Nie potrafią wymienić baterii w kranie, założyć wycieraczek w samochodzie, powiesić szafek ani przybić równo obrazka na ścianie. Ale czy brak tych umiejętności odbiera współczesnym mężczyznom poczucie męskości?

Nie każdy mąż i ojciec odnajduje się w męskich pracach domowych. Filip jest w tej materii totalnym beztalenciem. – „Au sza la la la, mam dwie lewe ręce” – recytuje kawałek znanej piosenki zespołu Shakin’ Dudi. – W tekście było dalej, że „nie mam pieniędzy”. Ja na szczęście, w przeciwieństwie do bohatera przeboju, mam pieniądze. Mogę więc wezwać majstra i zapłacić za wykonanie dowolnej usługi. Sam nie mam do tego drygu ani na to czasu – wzrusza ramionami Filip.

Mógłby spisać długą listę czynności, których nie wykonuje w domu. Nie dotyka się elektryki. Chyba że trzeba wykręcić żarówkę w żyrandolu i wymienić na nową – wtedy bierze to na klatę. Ale jak popsuje się pralka, nawet nie próbuje interweniować, tylko od razu dzwoni po hydraulika. Kiedyś spłuczka w toalecie odmówiła posłuszeństwa. Już brał telefon do ręki, aby wezwać majstra, ale żona uznała, że sama naprawi. I rzeczywiście coś tam pogrzebała i woda znowu zaczęła lecieć. Dużym wyzwaniem dla Filipa było złożenie mebli w pokoju u córki. Zadzwonił do kolegi pod pretekstem pożyczenia wiertarki. Od słowa do słowa przekonał kolegę, żeby przyszedł, wywiercił otwory i od razu zabrał sprzęt, bo z pożyczeniem i oddawaniem jest więcej zachodu, a robota błyskawiczna.

Do elektryki i hydrauliki Filip dorzuca jeszcze mnóstwo innych domowych aktywności, którym nawet nie próbuje podołać. Nie potrafi wymienić baterii w kranie, założyć wycieraczek w samochodzie, powiesić szafek ani przybić równo obrazka na ścianie. – Wiem, wiem, to wszystko drobnostki, ale życie składa się z drobiazgów. Moja żona się wścieka, że nie potrafię nic naprawić w domu i nie ma ze mnie żadnego pożytku. Wtedy spokojnie jej tłumaczę: „Kochanie, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Zawołajmy kogoś, kto się na tym zna. Po co bardziej zepsuć?”. Trochę pomarudzi, ale przyznaje mi rację – opowiada Filip. I dodaje, że nie po to ciężko haruje od poniedziałku do piątku, żeby w weekendy bawić się w ślusarza, murarza czy elektryka. Inni są od tego. – Jeszcze się taki nie urodził, co by się znał na wszystkim – mówi usprawiedliwiająco Filip. Nie jest supermanem i nie chce nim być.

Opinia publiczna wydała już wyrok w sprawie mężczyzn odstających od kultu macho. I głośno trąbi o kryzysie męskości. To prawda, czy jedynie społeczne wyobrażenie? – Badania też tak określają to zjawisko. Ja natomiast wolę mówić „transformacja” zamiast „kryzys”. Obserwujemy transformację stereotypowego wzorca męskości. Jaskiniowy macho man, który ma zapewnić rodzinie przetrwanie, ustępuje mężczyźnie pomocnemu w prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci – komentuje dr Marta Bierca, socjolożka i autorka książki „Nowe wzory ojcostwa w Polsce”.

Ideał męskości jest dziś podstawiany do innych wzorów. – Liczy się czułość, wrażliwość i empatia – wylicza badaczka. – Mężczyzna zyskał prawo do okazywania słabości. Przy czym chodzi o ludzką słabość, a nie życiową nieporadność. Muskularny macho odsłonił miękkie podbrzusze.

Przemiana niewzruszonego jaskiniowca w empatycznego domatora to dawno rozpoczęty proces. Wiele czynników wpływa na jego dynamikę. – Na pewno transformacja ustrojowa, która pogłębiła znaczenie rodziny jako firmy, na którą trzeba wspólnie zarabiać. Do tego doszła feministyczna narracja o równości płci. Ale też szerszy dostęp do antykoncepcji, który kładzie większy nacisk na kontrolę rozrodczości. Rośnie więc decydująca rola kobiet – uważa dr Bierca.

Duże znaczenie mają pozrywane relacje pokoleniowe. Zestaw ojcowskich porad, wpychanych synom do głowy o tym, jak zostać prawdziwym mężczyzną, przestał oddziaływać, ponieważ w mentorskim przekazie było niewiele prawdy. Wprawieni w reperowaniu domowego sprzętu mężowie i ojcowie z minionej epoki pozostawali bezradni w obliczu rodzinnych kryzysów, kiedy trzeba było naprawiać relacje z domownikami.

