Im energiczniej będziemy zdobywać nowe umiejętności, tym większa szansa, że uda nam się dopasować do potrzeb któregoś z pracodawców — mówi doktor nauk ekonomicznych Piotr Sedlak.
- Więcej ciekawych historii przeczytasz na stronie głównej „Newsweeka”
Dziękujemy, że jesteś z nami!
Foto: Newsweek
NEWSWEEK: Przychodzi do pana 49-letni menedżer średniego szczebla, który właśnie stracił pracę, i pyta, jak długo będzie szukał nowej. Co mu pan powie?
Dr Piotr Sedlak: — Że łatwo nie będzie, to może potrwać nawet kilka miesięcy.
Długo.
— Szukanie pracy jest bardzo trudną pracą. Wymaga dużego samozaparcia i każdy, kto ma doświadczenie w byciu bezrobotnym, wie, że nie jest to komfortowy czas. Na pewno nie można się poddawać. Trzeba szukać i jak najbardziej świadomie odpowiadać na ogłoszenia.
Świadomie?
— Nie przesyłać tego samego CV do wszystkich pracodawców, tylko przeczytać dokładnie ogłoszenie, zastanowić się, kogo konkretnie ta organizacja szuka. A potem podkreślić w swoim CV te umiejętności, które są potrzebne temu pracodawcy. I dopiero wtedy aplikować. Osoby, które będą w bardziej przemyślany sposób podchodzić do tego procesu, na pewno mają większe szanse od tych, które tego nie zrobią.
Nasz menedżer jest przerażony, bo dostał tylko miesięczną odprawę, a pensja żony nie wystarczy na utrzymanie rodziny.
— W takiej sytuacji starałbym się szukać pracy wszystkimi dostępnymi drogami. Poza odpowiedzią na ogłoszenie jedną z nich jest wysyłanie CV do firm, które mogą potrzebować kogoś o jego kompetencjach. Poza tym rozmowy ze znajomymi. Kiedyś „załatwienie pracy” miało negatywne konotacje, dziś polecamy do swoich firm osoby, do których mamy zaufanie i wiemy, że się sprawdzą. Oczywiście aktywne poszukiwania nie gwarantują sukcesu, ale poprawiają sytuację. Im szerzej ten menedżer będzie szukać, im bardziej będzie elastyczny, tym większa szansa, że pracę znajdzie. Żyjemy w czasach prawdopodobnie najszybszej w dziejach ludzkości rewolucji przemysłowej, więc pewne jest to, że będziemy się zmieniać jako społeczeństwo. Będzie się też zmieniać rynek pracy. Im bardziej otwarci będziemy, im energiczniej będziemy zdobywać nowe umiejętności i rozwijać się w różnych kierunkach, tym większa szansa, że uda nam się dopasować do potrzeb któregoś z pracodawców. I będzie nas skłonny zatrudnić.
Na razie coraz częściej słychać, że pracy nie ma. Skończył się rynek pracownika, warunki dyktują znowu pracodawcy.
— Tutaj się zbiega kilka różnych elementów, które się w pewnym stopniu równoważą. Zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw od października 2024 r. do października 2025 r. spadło o blisko 1 punkt procentowy. Z drugiej strony liczba zatrudnionych w gospodarce jest na szczęście relatywnie wysoka. Choć firmy w ostatnim czasie zredukowały zatrudnienie, to prognoza dotycząca wzrostu PKB na ten rok wynosi blisko 3,5 proc. I to jest w porównaniu z Unią Europejską bardzo dobry wynik, w porównaniu z naszymi sąsiadami również. Jeżeli popatrzymy na wynagrodzenia rok do roku, to mamy 6,5-7 proc. wzrostu. To całkiem przyzwoity wynik, biorąc pod uwagę, że inflacja jest na poziomie 3 proc.
No i mamy jeszcze niskie bezrobocie.
— Ono jest łagodzone przez trend demograficzny, bo osób w wieku produkcyjnym jest z roku na rok coraz mniej. Już od co najmniej 20 lat demografowie alarmowali, że sytuacja jest niepokojąca, a nawet dramatyczna. A teraz zaczynamy zbierać żniwo tej sytuacji i co więcej, musimy się z nią pogodzić. Bo jeżeli chodzi o młode pokolenie, to w każdym roczniku urodziła się konkretna liczba dzieci i więcej nie będzie. Dokładnie wiemy, kiedy wejdą na rynek pracy. I wiemy, że za 20-25 lat sytuacja będzie jeszcze trudniejsza, bo osoby, które teraz mają po czterdzieści kilka lat, zaczną schodzić z rynku pracy. Tych osób w pojedynczym roczniku jest 700 tys., a na rynek pracy wchodzić będą roczniki liczące 300 tys. osób. To ogromna różnica.
A jak będzie wyglądał polski rynek pracy w ciągu najbliższych lat?
— Prognozy zarówno NBP, jak i Banku Światowego są pozytywne, ekonomiści są raczej zgodni, że będzie to czas stabilnego wzrostu. Uważam, że bezrobocie nie będzie znacząco rosło.
Ciągle słyszymy, że pracowników niektórych branż zastąpi sztuczna inteligencja, to nieodwracalny proces. Nic tylko położyć się i czekać, aż AI nas zastąpi.
