Prezydent Andrzej Duda czasem potrafi wykazać się poczuciem humoru i zagrać na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu. Do kategorii takich właśnie gestów zaliczyć należy mianowanie prezesem Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego, ze względu na słuszną posturę zwanego Godzillą.
Żeby zrozumieć tę wysublimowaną ironię, wystarczy popatrzeć na minę pani Julii „Odkrycia Towarzyskiego” Przyłębskiej, alias kucharka prezesa, podczas uroczystości wręczenia nominacji nowemu szefowi TK, która odbyła się w pałacu prezydenckim. Na próżno wypatrywać uśmiechu radości na licu pani Julii, widać za to nieukrywane poczucie zawodu. Bo czy prezydent – kulawa kaczka (lame duck), jak w anglosaskiej kulturze politycznej nazywani są prezydenci tuż przed zakończeniem sprawowania urzędu, ma prawo bruździć prezesowi Polski i jego świcie? A plan prezesa i jego „towarzyskiego odkrycia” był taki, by mimo zakończenia dziewięcioletniej kadencji w Trybunale pani Julia, a co za tym idzie prezes, nadal trzymali lejce Trybunału w rękach. Miało temu służyć powołanie na prezesa TK Bartłomieja Sochańskiego, byłego radnego PiS ze Szczecina, obecnie sędziego Trybunału, który obok Święczkowskiego został przedstawiony prezydentowi Dudzie jako kandydat na prezesa sądu konstytucyjnego.
Teraz Kaczyński – jeśli będzie chciał wykorzystać Trybunał, by popsuć szyki Tuskowi – będzie musiał meldować się u Ziobry i z nim negocjować
Jednak Andrzej Sebastian zamiast karnie powołać wybrańca Nowogrodzkiej, przepraszam – zgromadzenia ogólnego sędziów TK, postawił na Święczkowskiego. Należy docenić ten gest, wszak „Godzilla” od lat jest człowiekiem Zbigniewa Ziobry, którego Duda wielką sympatią – mówiąc dyplomatycznie – nie darzy. Zresztą z wzajemnością, bo i Ziobro ma swoje żale do Andrzeja Sebastiana. Otóż ów zamiast w 2011 r. po wyrzuceniu Ziobry z PiS razem z nim pożegnać się z partią, zameldował się u prezesa z deklaracją lojalności, co zostało docenione już cztery lata później prezesowskim wskazaniem na kandydata w wyborach prezydenckich. W każdym razie Andrzej Duda postanowił wznieść się ponad osobiste animozje i zaszłości i na odchodne odebrać zabawkę w postaci Trybunału prezesowi i pani Julii.
Teraz Kaczyński – jeśli będzie chciał wykorzystać Trybunał, by popsuć szyki Tuskowi – będzie musiał meldować się u Ziobry i z nim negocjować. Już sama świadomość, jaką przyjdzie mu płacić cenę, musi być upokarzająca dla prezesa. Święczkowski nigdy nie krył, że jest człowiekiem Ziobry. Przyjaźnią się od czasów aplikacji prokuratorskiej, którą obaj robili na Śląsku, a w jego późniejszej karierze widać pewną prawidłowość. Zawsze gdy Ziobro obejmował ważne stanowisko, zaraz ciągnął za sobą Święczkowskiego. Tak było po wyborach w 2005 r., wygranych przez PiS, gdy Ziobro po raz pierwszy został ministrem sprawiedliwości. Już kilka tygodni po objęciu funkcji ściągnął Święczkowskiego do Warszawy i zrobił go zastępcą, a później dyrektorem Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, nadzorującego najważniejsze śledztwa w kraju. Potem zrobił go szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
To z tamtych czasów pochodzi pewna anegdota, która świetnie obrazuje, gdzie znajduje się ośrodek lojalności nowo mianowanego prezesa TK. Otóż jeden z ówczesnych szefów organów ścigania wspomina swoją rozmowę ze Święczkowskim z tamtych czasów, gdy ten miał wprost wypalić, że każdy w polityce komuś coś zawdzięcza, a on zawdzięcza wszystko Ziobrze. Dlatego zawsze będzie mu wdzięczny za to, że otworzył przed nim drzwi do kariery. Gdy PiS straciło władzę w 2007 r., Święczkowski skorzystał z uchwalonej ustawy, która przemianowywała Prokuraturę Krajową na Generalną i pozwalała względnie młodym prokuratorom przejść w stan spoczynku z zachowaniem wysokich prokuratorskich uposażeń. Ale kontaktu z polityką nie stracił. W 2010 r. wystartował z list PiS do śląskiego sejmiku, a rok później z list tej samej partii do Sejmu. Jednak mandatu posła nigdy nie objął, choć go zdobył. Musiałby zrezygnować ze stanu spoczynku, czyli bardzo wysokiej prokuratorskiej emerytury, która zrobiła z niego zamożnego człowieka. Gdy Ziobro ponownie wrócił na funkcję ministra sprawiedliwości, znowu ściągnął Święczkowskiego najpierw na wiceministra, a później na prokuratora krajowego i swojego pierwszego zastępcę jako prokuratora generalnego. Dlatego między bajki należy włożyć zapewnienia Święczkowskiego, że będzie niezależnym prezesem TK. Tyle że teraz sterowniki do Trybunału będzie trzymał już nie Kaczyński, ale Ziobro.