Rusza podwójna kampania wyborcza: samorządowa i europejska. Partie wchodzą w kampanijny tryb, szukając przekazu, z jakim mogłyby dotrzeć do wyborców. W tym kontekście dziwi szczególnie postawa Prawa i Sprawiedliwości.
Partia Kaczyńskiego zachowuje się bowiem tak, jakby ciągle prowadziła przegraną kampanię z jesieni zeszłego roku: cały czas atakuje Tuska jako „niemieckiego agenta”, choć skupienie głównie na tym przekazie kosztował ją utratę władzy. PiS dokłada do tego oskarżenia pod adresem nowej władzy o „zbrodnię” i „zamach stanu” – tak przesadzone, że niezrozumiałe dla bardziej umiarkowanego elektoratu. Jednocześnie bierze na sztandary Kamińskiego z Wąsikiem, choć dla większości społeczeństwa nie są oni „więźniami sumienia reżimu Tuska”, ale przestępcami, którzy powinni odbyć zasądzoną prawomocnie karę. PiS tymczasem niemal zupełnie odpuszcza te tematy, na których w tegorocznym wyborczym dwuboju mógłby coś rzeczywiście ugrać.
Po pierwsze infrastruktura
Przykłady narzucają się same. Weźmy CPK. Poparcie dla projektu wyraźnie przekracza polityczne podziały. Według niedawnego sondażu IBRIS dla „Rzeczpospolitej” dokończenie budowy wielkiego hubu lotniczego w Polsce centralnej popiera 58,2 proc. ankietowanych, w tym 36,1 proc. „zdecydowanie”. Trochę słabsze wskazanie za CPK daje także świeży sondaż United Surveys dla „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM, gdzie poparcie wyraziło 47 proc. pytanych.
W obu sondażach widać, że największe poparcie dla kontynuacji projektu jest wśród elektoratu PiS i Konfederacji, ale zwolenników dokończenia inwestycji jest też całkiem sporo wśród wyborców Trzeciej Drogi, a nawet KO – w badaniu IBRiS aż 31 proc., choć większość, 41 proc., jest przeciwnego zdania. Mocno ambiwalentny stosunek Tuska do sztandarowej inwestycji transportowej, jaką odziedziczył po poprzednim rządzie, może wynikać z tego, że lider KO zastanawia się jak pogodzić sprzeczne oczekiwania elektoratu swojego rządu w tej sprawie.
To wahanie Tuska i podziały w koalicji rządowej mogłyby otworzyć PiS przestrzeń do ofensywy. Owszem, to nie wyniki wyborów lokalnych zadecydują o budowie CPK, ale podejmując temat Centralnego Portu Komunikacyjnego, PiS miałby szansę ustawić się w roli, z jakiej dawno wypadł: partii, która poza obsesyjnymi atakami na Tuska i Niemcy ma do zaoferowania wyborcom jakąś konkretną propozycję. W roli siły politycznej zdolnej rozpoznawać i politycznie obsługiwać aspiracje Polaków niedostrzegane lub lekceważone przez polityczną konkurencję.
To samo można powiedzieć o innych wielkich inwestycjach infrastrukturalnych rozpoczętych przez poprzedni rząd. Sondaż United Surveys dla „DGP” pokazuje, że jeszcze co najmniej dwie z nich cieszą się bardzo dużym, wykraczającym poza elektorat PiS poparciem: budowę elektrowni atomowych popiera ponad trzy czwarte (77 proc.) ankietowanych, terminala kontenerowego w Świnoujściu ponad 70 proc.
Ekscesy prezesa przesłaniają wszystko inne
Niektórzy politycy obozu Zjednoczonej Prawicy próbują podejmować te tematy. Poseł Marcin Horała założył w Sejmie parlamentarny zespół „Tak dla rozwoju. CPK — atom – porty”, do którego dołączyły także polityczki sejmowego klubu lewicy.
Temat CPK i innych inwestycji próbował na Radzie Gabinetowej poruszać Andrzej Duda. Prezydent w trakcie rady został jednak ograny przez Tuska, który na samym początku rzucił na stół asem z rękawa w postaci informacji potwierdzających nielegalne używanie systemu Pegasus przez poprzedni rząd. Tego samego dnia, gdy odbywała się Rada Gabinetowa, swoją konferencję prasową zorganizował Jarosław Kaczyński. Skupił się na sprawie niemieckich reparacji i – tradycyjnie – na atakach na Tuska jako polityka reprezentującego „opcję zewnętrzną”. Trudno było się oprzeć wrażeniu, że konferencja jest nie tyle reakcją na to, co Tusk wcześniej powiedział w Berlinie o reparacjach, ale na zwołaną przez Dudę Radę Gabinetową. Tak jakby prezes PiS poczuł się pominięty przez prezydenta albo rozczarowany tym, że Duda nie dość pryncypialnie przeciwstawia się działaniom rządu i postanowił „przykryć” medialnie prezydenckie wydarzenie.
