odzwierciedlenie w każdym obszarze naszego życia. Chronimy dzieci, zabezpieczamy domy, ciężko pracujemy, aby zapewnić sobie bezpieczną starość. Próbujemy zapewnić sobie i naszym dzieciom przetrwanie/sukces życiowy poprzez przewidywanie różnych możliwych zagrożeń, a następnie podejmujemy działania, żeby im zapobiec.
Newsweek Psychologia
Foto: Newsweek
Także dzieci wychowujemy poprzez budzenie w nich lęku (np. „Ucz się, bo nie zdasz matury”, „Nie zachowuj się tak, bo nikt z tobą nie wytrzyma” itp.). To głęboko wnika w psychikę kolejnych pokoleń. W ostatnich latach rośnie także rola mediów w zwiększaniu poziomu odczuwanego lęku. W związku z tym, że ludzki układ nerwowy jest tak skalibrowany, że znacznie łatwiej przykuć uwagę odbiorcy poprzez informacje wzbudzające lęk, to przekaz medialny jest również przepełniony przykrymi, a niekiedy wręcz przerażającymi informacjami.
Patrząc przez pryzmat fizjologii ciała ludzkiego, mamy obecnie do czynienia ze stałą, nadmierną stymulacją części współczulnej (pobudzającej) autonomicznego układu nerwowego, ale aktywują ją przede wszystkim czynniki wewnętrzne (nasze myśli, obawy, przewidywania). Co gorsza, to właśnie myśleniem próbujemy się uspokoić, a ono jedynie napędza błędne koło lęku. Myślenie, choćby najbardziej efektywne, nie jest w stanie uruchomić części przywspółczulnej (wyciszającej) autonomicznego układu nerwowego (wyjątek stanowią praktyki relaksacyjne, medytacja, autohipnoza). Od zawsze w naturalny sposób tę rolę pełnił wysiłek fizyczny. W obliczu realnego niebezpieczeństwa rzucamy się do walki albo ucieczki, a wtedy nasze ciało – na bazie podstawowych reakcji fizjologicznych – neutralizuje energię wygenerowaną przez strach. Wyjątkiem jest sytuacja, w której dochodzi do reakcji zamrożenia (freeze), wtedy cała energia wygenerowana przez strach pozostaje w naszym ciele, co zwykle prowadzi do powstania traumy.
Jak utknęliśmy w bezruchu
Ponieważ lęk ma zdecydowanie mniejsze nasilenie niż strach, a dodatkowo przyczyna lęku nie pochodzi z zewnątrz (realne zagrożenie), tylko z wewnątrz (myślenie o ewentualnym zagrożeniu), nie dochodzi do uruchomienia naturalnej reakcji walki (bo z kim?) albo ucieczki (bo przed kim?), które są nierozerwalnie związane z intensywnym wysiłkiem fizycznym. Pozostając w bezruchu, próbujemy wymyślić „lekarstwo” na nasz lęk czy też niepokój o nieokreślonym charakterze, co w pewnym sensie przypomina reakcję zamrożenia leżącą u podłoża traumy. Rozwój cywilizacyjny w bezprecedensowy sposób pozbawił nas możliwości korzystania z codziennej, naturalnej dawki aktywności fizycznej, jaka przez tysiące lat towarzyszyła rozwojowi naszego gatunku. Styl życia epoki postindustrialnej to przecież ogromny spadek zapotrzebowania na pracę fizyczną.
Już od przedszkola dzieci częściej siedzą w zamkniętych pomieszczeniach, niż spędzają czas w ruchu, w otwartej przestrzeni. W szkole sytuacja się pogarsza i raczej nie zmienia w dorosłości. Praca zawodowa zwykle wiąże się z siedzeniem za biurkiem, zmienił się sposób przemieszczania się czy wykonywania prac domowych. Fizjologia naszego ciała kształtowała się przez setki tysięcy lat i jest doskonale przygotowana do znoszenia ogromnych obciążeń fizycznych. Świadectwem tego wciąż są osiągnięcia najlepszych sportowców. Autonomiczny układ nerwowy pozwala nam dobrze radzić sobie z nagłym, krótkotrwałym zagrożeniem poprzez reakcję ucieczki albo walki, ale zwraca się przeciwko nam, kiedy zamiast zewnętrznego zagrożenia wrogiem stają się przewlekle oddziałujące czynniki wewnętrzne – nasze myśli, odpowiedzialne za powstanie lęku.
