Dlaczego dzieci kłamią? No cóż, zanim się tym zajmiemy, skupmy się na tym, co sprawia, że tego nie robią. Gdy dziecko nas okłamuje, często odruchowo przyjmujemy najgorszą możliwą interpretację.

Myślimy: „Przeciwstawia mi się!” albo: „Smarkacz uważa, że może mi wciskać kit!”, albo: „Kłamie w żywe oczy… co za socjopata, musi z nim być coś nie tak”. Tymczasem uważanie kłamstwa za objaw tego, że dziecko nas nie szanuje („Okłamujesz mnie? Nie pozwolę ci się tak lekceważyć!”) to kompletnie chybiona interpretacja, która stawia nas, rodziców, do walki o dominację z dzieckiem i utrwala ten schemat. Z takiej potyczki nikt nie wychodzi zwycięsko. Prawda jest taka, że kłamstwo praktycznie nigdy nie wynika z braku szacunku, skłonności do krętactwa czy socjopatii (nawet jeśli używamy tego słowa tylko w żartach). Kłamstwo, podobnie jak wiele zachowań omawianych w tej książce, ma więcej wspólnego z podstawowymi pragnieniami dziecka i z potrzebą utrzymania więzi niż z próbą manipulacji czy oszustwa. Nie twierdzę bynajmniej, że jeśli dziecko kłamie, powinniśmy pozwolić, żeby uszło mu to na sucho. Nie uważam też, że należy zmusić dziecko, by od razu przyznało, iż nie powiedziało prawdy. Kiedy dziecko kłamie, staram się skupić na tym, co jest powodem tego zachowania, żeby móc się do tego odnieść. Chcę stworzyć warunki, w których wzrośnie szansa na to, że dziecko będzie mówiło prawdę. Jeśli nie rozumiemy jakiegoś zachowania, nie jesteśmy w stanie go zmienić, a kary, groźby i złość nie stwarzają warunków dla empatii i zmiany.

Istnieje kilka głównych przyczyn tego, że dzieci kłamią. Po pierwsze w ich świadomości granica między rzeczywistością a fantazją jest o wiele mniej wyraźna niż w świadomości dorosłych. Dzieci często się bawią w udawanie: w takiej zabawie nie ograniczają ich reguły rzeczywistości, mogą wkraczać w różne światy i przyjmować cechy różnych postaci. Jestem wielką zwolenniczką takich zabaw. Dzieci mogą w nich wyrażać to, z czym się zmagają, bo robią to w kontrolowanym przez siebie, bezpiecznym świecie. Jeśli jednak zapytamy dziecko, czy stłukło lampę – ze świadomością, że to ono ją przewróciło – a ono od powie: „Nie, bawiłam się w swoim pokoju”, będzie to oznaczać, że uciekając w świat fantazji, próbuje sobie poradzić z poczuciem winy i lękiem, że nas rozczaruje albo rozzłości. Możemy na to spojrzeć dwojako: albo uznać, że dziecko unika prawdy, albo przyznać, że powiedzenie prawdy jest z jego punktu widzenia tak trudne i przerażające, iż ucieka w udawaną rzeczywistość, bo tam może zachować kontrolę i narzucić zakończenie, które będzie dla niego lepsze.

Kiedy zaczniemy postrzegać kłamstwo z perspektywy pragnień dziecka – jego chęci zachowania kontroli i doprowadzenia do innego zakończenia – zauważymy nie to, jak kłamstwo wpływa na nas, ale to, że to sygnał, iż nasze dziecko chce się czuć bezpieczne i dobre. W gruncie rzeczy to potrzeby, które nieustannie motywują działania dzieci, a także dorosłych. Kiedy dziecko myśli, że rodzic nie uważa go za kogoś zasługującego na miłość i troskę, ucieka w świat fantazji, w którym ciągle jest dobre. Reakcja, która przejawia się jako kłamstwo, jest tak naprawdę skutkiem ubocznym ewolucji: to, czy dziecko przetrwa, zależy od siły jego więzi z nami, a ta siła zależy od poczucia, że jest bezpieczne i kochane. Kiedy pytasz córkę, czy stłukła lampę, podejrzewam, że pierwsze, co przychodzi jej do głowy, to coś w stylu: „Tak bym chciała, żeby ta lampa się nie stłukła. Wolałabym się nie bawić obok niej, tylko w swoim pokoju”. Właśnie takie pragnienie dziecko wyraża, kiedy mówi: „Bawiłam się w swoim pokoju”. A jeśli uważamy to za kłamstwo i odpowiadamy: „Nie kłam!”, to znaczy, że nie zauważamy, co się dzieje pod powierzchnią.

