Szefowie Facebooka, TikToka, X, Discordu i Snapa dostali burę od amerykańskich senatorów. Ustawodawcy nie ukrócą jednak praktyk, które doprowadziły do eksplozji schorzeń psychicznych i samobójstw wśród najmłodszych użytkowników portali.

Senackie przesłuchanie szefów największych mediów społecznościowych stanowiło kolejny spektakl urządzony przez polityków – tym razem obu partii, nie tylko republikanów – w zastępstwie konkretnych inicjatyw ustawodawczych. Senatorzy robili srogie miny, nie posiadali się z oburzenia. Reprezentant Missouri Josh Hawley zmusił prezesa Meta Platforms (Facebook) Marka Zuckerberga do przeproszenia obecnych w sali rodziców, których dzieci popełniły samobójstwo wskutek internetowego szczucia, doświadczyły seksualnego nękania lub przedawkowały narkotyki kupione w sieci.

Ustawa, która ukróciłaby szkodliwe praktyki mediów społecznościowych, prędko nie przejdzie. „Ma pan krew na rękach” – brutalnie rugał Zuckerberga, wywołując gromką owację, Lindsay Graham z Karoliny Południowej, co de facto znaczyło: proszę ją zmyć, bo nieestetycznie się prezentuje, wrócić do pracy i dalej uzależniać młodzież od swoich produktów, bo im więcej pan zarobi, tym dostanę większy datek na kampanię wyborczą za nicnierobienie.

Wiosną ubiegłego roku naczelny lekarz USA dr Vivek Murthy wydał opinię, że media społecznościowe „potencjalnie stanowią ogromne zagrożenie dla najmłodszych”, i zapowiedział dokładną analizę ich wpływu na zdrowie psychiczne użytkowników. Zdaniem Murthy’ego „obowiązek limitowania czasu, który najmłodsi spędzają w sieci, i kontroli przyswajanych treści spada na rodziców, bo najbardziej utalentowani programiści oraz inżynierowie świata robią wszystko, by dzieci korzystały z platform społecznościowych jak najdłużej”.

W USA problem dotyczy 95 proc. nastolatków między 13. a 17. rokiem życia, przy czym jedna trzecia obserwuje cudze posty i zamieszcza własne bez przerwy. Dzieci poniżej 13 lat teoretycznie nie mogą założyć konta na większości portali, ale to fikcja. Według lekarza naczelnego hula po nich 40 proc. najmłodszych (do 12 lat). Badania z udziałem prawie 6,6 tys. osób w wieku 12-15 lat wykazały, że zaledwie trzy godziny dziennie w serwisach społecznościowych dwukrotnie zwiększają ryzyko depresji i zaburzeń lękowych.

Blisko 20 innych studiów potwierdziło bezpośredni związek między korzystaniem z portali a kształtowaniem skrajnie negatywnego obrazu własnej osoby (dysmorfofobią), anoreksją, bulimią, autoagresją. O niedosypianiu i braku aktywności fizycznej nie wspominając. Tymczasem deweloperzy świadomie kształtują algorytmy interakcji w taki sposób, by wydłużyć czas bombardowania użytkowników reklamami. Innymi słowy – cynicznie ich uzależniają.

Reakcje zachodzące w mózgach ludzi, którzy kompulsywnie korzystają z portali, nie różnią się na poziomie biochemicznym od obrazu, jaki dają inne nałogi. A ponadto Facebook, Instagram czy TikTok zwyczajnie ogłupiają. U najbardziej aktywnych nieletnich użytkowników stwierdzono regres umiejętności leksykalnych. Mają kłopoty zarówno z formułowaniem myśli, jak i skupieniem się na dłuższym tekście – niekoniecznie literackim. Jakimkolwiek.

Zuckerberg przeprosił półgębkiem czy też – jak ujął to gospodarz porannego programu MSNBC Joe Scarborough – „półdupkiem”. „Przykro mi z powodu tego, co państwo przeżyli. To straszne. Dlatego właśnie inwestujemy ogromne sumy w wiodące na skalę branży inicjatywy, by nikt już nie doświadczył podobnych cierpień”. Krótko mówiąc: nie nasza wina, my dostrzegliśmy zjawisko i pomagamy.

Meta szykuje się do procesów, które wytoczyło jej kilkanaście stanów. Powodowie twierdzą, że Facebook oraz Instagram „świadomie używają instrumentów manipulacji psychicznej” i „ukrywają wewnętrzne dane świadczące o szkodliwości dla najmłodszych”. Demokratyczny senator Richard Blumenthal powołał się na e-maile wymieniane między prezesem a dyrektorem Mety ds. spraw globalnych Nickiem Cleggiem.

