W globalnej rzeczywistości opisywanej jako starcie rozpasanego „McŚwiata” z ascetycznym dżihadem jeden tylko Daniel Obajtek z Pcimia potrafił znaleźć złoty środek. Przecież można wstrzykiwać sobie botoks i robić interesy z Hezbollahem.
Jest w tym jakaś groteska, że Donald Tusk wysyła do Parlamentu Europejskiego ledwie kwartalnego szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego, przekonując, że ma tam baczyć na przyszłych europosłów PiS, Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, których podległe mu służby zapakowały za kratki.
Idąc tym samym kluczem, za patologicznym szefem TVP Jackiem Kurskim Tusk wysyła ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza, który z buta wtargnął do mediów państwowych i wyrzucił z nich ludzi „Kury”.
Ale najbardziej intrygująca jest trzecia para. Borys Budka z Danielem Obajtkiem. Budka, jak na kwartalnego ministra od spółek przystało, zrobił niewiele, ale akurat sześcioletniemu prezesowi Orlenu zalazł za skórę. To on ujawnił, że męscy członkowie zarządu Orlenu robili sobie za firmową kasę pełną protetykę i botoksowe zastrzyki.
W tej „bandzie czworga” najbardziej kontrowersyjnych kandydatów PiS do europarlamentu Obajtek zajmuje miejsce szczególne. Jarosław Kaczyński dał mu prestiżową jedynkę na Podkarpaciu, w tradycyjnie pisowskim regionie, skąd weźmie mandat nawet bez kampanii.
Charakterystyczne, że pozostałą trójką prezes PiS intensywnie rotował. Weźmy Kurskiego – płynnie wędrował po całej ścianie wschodniej, zanim wrócił na Mazowsze.
Obajtek od początku miał obiecane Podkarpacie. Ba, nikt nigdy nie zgłaszał o to pretensji. To dlatego, że wewnętrzne badania PiS pokazały, że Obajtek jest dla elektoratu herosem – zostawia w tyle Kamińskiego, Wąsika, o Kurskim nie wspominając, bo na jego widok nawet część elektoratu PiS donośnie warczy. Ważniejsza była jednak ojcowska miłość papy Jarosława do urwisa Daniela. To miłość z tych, które wybaczają każde łajdactwo.
A łajdactw pana Daniela trochę się ostatnio zebrało. Czy też – by być precyzyjnym – zaczęliśmy poznawać łajdactwa popełniane systematycznie w czasach, gdy papa Jarosław sprawował jednoosobowe rządy nad Polską, a jego szejkiem był Obajtek.
Otóż Orlen za rządów PiS wynajął detektywa, by inwigilował posłów opozycji, m.in. Kierwińskiego, Andrzeja Halickiego, Roberta Kropiwnickiego i Jana Grabca.
Pan Daniel zamówił też raport w zagranicznej firmie, by dowieść, że Sienkiewicz jest sterowany z Kremla, a w dodatku wydoił z Orlenu, lekko licząc, 10 mln zł za doradztwo.
Możemy się zgodzić, że Sienkiewicz nie jest ubogim człowiekiem, a orlenowskie kontrakty były dla niego żyłą złota. Tyle że stawianie tezy, że jest powiązany z Ruskimi, jest tak głupie, że aż bolą zęby i botoks.
Widać wyraźnie, że Obajtek stawiał na to, że w razie wygranej Platformy Sienkiewicz będzie ministrem skarbu i że go hakami pozamiata. Tyle że ministrem został Budka, a na to hakowo pan Daniel przygotowany nie był.
Obajtek miał w Orlenie eldorado, zarabiał dobre 2 mln zł rocznie, był głównym sponsorem polskiego sportu i PiS, bo zatrudniał rodziny polityków w niezliczonych spółkach zależnych i pomagał partii w kampanii, manipulując cenami benzyny. Wielbili go więc wszyscy. A mimo to chłop jest niezadowolony. Poskarżył się niedawno: „Ja dziękuję Bogu, że już nie jestem prezesem Orlenu. Wytrzymałem w tym piekle sześć lat. To jest g***o, które śmierdziało od czasów WSI i wszystkich innych służb. Nikt nie wchodził tak głęboko w transakcje w Orlenie i wokół niego, bo albo nie miał o nich pojęcia, albo się po prostu zwyczajnie bał”.
Pan Daniel to heros, więc wszedł w transakcje głęboko. W efekcie parówki na Orlen dostarczała firma Wędzonka z rodzinnych stron Obajtka.
Walczył z interesami służb w Orlenie tak bardzo, że całkowicie olał ich ostrzeżenia przed współpracą z pochodzącym z Libanu Samerem A., podejrzewanym o kontakty z terrorystyczną organizacją Hezbollah. Obajtek postawił Samera A. na czele OTS, szwajcarskiej spółki Orlenu. W efekcie Orlen stracił 1,6 mld zł na najbardziej trywialnym przewale świata – OTS zapłacił zaliczkę za coś, czego nigdy nie dostał. Miały być dostawy ropy z Wenezueli, a do dziś Orlen nie ma ani ropy, ani zwrotu zaliczek. Kontrahenci rozpłynęli się we mgle.
Pan Daniel też się rozpłynął. Wiele wskazuje na to, że siedzi w kraju, który ma luźną umowę ekstradycyjną z Polską. Tylko tego potrzeba Obajtkowi. Nie europarlamentarnej diety, nie kariery międzynarodowej, nie podróży – on po prostu liczy, że jako europosła trudniej go będzie wsadzić za botoks i za dżihad. Panie Danielu, nie będzie.