Premier Donald Tusk głosi, że Polska nie przyjmie przymusowo żadnych migrantów na mocy paktu migracyjnego UE, którego zresztą nawet ma nie stosować. Jednocześnie przekonywał, że „nie ma co robić z tego polityki”. Otóż to jest właśnie czysta polityka. Nikt w Polsce nie ma szans wygrać wyborów, jeśli ogłosi, że chce przyjmować migrantów na mocy tego paktu.
W książce „Wybór”, napisanej razem z Anne Applebaum, Donald Tusk wprost wyłożył nawet nie filozofię, co już prostą mechanikę swojej polityki. W niej to kwestię migrantów nazwał „śmiertelnie skutecznym paliwem politycznym”. Przez migracje politycy przegrywają albo wygrywają. A odkąd Tusk wrócił do krajowej polityki ma w istocie jeden cel: wygrać z PiS — najpierw przejąć rządy, a potem Pałac Prezydencki. A temat migracji jest dla niego w tym pochodzie śmiertelnie groźny — jeśli sobie z nim nie poradzi, to przegra.
Trump pokazał, jak zwyciężać mamy
Migracje, migranci — to jest dziś temat jeden z najważniejszych w całym demokratycznym świecie. Donald Trump w USA wygrał wybory, obiecując największa w historii akcję deportacyjną osób, które nielegalnie przebywają w Stanach. W Niemczech najpewniej przyszły kanclerz z CDU/CSU Friedrich Merz jest gotów paktować z AfD, byle tylko pokazać się, że jest nieugięty ws. migracji. Nawet, jak pisała w „Newsweeku” Katarzyna Wężyk, najbardziej przyjazny migrantom kraj — Kanada — odwraca się od nich.
Marząc o wygranej Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, a potem o utrzymaniu władzy w wyborach parlamentarnych w 2027 r. szef rządu zwyczajnie musi być antyimigrancki. Tak jak PiS. A już na pewno antyimigrancki w retoryce, bo jak będzie w rzeczywistości, to się okaże po wejściu w życie paktu migracyjnego (w połowie 2026 r.). Czy się to komuś podoba czy nie — takie są nastroje społeczne, a Tusk chce się utrzymać w ich głównym nurcie.
Pakt Schrödingera
Względy prawne są — póki co werbalnie — ignorowane przez Donalda Tuska. Formalnie bowiem pakt migracyjny jest już prawem, które należy stosować i co podkreśla Komisja Europejska, nie ma żadnej możliwości, aby Polska była wyłączona z paktu. Mimo to premier mówi, że zwyczajnie nie będzie ten pakt w Polsce implementowany.
Względy humanitarne też nie mają w istocie znaczenia dla takiego stanowiska premiera. Sam Donald Tusk bardzo wprost to ujmował w 2021 r., gdy na granicy z Białorusią za sprawą Łukaszenki zaczęli się pojawiać migranci. Tusk wówczas stwierdził: — Kiedy padają słowa „granica”, „terytorium”, „państwo polskie”, Polacy trzymają kciuki za swoją Straż Graniczną i za żołnierzy. Zrozumcie to. Pamiętajcie, zawsze na pierwszym miejscu polityk odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo obywateli i bezpieczeństwo, i niepodległość swojego państwa — mówił Tusk.
Dla Polaków — w dominującej części, bez której nie da się wygrać wyborów — obrona granicy i terytorium jest rzeczą świętą i bezcenną. A to Tusk jest od wygrywania wyborów z PiS-em. Aby móc wygrać, sam musiał się stać PiS-em w sprawach migracji. Nawet jeśli w kimś taka polityczna logika budzi opór moralny, to nie zmieni społecznych realiów i nie odwróci społecznych emocji wokół problemu migracji.
Jedno słowo Tuska i przegrywa wybory
Jedno słowo Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego, że Polska będzie przyjmować migrantów narzucanych przez Komisję Europejską i przegrają te wybory.
Podobnie było z wiekiem emerytalnym: jedno słowo Tuska, że może podwyższyć ten wiek i przegrałby wybory w 2023 r.
Co więc premier usiłuje zrobić w 2024 i 2025 r.? Zamknąć temat jak najszybciej i szczelnie. Mówi więc tak: — Polska nie będzie implementowała żadnego paktu migracyjnego ani żadnego zapisu tego typu projektów, które miałyby doprowadzić do przymusowego przyjmowania przez Polskę migrantów. I jeszcze dodaje, że „nie ma co robić z tego polityki”.
Ale to jest właśnie czysta polityka. Wszak pakt migracyjny wchodzi w życie — mimo prób renegocjacji, deklarowanego oporu ze strony różnych państw — w połowie 2026 r. Dopiero od tego momentu polityka UE ws. migracji się zmieni. A to już po krajowych wyborach prezydenckich. W kampanii wyborczej, przed majowymi wyborami, szef rządu może mówić dowolne rzeczy, byłe tylko pomóc Trzaskowskiemu je wygrać. Ale po wejściu w życie paktu, gdy pojawi się perspektywa przyjmowania migrantów w kwotach narzucanych przez Komisję Europejską, płacenia za odmowę ich przyjęcia, bądź inne zaangażowanie finansowe, to wtedy dla rządu przyjdzie: sprawdzam.
Pakt — co warto podkreślić — negocjowano w czasie rządów PiS, a za rządów Donalda Tuska to już była bardziej kosmetyka.
W kampanii prezydenckiej nie ma dla obozu rządzącego ryzyka, że zapadnie decyzja Komisji Europejskiej, że oto Polska ma przyjąć migrantów. Donald Tusk może więc z całą pewnością mówić, że nie przyjmie ani jednego migranta.
Gdzie te zyski z paktu?
Retoryka premiera jednak się nieco zmienia. W zeszłym roku — w maju, gdy Unia już ostatecznie przyjęła pakt — szef rządu oczywiście mówił więcej niż dziś: — To jest moje zadanie i ja się wywiąże z tego zadania. Polska będzie beneficjentem paktu migracyjnego. Nie będziemy za nic płacić, nie będziemy musieli przyjmować żadnych migrantów z innych kierunków, Unia Europejska nie narzuci nam żadnych kwot migrantów. Natomiast Polska będzie skutecznie egzekwowała wsparcie finansowe ze strony Unii w związku z tym, że stała się państwem goszczącym steki tysięcy migrantów głównie z Ukrainy.
Jak Donald Tusk chce wyszarpać zyski z paktu migracyjnego, skoro teraz chce go ignorować?