– Klasa średnia zaczyna czuć, że jest wypierana ze świata, w którym dotąd żyła – mówi prof. Andrzej Leder.

Prof. Andrzej Leder: Po pierwsze, to jest bardzo dobra książka. Przeczytałem ją na nowo i odkryłem u Bullocka tę szczególną umiejętność historyków – w każdym razie tych najlepszych – by nie tylko bardzo dobrze operować materiałem, ale także, by układał się on w pewien logiczny i spójny obraz epoki. Tego rodzaju książki warto czytać zawsze, tak jak warto czytać „Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie” Edwarda Gibbona. Ale to nie jest jedyny powód. Powodem najistotniejszym jest to, że dzięki Bullockowi możemy prześledzić okres dochodzenia Hitlera do władzy. Możemy poznać nie tylko tło społeczne i polityczne epoki, ale także umiejętność wykorzystania przez Hitlera sił, które w owym czasie dochodziły do głosu. To wydaje mi się niezwykle ciekawe. Nie jest tak, żebyśmy tę epokę dziś powtarzali, ale pewne zjawiska, nastroje, reakcje społeczne i zaniedbania wydają mi się podobne i mogą prowadzić do podobnych konsekwencji.

– Powiedział pan o wojnie i rzeczywiście: wszyscy dziś mówią o potencjalnym konflikcie pomiędzy Zachodem, globalną Północą, światem, w którym dalej jest lepsza lub gorsza demokracja, a potężnymi autorytaryzmami, jak Chiny i Rosja, po cichu wspieranymi przez globalne Południe, które ma do Północy dużo uzasadnionego żalu. Ale sądzę, że dzisiaj to nie jest najgroźniejsza konfrontacja w świecie zachodnim. Podstawowym problemem jest coś, co nazwałbym skłonnością do dyktatury.

– Przynajmniej w tym momencie. Spójrzmy na Stany Zjednoczone. Połowa społeczeństwa – z jednej strony zamożni wyborcy Republikanów, a z drugiej biedni biali, wyrzuceni z obiegu społecznego – wspiera kogoś, kto dość otwarcie dąży do dyktatury. To niezwykle symptomatyczne. Historia tego, co stało się w Polsce, mimo ostatniego zwrotu demokratycznego, też jest bardzo pouczająca: sojusz najbardziej reakcyjnych sił politycznych z ludem, który uznał, że został oszukany w trakcie transformacji. We Francji Front Narodowy, w Niemczech AFD. To jest problem, z którym będziemy borykać się długie, długie lata.

– Historia nazizmu w pewnym sensie pokazuje, że czasami potrzebna jest katastrofa, by demokracje zaczęły rozumieć problemy, z którymi się borykają. Jednym z ogromnych problemów lat 30. było to, że ówczesna burżuazja kompletnie zlekceważyła groźbę, jaką było doprowadzenie wielu ludzi z ówczesnych klas ludowych na próg śmierci głodowej. Na początku lat 30. w Niemczech było 40-proc. bezrobocie. Miliony ludzi bez pracy, co w praktyce oznacza: bez możliwości zdobycia jedzenia. Oni na dodatek pamiętali nieudaną rewolucję 1918-1919. Zacytuję Waltera Benjamina, który mówił, że faszyzm jest efektem spapranej rewolucji. Ci ludzie poparli Hitlera.

– One także mogą prowadzić do faszyzacji życia społecznego. Liberalizm gospodarczy – nie polityczny – spycha wielu ludzi na margines. Oni w końcu będą chcieli znaleźć, jeśli nie sprawiedliwość, to chociaż odwet. A jeśli nie znajdą go w drodze procedur demokratycznych, mogą uciec się do przemocy.

Także na Zachodzie zapomniana została lekcja, którą mieszczaństwo europejskie odebrało w wyniku II wojny światowej i która wpłynęła na pojawienie się wielkich partii ludowych, chadecji i socjaldemokracji, opartych na pokoju społecznym, na przekonaniu, że nie wolno już nigdy dopuścić do sytuacji, kiedy 40 proc. społeczeństwa głoduje. To, co pokazuje m.in. Thomas Piketty w „Kapitale”, jest tego symptomem. Słowa „greed is good” jeszcze niedawno były przecież hasłem politycznym.

