Kanclerzem zostanie najpewniej sojusznik Orbána, równie wyrozumiały dla Kremla, co węgierski premier. Austria znów staje się poletkiem doświadczalnym politycznej ekstremy.
W markowych okularach i dobrze skrojonym garniturze Herbert Kickl wygląda jak menedżer, tyle że „firma”, którą zarządza od prawie czterech lat, jest najstarszym ugrupowaniem skrajnie prawicowym w Europie. Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) z rekordowym wynikiem 29 proc. wygrała wrześniowe wybory i niebawem może współrządzić dziewięciomilionowym krajem w sercu Unii Europejskiej. Po klęsce rozmów koalicyjnych trzech partii głównego nurtu prezydent Alexander Van der Bellen misję utworzenia rządu powierzył właśnie Kicklowi, który nazwał go kiedyś „mumią z Hofburga”. Alternatywą dla koalicji FPÖ z chadecką Austriacką Partią Ludową (ÖVP) są bowiem kolejne wybory i jeszcze większe zwycięstwo wolnościowców.
„Chamski”, ale skuteczny
Po raz pierwszy w powojennej Austrii lider skrajnej prawicy może stanąć na czele rządu. Paradoks polega na tym, że Kickl nie jest wcale lubiany – w sondażach popularności zajmował zwykle ostatnie miejsca. Publicystka Nina Horaczek mówi wprost, że to „najbardziej chamski polityk w kraju”. Socjaldemokratów z SPÖ nazywa „lewicowymi szkodnikami miejskimi”, chadeków – „intelektualistami z pojedynczymi komórkami mózgowymi”. Komentatorzy w Wiedniu podkreślają, że choć z Kickla żaden charyzmatyczny lider, to sprawdził się w roli stratega kampanii medialnych.
W kampanii wyborczej posługiwał się hasłami w rodzaju „Twierdza Austria – zamknięcie granic, gwarancja bezpieczeństwa”. Sięgał po niewybredne, ale przemawiające do wyobraźni slogany: „Dom, a nie islam” czy „Więcej odwagi dla naszej wiedeńskiej krwi”. Na plakatach FPÖ Ursula von der Leyen całowała się z prezydentem Zełenskim tak jak kiedyś Breżniew z Honeckerem. Do propagandowych celów Kickl wykorzystał nawet wers z modlitwy „Ojcze nasz”. „Dein Reich Komme” („Przyjdź Królestwo Twoje”) można było odczytywać jako zapowiedź powrotu Rzeszy (niem. Reich). Siebie samego zaś przedstawiał jako „kanclerza ludu” (Volkskanzler), tak samo naziści nazywali najbardziej znanego Austriaka XX w. – Adolfa Hitlera.
– To świetny propagandysta. Rozumie mechanizmy manipulowania opinią publiczną, doskonale zna się na alternatywnych mediach. Jego zasługą jest m.in. to, że kanał FPÖ na YouTubie ma ponad 200 tys. subskrybentów, podczas gdy inne ledwie kilka tysięcy – mówi dr Piotr Andrzejewski z Instytutu Studiów Politycznych PAN, analityk Instytutu Zachodniego. – W porównaniu z innymi liderami skrajnej prawicy nie jest ideowcem, to bardziej technik władzy. Na zewnątrz teflon, w środku radykał – dodaje. Wychodzący w Wiedniu liberalny tygodnik „Falter” nazywa go „handlarzem polityczną trucizną”, która niszczy demokrację.
Kickl jest bardzo skuteczny w punktowaniu słabości przeciwników: – Żeby zyskiwać w sondażach, nie musi biegać z krzyżem po Wiedniu, tak jak robił to Heinz-Christian Strache, albo skakać na bungee jak Jörg Haider. Kiedy przejął przewodnictwo w partii, FPÖ miała poparcie rzędu 16 proc. W najnowszym sondażu – 39 proc.! To on rozdaje teraz karty. Dość bezczelnie, choć nie bez racji, powiada, że jest i tak bardzo łaskawy dla ludowców, skoro przy nokautujących dla nich sondażach zgadza się na rozmowy koalicyjne.
Do negocjacyjnego stołu z Kicklem usiadł Christian Stocker, który uważa, że legitymizowanie skrajnej prawicy jest mniejszym złem. W Wiedniu stało się to już polityczną tradycją. Od 2000 r. chadecy współrządzili bowiem z FPÖ trzy razy i za każdym razem wolnościowcy wychodzili z rządu pokiereszowani, dołując w sondażach. Ostatnio w atmosferze potężnego skandalu, kiedy wyciekły taśmy z wyjazdowego spotkania liderów FPÖ z prowokatorką podającą się za siostrzenicę rosyjskiego oligarchy. Strache, wówczas wicekanclerz, obiecywał kobiecie intratne kontrakty biznesowe w zamian za pomoc finansową w kampanii wyborczej. Chodziło m.in. o zakup przez Rosjan mediów i manipulowanie sondażami.