Świat choruje na lęk
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że zaburzenia lękowe występują u 300 mln ludzi na całym świecie. Badania przeprowadzone w 2015 r. pokazały, że blisko 9 proc. Polaków doświadczało zaburzeń lękowych w ostatnich 12 miesiącach. Podobne badanie wykonane w 2019 r. wykazało, że takich zaburzeń doświadczyło już blisko 12 proc. dorosłych Polaków. Ten obserwowany w wynikach rosnący trend potwierdza obawy WHO oraz Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego, które prognozują, że w ciągu najbliższych lat zaburzenia o charakterze psychicznym staną się jednym z najpoważniejszych problemów współczesnej medycyny.
Na częstość występowania zaburzeń o charakterze lękowym istotny wpływ miała pandemia COVID-19. Wiele badań wykazało znaczący wzrost liczby osób doświadczających zaburzeń lękowych oraz wzrost ogólnego poziomu lęku w populacji. Badacze szacują, że w zależności od regionu od 35 do nawet 50 proc. ludzi doświadczyło w tym okresie zaburzeń lękowych. Wśród czynników odpowiadających za zaobserwowane zjawisko wymieniają: izolację społeczną, obawy związane z przyszłością oraz traumatyczne doświadczenia związane z chorobą lub stratą bliskich osób. Zwrócono także uwagę na wpływ mediów społecznościowych. Nadmierne korzystanie, narażenie na dezinformację czy negatywne informacje związane z pandemią potęgujące poczucie zagrożenia mogły także prowadzić do wzrostu poziomu odczuwanego lęku. Wydaje się, że istotną rolę odegrały także prawne ograniczenia związane z możliwością korzystania z aktywności fizycznej. Całkowitym absurdem był ogłoszony w naszym kraju zakaz wstępu do lasu.
Zaburzenia lękowe dotyczą osób w każdym wieku. Okazuje się, że nawet 10-20 proc. dzieci i nastolatków doświadcza zaburzeń lękowych w okresie dzieciństwa i wczesnego dojrzewania. Wśród dorosłych w wieku produkcyjnym obserwuje się częstość występowania zaburzeń lękowych na poziomie 10-30 proc. Bardziej skomplikowana jest sprawa zaburzeń lękowych u osób starszych. Jedne dane pokazują, że około 10 proc. tej populacji cierpi z powodu zaburzeń lękowych, a inne, że nawet do 20 proc. Za przyczynę takiej niepewności podaje się trudności z właściwym diagnozowaniem zaburzeń lękowych, ponieważ podobne objawy mogą pojawiać się w przebiegu demencji czy też z powodu innych chorób oraz izolacji społecznej.
Badania pokazują zróżnicowanie częstości występowania zaburzeń lękowych ze względu na płeć. Zdecydowanie częściej niż u mężczyzn są one diagnozowane u kobiet. Te częściej doświadczają lęku uogólnionego, fobii społecznej oraz objawów związanych z paniką, natomiast mężczyźni częściej zapadają na zespół stresu pourazowego. Różnice w występowaniu lęku pomiędzy płciami mogą być wynikiem interakcji czynników biologicznych, psychologicznych i społecznych, m.in.: zmian hormonalnych, narażenia na przemoc, stresu społecznego i kulturowego oczekiwania dotyczącego ról płciowych.