I na tym niestety polega problem polityków PiS, którzy chcieliby oprzeć swój polityczny przekaz na takich kwestiach jak atom czy CPK. Nawet jeśli próbują wyjść z takim komunikatem, to bardzo łatwo może on zginąć, przykryty przez kolejne szokujące, niezrozumiałe wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego. Jak bardzo Marcin Horała nie będzie starał się przedstawić PiS jako modernizacyjnej siły, to media błyskawicznie stracą tym zainteresowanie, gdy tylko prezes Kaczyński znów oskarży Hołownie o „zbrodnię”, Tuska o „agenturalność”. Albo powie coś o tym, że ze strony nowych rządów można spodziewać się „mordów politycznych”.
Oferta dla Polski poza metropoliami
O ile jeszcze temat wielkich projektów inwestycyjnych ktoś w PiS próbuje podejmować, to partia na razie zupełnie nie rusza tematu, który wydawałby się dla niej samograjem na wybory samorządowe: oferty dla Polski poza wielkimi metropoliami.
PiS wygrywał przecież w 2015, a zwłaszcza w 2019 r. jako partia mniejszych ośrodków, małych i średnich miast oraz wsi. Zjednoczona Prawica przekonała Polską poza metropoliami, że najlepiej będzie reprezentować jej interesy, że partie takie jak PO nie widzą Polski poza dziesięcioma największymi miastami i ich przedmieściami.
Dziś, gdy PiS stracił władzę w kraju, mógłby jej bronić w sejmikach, przekonując mieszkańców mniejszych ośrodków: będziemy bronić w samorządzie waszych interesów przed rządem, który często nie dostrzega waszych problemów. By uwiarygodnić ten przekaz, partia powinna przedstawić zestaw propozycji rozwojowych dla polski lokalnej, program zrównoważonego regionalnie rozwoju dla każdego województwa. Teoretycznie jest jeszcze na to trochę czasu. Ale nawet jeśli prace nad taką ofertą by trwały, to PiS będzie trudno dotrzeć z nią do wyborców w sytuacji, gdy partia tak bardzo zapędziła się w swój skrajny, radykalny przekaz o Niemcu Tusku i „zamachu stanu”.
Na problemy Polaków żyjących poza terenami miast i przedmieść zwracają też uwagę trwające właśnie protesty rolników. PiS próbuje przy ich okazji uderzać w rząd, były minister rolnictwa Robert Telus oskarża, że „wieś jest mordowana”, a rząd nie pomaga. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że PiS nie ma pomysłu na polityczne ogranie protestów. Na razie główny przekaz, jaki przebił się w tej sprawie ze strony partii to sformułowane przez Jarosława Kaczyńskiego żądanie rezygnacji unijnego komisarza ds. rolnictwa, Janusza Wojciechowskiego. Tymczasem on to wezwanie zignorował, a cała akcja przypomniała społeczeństwu o bezsilności PiS. Ale też o tym, że to właśnie ta partia desygnowała krytykowanego dziś przez rolników komisarza na europejskie stanowisko.
Wszystko jest lepsze niż opowieści o „agencie Tusku”
Oczywiście, próbując podłączyć się pod protesty rolników PiS ryzykuje, że grupa ta przypomni sobie, że to jego polityce zawdzięcza swoje problemy. Uruchamiając opowieść o wielkich modernizacyjnych projektach jak atom czy CPK, naraża się na kpiny z nieszczęsnej rozbudowy elektrowni w Ostrołęce i innych podobnie nieudanych projektów. Upominając się o Polskę poza metropoliami, będzie musiał odpowiedzieć na pytania o to, co sam realnie zrobił dla mniejszych ośrodków w ciągu ośmiu lat swoich rządów.
Jednak patrząc na spadające notowania partii w sondażach i naprawdę niekorzystne prognozy wyników wyborów do sejmików wojewódzkich, PiS musi podjąć jakieś ryzyko. Narracja o „agencie Tusku”, „torturowanym więźniu sumienia” Kamińskim czy „zbrodniarzu Hołowni” nie działa. Wszystko będzie od niej lepsze.