Wolnościowcy po sześciu latach wracają do gry dzięki sprawności Kickla. Objął szefostwo partii w drugim roku pandemii i wykorzystał niechęć społeczeństwa do bardzo restrykcyjnych w Austrii lockdownów. Powielał teorie spiskowe antyszczepionkowców, wykorzystał lęk przed nielegalną migracją i frustrację Austriaków spowodowaną kierunkiem, w którym podąża UE. Niepopularny szczególnie na prowincji unijny Zielony Ład nazywał „klimatycznym komunizmem”. Do bardziej konserwatywnej części elektoratu puszczał oko, obiecując, że przeciwstawi się „genderowemu szaleństwu”. Nade wszystko pomogły mu dwa lata recesji, zmęczenie inflacją i lęk społeczeństwa przed obniżeniem stopy życiowej.
Kicklowi sprzyja też sytuacja międzynarodowa – w większości krajów Zachodu partie głównego nurtu nie otaczają skrajnej prawicy kordonem sanitarnym. Ćwierć wieku po nałożeniu przez UE sankcji dyplomatycznych na Austrię za utworzenie rządów z FPÖ to wolnościowcy dziś grają w Wiedniu pierwsze skrzypce i o żadnym bojkocie nie ma mowy. Pragmatyczne skrzydło ÖVP liczy jednak na to, że umową koalicyjną zwiąże ręce skrajnej prawicy i w rezultacie Austria nie będzie hamulcowym w UE. Stocker wyznaczył wolnościowcom zaporowe warunki współrządzenia: „Kamieniami węgielnymi [porozumienia – red.] są dla nas suwerenność Austrii przed zagranicznymi wpływami, zwłaszcza rosyjskimi, bycie wiarygodnym partnerem w UE i zachowanie liberalnej demokracji opartej na rządach prawa”.
Były szef MSZ Alexander Schallenberg pojechał do Brukseli uspokajać unijnych liderów, którzy obawiają się, że pod rządami Kickla Austria dołączy do prokremlowskiej frakcji, tworzonej dotąd przez Węgry i Słowację, co utrudniłoby znacznie wprowadzanie kolejnych sankcji wobec Rosji. – Kickl często powtarza, że Viktor Orbán jest dla niego wzorem i będzie z nim trzymał – tłumaczy austriacka politolożka Kathrin Stainer-Hämmerle.
Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Andrzej Sadecki mówi z kolei o rosnącej w siłę „posthabsburskiej kolacji” dawnego imperium austro-węgierskiego: „Węgry, Słowacja i Austria to małe kraje, które nie rozdają kart w polityce europejskiej, ale razem na pewno będzie im łatwiej przeciwstawiać się głównemu nurtowi. Postawa tej trójki będzie też ośmielać bardziej ugodowych wobec Rosji polityków z innych państw UE. Dotychczas udawało się utrzymywać wspólny front, nawet biorąc pod uwagę fakt, że jedne państwa były bardziej, a inne mniej asertywne wobec Rosji. Z Austrią u boku Węgier i Słowacji antyukraiński wyłom znacznie by się zwiększył”.
Kickla z Orbánem wiąże nie tylko niechęć do liberalnej demokracji. Węgierski Fidesz i Austriacka Partia Wolnościowa współtworzą trzecią co do wielkości rodzinę polityczną w Parlamencie Europejskim – grupę Patrioci dla Europy. Europejscy chadecy po cichu dogadują się z nią w różnych kwestiach gospodarczych. Jest to frakcja z potencjałem – zasiadają w niej m.in. europosłowie Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, która w 2027 r. może zostać prezydentką Francji, ANO 2011 Andreja Babiša, który za kilka miesięcy najpewniej wróci do władzy w Czechach, i ludzie z listy Geerta Wildersa, którego Partia Wolności już współrządzi w Holandii.
Ugrupowania te spaja chęć powstrzymania integracji europejskiej. W czerwcu Kickl nie wykluczył referendum w sprawie wystąpienia Austrii z UE. Andrzejewski uspokaja, że do tego nie dojdzie: – Kickl jest jednym z największych krytyków UE. Nie opowiada się jednak wprost za wyjściem Austrii z UE. Mówi o wstrzymaniu integracji, redukcji urzędników unijnych, zmniejszeniu liczby europosłów i komisarzy.
