Widok odwożonych do aresztu kolegów, którzy przez lata wydawali się nietykalni, musiał być szokiem dla oderwanych od koryta polityków PiS.
Głowa państwa ukrywająca w Pałacu Prezydenckim przestępców to wydarzenia bez precedensu w historii III RP. Realizując polityczny plan Jarosława Kaczyńskiego obliczony na wywołanie społecznych niepokojów i polityczno-prawnego chaosu, Andrzej Duda stanął po stronie bezprawia i niesprawiedliwości kompromitując urząd, który sprawuje. Zupełnie jakby nie zauważył, że wraz ze zmianą władzy w Polsce nadchodzi nieuchronny kres państwa, w którym wykładnią prawa były ustalenie biura politycznego z Nowogrodzkiej, a sprawiedliwość miała być tylko dla wybranych z partyjną legitymacją PiS w kieszeni.
Prezydent, który chciał zagrać na nosie Donalda Tuska, sam został ograny i wystawiony na pośmiewisko, gdy pod jego nieobecność policja wyprowadziła z Pałacu Prezydenckiego ukrywających się w nim skazańców. Akcja zatrzymania Kamińskiego i Wąsika została przeprowadzona sprawnie, bez siłowej konfrontacji i w miarę okoliczności dyskretnie. Podobno Andrzej Duda, który przebywał wówczas w Belwederze na spotkaniu z białoruską opozycją, chciał ruszyć z odsieczą kolesiom przestępcom. Jednak, jak powiedział Onetowi prezydencki minister Wojciech Kolarski, akcja ratunkowa została udaremniona przez miejski autobus, który stojąc na światłach awaryjnych, miał blokować bramę wyjazdową. — Jestem przekonany, że to była celowa akcja — stwierdził Kolarski.