Musieliśmy nauczyć się żyć jak miejscowi, a mieliśmy nawyki z Polski – wchodzisz do sklepu i wychodzisz z pełnym koszykiem. Bierzesz wszystko, co ci się może przydać.

Jacek Borkowski rozmawia ze mną z salonu w swoim chorwackim domu. Za nim kolekcja obrazów, m.in. Jana Stasiniewicza. Dom stoi w chorwackiej wsi Krvavica. To po pięć kilometrów do miejscowości: Baška Voda na północ i Makarska – na południe. Obie są na ścisłej liście najpopularniejszych wakacyjnych kierunków wybieranych przez Polaków.

Z żoną przenieśli się do Krvavicy z Poznania. Stojąc na tarasie Borkowski, pokazuje mi: z jednej strony majaczące w chmurach góry, z drugiej – plażę. Przed wejściem typowe śródziemnomorskie obejście, czyli okalający wjazd na posesję zacieniony oliwnym drzewkiem trawnik.

Dlaczego wyprowadzili się do Chorwacji? – Po prostu chciałem żyć spokojniej, w łagodniejszym klimacie i mieć ładny widok z okna – mówi Borkowski. I żartuje, że teraz ma Zakopane, ale do tego nad morzem.

– Polacy coraz chętniej inwestują. Najczęściej jednak z myślą o biznesie, nie po to, aby się osiedlić na stałe – mówi o własnych doświadczeniach.

Liczba polskich turystów w Chorwacji już w 2022 r. przekroczyła milion i dalej rośnie. Według danych Chorwackiej Wspólnoty Turystycznej jesteśmy na czwartym miejscu po Niemcach, Austriakach i Słoweńcach, wśród ok. 20 mln turystów odwiedzających każdego roku ten niespełna czteromilionowy kraj. Coraz chętniej też kupujemy tu mieszkania. Borkowski też pracuje jako rezydent agencji nieruchomości.

Borkowski nie chce zdradzić, ile zapłacił za dom. – Dzisiaj kosztowałby pewnie 350–400 tys. euro – mówi tylko. – Apartamenty od dewelopera w okolicy wystrzeliły już do ceny powyżej 4,5–5 tys. euro za mkw. Często zresztą są budowane na prawach wyłącznie do celów turystycznych, a to znaczy, że ich właściciel nie będzie się mógł w nich nawet zameldować – mówi Borkowski. I radzi potencjalnym kupcom, wynająć coś i pomieszkać trochę poza sezonem. Sam kupił dom w miejscu, do którego przyjeżdżał od trzydziestu lat i w którym miał już mieszkających na stałe znajomych.

– Polacy się nabierają na to, że w Chorwacji jest ciągle tak, jak podczas wakacji: jasne niebo, na nim słońce i żadnych problemów. I rzeczywiście mamy tu statystycznie 320 dni słonecznych, w porównaniu do ok. 60 takich w Polsce. Za to są też silne wiatry, co nie wszyscy dobrze znoszą, jak przychodzi Bora albo Jugo, obniża się ciśnienie i boli głowa, niektórzy łapią też depresję – mówi. Ostrzega też przed pochopnymi decyzjami o kupnie nieruchomości: – Mnóstwo nieruchomości do dzisiaj nie ma założonej księgi wieczystej. Po latach zgłaszają się właściciele, którzy np. emigrowali. Trzeba mieć sprawdzonego agenta nieruchomości i najlepiej prawnika.

Poza sezonem według oficjalnych danych w chorwackiej Krvavicy mieszka ok. 300 osób, zdaniem Borkowskiego to jest raptem kilkadziesiąt rodzin. W Polsce miał sklepy z odzieżą i organizował masowe zloty motocykli, w Chorwacji jest rezydentem dla ok. stu apartamentów turystycznych, wynajmowanych Polakom, pilotuje też wycieczki i organizuje czas dla hotelowych gości, często też w roli tłumacza.

– Ludzie są pogodni, jeśli osiądziesz na stałe, traktują cię jak swojego. Nigdy nie usłyszałem, że jestem obcy, nikt mnie nigdy nie nazwał „Polaczkiem”. Z samego rana każdy powie pani: dzień dobry z uśmiechem na twarzy i rzuci: Kako si mate? (Jak się masz?). Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś narzekał – mówi. Pytam go, jak sobie radzi z drożyzną? Bo ze względu na ogromny turystyczny ruch, Chorwacja nie jest tanim krajem.

