Coraz więcej nastolatków bierze leki psychotropowe. Coraz częściej terapia ma zastąpić relacje w domu. – Rośnie chore pokolenie – alarmują terapeuci.
Iza jest nowa w szkole. Warszawskie liceum, żadne wybitne, ale w miarę solidne. W kadrze nauczycielskiej głównie ludzie z pokolenia jej rodziców. Najbardziej polubiła Marysię. Śmieszny z nich duet: Iza tuż po trzydziestce, Marysia – tuż przed emeryturą. „Tak to chyba musi wyglądać: człowiek stara się zrozumieć ten nowy świat. Ale mu nie do końca wychodzi” – myśli anglistka Iza, kiedy jej starsza o 30 lat koleżanka polonistka opowiada o uczniach.
– Ta Woźniak, wiesz, ta, co jej wszędzie pełno – tłumaczy Maria. – Ona ma to ADHD. Alek, jej obecny absztyfikant, też. A do tego on miał podobno bulimię w podstawówce, matka mówiła w pierwszej klasie, żeby na niego mieć oko. Przewodnicząca klasy utrzymuje, że ma tego borderline’a. To jest taki worek, że wszystko do tego wrzucisz: depresję, lęki, co chcesz. No prawie każdy coś tam ma. A ze sportowej klasy w zeszłym roku dwóch wyleciało za narkotyki i to nie za trawkę. Matki rozpaczały, że presja. Trudno mają dzieciaki, nie ma co. Może świat jest inny niż kiedyś. Dobrze, że ty, chociaż jesteś młoda, to ty ten świat znasz.
1.
– W moim pokoleniu, jak ktoś chodził do psychologa, to mówili, że dziwak – opowiada Paweł, w połowie drogi między czterdziestką i pięćdziesiątką. – O dzieciakach chodzących do psychiatrów się w ogóle nie słyszało. W klasach moich synów – obaj są w liceum – prawie połowa chodzi na różnego rodzaju terapie. Co najmniej kilka osób spośród ich znajomych jest na lekach psychiatrycznych. Sam sobie często zadaję pytanie: czy życie stało się trudniejsze, czy młodzież się zrobiła bardziej wrażliwa? Może po prostu kiedyś nie diagnozowano. Albo sobie poradzisz, albo będziesz miał ciężkie życie.
Paweł z dumą mówi o swoich synach. Wrażliwe chłopaki, chociaż wielkie, szerokie w barach, sportowcy. Muchy by nie skrzywdzili.
– Za moich czasów to się mówiło: ten jest głupi, a tamta histeryczka. A oni mówią: tu koleżanka z depresją, trzeba ją zrozumieć, tu kolega w spektrum autyzmu, tu ktoś sobie nie radzi ze złością. OK, to jest całkiem dobra warszawska szkoła, dobrze, że te dzieciaki tak bardzo siebie nawzajem próbują zrozumieć. To, co mnie martwi, to ilość leków, jakie tam są w użyciu. Moi synowie wiedzą, co to jest SSRI i SNRI, wiedzą, jak działa pregabalina, a jak xanax. Mam nadzieję, że ten xanax to ze słyszenia.
2.
– Myślę, że mam depresję – mówi 13-letnia Róża. – Mam depresję, bo tak naprawdę to mam ADHD, ale jest teoria – z którą się zgadzam – że ADHD to jest po prostu reakcja osoby chorej na depresję.
– Czekaj… – mózg jej matki Kasi, która właśnie bardzo pilnie próbowała wysłać pracowego maila z rozładowującego się laptopa, zareagował na „osobę chorą na depresję” czerwoną lampką. Wygląda zza laptopa i wlepia wzrok w swoją córkę, która z kolei wlepia wzrok w smarftona.
– Wytwarza się na bardzo wczesnym etapie – kontynuuje Róża – kiedy dziecko się czuje niezaopiekowane…
– Niezaopiekowane?
– Mhm. I z tego powodu wpada w depresję, przed którą próbuje się ratować, czy jakoś tak, właśnie popadając w ADHD. Czyli to, co ja mam.
Kasia zamyka laptopa. Zapada chwila ciszy.
– Zróbmy tak. Pójdziemy na balkon. Ja sobie zapalę iqosa…
– Miałaś nie palić.
– A ty mi opowiesz to wszystko jeszcze raz, OK? O ADHD i o depresji, i w ogóle o wszystkim.
– Spotkałam się potem z koleżanką – opowiada Kasia – bo musiałam się komuś wyżalić. Moja 13-letnia córka mówi mi, że cierpi na depresję, że ma ADHD, że podejrzewa u siebie borderline, ale – teraz uważaj – jej selfdiagnoza jest jak na razie inkonkluzywna. Wysłuchałam, przytuliłam, przejrzałam cały istniejący internet, znalazłam terapeutkę, zapłaciłam kupę forsy i za miesiąc mamy wizytę, bo sezon urlopowy. Powiedziałam, że wszystko będzie dobrze, a potem umówiłam się z dwiema butelkami wina i przyjaciółką, co też ma córkę.
3.
