Współpracownicy Jacka Sasina przegrzali, zawczasu publikując oświadczenie, które chciał wygłosić przed komisją śledczą – słyszymy. Kilkadziesiąt minut do przesłuchania pozwoliło przygotować się komisji na ruch Sasina – ustalił „Newsweek”.
Środa, 24 stycznia 2024 roku, nowoczesny budynek U polskiego parlamentu. Chwilę po 13:00 i po przesłuchaniu wiceministra w resorcie aktywów państwowych Tomasza Szczegielniaka (o jego szczegółach opowiemy w podcaście „KOMISJA ŚLEDCZA” w najbliższy weekend), przewodniczący Dariusz Joński zarządza przerwę.
O 14:00 przed komisją ma się stawić jeden z głównych świadków – były minister aktywów państwowych, bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego, polityk Prawa i Sprawiedliwości Jacek Sasin. Nim jednak do tego dochodzi, uwagę zainteresowanych przesłuchaniami zwraca publikacja portalu „Business Insider”.
O 13:17 – kiedy wszyscy członkowie komisji śledczej są na przerwie – w BI pojawia się artykuł „Wiemy, co Jacek Sasin chce powiedzieć na komisji śledczej”. Portal publikuje słowo w słowo treść oświadczenia, które chce przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych wygłosić Sasin. Padają w nim słowa o „orwellowskiej sytuacji, gdzie śledztwem parlamentarnym objęci są ludzie, którzy chcieli zorganizować demokratyczne wybory”. Sasin chce mówić o „absurdalności tego pozornego dochodzenia” i sugeruje, że winni zostali już dawno przez komisję wybrani”. BI zwraca uwagę, że nie wiadomo, czy Sasin dostanie szansę wygłoszenia tego oświadczenia.
Skąd ten wybieg? Jak słyszymy, współpracownicy Jacka Sasina mogli bać się sytuacji z poprzedniego przesłuchania, podczas którego przewodniczący Dariusz Joński oraz Jacek Karnowski zabronili wiceministrowi Szczegielniakowi czytania z kartki. Aby wszystkie tezy oświadczenia Jacka Sasina mogły wybrzmieć, zadbano o to, aby oświadczenie wyciekło do mediów.
Na chwilę przed rozpoczęciem przesłuchania „Newsweek Polska” jako pierwszy i jedyny informuje na Twitterze/X, że komisja najpewniej nie pozwoli Jackowi Sasinowi na fazę „swobodnej wypowiedzi”.
– Nie wyobrażam sobie, żeby przewodniczący pozwolił na taki spektakl – mówi nam wtedy osoba z otoczenia komisji. — W sferze medialnej pan Sasin może sobie wygłaszać polityczne przemówienia. Przed komisją śledczą ma obowiązek odpowiedzieć na pytania członków i członkiń komisji. Przypominam, że poprzedni świadek również próbował takiej formy destrukcji prac komisji i po wniosku formalnym musiał przestać – słyszymy.
Tak też się dzieje, po rozpoczęciu przesłuchania głos zabiera przewodniczący Dariusz Joński i powołując się na artykuł 11C ustawy o komisjach śledczych odbiera Jackowi Sasinowi prawo do swobodnej wypowiedzi. Przemysław Czarnek, Waldemar Buda oraz Mariusz Krystian podnoszą głośny sprzeciw, Jacek Sasin podobnie, ale ich wniosek o dopuszczenie byłego ministra do głosu zostaje przegłosowany i komisja przechodzi do fazy pytań i odpowiedzi. – Ewidentnie przegrzali, nie wytrzymali ciśnienia, nie trzeba było tego publikować i spróbować przedstawić swój punkt widzenia podczas swobodnej wypowiedzi – mówi „Newsweekowi” osoba blisko komisji.
Opublikowanie oświadczenia na kilkadziesiąt minut przed przesłuchaniem pozwoliło komisji zapoznać się z nim i podjąć decyzję, że Sasin nie zostanie dopuszczony do fazy swobodnej wypowiedzi. Wydaje się, że doświadczenie z przesłuchaniem prawej ręki Jacka Sasina, wiceministrem MAP Arturem Soboniem wyczuliło przedstawicieli komisji na podobne wybiegi. Jak pisaliśmy w „Newsweeku” Artur Soboń najpierw wygłosił oświadczenie, a potem praktycznie odmówił odpowiedzi na pytania, posługując się słynnym już bon motem „wszystko, co miałem do powiedzenia w objętej przesłuchaniem sprawie, zawarłem w fazie swobodnej wypowiedzi”.