– Musieliśmy nauczyć się żyć jak miejscowi, a mieliśmy nawyki z Polski – wchodzisz do sklepu i wychodzisz z pełnym koszykiem. Bierzesz wszystko, co ci się może przydać. Nawet jeśli potem ci się to zepsuje w lodówce. Ceny tutaj nauczyły nas myśleć inaczej. Do sklepu mam kilka metrów, jeśli coś kupuję, to tylko na bieżące potrzeby – odpowiada.

– To znaczy, że nauczyliście się oszczędności? – pytam.

– Oszczędnie to my żyliśmy w Poznaniu – śmieje się Borkowski. – W Polsce zarabia się szybko i większe pieniądze, ale też szybciej się je wydaje. W Chorwacji żyjemy spokojnie i normalnie. Jadamy w restauracji, a kawę pijamy głównie w kafejce. Tak, jak to robią miejscowi. Ale do domu niczego nie kupujemy w nadmiarze.

Polacy coraz chętniej inwestują w nieruchomości na południu Europy, Chorwacja jest jednym z najbardziej popularnych kierunków. Argumentem najczęściej jest dostępność lokum podczas wakacji, decyduje dużo bardziej przyjazna i przewidywalna pogoda niż np. nad polskim Bałtykiem i długa linii brzegowa nad Adriatykiem. Przy tym – dotąd nadal niższe ceny niż dużych polskich miastach lub w nadmorskich miejscowościach turystycznych.

Jak podkreśla Aleksandra Wojtaszek, bałkanistka i autorka książki „Fjaka. Sezon na Chorwację” w rozmowie dla gazeta.pl, popularność Chorwacji wśród Polaków wynika również z tego, że „Postrzegamy Chorwację jako kraj nam przyjazny i bliski, bo słowiański. Nie czujemy się tam jak ubodzy krewni ze Wschodu, potrafimy się zawsze jakoś dogadać, a wakacje spędzamy jak w Hiszpanii czy we Włoszech”.

Decyzje o kupnie nieruchomości często mają charakter typowo inwestycyjny i są obliczone na zysk z najmu sezonowego.

Co ciekawe, Chorwacja od piętnastu lat przeżywa własne kryzysy. Jednym z nich jest pogłębiający się niż demograficzny – w ramach walki o poprawę zaludnienia np. gmina Legrad w północnej Chorwacji oferuje opuszczone domy i działki pod budowę za 13 eurocentów. Skorzystać mogą rodziny z dziećmi lub pary (również nieformalne) do 45. roku życia.

Drugim jest kryzys emigracyjny, z najbardziej popularnym kierunkiem do Niemiec. W 2022 r. liczba Chorwatów, którzy wyemigrowali z kraju była o 26 proc. wyższa niż w roku poprzednim. Mimo że rok 2022 uważa się za punkt zwrotny w bilansie liczby ludności, bo był to pierwszy od piętnastu lat przypadek, kiedy mniej ludzi z niej wyemigrowało (ponad (46,2 tys. czyli 1,2 proc. z 3,8 mln społeczeństwa), a więcej przybyło i zamieszkało w Chorwacji (niemal 58 tys. według danych Chorwackiego Urzędu Statystycznego CBS). Zdaniem ekspertów różnicę „na plus” Chorwacja „zawdzięcza” m.in. wojnie na Ukrainie i przyjęciu część ukraińskich uciekinierów.

Ceny mieszkań w Chorwacji stale idą w górę – o ok. 5–7 pkt proc. rocznie. Za kawalerkę pod koniec 2023 r. trzeba zapłacić ok. 100 tys. euro, za dwa pokoje – 200 tys. euro, dom, ale nie nad brzegiem morza kosztuje 300–400 tys. euro, willa nad morzem – ok. 500–600 tys. euro. Wszystko oczywiście zależy od położenia. Bo np. w popularnym Dubrowniku na południu, trzeba zapłacić średnio ponad 4,1 tys. euro za mkw mieszkania i 3,5 tys. euro za mkw domu; gdy w Rijece na północy kraju już tylko odpowiednio 1,7 tys. euro i 1,4 tys. euro, a w stolicy i największym mieście – Zagrzebiu – mieszkania kosztują 2,3 tys. euro za mkw, a domy – 1,4 tys. za mkw (dane za: www.expatincroatia.com).

