Dwa lata temu tłusty czwartek wypadał 24 lutego. Tuż po piątej telefony rozgrzały się od kolejnych przerażających wiadomości. Zrezygnowaliśmy w radiu z materiałów o pączkach

Podobno jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów. Tak w każdym razie pisał Marshall McLuhan, prorok ery globalnej wioski. I chociaż miał dużo racji, to być może nie doszacował tego, jak szybko ten obraz się wytrze, oddzieli od rzeczywistości, przestanie być dowodem w sprawie. Nie mam tu na myśli żadnych wyrafinowanych deep fake’ów, ale raczej sytuację, w której ktoś neguje niewygodną naoczność, a jak go złapią za rękę, krzyczy, że to nie jego ręka, jak Antoni Macierewicz po spoliczkowaniu Mariusza Kamińskiego, kiedy pisał w mediach społecznościowych, że film był „fałszywy i zmanipulowany”.

Czy warto poddawać manipulacjom coś fałszywego? A co, jeśli te manipulacje okażą się właśnie dochodzeniem do prawdy? Co, jeśli ktoś wreszcie do czegoś w tym wszystkim dojdzie, stanie i zobaczy w nanosekundowej chwili jasności, że coś tu fundamentalnie nie gra, ząb się rusza, a policzek piecze po ciosie?

Jeden obraz pojawił się w milionach memów, przerobiony na multum zabawnych sposobów, oryginał straszył na pierwszych stronach wszystkich polskich dzienników. Ludzki koń trojański zawiódł jako koncepcja, bo nie zawiódł posłów wyklętych do Sejmu. Mimo to obraz został, bo o niego wszak chodziło. Miał się triumfalnie panoszyć na ekranach telewizorów, ale coś poszło nie tak i z każdą reprodukcją stawał się w coraz większym stopniu karykaturą polityki, ikoną żenady, naszą polską odpowiedzią na szturm rogatych na Kapitol, paździerzowym wstydem na przednówku. Kolory były bure, szalik Wąsika szary, związany w szubieniczny węzełek, płaszczyk prezesa krzywy, kostki na mikrofonach kolorowe, oczy pełne emocji, usta pełne okrzyków. „Jedziemy, panowie” połączone z pracą łokci znamy z masowych koncertów i wydarzeń sportowych. Zbieranie zaświadczeń i materiału dowodowego wydaje się w tej sytuacji zbędnym naddatkiem, ale prezes machał papierkiem, znowu mówiąc o tym, że pociągną, odsuną, doprowadzą.

Milion słów to bardzo dużo. Mniej niż miliard, bo miliard to jeszcze więcej. Jednak w przypadku wyżej wymienionego obrazu mam wątpliwość, bo ja bym mogła opisać go jednym słowem, nie angażując się za bardzo w poszukiwania. Mogłoby ono brzmieć na przykład „żenada” i zamykałoby w sobie całą tę sytuację, te ciosy, nerwy i całkowicie zbędny spektakl odegrany w niegodnej tego pod żadnym względem sprawie. Słupki panom od tego nie urosną, na sztandary się nie nada, szkoda czasu. Tym bardziej że, jeśli o mnie chodzi, show uporczywie kradł pasek u dołu ekranu, na którym pojawiała się informacja o postawieniu w stan gotowości sił zbrojnych. Bo nad ranem tego samego dnia Federacja Rosyjska przeprowadziła zmasowany lotniczy atak na terytorium Ukrainy i rakiety znów zaczęły spadać na niewinne, udręczone miasta, na ludność cywilną, na miejsca, w których zaledwie dwa lata temu ludzie sobie jeszcze mogli spokojnie siedzieć na kanapach i w telewizji oglądać różne mniej czy bardziej żenujące polityczne przepychanki. I też robili z nich memy, starając się pokrywać lęk śmiechem. I też pewnie myśleli sobie, że są przecież poważniejsze problemy.

W pierwszą rocznicę wybuchu wojny widziałam w Teatrze Polskim w Bydgoszczy szkic sceniczny według tekstu ukraińskiej dramaturżki Niny Zahozhenko „Ja, wojna i plastikowy granat” o tym, jak wyglądały pierwsze godziny po rozpoczęciu przez Rosję pełnoskalowej inwazji. Najpierw młodzi kijowscy hipsterzy wysyłali sobie ironiczne, potem coraz bardziej poważne wiadomości. Później zaczęły się rozładowywać telefony. Na kogoś zawaliła się piwnica, ktoś poszedł na ochotnika do wojska, ktoś uciekł z rodziną na Zachód. Nina mówiła, że kiedy dowiedziała się o wojnie, to w pierwszym odruchu poszła do sklepu. Kupiła bajgle, kremowy serek, łososia i awokado. Bez sensu? A co ma sens w takiej sytuacji i czy ktoś nas kiedyś uczył, co trzeba kupić, kiedy wybuchnie wojna? Mądrzy ludzie mówią: baterie, zapas wody. Sprawdź, jak najszybciej wyjechać z miasta. Zawsze miej zatankowany do pełna samochód. Wyjmij z bankomatu pieniądze, wymień je na dolary. Sprawdź, gdzie jest najbliższe miejsce, w którym możesz się schronić na czas ataku.

Dwa lata temu tłusty czwartek wypadał 24 lutego. Prowadziliśmy z Grześkiem Markowskim poranną audycję w Radiu Nowy Świat. Tuż po piątej rano telefony rozgrzały się od kolejnych przerażających wiadomości. Zrezygnowaliśmy z materiałów o pączkach.

Myślę sobie dzisiaj, że obraz może być nic niewart. Czasem jest jak parawan, który zasłania prawdziwe problemy. My dzisiaj nie możemy sobie na to pozwolić.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version