Katarzyna Bednarek–Piłat – o której braku kompetencji oraz kontrowersyjnych metodach zarządzania pisaliśmy jako pierwsi w „Newsweeku” – żegna się ze stanowiskiem szefowej Wydawnictwa Sejmowego. W tle może być m.in. sprawa niegospodarności na kwotę trzech mln zł.
Ten zwrot ma być efektem zmian wprowadzanych przez ekipę Szymona Hołowni oraz szefa kancelarii Jacka Cichockiego.
Mówiono o niej: Pipi Pończoszanka
O tym, że Bednarek–Piłat odchodzi z Sejmu donosi w piątek dziennik „Rzeczpospolita”.
W głośnym tekście „Newsweeka” – „Jestem na antydepresantach, wiem, że inni też. Mobbing w biurze Kancelarii Sejmu” – informowaliśmy, że na dyrektorkę Wydawnictwa Sejmowego powołano kobietę z doświadczeniem w Krajowej Izbie Detalistów Bielizny i Pończosznictwa. Pracowników zastraszono, doświadczonych redaktorów wysłano na emeryturę, a Wydawnictwo zajmowało się planowaniem książek o Smoleńsku i wypuszczaniem okazjonalnych… filiżanek.
– Kompetencje? Niewielkie, sądząc po tym, co widziałam. Szybko zostałam poinformowana, że wątpliwości merytoryczne trzeba rozstrzygać z redaktorami, nigdy z panią dyrektor. Do niej ewentualnie w sprawie zdjęć lub okładki – mówiła „Newsweekowi” jedna z pracowniczek. – Choć nie mając podstawowej wiedzy politycznej, nie potrafiła dobrać nawet zdjęć. Kiedyś kazała usunąć z „Kroniki Sejmowej” zdjęcie wicemarszałek Beaty Mazurek, pytając, kim jest ta brzydka pani – opowiadała inna.
Wśród tytułów, na których skupiło się wydawnictwo, szybko znalazły się te bliskie pisowskiej władzy (szefowa kancelarii i była radna PiS Anna Kaczmarska wzięła Bednarek–Piłat pod skrzydła). Na półki wydawnictwa trafiły takie pozycje jak „Europa Karpat”; „Słownik unijnej nowomowy”; „Jan Paweł II”; „Zapiski z konferencji historycznej poświęconej abp. Ignacemu Tokarczukowi 'Niezłomny'” (pod patronatem marszałka Marka Kuchcińskiego). A także monografia „Przemyśl – miasto waleczne” (okręg marszałka Kuchcińskiego).
Pod jej rządami atmosfera w Wydawnictwie Sejmowym stawała się coraz gorsza – wreszcie dochodzi do kulminacji: bójki graficzek. – To było jesienią 2020 r. Panie były w pokoju same, ale wiadomo, że doszło do szarpaniny. Na tyle poważnej, że pod Sejmem pojawiła się karetka. Następnego dnia zwołano zebranie. Wersja oficjalna: nikt nic nie widział, nic nie zaszło – opowiadali pracownicy.
Jak ustalił „Newsweek”, wieści o metodach pracy Bednarek–Piłat przebijały się do Prawa i Sprawiedliwości. Skargi na sposób zarządzania dyrektor Wydawnictwa Sejmowego Katarzyny Bednarek–Piłat dotarły na Nowogrodzką 84. Interweniować w jej sprawie miał sam prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– W liście, który dotarł do prezesa, żalono się na standardy pracy w Wydawnictwie – zauważono, że nie mają one niczego wspólnego ani z prawem, ani ze sprawiedliwością. Słyszeliśmy potem, że do minister Kaczmarskiej, a potem dyrektor Kramarczyk (wicedyrektor Biura Prawnego i Spraw Pracowniczych) dzwonił sam prezes Kaczyński. Bez skutku, w Wydawnictwie od tamtej pory zmieniło się niewiele – mówiła nam osoba, która pracowała w WS, prosząc o anonimowość.
Dymisja szefowej Wydawnictwa Sejmowego
Na dymisję Bednarek–Piłat trzeba było czekać dwa lata. Jak informuje „Rzeczpospolita” ta decyzja to efekt szerszych działań nowego szefa Kancelarii Sejmu Jacka Cichockiego. Cichocki powołał kilka nowych komórek organizacyjnych, inne zlikwidował, jeszcze inne podzielił – to pozwoliło pozbyć się niektórych dyrektorów (w tym kontrowersyjnego Andrzeja Grzegrzółki, dyrektora zlikwidowanego Centrum Informacyjnego Sejmu, na którego pracę przez lata skarżyli się dziennikarze). Był z tym związany ciekawy epizod, który opisywaliśmy w „Newsweeku” – wcześniej niż odpowiedzi na nasze pytania dotarł do nas „anonimowy donos”, w którym część osób uchodzących za pracowników odnosiła się do zarzutów wobec pani dyrektor.
– Nie ma w kancelarii zwolnień grupowych. W różnych przymiarkach dotyczących osób, które mogą być zwolnione, oscylowaliśmy w granicach 15–20 osób w skali całej kancelarii – opowiadał Jacek Cichocki na jednej z komisji. „Rzeczpospolita” ustaliła, że wśród tych osób jest właśnie Bednarek–Piłat.
Co ciekawe, dziennik ustalił, że w Wydawnictwie Sejmowym mogło dochodzić do kłopotów z „gospodarką finansową”. Podczas audytu w kancelarii ustalono, że Wydawnictwie Sejmowym posiada stan magazynowy publikacji o wartości ponad 3 milionów złotych, choć roczna sprzedaż książek z wydawnictwa nie przekracza nawet 200 tys. Dla przykładu – informuje „Rzeczpospolita” – koszt wydania periodyku „Myśl polityczna” przekroczył ćwierć miliona rocznie, a jeden z numerów sprzedał się w… pięciu egzemplarzach. Wicedyrektorem odpowiedzialnym za wydawnictwo został jeden z doświadczonych pracowników.