— Nikomu nie poradziłbym poddawać się w żadnej sytuacji życiowej, niezależnie, czy chodzi o zmianę pracy, czy inne ważne wydarzenie. Sztuczna inteligencja zastąpi część pracowników, to pewne. Natomiast w historii rewolucji przemysłowych zawsze było tak, że zastępowaliśmy w pierwszej kolejności prace monotonne, żmudne, ciężkie fizycznie, a na końcu w gospodarce powstawały nowe, inne stanowiska. W związku z rozwojem AI prawdopodobnie też właśnie tak będzie. A osoby, które będą w stanie się do tego dostosować, lepiej sobie poradzą od tych, które wybiorą strategię leżenia na plecach.
A czy są jakieś branże i zawody, w których jest pewność zatrudnienia? Nie będą zwalniać, tylko zatrudniać?
— Na pewno właśnie rozwój sztucznej inteligencji. To jest trend, który będzie bardzo istotny w kolejnych latach. Szukamy specjalistów do spraw cyberbezpieczeństwa, ale również pracowników budowlanych. Z badania Barometr Zawodów wynika, że poszukiwani są i będą kierowcy ciężarówek i autobusów, elektrycy, energetycy, spawacze. I oczywiście lekarze, pielęgniarki i położne. W dłuższym terminie wspomniany trend demograficzny spowoduje, że coraz potrzebniejsi będą również opiekunowie osób starszych.
W rozmowach białych kołnierzyków często pobrzmiewa ton: nie trzeba było kończyć studiów, tylko zostać stolarzem albo hydraulikiem. A dzieci lepiej namawiać, żeby wybrały zawód, który nigdy nie zniknie.
— Rzeczywistość jest tak złożona i zmienna, że nie da się zagwarantować, że jakiś zawód nigdy nie zniknie. Ale raczej pewne jest, że nawet jeśli nie zniknie, to sposób jego wykonywania będzie się zmieniał. W minionych latach zaczęliśmy doceniać umiejętności specjalistyczne, czyli pracę elektryków, hydraulików czy pracowników budowlanych. I słusznie, bo często wiąże się ona z dużym wysiłkiem fizycznym, trudnymi warunkami. A co poradzić dzieciom? To jest tak trudne pytanie, jak o sens życia. Myślę, że powinny przede wszystkim znaleźć miejsce, w którym się dobrze czują. Nie patrzyłbym tylko na to, co jest modne czy co dobrze rokuje, ale również poleciłbym młodym ludziom, żeby zadali sobie pytanie, co lubią robić. Czy dobra będzie dla nich praca z ludźmi czy z danymi? Taka, w której siedzi się samotnie przed komputerem? Dynamiczna czy raczej powtarzalna? A zawody specjalistyczne mogą być dla kogoś całkiem niezłym wyborem, również w kontekście finansowym.
To może ten nasz menedżer średniego szczebla, zamiast liczyć, że znajdzie pracę na podobnym stanowisku, powinien pójść na kurs stolarki?
— Pytanie tylko, czy popyt i podaż powinny być jedynym kluczem szukania pracy. Jasne, że stolarzy też brakuje, podobnie jak hydraulików i elektryków. Natomiast decyzja, czy się przebranżowić, jest bardzo osobista. Można też spojrzeć na sprawę tak: pewnych kompetencji, które ten człowiek nabył, już nie utraci. Jeżeli był dobrym menedżerem, to dalej nim będzie. A jeżeli zawsze pasjonowała go praca z drewnem, to może ta nauka stolarki obok tego, co już potrafi, nie będzie złym pomysłem.
A może powinien obniżyć oczekiwania finansowe, żeby dostać pracę?
— To bardzo aktualny wątek, bo lada moment ma się pojawić propozycja uchwały dotyczącej transparentności wynagrodzeń i nie należy mylić tego z jawnością.
Na czym ma polegać ta transparentność?
— W dużym skrócie: dyrektywa unijna dotycząca transparentności sprawia, że pracodawcy będą musieli bardziej obiektywnie i przez to również bardziej sprawiedliwie wynagradzać pracowników. Powinno być tak, że pracodawca zaoferuje kandydatowi takie wynagrodzenie, jakie oferuje innym osobom, i powinno być ono sprawiedliwe wobec osób, które już pracują w tej organizacji. Co więcej, dyrektywa wymusza odwrócenie kolejności i to pracodawca powinien wcześniej poinformować o widełkach płacowych, a nie pytać kandydata o jego oczekiwania. Powinien zaproponować mu stawkę, opierając się na faktycznej wartości pracy i wymaganych na stanowisku umiejętnościach czy wiedzy, a nie na tym, że w trudnej sytuacji zaakceptuje on każdą ofertę.
Czy zdesperowany kandydat może popełnić jakiś błąd, który przekreśli jego szanse na zatrudnienie?
— Jeżeli w ogłoszeniu o pracę są wymagane uprawnienia do obsługi wózka widłowego, a kandydat je ma, tylko o nich nie wspomni, to szanse, że ktoś do niego zadzwoni, by się upewnić, są raczej małe. A mówiąc już całkiem poważnie, przede wszystkim ważna jest staranność, niezależnie od stanowiska. Więc jeżeli CV jest nieczytelne, zdarzają się w nim literówki, to szanse za zatrudnienie maleją już w najtrudniejszym momencie, czyli na etapie preselekcji. Przez brak staranności może się okazać, że kandydat nie dostanie zaproszenia na rozmowę i nie będzie miał szansy pokazać, że jest ciekawą osobą i może być fajnym pracownikiem.
*Dr Piotr Sedlak jest ekspertem w firmie doradczej Sedlak & Sedlak. Od wielu lat pracuje w Katedrze Zarządzania Międzynarodowego na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie.

