Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Mamy niezły bałagan w Polsce.
Robert Gwiazdowski: To prawda. Ciężko będzie z tego wybrnąć. Lepiej już było.
A jak będzie?
Postawiłem tezę, że będziemy szli w kierunku degrengolady demokracji, jak przewidywał Platon z Arystotelesem. Z czasem może się ona zamienić w tyranię, choć w naszym przypadku pewnie bardziej – oligarchię.
Dlaczego będzie coraz gorzej?
PiS rządził jakby uwierzył Gomułce, który mówił: Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy! Teraz PO zachowuje się tak samo.
Wyczuwam u pana satysfakcję, że pana w tym politycznym tyglu nie ma. Równo cztery lata temu, w styczniu, zapowiadał pan wejście na scenę polityczną z projektem Polska Fair Play. Ale nie udało się dostać do Parlamentu Europejskiego.
Bardzo się cieszę, że nic z tego nie wyszło. To był kretyński pomysł. Nie wiem, co mnie opętało po sześćdziesiątce. Niektórzy tak szaleją po czterdziestce. Ja przez czterdziestkę przeszedłem bez zaburzeń, natomiast sześćdziesiątka spowodowała, że w głowie mi się pokręciło i postanowiłem spróbować w polityce. Dobrze, że mnie wyborcy pogonili.
A więc – ulga.
Mam ten komfort, że w 1997 roku byłem wśród tych, którzy konstytucję krytykowali, więc teraz mogę z lubością naigrywać się, gdy ktoś mówi, że jest ona taka nowoczesna i demokratyczna. Na szczęście mam rok do emerytury i się niczym nie przejmuję.
Trochę dzieciaków mi szkoda, ale rozmawiałem ze znajomymi i jesteśmy podobnego zdania, że trzeba je gdzie za granicę wyekspediować.
Gdzie byłoby najlepiej?