Dzieci kłamią też, gdy są przekonane, że powiedzenie prawdy zagrozi ich relacji z rodzicami. Więź to sposób na zachowanie bliskości. Chodzi w nim dosłownie o to, żeby dziecko było blisko opiekunów i czuło, że oni chcą być blisko niego. Dzieci nieustannie monitorują swoje relacje z dorosłymi i zastanawiają się: „Czy to, co powiem, odsunie mnie od rodziców, czy pomoże mi zachować bliskość i więź?”. Dziecko zawsze skłamie, jeśli założy, że jego zachowanie zostanie przez rodzica zinterpretowane jako dowód „złej” natury i sprawi, że zostanie odrzucone. W gruncie rzeczy ciało dziecka ze wszystkich sił stara się nie do puścić do tego, żeby je porzucono. Oznacza to, że największym zagrożeniem dla dziecka jest uznanie go przez rodziców za nie dobre („Nie mam już do ciebie siły, marsz do swojego pokoju!” albo: „Kto okłamuje własną matkę? Coś jest z tobą nie tak”). To, co uważamy za kłamstwo, często jest objawem samoobrony dziecięcego ciała – nie wynika z tego, że dziecko próbuje nami manipulować, tylko z potrzeby przetrwania.

Warto wreszcie zauważyć, że trzecim ważnym powodem, dla którego dzieci kłamią, jest ich potrzeba niezależności. Wszyscy – i dorośli, i dzieci – odczuwamy głęboką potrzebę samookreślenia, świadomości, kim jesteśmy, działania na własnych zasadach. Dlatego właśnie nie znosimy czuć, że inni nas kontrolują: to tak, jakby nam odmawiano prawa do bycia oddzielną, niezależną osobą. W takich sytuacjach buntujemy się ze wszystkich sił, nawet jeśli działa to na naszą niekorzyść – po to, żeby zachować kawałeczek życia, które naprawdę możemy uznać za własne. Żeby dzieci mogły się czuć niezależne, w każdym wieku muszą mieć coś, co należy tylko do nich. Dla niektórych dzieci kłamstwo staje się głównym sposobem zaspokajania tej podstawowej ludzkiej potrzeby. Kiedy małe dziecko wychowane w domu, w którym jedzenie podlega ścisłym restrykcjom, wykradnie coś słodkiego, wie, że jest oddzielną, niezależną osobą. Kiedy nastolatek żyjący pod silną presją nieustannej nauki przestaje się uczyć do egzaminów, czuje, że wyrwał się spod kontroli rodziców. Kiedy więc dzieci kłamią – „Nie wzięłam ciasteczka!” albo „Już się wszystkiego nauczyłem!” – próbują zachować ten kawałek swojego życia, w którym odnajdują po czucie oddzielności i własnego ja. Oczywiście w takich sytuacjach rodzice często czują, że muszą skuteczniej kontrolować dziecko, co prowadzi jedynie do tego, że dziecko ma większą motywację, by kłamać. Każde błędne koło ma jednak pewną magiczną właściwość: kiedy rozpoznamy, z jakich części się składa, wiemy wystarczająco dużo, żeby je przerwać. Przerwanie cyklu, w którym rodzic kontroluje, a dziecko kłamie, zaczyna się najczęściej – to żadna niespodzianka! – od porozmawiania o problemie. Podejdź do dziecka w spokojniejszym momencie i powiedz coś w rodzaju: „Hej, chcę ci dać więcej niezależności. Wiem, że kiedy się jest dzieckiem, można decydować o niewielu rzeczach, a to naprawdę okropne. Od czego możemy zacząć? Czy chciałbyś mieć większy wpływ na jakąś konkretną rzecz?”. Wysłuchaj, co dziecko ma do powiedzenia – i od tego zacznij.

