Oglądając dokument „Łowcy skór”, zastanawiamy się ciągle nad tym, na ile ten obraz pokazuje historię, epokę wyraźnie już odmienną od naszej, z innymi wyzwaniami i problemami niż te współczesne?
Ze wszystkich afer III RP ta łódzkich „łowców skór” jest być może najbardziej przerażająca. Jak w 2002 r. ujawnili dziennikarze „Gazety Wyborczej” i Radia Łódź, pracownicy łódzkiego pogotowia przez lata nie tylko informowali za pieniądze zakłady pogrzebowe o zgonach pacjentów, ale także celowo działali w sposób mający zwiększyć prawdopodobieństwo ich śmierci, a nawet zabijali ludzi, których mieli za zadanie ratować, podając im powodujący wiotczenie mięśni środek Pavulon. Wszystko dlatego, że inaczej niż za zwłoki za odratowanego pacjenta nikt im nie płacił ekstra.
Za medialnymi doniesieniami poszły prokuratorskie zarzuty i proces. Dwóm sanitariuszom udowodniono zabójstwa pacjentów, a dwóm lekarzom „umyślne narażenie na śmierć chorych. Po skazaniu czterech sprawców śledztwo jednak utknęło, być może tak naprawdę nie poznaliśmy prawdziwej skali procederu.
Do sprawy wraca po latach dostępny na platformie Max dokumentalny serial „Łowcy skór”. Na przestrzeni czterech odcinków rekonstruuje on całą aferę, od początków patologicznych praktyk w łódzkim pogotowiu, przez ujawniające je dziennikarskie śledztwo i działania prokuratury, aż po proces sprawców.
Równie ciekawe jak przedstawione w serialu wydarzenia jest ich społeczno-polityczne tło – można tylko żałować, że twórcy produkcji nie zagłębili się w nie jeszcze bardziej.
„Łowcy skór”, czyli obraz Polski z okresu transformacji
Afera w łódzkim pogotowiu jest bowiem, jak pokazuje serial, patologią wyrosłą z rzeczywistości polskiej transformacji – okresu między końcem PRL, a akcesją Polski do Unii Europejskiej, gdy droga do wielkiego historycznego sukcesu Polski wiodła przez masowe bezrobocie, polityczny chaos, hiperinflację, zwijanie się pozostałego po PRL przemysłu i zbudowanych wokół niego instytucji.
Na ruinach sypiącego się starego systemu powstają pierwsze biznesy, próby budowania polskiego bogactwa – często nieporadne, rodzące się w bólach dzikiej konkurencji, z której ekscesami nie było w stanie sobie poradzić słabe państwo próbujące nie tylko przekształcić swoją gospodarkę z centralnie planowanej na rynkową, ale jednocześnie dokonać geopolitycznej reorientacji ze wschodu na zachód i zbudować działającą demokrację. Jak mówi wypowiadający się w dokumencie filozof Tomasz Stawiszyński: społeczeństwem zawładnęło wtedy przekonanie, że jeśli nie chce się skończyć na dnie, to trzeba sobie swoje wyrąbać maczetą.
Wszystkie te problemy szczególnie widoczne były w Łodzi, metropolii najsilniej dotkniętej przez logikę transformacji. Co pokazuje już choćby to, że między 1989 a 2024 r. miasto straciło ponad jedną trzecią mieszkańców. Z drugiego miasta w Polsce, liczącego prawie milion mieszkańców, Łódź stała się czwartym, za Krakowem i Wrocławiem, z ludnością szacowaną na około 650 tys.
Problemy Łodzi nie zaczęły się przy tym razem z transformacją, sięgają znacznie głębiej. Już w PRL łódzki przemysł włókienniczy był notorycznie niedoinwestowany i technologicznie zacofany, a jego ponadprzeciętnie sfeminizowana siła robocza niedopłacana. W „Łowcach skór” widzimy dokumentalne zdjęcia z „marszu głodowego”, wielkiego protestu łódzkich robotnic z lata 1981 r.
Po 1989 r. duża część tego przemysłu musiała upaść i upadła. W Łodzi pojawiło się masowe bezrobocie. Zdesperowane byłe włókniarki, mające często rodziny na utrzymaniu, podejmowały się każdego zajęcia, łącznie z pracą seksualną.
Handel „skórami”
W takich warunkach, sprzyjających brutalizacji stosunków społecznych i demoralizacji ich uczestników, pojawia się proceder „handlu skórami”. Ma on jeszcze jedno tło. W Łodzi lat 90. nie tylko upadają stare zakłady pracy, ale i kwitną nowe, mniejsze i większe biznesy. W tym branży pogrzebowej.