– Nie ma żadnego porównania między tym, co jest w szkołach dziś i tym, co było nawet 10 lat temu, o 20 latach nie wspominając – mówi Piotr, nauczyciel historii i wychowawca z jednego z warszawskich liceów. – 20 lat temu ludzie się wstydzili mówić, że chodzą na terapię. Dzieciaki w ogóle o takich rzeczach nie mówiły. 10 lat temu był sweet spot. To znaczy nikt nikogo nie hejtował za to, że chodzi na terapię, dzieciaki wiedziały, co to jest depresja, autyzm i tak dalej, były uwrażliwione. Była dość wysoka świadomość. Teraz jest coraz więcej uczniów, którzy mają obsesję na punkcie zaburzeń emocjonalnych i chorób psychicznych. Jakby to był konkurs piękności. To jest też do pewnego stopnia obsesja rodziców. Że każdy problem należy rozwiązywać wizytą u terapeuty. Sami często nie mają czasu i siły, żeby być tzw. dobrym dorosłym w życiu własnego dziecka, więc delegują to zadanie na kogoś innego. I potem mamy 16-latków, którzy od czterech lat chodzą na terapię. Ja nie mówię, że terapia jest czymś złym. Bardzo dobrze, że ludzie chodzą. Ale ona nie powinna zastępować relacji z rodzicem, a tak czasem jest.
– Dziecko wychodzi ze szkoły i zaczyna popołudniowe tournée – dodaje anglistka Iza. – Korki z matematyki, hiszpański, a przed wieczornym baletem spotkanie z terapeutką. Sama rozmawiałam z matką, która powiedziała, że to jest terapia prewencyjna. Żeby nie dopuścić – to cytat – do pojawienia się niepożądanych zjawisk w życiu jej córki.
Jest coraz więcej uczniów, którzy mają obsesję na punkcie zaburzeń emocjonalnych i chorób psychicznych. Jakby to był konkurs piękności – mówi Piotr, nauczyciel historii i wychowawca z warszawskiego liceum
4.
– Mnóstwo dzieci na lekach, w tym ciężko uzależniających benzodiazepinach, terapie na wszystko, nawet na najprostsze życiowe sytuacje – słyszę od szkolnej psycholożki. – Wyrośnie pokolenie, które nie będzie potrafiło sobie radzić z najprostszymi sytuacjami. Uzależnione od leków.
– Z terapią, także farmakologiczną, jest jak z antybiotykami – mówi Adam Nyk, socjolog i terapeuta z warszawskiego Monaru. – Dobrze, że są, ale należy je stosować w odpowiedniej sytuacji. Jeśli na każdy katar będziesz używał antybiotyków, pozbawisz się naturalnej odporności, co się może skończyć tragicznie. Musimy próbować sobie radzić z różnymi życiowymi trudnościami, bo tylko w ten sposób możemy zachować emocjonalną odporność.
– Młodzi ludzie żyją w bardzo trudnych dla siebie czasach – mówi dr Marta Dżoga, kulturoznawczyni i coach ICF PCC, pracująca z nastolatkami i ich rodzicami. – Wielu z nich mieszka w dwóch domach, czasem ze sobą skonfliktowanych. To bardzo obciążające. A druga rzecz – mają bardzo dużo możliwości, tak dużo, że czasem trudno im podjąć decyzję, w którym kierunku pójść.
Problemem – i to postępującym – jest też samotność. – Młodzi mają kontakty w social mediach, ale one nie spełniają tego, co dawały relacje w realu. Może z mniejszą liczbą osób, ale głębsze, bardziej wprost. Bywa, że nawet w domach nie mają za dobrych relacji, bo rodzice są zapracowani, rodziny często pokawałkowane. Bardzo często na sesjach spotykam nastolatków samotnych, z bardzo niewielką radością z codzienności. Aż czuć ten ciężar.
– Jak z nimi pracujesz?
– Rozmawiam z nimi, np. próbuję pokazać, że jak coś im się nie uda, to nie jest koniec świata. Że są też opcje b, c i d. I one też mogą być fajne, ubogacające. Że wybór innej opcji nie jest porażką.
– Łatwo im znosić porażki?
– Nie. Tu środowisko domowe ma ogromny wpływ. Są dzieciaki, są nastolatkowie, którzy czują, że muszą. Zawsze odnieść sukces, mieć czerwony pasek, biegać najszybciej, skakać najwyżej. Czasami spotkanie z życzliwym obcym w postaci coacha czy psychologa może być uwalniające od presji, że zawsze wszystko musi być najlepiej. Jest całkiem duży odsetek młodych ludzi, którzy bardzo mocno przeżywają porażkę i tak by chcieli budować swoje życie, żeby ją omijać szerokim łukiem. Co nie jest możliwe. Ogromny wpływ na ich życia mają media społecznościowe. To, co często obserwuję, można już nazwać uzależnieniem. Od tego, co inni mówią, piszą o mnie. Co u innych słychać. To ciągłe szukanie bodźców, także w życiach innych osób. Porównywanie się, że ktoś coś ma, a ja nie mam. Że ktoś jest jakiś, a ja nie jestem. To idzie albo w hejtowanie siebie, albo w hejtowanie drugiej osoby.
