Najbardziej intrygujące jest stanowisko bogobojnego Andrzeja Dudy w sprawie rozliczeń jego frienda Donalda Trumpa z aktorką porno Stormy Daniels.
Marzył, planował i dopiął swego – podczas pobytu w Nowym Jorku Andrzej Duda wreszcie spotkał się ze swym amerykańskim idolem Donaldem Trumpem. Ich rozłąka trwała dość długo. Spotkali się ponad trzy lata od utraty prezydentury przez Trumpa, który – jak wierzy Duda – jest jego politycznym druhem.
Na usprawiedliwienie prezydenta dodajmy, że były prezydent nie dysponował za bardzo czasem na spotkania z fanami, bo musiał się zająć procesami – o przekręty finansowe oraz próbę sfałszowania wyników wyborów w 2020 r., które odsunęły go od władzy. Po tym, jak dostał grzywnę przekraczającą 350 mln dolarów, zaczął produkować złote trumpki, żeby sobie dorobić. Buciory z motywem flagi USA i wielką literą „T” oficjalnie kosztują 399 dolców, ale u Chińczyka w internecie można je ogarnąć za niecałe 150 zł, co pokazuje, jaka jest trumpowska marża.
Prezydent próbował dopiąć spotkanie z Trumpem już miesiąc temu, gdy był wraz z premierem Donaldem Tuskiem z wizytą w Białym Domu. Ekipie Joe Bidena trumpowskie plany Dudy nie przypadły do gustu i zażądała, aby sobie darował. Tym razem nie musiał słuchać Bidena. Pojechał do USA na sesję ONZ, więc mógł sobie czas wolny – czy to shopping, czy trumping – organizować na własną rękę.
Wbrew pozorom spotkanie Dudy z Trumpem jest absolutnie logiczne. Uzasadnieniem są rosnące szanse Trumpa na powrót do Białego Domu. Dość powiedzieć, że ciche przyzwolenie na to spotkanie dał rząd, który możliwy powrót Trumpa na fotel prezydenta USA uważa za ogromne zagrożenie. Duda jest przydatnym pośrednikiem na wypadek takiej sytuacji.
A jaki osobisty interes ma Duda w odgrzewaniu kontaktu z Trumpem? To dla niego polityczne złoto. Po pierwsze, Duda naprawdę uwielbia Trumpa. Do dziś z rozrzewnieniem wspomina szczyty NATO, na których Trump poniżał i upokarzał Angelę Merkel i Emmanuela Macrona. Już samo upokarzanie Niemców i Francuzów – którzy lubili upokarzać rządy PiS – wywoływało euforię u Dudy.
Poza tym Duda jest przekonany, że w kwestiach bezpieczeństwa Polski Trump za swych rządów dotrzymywał słowa. Dlatego dziś prezydent nie wierzy w buńczuczne wypowiedzi Trumpa, podważające sens NATO i amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa dla Europy. Uważa, że to kampanijna gra na amerykański rynek.
Trump jest istotny także z punktu widzenia osobistych planów Dudy. Jak dotąd, wszystkie możliwości zagranicznej kariery się przed prezydentem zamykają. Powrót Trumpa daje mu szanse na nowe otwarcie – jeśli ktoś jest w stanie zapewnić Dudzie karierę międzynarodową po zakończeniu prezydentury, to będzie to prezydent USA.
Jeśli prezydentem pozostanie Biden, jest na to mała szansa. Biden nigdy nie miał dobrych relacji z Dudą, przed wojną efektownie go ignorował. Sytuacja zmieniła się po ataku Rosji na Ukrainę – Duda stał się przydatny, bo miał szczególne relacje z Wołodymyrem Zełenskim. Dziś Biały Dom nie potrzebuje pośredników na Ukrainie, zresztą relacje Dudy z Zełenskim – po wybuchu wojny handlowej wokół rolnictwa – zmieniły się w chłodną obojętność.
Ale także w tej kwestii spotkanie z Trumpem ma dla Dudy sens. Zełenski ma z Trumpem fatalne relacje. Spora część prawnych problemów Trumpa wzięła się z tego, że jako prezydent próbował wymusić na Zełenskim dostarczenie haków na syna Bidena, który prowadził interesy na Ukrainie. Zełenski odmówił, a Trumpowi za karę groziło usunięcia z urzędu przez Izbę Reprezentantów USA.
Trump pała nienawiścią do Zełenskiego. A więc jeśli wróci do Białego Domu, to Zełenski może potrzebować pośrednika w kontaktach z nim – wtedy cały na biało wkroczy do gry pan Andrzej. Tak, dziś z wielu powodów wymiana prezydenta USA na Trumpa jest absolutnie w interesie Dudy.
Proces Trumpa w sprawie płacenia gwieździe porno Stormy Daniels za milczenie w kwestii ich romansu podobnie jak inne występki erotyczne, finansowe i karne nie mają dla Dudy większego znaczenia. I trudno go za to krytykować. Duda nie ma wpływu na to, że skompromitowany Trump cieszy się wciąż ogromną popularnością w USA i ma szansę wrócić do Białego Domu. Po prostu w kalkulacjach Dudy bardziej opłacalne jest odnowienie relacji z Trumpem od ignorowania go.
To akurat dobrze świadczy o prezydencie, że kieruje się interesami, a nie emocjami. Poza wszystkim to dowód, że Duda nie jest w swych ultrakonserwatywnych, katolickich poglądach aż tak doktrynalny. Przynajmniej nie w Ameryce.