Zaczynają wypływać takie syfy, że może sam Kaczyński zadzwoni do Glapińskiego i poprosi, by dobrowolnie zrezygnował z NBP – mówią politycy Platformy. Ale wszystko na to wskazuje, że prezes banku centralnego sam się wysadza z posady.
Od kilku miesięcy głośno było o jego liście do ministra finansów. Listy miały być nawet dwa. 23 sierpnia 2023 r. na papierze firmowym banku rano miał zapewnić, że wpłaci 4-6 mld zł do budżetu. A po południu, że 6 mld zł. Według naszych informatorów musiał wtedy już wiedzieć, że bank nie będzie miał żadnego zysku.
– Zarząd dostaje analizę wykonania planu finansowego NBP na koniec każdego kwartału. Widziałem ten dokument, prognozy na koniec czerwca 2023 r. wskazywały na 10,5 mld zł straty – mówi nasz informator. – I w tej sytuacji prezes, który ma ustawowy obowiązek współdziałać z ministrem finansów przy opracowaniu planów finansowych państwa, wyciąga z czapki 6 mld zł?
Pracownik NBP: – Tego nie da się zamieść pod dywan ani post factum przygotować jakieś kwity, by dorobić korzystną dla Glapińskiego interpretację. Gdybym to ja miał doradzać prezesowi, tobym mu powiedział: nie rób tego, bo naruszysz prawo i narazisz się na ryzyko odpowiedzialności karnej albo przed Trybunałem Stanu. To ewidentne naruszenie kodeksu karnego – wprowadzenie w błąd urzędnika państwowego lub niedopełnienie obowiązków, albo poświadczenie nieprawdy.
Rada się dziwi i zarząd też
Członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Przemysław Litwiniuk miał trzy razy pytać prezesa, w jakiej formie i przez kogo została udzielona ministrowi finansów informacja o spodziewanym zysku NBP?
– Zapowiedziano mi udzielenie odpowiedzi pisemnej. Na kolejnym spotkaniu potwierdzono zapowiedź udzielenia tej odpowiedzi. Ale ostatnio usłyszałem, że nie jestem członkiem rady nadzorczej NBP, więc to nie moja sprawa – mówi prof. Litwiniuk.
Gdybym to ja miał doradzać prezesowi, powiedziałbym: nie rób tego, bo to ewidentne naruszenie kodeksu karnego. Narazisz się na ryzyko odpowiedzialności karnej albo przed Trybunałem Stanu – pracownik NBP
Glapiński wielokrotnie powtarzał dziennikarzom, że decyzje w zarządzie NBP, którym kieruje, i w Radzie Polityki Pieniężnej, której przewodniczy, podejmowane są kolegialnie, w ramach głosowania i odpowiedzialność za nie też jest zbiorowa.
– Prezes raczył wielokrotnie opisywać rzeczywistość inaczej, niż ona wygląda. Przecież gdyby ta kwestia była dyskutowana na zarządzie czy w Radzie i był prawidłowy obieg dokumentów między tymi ciałami, nie doszłoby do złożenia ministrowi pustej obietnicy – to zgodna opinia przedstawicieli RPP i pracownika NBP. Ich zdaniem prezes sam sobie wyłączył bezpiecznik, bo jest jedyną osobą, która ma wiedzę o pracy zarządu i Rady.
Przyjdzie kontrola i… nie sprawdzi
Glapiński uzurpuje sobie według moich rozmówców również prawo do dokumentowania dyskusji toczących się w NBP. Gdy członek zarządu Paweł Mucha, były minister kancelarii prezydenta Dudy, wytknął mu publicznie, że nie wszystkie wnioski są protokołowane, a niektóre są przeinaczane, został pozbawiony premii.
– Z tweetów Muchy wyłania się kuriozalny styl prac w zarządzie – mówi osoba z NBP. – Gdy składa on na piśmie zdanie odrębne do protokołu, że coś zostało pominięte lub przeinaczone, prezes to traktuje jako niebyłe. Mucha odwołuje się więc do nagrań z posiedzenia i dostaje odpowiedź, że się nie dowie, jakie są nagrania, kiedy zostały zrobione i jak długo będą przechowywane. To jest niedorzeczne i sprzeczne z ochroną danych osobowych.