Zamówiły ciężarówkę. Wpakowały do niej: dwa łóżka, kanapę, pięć materacy, komodę i krzesła, kontener na podwórkowe śmieci, 15 lamp, 45 kontaktów, trzy półki ścienne, zabudowę kuchni z lodówką, konsolę nad pralkę, kuchenkę, telewizor, zlew kuchenny, talerze i kieliszki. Nawet farby, wałki i pędzle do malowania, także wiertarkę wiozły z Polski. Za transport zapłaciły 5 tys. zł.

Szaleństwo, ale mimo wszystko, wyszło taniej niż gdyby kupowały na miejscu. – Teraz to już prędzej nerkę sprzedamy, niż ten dom – żartują.

Justyna Juzwa i Kasia Wieczorkiewicz to prawniczki. Jedna od rozwodów, druga rozprawia się z kredytami we frankach i walczy o odszkodowania dla pokrzywdzonych przez PRL. Stałe miejsce zamieszkania i działalności zawodowej – Warszawa. Choć teraz coraz częściej ma być Hodilje, koło Stonu w Chorwacji. Życie zawodowe też już częściowo dzielą: w jednym wkładają poważne togi, w drugim są radosnymi przewodniczkami na Instagramowym koncie #parrotsontheroad.

Naoglądały się Makłowicza i to w nich obudziło na nadmorski hrvatski život. „Zawsze chciałem być w tym miejscu. Chorwacja, zwłaszcza Dalmacja, to są zarówno Bałkany, jak i Śródziemnomorze, i Europa Środkowa. Kocham to miejsce i marzyłem o nim” – przekonał je celebryta ze swojego kanału na YouTube. Mówił też, że dom w Chorwacji kosztował go mniej, niż takie domy na polskiej prowincji. Dziewczyny się nakręciły.

Miało być jak na wsi, oczywiście z widokiem na morze i w tej „prawdziwej”, nieturystycznej części Chorwacji. I żeby to było tylko do liftingu, a nie do generalnego remontu. W sieci przeczytały, że na taką inwestycję wystarczy im 30 tys. euro (ok. 130 tys. zł po dzisiejszym kursie).

Śladem ulubionego celebryty, pojechały na półwysep Pelješac. Bo nawet Makłowicz przyznawał, że nie było go stać na posiadłość nad Adriatykiem i musiał się wycofać w głąb lądu, nad zatokę. – Niewielkie wioski nad samym morzem, krzaki laurowe i winnice. Taką Chorwację pamiętałam sprzed lat, z wakacji z rodzicami i w takiej się zakochałam – mówi Kasia. Najpierw jednak straciły nadzieję.

Wybrały się na trzytygodniową wyprawę poszukiwawczą. To był wóz albo przewóz: znajdą albo zrezygnują. Na miejscu czesały internet, pytały w agencjach, ale też chodziły od wsi do wsi i wypatrywały banerów o sprzedaży. – Już pierwszy pośrednik, którego poprosiłyśmy o pomoc, polecił nam dodać zero do naszej oferty – opowiadają. A przecież nie miały miliona, nawet na spółkę. – Na nic nas nie było stać. Dosłownie. Nawet rudery nie mogłyśmy znaleźć za pieniądze, jakie oferowałyśmy – mówią dziewczyny. A przecież była połowa 2021 r., nie było obowiązywało tam jeszcze euro, Chorwacja nawet nie była w strefie Schengen. Most łączący, który dziś pozwala ominąć bośniacki fragment wybrzeża w drodze do Dubrownika, a jednocześnie ponosi ceny nieruchomości, wtedy jeszcze był w budowie.

Cztery dni do końca wyprawy – ostatnia kolacja.

– Już się pogodziłam, że mnie nie stać, że nie będzie już domu w Chorwacji, bo teraz to już tylko coraz drożej i drożej – mówi Justyna. Zjadły talerz ostryg w malutkiej w restauracji przy molo, we wsi Hodilje z mniej, niż pięciuset mieszkańcami. Wracały spacerem do auta. Na płocie dostrzegły kartkę: „Za prodaju” – na sprzedaż. Malutką, nie jakiś baner, z samochodu by tego nie wypatrzyły.