5.
– Najbardziej niepokojące są leki – mówi Iza. W jej szkole o lekach mówi się właściwie bez przerwy. Trudno to kontrolować, bo część uczniów ma orzeczenia od specjalistów, są osoby z ADHD i z depresją. Czasem Iza ma wrażenie, jakby każdy miał w kieszeni jakieś psychotropy.
– Kiedyś w szkołach walczyło się z piciem alkoholu na szkolnych wycieczkach – wzdycha Iza. – Albo robiło się wielką aferę, bo ktoś z kimś wypalił jointa. Dziś mówimy o zupełnie innych rzeczach. Przede wszystkim o lekach. Skala jest ogromna. Jeśli 16-latka po rozstaniu z chłopakiem tygodniami jedzie na lekach uspokajających, które przepisała jej jakaś lekarka, to co ona zrobi, jak będzie miała 30 lat i jej się rozpadnie małżeństwo? Albo dziecko się pochoruje? Albo jak straci pracę?
– Użycie leków rośnie zatrważająco – potwierdza Marta Dżoga. – Wszystko jest bardziej dostępne, w pewnych kręgach – pewnie szczególnie w dużych miastach, w bogatych domach – otaczanie się specjalistami od wszystkiego jest oczywiste, być może nawet modne. Młodzi ludzie są obstawieni pomocą, różnymi wykluczającymi się czasem sądami. Doradcy od diety, sportu, wyglądu, reagowania na stres, od tego, jakie studia wybrać, jakie przedmioty rozszerzone na maturze. Jest taka możliwość, skoro koleżanka to ma, to jest też chcę spróbować. Chodzą po terapiach, szukając zrozumienia. Czasem to jest szukanie atencji. Współczesna młodzież bardzo potrzebuje być zauważona, akceptowana, niektórzy pewnie chcą, by świat się kręcił wokół nich. Wtedy ci terapeuci mogą pełnić rolę publiczności.
6.
– Kiedyś, jak ktoś szedł do psychiatry, mówili: czub – wspomina Adam Nyk. – Wiele osób było niezdiagnozowanych, ludzie wstydzili się mówić o trudnych rzeczach. Ale mamy tendencję to przewalania wajchy na maksa w jedną albo w drugą stronę. Najpierw było tak, że kto chodzi do psychiatry, to musi być wariatem. Teraz jak ktoś nie chodzi, to chyba coś z nim nie tak. Fajnie, że to się zmienia. Mamy problem z zachowaniem proporcji. Albo coś zamykamy i to powoduje tragedię, albo otwieramy na maksa. Kiedyś się mówiło: dzieci mają owsiki, teraz się mówi, że mają ADHD. To jest oczywiście przerysowanie, ja nie mówię, że nie należy stosować leków, nie chodzić na terapie. Ale nie jest tak, że na każdą trudność emocjonalną potrzebna jest wizyta u terapeuty, a już na pewno nie są konieczne leki.
– Jakie leki biorą nastolatki?
– Pewnie wszystkie, jakie uda im się zdobyć. Natomiast najłatwiej uzależniają się od benzodiazepin, m.in. od popularnego xanaxu.
– Skąd je biorą? Od lekarzy?
– Czasem tak, ale to rzadko. Nie wierzę, żeby jakikolwiek normalny lekarz przepisał dziecku xanax bez naprawdę poważnego powodu. Dostęp do benzodiazepin, czy mówiąc po młodzieżowemu do benzo, jest bardzo łatwy poza oficjalnym obiegiem. Przez internet, aplikacje, od dilerów. Benzodiazepiny to coraz większy problem. Myślę, że wśród młodych równie poważny jak opiaty. Też bardzo poważnie uzależniają. Moi nieletni pacjenci przyjmują xanax regularnie. To narasta od trzech, czterech lat.
– Co się stanie, jak to pokolenie dorośnie?
– Za 10 lat to będą narkomani. Rośnie nam pokolenie bardzo słabych ludzi, którzy nie będą sobie radzili z krytyką, z krzywym spojrzeniem. Wyizolowani w domach, nie uczący się konkurowania i przegrywania na podwórku, ale przed ekranem telefonu albo laptopa. Jeśli cały czas usuwasz dziecku bakterie, ono wchodzi w świat dorosłych i każda bakteria wydaje mu się tak przerażająca, że dziecko nie może sobie z nią poradzić. To jest ta obawa – co się stanie z dzisiejszymi nastolatkami, jak będą miały lat 30? Jak sobie poradzą z trudnymi emocjami w pracy? W związku? Skoro nie nauczą się tego w dzieciństwie?
– To się wszystko zaczyna w rodzinach – mówi Iza. – Rodzice nie potrafią, nie chcą albo nie mają czasu być tym obecnym dorosłym. W życiu swoich własnych dzieci! Mają za to pierdolca na punkcie ekspertów od wszystkiego. Wszystko jest zadaniem, za wszystko można zapłacić. Na pewno wiele dzieci potrzebuje terapii, leków. Dobrze, że społeczeństwo już nie stygmatyzuje. Ale wiele z tych dzieciaków potrzebuje po prostu dobrego dorosłego.