Wiernego zapisu dyskusji domaga się też troje członków Rady Polityki Pieniężnej wybranych przez Senat. – Po zeszłorocznej kontroli NIK w NBP, czyli od wiosny zeszłego roku, prezes zintensyfikował zabiegi o to, by w protokołach nie było żadnych śladów zgłaszanych nieprawidłowości – mówi Joanna Tyrowicz.
Glapiński broni poglądu, że każdy ma prawo wycofać się ze słów, które być może w sposób nieprzemyślany wygłosił. Może więc je podczas autoryzacji zmienić lub usunąć z protokołu. Skutek? Czytasz swoją odpowiedź na czyjeś stanowisko, po którym nie ma już w dokumentach śladu. Znika ciąg przyczynowo-skutkowy w zapisie dyskusji. To oczywiście ma skłonić do usunięcia także swojego komentarza, skoro przestaje się do czegokolwiek odnosić.
– Prezes uważa, że jak się problemy wygumkuje z protokołów, to tak, jakby ich nie było, a przecież to są poważne sprawy. Można usunąć merytorycznie błędny argument, ale głosowanie na jego podstawie zostaje i z niego przecież nikt się nie wycofuje – mówi Tyrowicz.
Żeby obronić integralność protokołów, zaczęła podczas posiedzeń Rady stosować prostą taktykę – odpowiada na głoszoną przez prezesa tezę od jej powtórzenia.
– Prezes prawdopodobnie wróci do swoich grzechów z wiosny, czyli na powrót będzie redagował i nasze wypowiedzi, a nie tylko swoje – mówi Tyrowicz. – Ale jego tyrania kończy się na protokołach, w nagraniach i stenogramach zostaje prawda. W każdym razie, dopóki ktoś usłużny nie połamie dysków i nie pogubi stenogramów.
Członkowie Rady nie wiedzą jednak, jak wyglądają protokoły po zakończeniu autoryzacji, bo prezes odmawiał kilkukrotnie przedstawienia ostatecznej wersji – nie, bo nie.
Rada o czołgach
Według moich rozmówców są pewne zmiany, na przykład posiedzenia są już dwudniowe, a czasem nawet opracowania i dokumenty otrzymują z pewnym wyprzedzeniem. Poziom merytoryczny pozostaje jednak fatalny: prezes i „jego” członkowie Rady, delegowani przez prezydenta i poprzedni Sejm, odkrywają na posiedzeniach, że dokumenty nie wspierają ich tez i gwałtownie przeprowadzają zmiany. Niektórzy przychodzą z notatkami, ale z niezbornego czytania z kartek widać wyraźnie, że wygłaszane tezy widzą po raz pierwszy na oczy. Do tego wciąż dochodzi do wymiany zdań na dziwne tematy. Przy okazji dyskusji o opinii do projektu ustawy budżetowej na 2024 r. dyskutowano, czy w budżecie wystarczy pieniędzy na czołgi.
Tyrowicz: – Na nic się zdały tłumaczenia, że co jak co, ale czołgi nie należą do kompetencji Rady, które przecież określa konstytucja i ustawa. Dyskusja przerodziła się w oskarżenia, że brak mi patriotyzmu. Pani Masłowska powiedziała, że „jak coś się tu zacznie dziać, to pierwsi uciekniecie do Niemiec albo Izraela”. I oczywiście Rada przegłosowała swą natchnioną patriotyzmem opinię do projektu ustawy budżetowej, w której co prawda nie ma ani słowa o wpływie strony fiskalnej na inflację, ale za to znaleźć można długaśny przypis o ulubionych czołgach pana prezesa.
Tyrowicz opowiada też, jak NIK przysłała list do prezesa, że chce poznać stanowisko członków Rady w sprawie realizacji założeń polityki pieniężnej w 2023 r. – Najpierw zostaliśmy okłamani, że pismo w ogóle nie jest do nas, a później prezes wprost odmówił przekazania nam tych pytań.