Dom jest dwupoziomowy, w sumie 90 mkw, sąsiedzi mówią: mala kuća – mały domek. Obłożony białym kamieniem. W ciasnej zabudowie na wzgórzu, przy drodze opadającej aż do lokalnej mariny. Na dole salon z kuchnią i łazienka, na piętrze – dwie sypialnie z łazienką. Przed oknem obfita amarantowa bugenwilla i owocujące drzewo granatu. Z tarasów widok na morze. Minus, bo miało być bezpośrednio nad wodą. Plus – bo przynajmniej ich nie zalewa.

***

Stare meble wyprzedały, beżowe kafelki przemalowały, własnoręcznie wymieniły silikony. Przeprowadziły wnętrze domu z końcówki XX w. w kierunku aktualnych trendów.

Nie bez przeszkód.

– Jedziemy po lodówkę. W sklepie tylko dwie, z czego jedna zarezerwowana, a druga kiepska, za to kosztuje tysiąc euro. U nas za taką jakość płaci się znacznie mniej – opowiadają. – W Polsce wchodzisz do sklepu i nie możesz się zdecydować, który odcień płytek wybrać albo błyszczące czy półmat. W Chorwacji masz: białe albo szare. I tyle. IKEA jedna, w Zagrzebiu, ale dowożą. Tylko że mały wybór a ceny jak za zboże. Chcesz kuchnię? Masz „aż” dwie do wyboru. I nikt tu nie wybrzydza, biorą to, co jest.

Z Polski przywożą więc wszystko, co tylko się da. Nawet ten silikon, bo jest ten sam, ale dwa razy droższy. – Jedzenie jest droższe, to trzeba mieć na uwadze. Kupujemy świeże owoce i warzywa, staramy się jeść lokalnie. Ale przywiozłyśmy sobie jednak zapasy – mówi Justyna.

Cały remont zrobiły na własną rękę. Kuchnię składały i mocowały do ścian same, poradziły sobie ze źle wymierzoną listwą przypodłogową, niepasującym syfonem i montażem blatu. Wygląda jak od stolarza. Wykonanie drewnianej balustrady chciały zlecić. Nie mogą jednak wymusić na stolarzu, żeby dotrzymał terminu – ciągle je przesuwa w kolejce.

– Traktują nas we wsi trochę jak ciekawostkę przyrodniczą, jak przyjeżdżamy, od razu przychodzą „wycieczki” podglądać, co będziemy zmieniać. Ale już mówią o nas: one su naše – że jesteśmy już stąd.

Na dom marzeń Kaśkę i Justynę było w końcu stać dlatego, że miały do dyspozycji jeszcze inną walutę, niż pieniądze – czas.

Problem z nieruchomością polegał na tym, że formalnie była zlepiona z kilku odrębnych działek. Trzeba więc było przeprowadzić sądownie postępowanie scaleniowe. Stan faktyczny mógł potwierdzić tylko sędzia z Dubrownika podczas wizji lokalnej. A z terminami w chorwackich sądach nie jest lepiej niż w polskich. Cała procedura trwała dwa lata.

Dziewczyny zabezpieczyły się umową przedwstępną u notariusza. – Wiele chorwackich nieruchomości nie ma ustalonego stanu prawnego. Zdarza się, że jest wielu właścicieli, brakuje dokumentów, a nie ma ksiąg wieczystych. Ten, kto daje ogłoszenie o sprzedaży, nie zawsze ma prawo do nieruchomości. Nawet my – prawniczki – wynajęłyśmy do tego lokalnego prawnika – mówią.

Plan Justyny i Kaski jest tak, żeby stopniowo zwiększać czas pobytu na Półwyspie Pelješac, a rzadziej bywać w Warszawie. Właśnie wróciły z miesięcznego pobytu, a już pakują walizki na wyjazd następny. Od dwóch lat uczą się chorwackiego od Polki, żyjącej w Zagrzebiu. Postarały się też o możliwie dobry internet, z czym w Chorwacji nie zawsze jest prosto. Odbywały już posiedzenie sądu online i w todze, gdy za ekranem komputera obserwowały morze.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version