Pomnik wyzwoliciela i bohatera
Kickl wspiera identytarystów, radykalny ruch, który opowiada się za deportacją osób posiadających obywatelstwo austriackie lub niemieckie, które nie zintegrowały się z tamtejszym społeczeństwem i popełniły jakieś przestępstwo.
To jednak nie wszystko. Kiedy był szefem MSW, miał miejsce potężny skandal szpiegowski. Zieloni zarzucali mu, że nie tylko przymykał oko na działania GRU, ale wręcz umożliwił rosyjskim służbom spenetrowanie tych austriackich. W rezultacie zachodnie służby ograniczyły współpracę i dzielenie się informacjami wywiadowczymi z Wiedniem.
Kickl uchodzi za putinistę, ale zwrot skrajnej prawicy ku Rosji zaczął się już w 2016 r., kiedy wolnościowcy stali się pierwszą w Europie partią, która podpisała umowę z Jedną Rosją. – Na początku FPÖ była partią antykomunistyczną, zrzeszającą głównie byłych nazistów i wyznawców idei pangermańskiej, którzy nienawidzili ZSRR. Haider, który przekształcił partię z narodowo-liberalnej w populistyczną, też nie był miłośnikiem Putina. Architektami zbliżenia z Rosją byli bohaterowie afery z Ibizy – Strache i Johann Gudenus – opowiada Andrzejewski.
Partyjna młodzieżówka FPÖ zaczytuje się w pismach głównego ideologa putinowskiej Rosji Aleksandra Dugina. Andrzejewski: – Są zafascynowani teoriami o cywilizacyjnym upadku Zachodu. Kickl nie czytuje Dugina, jest prorosyjski głównie dlatego, że austriackie społeczeństwo jest jednym z najbardziej wyrozumiałych wobec Rosji w Europie Zachodniej. Do dziś w Wiedniu stoi złoty pomnik żołnierza Armii Czerwonej, wyzwoliciela i bohatera.
Kanclerz ekstremalny
Kickl powiedział kiedyś, że jeśli partia jest jak okręt, to wolał przebywać w maszynowni niż w mesie kapitańskiej. Stamtąd bowiem bliżej do przedziału torpedowego. Gernot Bauer i Robert Treichler, autorzy jego biografii, piszą, że ten „niepewny siebie samouk (…) nie lubi niemiłych niespodzianek, bo chce zachować kontrolę nad przekazem”. W jednym z wywiadów tłumaczyli, że „jest jak pies, który rzuca się na atakującego, kiedy wyczuwa niebezpieczeństwo”.
O jego życiu prywatnym wiadomo niewiele. Mieszka z żoną Petrą na skraju Lasku Wiedeńskiego. Do domu nie zaprasza nawet najbliższych współpracowników. Unika imprez towarzyskich, choć podobno potrafi się bawić. Wolny czas spędza w wysokich Alpach. Lubi sporty ekstremalne, w 2013 r. ukończył triatlonowe zawody Celtman – przepłynął 3,4 km w lodowatej wodzie, przejechał 200 km na rowerze i przebiegł 42 km po górskich drogach szkockiego Highlandu.
Urodził się w 1968 r. w Villach w Karyntii, wychowywał w znacznie mniejszym Radenthein. Pochodził z biednej rodziny, ojciec był murarzem. Niemal wszyscy w okolicy głosowali na socjaldemokratów, ale Kickl od wczesnej młodości buntował się przeciw tej tradycji. Uczył się dobrze, był lubiany. Studiował w Wiedniu filozofię, politologię i historię, ale żadnego z kierunków nie ukończył. Jak wspominał jeden z jego kolegów ze studiów, trzymał wtedy z komunistami, marksistami i maoistami.
Do FPÖ zapisał się w połowie lat 90. po spotkaniu z Haiderem. Pozostawał w cieniu partyjnych bossów, ale pisał przemówienia liderowi i jako strateg kampanijny miał spory wpływ na politykę ugrupowania. Dziś ma ponoć w partii posłuch. – Haider był typem charyzmatycznego wybawcy, Strache dobrym towarzyszem, Kickl budzi natomiast strach, nie jest ani sympatyczny, ani szczególnie zabawny – mówił „Spieglowi” Andreas Mölzer, partyjny weteran, były europoseł FPÖ.
Jeśli Kickl zostanie kanclerzem, złamane zostanie kolejne tabu w UE. – To w Austrii najwcześniej nastąpił zwrot populistyczny, kiedy postfaszystowska skrajna prawica przepoczwarzyła się za Haidera w populistyczną. Kolejna zmiana ma miejsce teraz – mówi Andrzejewski.