W końcu ci, których rosnące nierówności zepchną w dół drabiny społecznej, zapragną odwetu

– Ceny mieszkań w Polsce są tak symptomatyczne, że bardziej nie można. Klasa średnia, jeśli nie jest zabezpieczona majątkowo, zaczyna czuć, że jest wypierana ze świata, w którym dotąd żyła. Symbolicznie, ale także zupełnie fizycznie: poza centra miast, w których coraz drożej się mieszka. I aktualna korekta cen w Warszawie tego nie zmienia. Te procesy są zresztą stymulowane politycznie. Na przykład decyzja o udzielaniu tanich kredytów pompuje wzrost cen mieszkań. Historia niemieckiego faszyzmu pokazuje, jak zagrożone pauperyzacją drobnomieszczaństwo – dziś: niższa klasa średnia – szuka radykalnej odpowiedzi na to zagrożenie. Jeśli nie znajdzie jej po lewej stronie sceny politycznej, będzie szukać po prawej.

– Polska jest dość szczególnym krajem, bo masową partią jest u nas partia liberalna. To się raczej w zachodniej Europie nie zdarza. A neoliberałowie uważają, że udzielając nisko oprocentowanych kredytów, obniżając składki dla pracodawców i najbogatszych itd., stymuluje się przedsiębiorczość. Każdy zostanie przedsiębiorcą i gospodarka będzie pędzić.

W cieniu tej ideologii kryją się różnego rodzaju działania lobbystyczne; istnieją grupy – nie tylko deweloperzy, ale też właściciele nieruchomości – które w gruncie rzeczy są zainteresowane pogłębianiem tego podziału, spychaniem innych do statusu wynajmujących, zmuszonych oddawać dużą część wynagrodzenia za pracę na przeżycie. I znowu: powszechne przekonanie, że silny sobie poradzi, choćby kosztem słabych, towarzyszyło w Niemczech lat 20. i 30. rozczarowaniu Republiką Weimarską i zawiedzionym nadziejom na sprawiedliwość, po stłumieniu rewolucji.

– Coraz więcej grup społecznych będzie odczuwać gniew. W końcu ci, których rosnące nierówności zepchną w dół drabiny społecznej, którzy poczują, że zostali w tyle, zapragną odwetu. Hitler – że wrócę do jego biografii – widział, co dzieje się z uboższą częścią ówczesnej klasy średniej. W swoich notatkach pisał o fundamentalnej różnicy między mieszczaninem i robotnikiem. Robotnik jest pogodzony ze swoją sytuacją. Drobnomieszczanin boi się, że stanie się robotnikiem. Ten strach aż się prosi o bycie zagospodarowanym politycznie. W przedmowie do „Studium tyranii” staram się pokazać, jak bardzo przenikliwym diagnostą był ten straszny człowiek. To, co zrobił jako polityk, było monstrualne, ale jego intuicja polityczna, zrozumienie, na czym polega polityka masowa, dowodziło niezwykłej przenikliwości. Dziś też nie brakuje polityków, którzy – choć mogą spędzać sen z oczu swoim demokratycznym oponentom – doskonale czują emocje dużych grup społecznych. Można gardzić Trumpem, ale to też jest przenikliwy człowiek. Wie, co zrobić, by uzyskać masowe poparcie. I jakie tabu złamać w tym celu.

– I dobrze, bo nie sądzę, by można wysnuwać takie proste porównania.

– On jest raczej dziedzicem terroru stalinowskiego, nie hitlerowskiego. W szczegółach ta historia się nie powtórzy. Może być co najwyżej podobna na jakimś podstawowym poziomie dynamiki politycznej.

– Można tę sytuację porównać do późnego Imperium Rzymskiego. Lud rzymski żyje z eksploatacji prowincji, ma rozdawane zboże i oliwę, na które pracują chłopi, choćby w Egipcie. A jednocześnie czuje się skrzywdzony i bez przerwy się buntuje, robiąc rzeczy, które destabilizują państwo. I nie ma poczucia, że jest do czegokolwiek zobowiązany. Myślę, że to dość podobna politycznie sytuacja. Czy można to jakoś zmienić? Pewnie można, ale najpierw hegemon współczesnej polityki, którym jest klasa średnia, musiałby zrozumieć, że musi wrócić do sojuszu, który po II wojnie światowej został zawarty z klasami ludowymi.