Obecni trzydziesto- i czterdziestolatkowie wypracowali inny pomysł na męskość. Bazują na znanym im antywzorze surowego i chłodnego emocjonalnie ojca, który nie popełniał błędów, nie znosił krytyki, ani nie tolerował dyskusji. I nie chcą takiego schematu reprodukować. Można przecież nie znać się na wymianie zamka w drzwiach czy nie potrafić położyć kafelków w łazience, ale poświęcać czas najbliższym.

Kamil nie może znaleźć sobie miejsca. Ma wolną chwilę, ale nie siada. Nie umie odpoczywać. Lubi majsterkować. A w domu zawsze jest coś do zrobienia. To kran przecieka, to okno się nie domyka. Na balkonie ma mały warsztat pracy. Trzyma tam narzędzia i składuje różne szpargały. Ostatnio kupił deski, bo konstruował dla dzieci oddzielne łóżka w pokoju.

– Antek z Basią dzielą jeden pokój, muszą mieć osobne legowisko – uśmiecha się ich ojciec. – Poprzednio kupione łóżka nie były trwałe, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i „zrobić to sam”. Trochę się przy tym namordowałem, bo deski trzeba było pozbijać, zaimpregnować, pomalować i zamontować uchwyty, żeby półkotapczany dało się wyciągnąć ze ściany i rozłożyć. Zajęło mi to trzy tygodnie, bo w międzyczasie pracowałem. Znajomi pukali się w głowę: „Po co będziesz się trudził? Kup gotowe”. Ale ja już raz kupiłem gotowe i było do niczego. Szkoda nerwów i pieniędzy. Poza tym lubię taką pracę. Żona gotuje obiad, a ja w tym czasie bawię się w małego inżyniera i coś skręcam w pokoju.

Cały pokój dziecięcy to robota Kamila. Zmontował łóżka, a wcześniej szafę ubraniową i półki na książki. Drobna stolarka czy elektryka to dla Kamila żadne wyzwanie. Rodzina ma działkę pod Warszawą, a na działce zawsze jest praca do wykonania, zwłaszcza jak robi się ciepło, bo domek służy na wynajem letnikom. W wakacje trzeba było przeprowadzić kilka napraw, więc Kamil zakasał rękawy. – Miałem fachowca, ale fachowiec tak mi zrobił łazienkę, że ciągle przeciekała woda. Musiałem kuć ścianę i zająć się całą hydrauliką. Na tym się akurat słabo znam, ale z pomocą przyszedł mi wujek Google. Odpaliłem You Tube’a i krok po kroku uporałem się z cieknącymi rurkami – mówi z triumfalizmem w głosie mężczyzna.

Majsterkowanie weszło mu w krew. Przychodzą znajomi z dziećmi, a Kamil przeprasza na moment, bo właśnie sobie przypomniał, że musi dociąć listwy w sąsiednim pokoju. Goście przywykli, że gospodarzowi robota pali się w rękach. Najgorzej było w pandemii, kiedy brakowało towaru w marketach budowlanych. Kamil do tej pory pamięta, jak bezskutecznie polował na osiemnastomilimetrową sklejkę z drzewa bukowego do montażu szafy. Siedział przygnębiony na kanapie i załamywał ręce, co pocznie bez tej sklejki.

Pytam, czy z wiertarką w dłoni czuje się dowartościowany jako mężczyzna? – Nie rozpatruję swoich zdolności technicznych w takich kategoriach. Dla mnie to naturalny stan, że mężczyzna na łeb na karku, fach w ręku i potrafi zadbać o dom. Nie trzeba być od razu złotą rączką. Wystarczy być zaradnym – odpowiada.

Ideał męskości w dużej mierze kształtują kobiety. One potrzebują albo wrażliwego partnera, albo wszechstronnego samca. Często nie chcą widzieć męskich słabości, ale rutynizowanie relacji płciowych z klarownym podziałem, co on ma do zrobienia, a co ona, nie sprzyja rozwijaniu u mężczyzn nowych kompetencji społecznych.

– Kobietom bywa trudno dzielić się z mężczyznami czasem opieki nad dzieckiem. Czują, że w tej materii lepiej się realizują. Przecież wiedzie je instynkt macierzyński. Mężczyźni próbują opierać się tak narzucanym wzorcom. Słyszałam nieraz podczas badań: „Przecież my mamy instynkt ojcowski”– opowiada dr Bierca.

