Niewielu kibiców i ekspertów przewidywało, że w tegorocznym Australian Open Magdalena Fręch dojdzie do dalszego etapu niż Iga Świątek. Fręch była bowiem obecna w IV rundzie, a liderka światowego rankingu pożegnała się z turniejem rundę wcześniej. Na samym początku z rywalizacji odpadła Magda Linette, która walczyła nie tylko z Caroline Wozniacki, ale również z kontuzją.
Sensacyjny rezultat Fręch
Podczas turnieju na Antypodach Fręch pokazała, że pracując cierpliwie, można doczekać się wielkiej szansy. Jej marsz w Melbourne zatrzymała dopiero Coco Gauff, która jest jedną z najlepszych tenisistek świata.
– Nie ulega wątpliwości, że wynik Magdy jest sensacyjny. To tenisistka, która przez dużą część kariery walczyła o udział w turniejach wielkoszlemowych. Balansowała przez pewien czas na granicy pierwszej i drugiej setki rankingu WTA. Tutaj odegrała bardzo dużą rolę. Nie należy też patrzeć na ten występ wyłącznie poprzez pryzmat przegranego wyraźnie meczu z Coco Gauff, bo Amerykanka znajduje się w ścisłej czołówce, jest triumfatorką wielkoszlemowego US Open. Spotkanie z nią było dla Magdy pewnym dotknięciem tenisowego szczytu – mówi w rozmowie z Wprost.pl Marek Furjan, komentator Eurosportu, ekspert tenisowy.
Skalę sukcesu Fręch potwierdza fakt, że dotychczas w Australian Open jej najlepszym wynikiem była I runda. Teraz w drabince głównej pokonała kolejno: Darię Saville, Caroline Garcię oraz Anastazję Zacharową. Łodzianka zapracowała na życiowy rezultat w rankingu WTA. Wygląda na to, że po imprezie w Melbourne będzie zajmować w światowym zestawieniu 51. lokatę, wyprzedzając choćby Linette.
– Każdy z meczów był cenny. I to nie tylko zwycięstwa z wyżej notowanymi, czy bardziej znanymi tenisistkami, ale też momenty, kiedy to Magda była faworytką do triumfu, gdzie dotychczas rzadko taka sytuacja w turniejach wielkoszlemowych miała miejsce. To dowód na to, że Polka znalazła się szerokiej czołówce. Tam jest miejsce dla tenisistek o różnych stylach gry. Nie trzeba grać skrajnie ofensywnie, by zebrać znaczące sukcesy. Myślę, że wynik Magdy może być budujący nie tylko dla niej, ale również dla innych pań, które walczą o czołówkę. Rezultat łodzianki jest odczuwalny na wielu płaszczyznach – dodaje Furjan.
Skuteczność Fręch poszła w górę
26-latka znana jest z tego, że jej mecze są „wybiegane”. Polka walczy o każdą piłkę i sporo porusza się po korcie w trakcie wymian. Być może to też sprawia, że rozgrywa wiele zaciętych bojów. Jeszcze jakiś czas temu często przegrywała tego typu starcia z wyżej notowanymi przeciwniczkami.
W tym roku w Melbourne natomiast choćby w rywalizacji z Caroline Garcią nie dała sobie wyrwać triumfu. A przecież Francuzka to 19. tenisistka świata, która w przeszłości zajmowała 4. miejsce w rankingu WTA i wygrywała turniej WTA Finals.
– Doceniać podczas Australian Open można to, jak Magda radziła sobie w tych wyczerpujących, trudnych meczach, gdzie czasem kilka piłek decydowało o tym, kto odpada. Zwycięstwo z Garcią było wartościowe pod kątem CV rywalki, jej sposobu gry, jakości pierwszych uderzeń w wymianie. Ja natomiast zapamiętam na długo triumf nad Darią Saville, dziewczyną lubianą, gorąco dopingowaną przez australijską publiczność. Daje się odczuć, że Magda ma sporo ogrania na wysokim poziomie, nie widać było po niej dużego stresu. Jakiś czas temu takie nieoczywiste starcia przegrywała częściej. Teraz jej skuteczność wyraźnie się poprawiła – analizuje nasz rozmówca.
Żaden mecz nie ułożył się po myśli Świątek
W przypadku Fręch możemy mówimy o pozytywnym zaskoczeniu, ale inaczej jest, jeśli chodzi o Igę Świątek. 22-latka otworzyła sezon pięcioma zwycięstwami w turnieju United Cup, stąd też apetyty na dobry występ w Australian Open musiały być spore. Jej przygoda z turniejem zakończyła się już na III rundzie – po porażce z Lindą Noskovą.
Wcześniej też już były kłopoty. Twarde warunki liderce światowego rankingu postawiła Sofia Kenin, a w II rundzie blisko wyeliminowania naszej tenisistki była Danielle Collins. W przeszłości Amerykanka już raz podczas Australian Open znalazła sposób na Świątek i teraz również mogła to zrobić. Nie po raz pierwszy w karierze Polka odczuła, że korty w Melbourne nie do końca jej pasują.
– Żadne z tych spotkań nie było perfekcyjne dla Igi. W każdym miała swoje problemy. Polka woli grać w nieco wolniejszych warunkach, więc te w miarę szybkie korty w Melbourne nie są jej sprzymierzeńcem, czy też ulubionym środowiskiem. Sama mówiła o tym, że gorzej jej się returnowało, że czas reakcji był słabszy. Przebieg turnieju wynika z sumy tych zdarzeń. Pewnie w każdym meczu widzielibyśmy pozytywy, ale też rzeczy, które trzeba przedyskutować z trenerem Wiktorowskim – podkreśla Furjan.
Nasz rozmówca wskazuje, że być może to ostatni mecz był dla Świątek najlepszy, choć zabrakło tam najważniejszego, czyli dobrego rezultatu. Noskova to też zawodniczka, która zaprezentowała się z bardzo dobrej strony.
– Mam wrażenie, że mecz z Noskovą mógł być najlepszym, jaki Iga rozegrała w Australian Open. Czasami takie paradoksy mają miejsce. Sytuacja nie jest też tak skrajna, jak na Wimbledonie, gdzie Iga z tym swoim stylem i forhendem próbuje się dopasować do nawierzchni. Od początku tegorocznego występu w Melbourne było czuć, że trudno będzie jej dominować nad rywalkami na przestrzeni całego turnieju. Inna sprawa to fakt, że Czeszka pokazała klasę, nie przestraszyła się liderki światowego rankingu. Grała praktycznie równo przez cały pojedynek. Nie miała momentów kryzysowych – kończy Furjan.