Zaburzenia lękowe stanowią poważny problem, gdy współistnieją z chorobami przewlekłymi. Główną przyczyną śmierci na całym świecie są choroby sercowo-naczyniowe. Szacuje się, że od 15 do 30 proc. osób z chorobami sercowo-naczyniowymi cierpi na przewlekłe zaburzenia lękowo-depresyjne. Lęk może być zarówno przyczyną chorób kardiologicznych, jak i reakcją na incydenty sercowo-naczyniowe (np. zawał serca, udar mózgu), postawioną diagnozę i sposób leczenia. Obecność zaburzeń lękowych u pacjentów z chorobami serca wiąże się z gorszymi prognozami klinicznymi. Lęk zwiększa częstość incydentów sercowo-naczyniowych i ryzyko powikłań, zaostrza objawy chorób kardiologicznych i pogarsza funkcję serca. Osoby z zaburzeniami lękowo-depresyjnymi cechuje wyższe ryzyko hospitalizacji oraz gorsza jakość życia. Zaburzenia psychiczne mają negatywny wpływ na przestrzeganie zaleceń lekarskich, utrudniają zmianę stylu życia i zmniejszają korzyści płynące z rehabilitacji kardiologicznej.
Zaburzenia lękowe są także powszechne u pacjentów z nowotworami. Mogą być związane z różnymi aspektami choroby, takimi jak niepewność związana z diagnozą, obawy o utratę zdrowia i życia. Szacuje się, że od 25 do nawet 50 proc. osób z nowotworem doświadcza przewlekłego lęku na różnym poziomie. Wśród czynników ryzyka związanych z częstszym jego występowaniem są: stadium zaawansowania choroby, sposób leczenia, obecność objawów fizycznych (w tym ból), niepewność dotycząca wyników badań i prognozy, brak wsparcia społecznego, brak informacji i edukacji na temat choroby.
Wyjątkowo często zaburzenia lękowe współistnieją również u pacjentów z chorobami płuc. Doświadcza ich nawet 30-70 proc. osób z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POCHP) lub z astmą oskrzelową. Występowanie tych zaburzeń związane jest z ograniczeniami w wykonywaniu codziennych czynności, obawą przed kolejnymi atakami duszności i obawą o przyszłość.
Obowiązkowa dawka zdrowia
Wymienione wyżej choroby są obecnie głównymi przyczynami śmierci w krajach wysokorozwiniętych. Zaliczane są do grupy chorób cywilizacyjnych związanych ze środowiskiem, w jakim żyjemy, i z naszym stylem życia. Niski poziom aktywności fizycznej jest jednym z istotnych czynników zwiększających ryzyko zachorowania na choroby cywilizacyjne. Mamy obecnie do czynienia z epidemią bezruchu i epidemią lęku. Oba te zjawiska wzajemnie się potęgują, szczególnie wtedy, kiedy próbujemy energię lęku przekierować na jeszcze większą ilość wykonywanej pracy, a nie rekreacyjną aktywność fizyczną albo kontakty społeczne. Wydaje nam się, że w ten sposób lepiej zadbamy o naszą przyszłość, a tymczasem pogarszamy swoje zdrowie i swoją teraźniejszość. W mojej ocenie każda forma leczenia zaburzeń lękowych (psychoterapia, farmakoterapia) powinna być uzupełniona o obowiązkową dawkę rekreacyjnej aktywności fizycznej, najlepiej realizowaną w gronie lubiących się osób. Dlatego warto szukać znajomych wśród osób aktywnie spędzających czas wolny i świadomie dbać o to, aby podczas przyjemnych aktywności nie rozmawiać o problemach, polityce i obawach. Wtedy nasze ciało odwdzięczy się, uruchamiając naturalne procesy wyciszające nadaktywną część autonomicznego układu nerwowego i redukując poziom odczuwanego lęku.
Podziękowania dla Adama Wrzeciony, który wertował medyczne bazy naukowe, aby zweryfikować moje poglądy zgodnie z zasadami evidence based medicine.
prof. dr hab. Joanna Szczepańska-Gieracha — certyfikowana psychoterapeutka European Association of Psychotherapy, nauczycielka psychoterapii w Polskim Instytucie Ericksonowskim, profesor na Wydziale Fizjoterapii AWF Wrocław, członkini Polskiej Akademii Nauk (PAN), Komitet Rehabilitacji Kultury Fizycznej i Integracji Społecznej – w kadencji 2016-2020 oraz 2020-2023, autorka i współautorka ponad 120 publikacji naukowych, założycielka Fundacji Siwy Dym