Internetowy hejter brał pieniądze od Platformy Obywatelskiej za „analizy politologiczne”. Teraz partia umywa ręce, a internauci atakują dziennikarza, który to ujawnił.

Pablo Morales, influencer w mediach społecznościowych, jak jest określany na portalu X (dawniej Twitter — przyp. red.), nie przebierał w słowach. Jeśli ktoś mu podpadł, wyzywał go od najgorszych: debil, kretyn, idiota, pożyteczny idiota, narcyz, kłamca, manipulator, tchórz. To były jego ulubione określenia. Obrywali wszyscy, to trzeba przyznać. Najbardziej politycy rządzącego do niedawna Prawa i Sprawiedliwości, głównie Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro, Mariusz Błaszczak, Marek Kuchciński i Janusz Kowalski. Ale także dziennikarze: Jakub Medek, Michał Kolanko, Grzegorz Sroczyński i Jacek Gądek.

Niezwykle często Morales atakował Szymona Hołownię i jego Polskę 2050. To o tyle ciekawe, że ten popularny użytkownik platformy X nigdy nie ukrywał, że jest mu zdecydowanie bliżej do ówczesnej opozycji niż do rządu. A w zasadzie jest wiernym fanem Koalicji Obywatelskiej, od lat kojarzonym z twitterową grupą spod znaku #SilniRazem.

W stosunku do Hołowni Morales był bezlitosny. Oskarżał go o rozbijanie opozycji, a nawet współpracę z PiS. Zarzucał krycie pedofilii w Kościele rzymskokatolickim, pisał, że kieruje nim „rozbuchane do granic możliwości ego”. Niemal do ostatnich chwil przed wyborami parlamentarnymi odradzał głosowanie na Polskę 2050, wieszcząc porażkę tego ugrupowania.

Teraz, jak udowodnił Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski, okazuje się, że Pablo Morales to tak naprawdę przedsiębiorca z Warszawy Bartosz Kopania, który współpracował z Platformą Obywatelską. W ciągu ostatnich ośmiu lat zarobił 305 tys. zł. Oficjalnie, jak wyjawiła wreszcie partia, płacono za „analizy politologiczne”.

Nie wiadomo, jakie to analizy. Wiadomo natomiast, że przedsiębiorca Kopania na platformie X przemieniał się w hejtera Moralesa.

Politycy KO twierdzą, że nie interesuje ich, co przedsiębiorca robił w wolnym czasie w internecie. A może jednak powinno ich to zainteresować? Jadczak wykazał w swoim tekście, że przedsiębiorca i hejter to sama osoba. Pieniądze platformy również trafiały do jednej osoby.

Pablo Morales ma ogromne zasięgi. Na platformie X obserwuje go ponad 113 tys. osób, w tym wielu czołowych polityków PO.

Sprawa jest szokująca. Gdyby okazało się, że jakiś przedsiębiorca bierze pieniądze od PiS za „analizy politologiczne” i pisze w sieci takie rzeczy, jak Morales, gremialnie byśmy to potępili. Tymczasem w sprawie Moralesa głosy się podzieliły. Dla jednych jest oczywiste, że ta sytuacja jest nie do przyjęcia, ale znaleźli się i tacy, którzy go bronią, nie widzą nic niewłaściwego w jego interesach z PO. Gorzej, atakują dziennikarza i jego informatora, który jako pierwszy zwrócił uwagę na to, co na platformie X robi Morales/Kopania i postanowił to sprawdzić. To ta dwójka stała się czarnymi charakterami tej historii, choć ich jedynym celem było pokazanie, że człowiek, który w sieci miesza z błotem przeciwników politycznych, jest także współpracownikiem Platformy.

Oczekuję, żeby partia, która wracała do władzy pod hasłem przywrócenia demokratycznych standardów, potrafiła przyznać, że popełnia błąd, zlecając cokolwiek Moralesowi/Kopani. Zamiast tłumaczyć, jak Tomasz Siemoniak w Radiu Zet, że PO współpracuje z różnymi osobami i nie wiedziała, kim jest ten konkretny przedsiębiorca, powie, że potępia hejt w internecie i przeprasza, że pośrednio go finansowała. Bo niestety tak to wygląda.

Bardziej niż reakcja polityków PO dziwi mnie reakcja wielu internautów, choć może lepiej nazwać ich zwolennikami Moralesa. W swojej wierności influencerowi zapominają o zasadach, które z takim oddaniem głoszą, zwłaszcza tej, że nie ma zgody na hejt w internecie. Skoro potępiamy braci Karnowskich, Samuela Pereirę i innych prawicowych nienawistników, to samo musimy zrobić, gdy pojawia się hejter po naszej stronie. Hejter i jego sponsor. Słowa, których używa, są okropne, bez względu na to, kto je wypowiada.

Nie ma sensu udawać, że się tego nie wie i nie ma sensu przypominać o wszystkich niegodziwych słowach PiS-owców, czy ich propagandystów. Nie ma też najmniejszego sensu mówienie, że to drobiazg, bo jest tyle ważniejszych rzeczy do opisania, pokazania, naświetlenia i potępienia.

Stała się rzecz nieprzyzwoita z punktu widzenia etyki życia publicznego i najlepiej byłoby, gdybyśmy teraz usłyszeli od PO: przepraszamy, zrobimy wszystko, by to się już nie powtórzyło. I właśnie tego powinni się teraz domagać zwolennicy tej partii. Dostają twierdzenie, że przecież nic się nie stało, a Morales hejtował w wolnym czasie, prywatnie.

Tymczasem widzimy, jak partia umywa ręce, a jej zagorzali zwolennicy atakują dziennikarza i jego informatora. Choć obaj zrobili to, co do nich należało — pierwszy zainteresował się, kim jest internetowy szkodnik, a drugi to zbadał i opisał.

Jest coś zadziwiającego w tym, że osoby, które przez lata bardzo celnie diagnozowały i opisywały wszystkie przekręty po stronie PiS, teraz nagle oślepły. Bo obnażono jednego z nich, co uznali za bezpardonowy atak. Bo to swój, a swoich trzeba bronić, nawet jeśli wymaga to przymknięcia oczu na to, co zrobili. Choć w tym przypadku raczej silnego zaciskania powiek.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version