Konkurencja na tym rynku była, jak pokazuje serial, niezwykle zacięta. W walce o rynek przedsiębiorcy pogrzebowi przecinają sobie opony, podpalają nieruchomości, dochodzi nawet do zlecenia zabójstwa. Gdy jedna z firm zaczyna płacić lekarzom pogotowia za informacje o zgonach pacjentów, inne nie mogą wyłamać się z procederu, jeśli nie chcą wypaść z gry.
Rodzina, która nagle traci kogoś bliskiego w trakcie interwencji pogotowia to z punktu widzenia przedsiębiorcy pogrzebowego o luźnym podejściu do etyki zawodowej wymarzony klient. A ten często jest w szoku, czuje wdzięczność do ludzi z zakładu pogrzebowego, którzy chcą pomóc, łatwo wyciągnąć od takiej osoby pieniądze – w tym, jak wspomina przed kamerą jeden z weteranów branży z lat 90., za takie rzeczy jak to, że zmarłego znosi się z jego łóżka do samochodu na noszach, a nie w prześcieradle.
Afera rodzi się więc ze spotkania morderczej konkurencji, przybierającej niemal „mafijne” formy, w krystalizującej się dopiero branży z transformacyjną pauperyzacją miasta, które straciło właśnie swój przemysłowy kręgosłup. Na to wszystko nakładają się wywiedzione z PRL patologie: od przyzwolenia na picie sanitariuszy w pracy po całkowicie amoralną solidarność pracowników służby zdrowia. Za wszystkie te zjawiska odpowiedzialność ponosi państwo, które najzwyczajniej w świecie, przeciążone szeregiem wyzwań, nie radzi sobie ze wszystkim problemami pierwszej dekady po końcu PRL.
Jak praktyka, która zaczyna „tylko” od naganiania przez sanitariuszy i lekarzy klientów domom pogrzebowym – co samo w sobie jest naganne, nieetyczne i narusza prawa pacjentów i ich rodzin do prywatności – przeszła do działań prowadzących do śmierci pacjentów? Albo wręcz do dokonywanych z zimną krwią medycznych zabójstw? Co aż tak daleko nakręciło spiralę demoralizacji? Na to pytanie nie udaje się niestety odpowiedzieć w dokumencie i być może tak naprawdę nie ma na nie dobrej odpowiedzi.
Czy to już tylko historia?
Serial nie maluje rzeczywistości lat 90. wyłącznie w czarnych barwach, pokazuje, że udało się nam w tej dekadzie choćby zbudować silne, niezależne, zdolne pełnić swoje funkcje kontrolne media. To dzięki nim dowiedzieliśmy się o tym, co się działo w łódzkim pogotowiu. Autorzy dokumentu pokazują też sygnalistów ze służby zdrowia i odważnych prokuratorów, ludzi, dzięki którym przynajmniej niektórzy uczestnicy patologicznego systemu zostali ukarani.
Oglądając dokument, zastanawiamy się ciągle nad tym, na ile ten obraz pokazuje historię, epokę wyraźnie już odmienną od naszej, z innymi wyzwaniami i problemami niż te współczesne? To samo pytanie pojawia się, gdy oglądamy bardzo popularną w ostatnich tygodniach fabularną produkcję Netflixa „Napad”, przedstawiającą inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami historię napadu na bank z 1995 r. W tle widać te same zjawiska co w „Łowcach skór”: tę samą pauperyzację, brak bezpieczeństwa, zdziczenie stosunków społecznych, desperację bohaterów walczących o to, by nie utonąć w nowej rzeczywistości, której reguł nikt jeszcze do końca nie rozumie, i gotowych posunąć się w tym do końca.
Nawet końcówkę lat 90. dzieli od 2024 r. ćwierć wieku. Tyle ile koniec lat 90. od środka epoki Gierka. Już ten dystans czasowy pozwala powiedzieć: tak, to jest już historia. W tym czasie Polska bardzo głęboko się zmieniła. Staliśmy się względnie zamożnym społeczeństwem, rynki się ucywilizowały, podobnie jak różne państwowe instytucje. Służba zdrowia jest wiecznie niedofinansowana, trudno jednak sobie wyobrazić powtórkę z łódzkiej afery, bo kontrola społeczna nad zawodami medycznymi i oczekiwania wobec nich wyraźnie wzrosły.
Mimo wszystkich problemów, jakich dziś doświadczamy, zdesperowana demoralizacja, jaką widać w „Napadzie” i „Łowcach skór” jest dla większości społeczeństwa raczej wspomnieniem, jeśli nie czymś znanym tylko z opowieści starszego pokolenia. Warto jednak czasem skonfrontować się z obrazami przeszłości, pokazującymi, gdzie byliśmy jeszcze całkiem niedawno.