– Raczej nie. Nie ma współcześnie zbyt wielu polityków, którzy by to eksplikowali. A ci, którzy próbują to robić, czyli lewica, są tak skupieni na wewnętrznych konfliktach, że nie widzą globalnego wymiaru tego konfliktu, on jest w jakimś sensie prześlepiony, niereprezentowany w naszej wyobraźni. I znowu, siła polityczna faszyzmu polegała na tym, że potrafił przedstawić masowej wyobraźni takie figury i obrazy, które wywoływały rezonans, aż do trzewi. Przepowiadanie ich, przepowiadanie nienawiści dawało rozkosz.

– W Polsce są dwie podstawowe: wielkomiejska klasa średnia, która nie chce być rozpoznawana jako swojacka, peryferyjna, która aspiruje do globalnego świata. I druga, nazwijmy ją prowincjonalną, która niespecjalnie chce aspirować do przysłowiowej nowojorskości, nie chce konkurować ze światem. Chce raczej wpisywać się w tradycyjny polski wzorzec kulturowy, w gruncie rzeczy we wzorzec sarmacki. Aktualny konflikt polityczny w Polsce jest konfliktem tych grup. PiS reprezentuje tę prowincjonalną część klasy średniej, zręcznie wchodząc w sojusz z klasami ludowymi.

– Ale też umiejętnie podnosi poziom życia tych grup. Nawet jeśli transfery socjalne miały na celu przede wszystkim utrzymanie ich lojalności, to efekt jest namacalny.

– Ale jednocześnie dał im pracę. Niezależnie od tego, że łamał związki zawodowe i wprowadzał dyktat partii, gdzie tylko mógł, zmienił los milionów ludzi, którzy zaczęli budować autostrady i pracować w fabrykach zbrojeniowych i dzięki temu wrócili do życia. Lojalność społeczeństwa niemieckiego wobec Hitlera trwała aż do 1944 r., praktycznie do końca wojny. Nie było żadnej opozycji, ponieważ on naprawdę rozwiązał problemy bardzo wielu grup społecznych. Oczywiście głównie dzięki temu, że rozpoczął łupieżczą, ludobójczą wojnę, ale ludzie, którzy pamiętali czasy bezrobocia i głodu, długo woleli tego nie zauważać.

– Historia pierwszej połowy XX w. podpowiada niepokojącą odpowiedź: katastrofa. W pewnym sensie rządy PiS były czymś takim dla wielkomiejskiej klasy średniej i nieprzypadkowo spowodowały wielką mobilizację w październiku 2023 r. Ale to nie wystarczy. To musi być raczej seria wydarzeń, które uzmysłowią dużym odłamom społeczeństwa, że brak zaangażowania w politykę, co najmniej zajęcia pozycji, może nas bardzo wiele kosztować. To nie jest tylko polski problem. Proces, o którym mówimy, dotyczy wielu społeczeństw zachodnich. Sporym wstrząsem, o bardzo konkretnych politycznych konsekwencjach w europejskich demokracjach, okazało się zagrożenie ze strony Putina.

– Myślę, że napór globalnego Południa będzie jednym z największych czynników destabilizujących Północ. Jak sobie z tym poradzimy – nie wiem. Uważam, że dla Europy napływ imigrantów jest dobry, bo Europa jest stara. Wiem też, że wbrew powszechnej w Polsce narracji, kraje takie jak Francja, Anglia, do pewnego stopnia Niemcy raczej korzystają na imigracji. Mimo płonących przedmieść i tak dalej. Ale do tego trzeba prowadzić rozsądne polityki. Niestety, nawet te najbardziej przemyślane tworzono w rzeczywistości, w której do krajów napływało kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie. A nie milion. Rozsądna odpowiedź brzmi więc – pomóc społeczeństwom globalnego Południa na tyle poprawić sytuację, by nie byli gotowi masowo przemieszczać się na północ. Ale to dziś wydaje się zupełną utopią. Więc alternatywą jest skłonność do dyktatury, wybór takich polityków, którzy będą zatapiać uchodźców w Morzu Śródziemnym. I w takim kierunku Europa ewoluuje dziś politycznie.

– To niepokojąca perspektywa, ale proszę spojrzeć na politykę Platformy na wschodniej granicy. Jest ona bezpośrednią kontynuacją polityki PiS.

Prof. Andrzej Leder (ur. 1960) jest filozofem kultury, psychiatrą i psychoterapeutą. Autor m.in. książek „Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej” i „Ekonomia to stan umysłu. Ćwiczenie z semantyki języków ekonomicznych”

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version