Z drugiej strony czuć społeczne parcie na wyrównywanie potencjałów w rodzinie i promocję modelu partnerskiego. Oboje pracują i oboje zajmują się domem. Dwa przeciwstawne sobie światy – jeden z wiertarką w dłoni, drugi z chochlą do nalewania zupy – zaczynają na siebie nachodzić. Jest więcej wspólnych obszarów do zagospodarowania. Współczesny mężczyzna może się realizować na dowolnie wybranym polu.

– Przełamujemy stereotypy na temat tego, co kto powinien. Nie ma już tak silnej presji oczekiwań, że kobieta powinna umieć gotować, a mężczyzna wszystko naprawiać w domu. To porządkowało życie rodzinne, ale wykluczało partnerstwo. Nie ma nic złego w mieszaniu ról społecznych. Tak jak nie ma nic złego w tym, że nie każdy mężczyzna przychodzi na świat z wrodzoną zdolnością wymiany instalacji elektrycznej – ironizuje badaczka.

Maciek nie założył rodziny – wiedzie żywot podstarzałego singla. Cały dom jest na jego głowie, choć nie ma głowy do drobnych napraw. – Z malowaniem i szpachlowaniem jeszcze jakoś sobie radzę. Ale schodzi mi się przy tym niemożebnie. Wszystkie bardziej skomplikowane prace w domu wolę delegować na fachowców. Korzystam z outsourcingu – śmieje się Maciek.

Nie ma serca ani talentu do prac technicznych. Jak skręcał łóżko w salonie, to krzywo powbijał gwoździe i musiał poprawiać. Raz wziął się za wieszanie lampy. Wszedł na stół, ale zawadził kloszem o ścianę i rozbił go w drobny mak.

– Ostatnio montowałem stacjonarny rowerek na balkonie. Czynność pozornie prosta. A jednak nie! Najpierw upuściłem śrubę, która wymsknęła się pod balkonową balustradą i przepadła w gęstych krzakach. Później wypadł mi z rąk śrubokręt i poleciał za śrubą. Musiałem zbiegać na dół i przeczesywać zarośla. Wkrętak znalazłem, śruby nie. Przez te wszystkie przygody zmarnowałem pół dnia na montaż – przyznaje mężczyzna.

Cieszy się, że mieszka sam. Ma kilku tak samo nieutalentowanych kolegów, którzy są żonaci. I w przypływie szczerości zwierzają się na wspólnym piwie, że wysłuchują połajanek, jak bardzo odstają od wzorca męskiej zaradności. A przecież ciężko tyrają na dom. To nie ma znaczenia? Maćka przynajmniej nikt nie rozlicza z jego fajtłapowatości. Taki jest i już się nie zmieni. Na szczęście nie musi silić się na męskość przed kobietami.

– Żadna by nie wytrzymała z tak bezużytecznym beztalenciem w sprawach technicznych – składa samokrytykę. – Oczywiście znam swoją wartość, wiem na co mnie stać. Posiadam inne atuty – dobrze gotuję. Gdybym miał partnerkę, pewnie zamienilibyśmy się rolami – ona by obsługiwała przybornik z narzędziami, a ja stałbym przy garach. Remonty i naprawy kompletnie mnie nie interesują, naprawdę. Za każdym razem, jak coś się popsuje, dzwonię po majstra i on przyjeżdża z odsieczą.

Miesiąc temu do Maćka zadzwonił znajomy z prośbą o pożyczenie łyżki do wymiany dętki w rowerze. – Wie, że dużo jeżdżę jednośladem i kolekcjonuję różne gadżety. Okazało się, że kolega zdjął przebitą dętkę, ale nie potrafił założyć nowej. Przyjechałem, pomogłem. I ja czasami mogę się komuś na coś przydać – uśmiecha się mężczyzna.

Filip niedawno zaimponował żonie, bo kuchenne szuflady się nie domykały. Żona ma zmysł techniczny, zabrała się więc do naprawy, ale nic nie wskórała. „Niczego nie dotykaj, wrócę z pracy, to jeszcze raz spróbuję” – powiedziała, wychodząc rano. Na Filipa podziałało to mobilizująco. Popatrzył, podłubał, wyregulował mechanizm i – eureka! – fronty pracują, jakby wróciły prosto od stolarza. „Jak to zrobiłeś?” – pytała z podziwem żona.

Łóżeczka, które Kamil własnoręcznie wykonał i zamontował w sypialni u dzieci, mają jakiś feler. Niby wszystko działa jak należy, ale coś skrzypi przy rozkładaniu. – Nie wiem, co się dzieje. Skąd ten hałas? Może to wina sprężyny? Trudno, musi być, jak jest. Już nic na to nie poradzę. Są sytuacje, kiedy nawet złota rączka nie pomoże – rozkłada bezradnie ręce.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version