W budowaniu wiary we własne możliwości pomaga stwarzanie dziecku sytuacji, w których może osiągnąć sukces. Pokazywanie mu możliwości, a nie tylko przeszkód. I uczenie, że może podejmować własne decyzje, a jego głos ma znaczenie.
Jak często w dorosłym życiu wierzymy w swoją sprawczość, kompetencje, siłę? Wszystko zaczyna się od właściwego stylu przywiązania. Zgodnie z teorią Johna Bowlby’ego prawidłowy, czyli bezpieczny styl przywiązania, wykształcony we wczesnym dzieciństwie, może mieć wpływ na zachowanie jednostki przez całe jej życie. Sprzyja mu częsty i długotrwały kontakt z obiektem przywiązania (rodzicem, opiekunem), responsywność czy reagowanie w adekwatny sposób na potrzeby dziecka. Taka figura przywiązania jest dostępna fizycznie (przytuli), ale i emocjonalnie (wysłucha). Dziecko ma poczucie, że jest ważne, co wpływa na prawidłowe ugruntowanie wiary we własne możliwości, a więc samoocenę. Czy zatem warto jak najczęściej chwalić dzieci?
Pochwała wysiłku
Oczywiście, że tak, ale mądrze i adekwatnie do osiągniętego przez dziecko celu, a także pracy i wysiłku, jakie włożyło w wykonanie zadania. Psycholog Kamila Szczawińska twierdzi, że chwalenie dziecka jest ważne, ale musi być prawdziwe. Jeżeli wiem, że moja córka nie ma talentu wokalnego, nie wmawiam jej, że będzie kiedyś świetną piosenkarką. Prędzej czy później świat zewnętrzny zweryfikuje jej braki. To w porządku. Tylko w ten sposób możemy pomóc dziecku odkryć jego prawdziwie mocne strony. Mogę chwalić je za podejmowane próby, ale nie będę koloryzować kiepskiego rezultatu.
Pochwała powinna być skupiona na wysiłku, a nie tylko na wyniku. Ma być konkretna – zamiast mówienia: „Dobra robota!”, komunikat powinien nagradzać konkretne działanie, czyli: „Podobało mi się, jak wyrecytowałaś tę zwrotkę”. Dzieci świetnie wyczuwają nieszczere komplementy, niech więc nasze będą autentyczne i zachęcające do samodzielnego podejmowania wysiłków, np.: „Jestem pod wrażeniem, jak sam napisałeś to wypracowanie”. Chwalenie włożonej pracy pomaga wspierać w dzieciach naturalną potrzebę nastawienia na rozwój. Pokazuje, że nie tylko wrodzony talent jest wartością, ale także praca i nauka. Dziecko zyskuje dzięki temu komunikat, że doskonali się już dzięki samemu procesowi. Nawet jeśli od razu nie osiągnie upragnionej nagrody, będzie chętne do próbowania, bo będzie widziało w tym wartość. Życie to maraton, nie sprint.
Newsweek Psychologia
Foto: Materiały wydawcy
Wyręczanie dziecka w różnych sytuacjach może być czynnikiem hamującym prawidłowe ukształtowanie wiary w siebie i swoją sprawczość. Przykład: matka wykonywała w domu prace plastyczne za swojego synka, za co zawsze dziecko dostawało dobrą ocenę i pochwałę. Prace wykonane samodzielnie przez inne dzieci nie były oczywiście tak staranne, ale oceniane równie wysoko. Podczas jednej z lekcji plastyki zadanie trzeba było skończyć na zajęciach i nagle się okazało, że chłopiec, za którego wszystko robiła mama, nie umiał sobie poradzić z najprostszymi czynnościami, jak używanie kleju czy nożyczek. Wywołało to u niego wielką frustrację i niekontrolowany wybuch płaczu. Myślał: skoro w tych rzeczach zawsze wyręcza go ktoś inny, to znaczy, że on tego nie potrafi. A skoro nie potrafi, to wiadomo, że nie da rady, więc po co się starać, kiedy czeka go pewna porażka?
Bardzo często zapominamy, że każdy z nas – także dziecko – osiąga satysfakcję, kiedy cieszy się ze swojego własnoręcznie osiągniętego sukcesu. U dzieci chwalonych tylko za sukcesy może wystąpić paniczny strach przed porażką. Jakiekolwiek niepowodzenie traktowane jest wtedy jako brak akceptacji ze strony rodziców. Pojawiają się myśli: zawiodłem mamę, tata tak na mnie liczył. Może to prowadzić do problemów z samooceną, poczuciem własnej wartości oraz samoakceptacją. Ale czy realne jest ciągłe odnoszenie sukcesów? Nie. Chwalenie wyłącznie za wynik może powodować także dążenie do perfekcjonizmu, presję na bycie idealnym i doskonałym, co prowadzi do wielu frustracji w dorosłym życiu. Bo są to nierealne do osiągnięcia cele. Sami także powinniśmy stawać się wzorem dla swoich dzieci. Skoro wiemy, że dzieci uczą się przez modelowanie i obserwację, pokażmy im, jak sami sobie radzimy z porażkami i budujemy dalszą wiarę w sukces. Nauczmy dzieci, że nie każda gratyfikacja przychodzi natychmiast. Mówmy im, że niektóre cele wymagają dłuższego czasu i większego wysiłku, uczmy je cierpliwości, ale i wytrwałości, systematyczności.