Ten drugi pisał: „Nie jesteśmy na prostej drodze do sukcesu, jeśli chodzi o główne kwestie dobrostanu: szczucie, hejt, problematyczne treści i SAA”. W korporacyjnym żargonie SAA oznacza „samobójczą autoagresję”. Clegg – na marginesie były wicepremier Wielkiej Brytanii – wprost przeczył publicznym enuncjacjom Zuckerberga o „inwestowaniu ogromnych sum w wiodące inicjatywy”. Narzekał na permanentne niedofinansowanie i zaniedbywanie mechanizmów bezpieczeństwa.

Zuckerberg już ósmy raz tłumaczył się na forum Kongresu z wątpliwych praktyk swej firmy. Wcześniej chodziło m.in. o szpiegowanie użytkowników, handel danymi osobowymi, rozpowszechnianie fałszywych informacji, teorii spiskowych, mowy nienawiści, nieuczciwą reklamę. Problemy wizerunkowe zaczęły się w roku 2017, gdy wyszło na jaw, że Facebook dał się wmanewrować w publikowanie fake newsów, które mogły wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich.

Zamieszczały je nie tylko kibicujące Donaldowi Trumpowi rosyjskie służby specjalne, ale także cwaniacy, którzy zorientowali się, że na łatwowierności i zamiłowaniu wyborców dewelopera do teorii spiskowych można nieźle zarobić. Wyssane z palca doniesienia linkowali za pośrednictwem serwisu Aktualności, zaś algorytm portalu podsuwał je znajomym każdego, kto już kliknął, przyczyniając się do kreowania informacyjnych baniek pełnych bzdur. Autorzy tłukli kasę na reklamach.

Fałszywa wieść, jakoby Hillary Clinton nazwała Trumpa „uczciwym i nieprzekupnym”, miała na Facebooku 480 tys. udostępnień. Sensacyjny artykuł „New York Timesa” ujawniający, że republikanin przez dwie dekady nie płacił podatku dochodowego – 175 tys. Wezwani na przesłuchania w Kongresie szefowie Facebooka przyznali, że działająca pod dyktando Kremla w Sankt Petersburgu Agencja Badań Internetu (Agientstwo Internet Issliedowanij) wydała u nich na korzystne dla Trumpa reklamy 100 tys. dol.

Rosyjskie służby rozpowszechniały ponadto pseudoinformacje pod szyldem nieistniejących portali medialnych, think tanków tudzież organizacji badawczych. Założyły tysiące kont indywidualnych, wykorzystując kradzione zdjęcia i kreując fałszywe tożsamości użytkowników. Po wyborach Zuckerberg wystawił kongresmenom na odstrzał dyrektorkę operacyjną Sheryl Sandberg, która nie wykazała się umiejętnością wiarygodnego tuszowania kompromitujących faktów. Najpierw straciła mir „facetki w białym kapeluszu” czy, jak kto woli, dobrego ducha korporacji, wkrótce zaufanie szefa, a ostatecznie – stanowisko.

Publiczne przeprosiny, kajanie się za błędy i wypaczenia, obietnice doskonalenia algorytmów czy zwiększania liczby żywych moderatorów, wciąż skuteczniejszych niż sztuczna inteligencja, to dziś stały element strategii wizerunkowej. Efektów nie widać, jednak kongresmeni dostają swoje pięć minut świętego oburzenia przysparzającego popularności. A zatroskany Facebook owszem udoskonala, tyle że metody wyciskania kasy z 3 mld odbiorców reklam zwanych użytkownikami, przy wykorzystaniu bezprecedensowej wiedzy o ich stylu życia, poglądach, upodobaniach.

Menedżerowie przestali szermować hasłem „uczynimy świat lepszym”, które brzmi dzisiaj jak cyniczny żart, choć według Zuckerberga nadrzędnym celem pozostaje „łączenie ludzi”. Inne zdanie ma profesor marketingu New York University Scott Galloway: „Jaki jest ostateczny cel przedsiębiorstw, które zgromadziły największy finansowy oraz intelektualny kapitał w dziejach cywilizacji? Wyleczenie raka? Zlikwidowanie biedy? Niesienie kaganka oświaty pod strzechy? Nie. Ich celem jest sprzedanie kolejnego, pieprzonego nissana”.

Do Facebooka przylgnęło miano „imperium zła” używane dawniej wobec Microsoftu. O ile jednak monopolistyczne praktyki Billa Gatesa co najwyżej uderzały konsumentów po kieszeni i to niespecjalnie (koszty przymusowego instalowania Windowsów ponosili głównie producenci sprzętu), o tyle firma Marka Zuckergerga robi ludziom wodę z mózgu. Nie tylko tworząc tzw. komnaty ech, do których nie przebija się rzetelna informacja.