Jak zatem NIK ma przeprowadzać analizę decyzji Rady? Skąd Izba niby miałaby wiedzieć, że ktoś zgłaszał zdanie odrębne, skoro ono nie zostało wpisane do protokołu? Mają czytać wszystkie stenogramy? A dla pewności równolegle odsłuchiwać nagrania z dyskusji?
Trybunał – za i przeciw
– To argument za tym, by Glapińskiego postawić przed Trybunałem Stanu. Bez przesłuchania go nie ujawnimy nieprawidłowości w NBP i bizantyjskiego stylu zarządzania – mówi osoba związana z PO. Potwierdza to, co napisaliśmy w ostatnim „Newsweeku”, że decyzja w tej sprawie już zapadła na najwyższym politycznym szczeblu.
Przeciwnikiem tego rozwiązania jest nie tylko Glapiński. Litwiniuk: – Trybunał Stanu jako sąd ustanowiony przez polityków dla polityków nie odpowiada europejskim standardom konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Nie korzysta z żadnych gwarancji niezawisłości i bezstronności, jego kadencja jest ściśle powiązana z kadencją Sejmu, a powoływanie jego członków jest jeszcze bardziej upolitycznione niż obecnych tak zwanych neosędziów, które oprotestowały unijne instytucje.
Jego zdaniem Trybunał Stanu mógłby jedynie weryfikować zarzut o delikt, czy prezes naruszył konstytucję przy finansowaniu deficytu budżetowego w czasie pandemii oraz czy podejmował działania niedające się pogodzić z godnością pełnionego urzędu. Pozostałymi zarzutami, które mogą rodzić odpowiedzialność prawnokarną prezesa, powinny się zająć prokuratura i sąd powszechny.
Doniesienia
Według moich rozmówców obiecane przez Glapińskiego ministrowi finansów 6 mld zł może być podstawą do skierowania doniesienia do prokuratury. Ewentualny prawomocny wyrok skazujący za przestępstwo oznacza, zgodnie z ustawą o NBP, koniec rządów Glapińskiego. To jedna z trzech okoliczności zezwalających na jego odwołanie. Pozostałe, to gdy prezes nie wypełnia obowiązków na skutek długotrwałej choroby lub Trybunał Stanu orzekłby wobec niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych.
Pracownik NBP: – Tu jest moim zdaniem luka konstytucyjna, bo prezes tak ważnej instytucji nie ma immunitetu – jak parlamentarzyści czy prezes NIK Marian Banaś – więc może być „przewrócony” nawet prywatnym aktem oskarżenia. Gdyby się pokłócił z sąsiadem i naubliżał mu, a ten oskarżył go o naruszenie nietykalności cielesnej czy zniewagę i doprowadził do prawomocnego skazania, to Glapiński mógłby przestać być prezesem NBP.
Do prokuratura generalnego wpłynęły już dwa zawiadomienia.
Roman Giertych jeszcze w grudniu 2023 r. złożył zawiadomienie na Glapińskiego o udział w ofercie korupcyjnej b. szefa KNF Marka Ch. Protegowany Glapińskiego w marcu 2018 r. miał złożyć właścicielowi Getin Banku Leszkowi Czarneckiemu korupcyjną propozycję, a potem zabrał go na spotkanie do NBP z prezesem.
Doniesienie złożył do prokuratury także Przemysław Litwiniuk. Po zapowiedzi w TVN24, że po wyborach ceny paliw według prognoz NBP wzrosną, NBP na portalu X zarzucił mu kłamstwo oraz brutalne włączenie się w kampanię wyborczą. Litwiniuk wezwał Glapińskiego do publicznego przeproszenia. Gdy się nie doczekał, złożył w styczniu wniosek do prokuratury o ustalenie sprawców naruszającego jego dobre imię wpisu.
Kim jest Glapiński
Osoba związana z PO: – Wszystko jedno, prokurator czy sejmowa komisja odpowiedzialności konstytucyjnej, byle był publicznie przesłuchiwany, żeby ludzie słuchali…
Prezes powinien się wytłumaczyć z feralnych 6 mld zł. Z podejrzeń o obejście prawa przy nabywaniu na rynku wtórnym obligacji podczas pandemii.