Zanim przejdziemy do sposobów, powtórzę coś ważnego: rodzicom łatwo zafiksować się na punkcie „korygowania” czy „demaskowania” konkretnych kłamstw. W mojej metodzie chodzi raczej o to, żeby stworzyć warunki do prawdomówności na przyszłość, nie zaś o naleganie, żeby dziecko tu i teraz „się przyznało”. Zastosowanie sposobów, które opisałam poniżej, nie doprowadzi do tego, że twoje dziecko wyzna: „Skłamałem”. Nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby zmienić atmosferę – żeby dziecko postrzegało cię jako dorosłego, z którym jest bezpieczne i który da sobie radę z szerokim wachlarzem jego doświadczeń. Będzie to wymagało, żeby wszyscy głęboko odetchnęli i odpuścili sobie unoszenie się dumą w momencie, gdy dziecko skłamie – żebyśmy my, dorośli, pozwolili, by ta chwila przeminęła, nie domagając się wyznania prawdy. Żebyśmy się skupili na ważniejszych długofalowych celach. Naprawdę warto to zrobić.

Jeśli zamiast kłamstwa dostrzeżemy pragnienie, możemy nadal uważać dziecko za dobre – a to najważniejsze. Kiedy w odpowiedzi na nieprawdę, którą słyszymy od dziecka, używamy języka pragnień, rozmowa zaczyna zmierzać w nowym kierunku. Pojawiają się inne możliwości, nie tylko prawda i kłamstwo. Istnieje strefa pośrednia, a nasza umiejętność zauważenia jej i nazwania głośno łagodzi sytuację i umożliwia kontakt z dzieckiem. Gdy dziecko mówi: „Ja też byłam na Florydzie!”, możesz odpowiedzieć: „Hmm… założę się, że chciałabyś, żebyśmy spędzili wakacje na Florydzie, pewnie jest tam słonecznie i ciepło. Ciekawe, co by było, gdybyśmy tam pojechali?”.

Gdy dziecko powie: „Nie przewróciłem siostrze wieży z klocków, sama się zawaliła”, powiedz: „Chciałbyś, żeby ta wieża ciągle stała, co?” albo: „Zdarza mi się, że coś zrobię i potem tego żałuję… Nie jest fajnie, kiedy tak się dzieje”. Kiedy patrzymy na kłamstwo jako na wyraz pragnienia, możemy czuć, że gramy z dzieckiem do tej samej bramki, że nie jest ono naszym przeciwnikiem. Taka zmiana perspektywy może spowodować, że następnym razem dziecko będzie skłonne powiedzieć prawdę.

Wobec swoich dzieci (które, rzecz jasna, czasami mnie okłamują!) najchętniej stosuję sposób, która polega na tym, że nie robię nic. Czekam. Może to wyglądać na przykład tak:

Mój pięcioletni syn: mamo, nie rozsypałem tych puzzli i nie schowałem kawałków pod kanapą. Nie zrobiłem tego, nie, nie, nie!

Ja: Hmm… (powoli kiwam głową, nic więcej nie mówię).

Mój syn: Nie zrobiłem tego!

Czemu nic nie mówię? Bo jest jasne, że mój syn się tłumaczy, ma poczucie winy albo się wstydzi tego, co zrobił, i to go blokuje. Wiem, że kłócąc się z nim, nic nie zyskam. Nie chcę się wikłać w walkę o dominację, pamiętam też, że aby coś się zmieniło, musi przestać się wstydzić. Za kilka godzin mogę znaleźć najżyczliwszą interpretację jego „złego” zachowania i podsunąć mu sposób na to, żeby powiedział prawdę: „Tak sobie myślę o tych puzzlach, które układałam z twoim starszym bratem… jak wszedłeś do pokoju i je zobaczyłeś… hmm… musiało ci być ciężko się do nich nie zbliżać. Rozumiem to”.

Fragment książki „Wewnętrzna dobroć. Stań się rodzicem, jakim pragniesz być” dr Becky Kennedy w tłumaczeniu Kamili Slawinskiej (Wydawnictwo Marginesy). Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version