Naukowcy zbadali reakcje studentów z 10 krajów przez dobę odciętych od sieci. Większość narzekała na oszołomienie, dezorientację, nudę, niepokój, poczucie osamotnienia, lęk, załamanie nastroju. Podobnie jak w przypadku alkoholu czy narkotyków konsumpcja treści cyfrowych stymuluje ośrodkowy układ nerwowy. Umiarkowane korzystanie z internetu można porównać do wypicia filiżanki kawy, pół doby przed monitorem to odpowiednik kokainowego czy amfetaminowego ciągu. Specjaliści ukuli nazwę FOMO (Fear of Missing Out – lęk, żeby nie przegapić).

Facebook oferuje ułudę stopniowego wspinania się na szczyt społecznej hierarchii, niespodzianki w postaci pozytywnych bądź negatywnych, lecz zawsze emocjonujących reakcji współużytkowników, wrażenie, że się doskonalimy, konflikty wymagające rozstrzygnięcia, nagrody i kary wymierzane przez plemię, z którym się utożsamiamy, namiastkę bliskości, szansę autokreacji.

Nienaukową analizę zjawiska przeprowadziła reporterka „New York Timesa” i autorka kilku bestsellerów (m.in. „Bling Ring”) Nancy Jo Sales. Przepytała ponad 200 nastolatek korzystających z mediów społecznościowych 9-11 godzin na dobę. Przyznawały, że efekt nagrody daje każdy lajk, a ich kumulacja – gwarantująca wysforowanie się na czoło w porządku dziobania – jest lepsza niż orgazm.

„Częściej udostępniamy post jątrzący, kontrowersyjny, co oznacza, że każde otwarcie aplikacji zwiększa zasięg najbardziej radykalnych poglądów, które trafiły na stronę główną – pisze ekspert od edukacji społecznej Mike Caulfield. – Marketingowcy szybko dostrzegli ową prawidłowość. Wiedzą, że do kliknięcia mogą nas zachęcić, tylko nieustannie podnosząc poprzeczkę. Tworzą zatem treści tak oburzające, że nie powstrzymamy się i na pewno wciśniemy klawisz”.

Kongresmeni dysponują wieloma metodami przywołania Facebooka do porządku, jeśli naprawdę by tego chcieli. „Wystarczy zmienić paragraf 230 ustawy telekomunikacyjnej, który zwolnił właścicieli witryn internetowych z odpowiedzialności cywilnej za publikowanie materiałów tworzonych przez osoby trzecie – tłumaczył senator Mark Warner. – Ponad ćwierć wieku temu postanowienie miało sens. Dziś większość Amerykanów czerpie wiedzę o świecie z portali społecznościowych. Należałoby po prostu zrównać spółki technologiczne z medialnymi”.

W książce „Innovator’s Dilemma” czytamy, że kiedy firma zarabia wielkie pieniądze na określonym produkcie, nie wprowadzi zmian grożących spadkiem zysków, nawet gdyby chcieli tego klienci, bo decyduje wola akcjonariuszy. Niewykluczone, że problem rozwiąże się sam. Dawny redaktor od technologii amerykańskiego „Newsweeka” Kevin Maney uważa, że „portal przypomina imprezę, z której chcemy wyjść, bo wszyscy są już pijani i chamscy”.

– Żadne nowe medium społecznościowe nie przebije Facebooka, naśladując jego formułę, ale możemy tak się wkurzyć wszechobecnym śmieciem, że zapragniemy innej metody podtrzymywania kontaktów – prognozuje Maney. – Zuckerberg opuścił rękawicę i wystarczająco szybki oraz silny rywal ma szansę go znokautować.

134,9 mld dol.

tyle wpływów miała w 2023 r. Meta, właściciel Facebooka, Instagrama i WhatsAppa. To o 16 proc. więcej niż rok wcześniej. Na czysto w 2023 r. zarobiła 39 mld dol., o 69 proc. więcej niż rok wcześniej

27,6 mld

tyle fałszywych kont usunął Facebook od października 2017 r.

(Źródło: Cybernews)

30,9 minuty

tyle czasu średnio spędzał na Facebooku każdego dnia dorosły użytkownik tego serwisu w USA w 2023 r.

(Źródło: badanie eMarketer)

3,03 mld

tylu aktywnych użytkowników ma sam Facebook

1,2 mld

aktywnych użytkowników ma TikTok

750 mln

aktywnych użytkowników ma Snapchat

666 mln

aktywnych użytkowników ma X (Twitter)

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version