Moi rozmówcy zalecają, by pytać, ile wydał na Szkołę Główną Mikołaja Kopernika, stworzoną przez finansowaną z budżetu Akademię Kopernikańską. W prezydium Akademii zasiadali m.in. Glapiński, jego zastępczyni i doradca Leon Podkaminer. Czy i jaką dotację dostała Fundacja Edukacji i Nauki Kopernik, której członkami Rady są Piotr Turek, szef Departamentu Komunikacji NBP i rektor Szkoły Głównej Mikołaja Kopernika oraz dyrektorka Departamentu Generalnego NBP Kamila Sukiennik? Fundacja miała wystąpić według „Rzeczpospolitej” o 2 mln zł dofinansowania z NBP.
Prezes powinien opowiedzieć o programie dobrowolnych odejść pracowników. Czy w ten sposób zwalniano stanowiska dla politycznego desantu po ewentualnym przegraniu przez PiS wyborów? Kogo i z jakimi kompetencjami na te wakaty zatrudniono? Czy to prawda, że było to 300 osób?
Państwo to ja
Skąd u prezesa dość nonszalanckie podejście do prawa? Pracownik NBP: – To chyba jakaś wrodzona dezynwoltura prawna, z którą nigdzie indziej się nie spotkałem. Przekonanie, że państwo to ja i traktowanie instytucji jak prywatnego folwarku może wynikać z głupoty, ale nie w sensie ogólnointelektualnym. Bardziej z podejścia: ja tu wszystko mogę, jestem nieodwoływalny, a w razie czego będą odpowiadać moi dyrektorzy.
– Wypływają sprawy obyczajowe. Na pewno nie jest to kaliber uwag dotyczących fryzur kobiet – twierdzi jedna z osób związanych z PO.
Pracownik NBP potwierdza, że prezes potrafi być przykry wobec kobiet. – Nic więcej nie powiem, nawet nieoficjalnie. Może odważą się jakieś osoby? Jakby sobie niektórzy zdali sprawę, z kim mają do czynienia, to ich pogląd uległby radykalnej zmianie. Pewnych zachowań kulturowych nie akceptuje w dzisiejszych czasach żadne środowisko – lewica, centrum czy prawica. Mówiąc cynicznie, za duże ryzyko polityczne.
Czy Duda go obroni
Osoba związana z PiS, która przyznaje się, że lobbowała u prezydenta Dudy za kandydaturą Glapińskiego na prezesa: – To brzmi niewiarygodnie, ale nie znaliśmy go… Robi wrażenie miłego, ekscentrycznego starszego pana, ale w sytuacji sporu reaguje szykanami, nawet wobec swoich. A na koniec jeszcze okleja bank banerami, że „wszystkie działania NBP są zgodne z prawem i spełniają najwyższe standardy międzynarodowe”. To niedorzeczność.
Według naszych informatorów związanych z PO prezydent podobno ma nie angażować się w spór o Glapińskiego, tylko „kupić sobie popcorn i się przyglądać”.
Czy tak będzie? – To nie ma znaczenia – mówi nam pracownik NBP. – Prowadzący postępowanie karne prokurator może zawiesić oskarżonego prezesa w czynnościach służbowych. Jeśli sąd nie uchyli takiego postanowienia, Glapiński przestałby sprawować swoją funkcję. A sprawa mogłaby się dalej toczyć, nie znam zbyt wielu takich, które trwają krócej niż 15 miesięcy. Orzeczenie sądu mogłoby więc zapaść po wyborach prezydenckich w lipcu 2025 r., żeby nie zastanawiać się nad tym, czy Duda ułaskawi Glapińskiego, czy nie. A w tym czasie nie ma przeszkód, by odbywały się publiczne przesłuchania prezesa przez sejmową komisją odpowiedzialności konstytucyjnej. Żeby, jak chce Tusk, opinia publiczna mogła ocenić, czy Glapiński dochowuje godności pełnionego urzędu.