Panią Niusię (Bronisławę) Horowitz-Karakulską po raz pierwszy zobaczyłam w Krakowie na premierze filmu dokumentalnego o przyjaźni jej słynnego brata, fotografika Ryszarda Horowitza, z jeszcze słynniejszym reżyserem Romanem Polańskim. Znali się z czasów wojny. Polański w filmie wspomina m.in., że Rysiu był rozkapryszonym bachorem. W getcie nie chciał pić kakao, które rodzice cudem zdobyli.

Pracę magisterską pisałam o prozie Henryka Grynberga. Czytałam książki, widziałam dziesiątki spektakli, filmów na temat Zagłady, w tym oczywiście „Listę Schindlera” Stevena Spielberga. Mimo to obrazy z ukazującej się właśnie książki Magdaleny Huzarskiej-Szumiec „Niusia z listy Schindlera. Historia ocalenia” poruszają do bólu.

Szumiec opisała historię przetrwania Bronisławy Horowitz-Karakulskiej i jej najbliższych. Bohaterka pochodzi z dobrze sytuowanej żydowskiej rodziny. Ojciec i bracia mamy, Reginy Rosner, stworzyli słynną przed wojną Krakowską Orkiestrę Salonową. Dzięki muzyce przetrwali getto i obozy. Losy rodziny uwiecznił w swoim filmie Steven Spielberg. W „Liście Schindlera” pojawia się także postać Niusi. Dziewczynka (gra ją Agnieszka Makuszewska) wręcza Oskarowi Schindlerowi urodzinowy tort z chleba upieczony przez wdzięczne za uratowanie życia więźniarki.

Uświadomiłam sobie, że o krakowskim getcie i obozie w Płaszowie wiem stosunkowo niewiele. To o tyle dziwne, że od dziecka słyszałam, że dziadkowie ukrywali w czasie wojny Renę Birnhack, żydowską przyjaciółkę mojej cioci. W ubiegłym roku wybierałam się do Tel Awiwu. Zadzwoniłam do pani Reny. Kiedy usłyszała, że jestem bratanicą Krysi Nowyk, ogromnie się ucieszyła. Spotkałyśmy się, wzruszona Rena mówiła mi, że już nigdy później nie miała tak serdecznej przyjaciółki, jak Krysia. Po wojnie utrzymywały kontakt. Ojciec Reny był w Krakowie przedstawicielem międzynarodowego koncernu cukierniczego. W Izraelu rodzina uratowana z listy Schindlera z sukcesem prowadzi własną fabrykę słodyczy. W czasie wojny trafili do getta.

– Pan Waniowski był dowcipnym, ciepłym człowiekiem. To on zaproponował mojemu tatusiowi, że mnie ukryje – opowiadała mi 90-letnia Rena Birnhack. – I to on wyprowadził mnie z getta.

Po raz pierwszy pomyślałam o dziadku Kazimierzu Waniowskim, który zmarł wiele lat przed moim urodzeniem, że był odważnym człowiekiem. Kiedy zabierał Renę do domu, miał trójkę własnych dzieci. Mój tata, rocznik 1923, działał w podziemiu. Cała rodzina ryzykowała życie. Po kilku miesiącach spędzonych w domu dziadków dziewięcioletnia wówczas Rena, która nie mogła znieść rozłąki z rodzicami, wróciła do getta.

Huzarska-Szumiec konstruuje opowieść o Niusi Horowitz przez zapachy. Dzieciństwo pachnie chałką, strach – mokrą sierścią ujadającego wilczura, raj pachnie prawdziwą zupą i perfumami Oskara Schindlera. Inny jest zapach palonych ciał ludzi, którzy zmarli jakiś czas temu, a inny tych, którzy jeszcze kilka godzin temu żyli. O swojej bohaterce Szumiec pisze w trzeciej osobie, w innych partiach książki opisuje rozmowy z Niusią Horowitz. Zmiana perspektywy pozwala na utrwalenie obrazów wyłaniających się nie tylko ze wspomnień bohaterki. Nie mogę przestać myśleć o scenie z likwidacji krakowskiego getta. Niemiecki żołnierz chciał żywcem spalić żydowskiego chłopca. Padał śnieg. Chłopiec miał mokre ubranie i włosy. Nie chciał się palić. Jego krzyk słychać było w całej dzielnicy. Niemiec kazał przypadkowemu przechodniowi obsypać chłopca popiołem, żeby szybciej się palił. Przechodzień spojrzał na żywą pochodnię i ruszył w przeciwną stronę. Szedł w obłędzie do momentu, kiedy padł strzał.

Niusia i jej bliscy, podobnie jak rodzina Reny Birnhack, dostali się do fabryki Schindlera, który produkował amunicję dla niemieckiego wojska. – Pracowaliśmy od świtu do zmroku. Dzieci też. Miałam cieniutkie paluszki i mogłam dostać się do wnętrza naboi – opowiada mi Rena. To samo wspomnienie odnajduję w książce Magdy Huzarskiej-Szumiec.

Schindler dbał o żydowskich pracowników. Kiedy z Krakowa wywieziono ich do Auschwitz i Gross-Rosen, walczył o ich uwolnienie. Cudem udało się ich wyciągnąć z obozów Zagłady i przewieźć do jego fabryki na Morawach. Tam Rena i Niusia Birnhack polerowały łuski pocisków. Czy się znały? Nie wiem. Ale wiem, że ilość przeczytanych wspomnień nie uodporni mnie na obrazy z Holokaustu. Za każdym razem nie mogę zrozumieć, jak ludzie ludziom byli w stanie wyrządzić takie zło.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version