Cenne od własnych błędów
Nlekcjeadmierna kontrola połączona z ciągłym instruowaniem dziecka podważa wiarę we własne możliwości. Bardzo ważne jest więc danie dziecku przestrzeni do podejmowania własnych decyzji i wyciągania z nich wniosków. Musimy pozwalać dziecku popełniać błędy – uważa Kamila Szczawińska. I choć czasem nam, rodzicom, trudno się na to patrzy, musimy zrozumieć, że jest to konieczne dla kształtowania prawidłowej dorosłej postawy. Umożliwiajmy też dziecku podjęcie decyzji, czy chce dany błąd naprawić (np. poprawić ocenę), i uszanujmy, kiedy stwierdzi, że nie chce się tego podejmować.
Wiele wspólnego z wiarą we własne możliwości ma odczytywanie sygnałów płynących z ciała. I jest to coś, na co absolutnie należy dziecku pozwolić. Przykład: mały Jaś czuje presję grania w piłkę, bo usilnie zachęca go do tego tata, fan Roberta Lewandowskiego. Chłopiec jest jednak przerażony treningami, boi się kolejnych fauli i na samą myśl o wyjściu na murawę czuje kłucie w brzuchu. Mimo to tata pcha go na boisko. Wówczas wiara Jasia we własne możliwości nie jest większa, wręcz przeciwnie. Ojcowskie: „Dasz radę, synek! Będzie gol, jak nic dzisiaj!” – nie działa mobilizująco. Pokazuje za to, jak łatwo jest przekraczać dziecięce granice. Skoro ja mówię, że czegoś nie chcę i nie lubię, a mimo wszystko tata w każdą sobotę rano wiezie mnie na trening, to znaczy, że moje uczucia nie mają znaczenia. A jeśli nie mają znaczenia, to bardzo łatwo je ignorować. W dorosłym życiu takie postrzeganie siebie powoduje brak umiejętności stawiania innym ludziom granic, przez co jednostka narażona jest na wiele nadużyć, zarówno fizycznych, jak i emocjonalnych. Wiara we własne możliwości dotyczy więc wielu aspektów naszego życia. Nie tylko szkolnego czy zawodowego.
Wzmacniamy dzieci
Psycholog Kamila Szczawińska twierdzi, że najważniejsze jest zainteresowanie. Postawa kluczowa w dzisiejszych czasach. Danie dziecku uważności wywołuje w nim poczucie bycia ważnym, ciekawym dla rodziców. Odłożenie telefonu i skupienie się na małym człowieku w przyszłości pomoże mu wyrobić w sobie postawę nie tylko bycia wartościowym i godnym uwagi, ale i poniekąd sprawczym. Bo skoro ja swoją postawą, swoim byciem sprawiam, że ktoś poświęca mi czas, to oznacza, że to ja tego dokonałem. Tak proste, a tak trudne do zrozumienia dla nas, zabieganych dorosłych.
Bardzo pomocne w budowaniu wiary we własne możliwości jest także stwarzanie dziecku sytuacji, w których może osiągnąć sukces. Szczególnie ważne jest to wtedy, kiedy wiemy, że boi się ono próbować nowych rzeczy. Mogą to być nawet tak małe sukcesy, jak pomoc w nakryciu stołu. Już siedmiolatek z powodzeniem będzie umiał rozłożyć na stole talerze, sztućce i serwetki. Kiedy więc zasiądziemy do posiłku, możemy podkreślić, że dziecko nie tylko było pomocne, ale także że ten pięknie nakryty stół zawdzięczamy właśnie jemu. Taki komunikat buduje pewność siebie i wzmacnia wiarę w to, że dziecko będzie sobie w stanie poradzić z różnymi wyzwaniami. Istotne jest tutaj także wyznaczanie osiągnięć realnych do realizacji przez dziecko. Zadanie nie powinno być zbyt łatwe ani takie, które przekracza możliwości dziecka. Ważne, żeby dziecko miało kontrolę nad przebiegiem procesu osiągania celu. Ustalając cele, które są mierzalne, dziecko uczy się nie tylko systematycznego dążenia do sukcesu, ale także zauważenia kolejnych jego poziomów.
Czy to oznacza, że powinniśmy dziecku ułatwiać dążenie do upragnionego celu? Możemy to robić, ale rozważnie. Zamiast udzielać od razu odpowiedzi na każde pytanie, zacznijmy sami zadawać dziecku pytania naprowadzające je na prawidłową odpowiedź. W ten sposób uczymy je refleksji, znajdowania rozwiązań i tego, że może sobie dać radę bez natychmiastowego wsparcia innych.
Kolejnym krokiem jest nauka pozytywnego myślenia. Sami wiemy, jak ważne jest nastawienie do zadania. Uczmy dziecko, że zamiast mówić: „Nie będę umiał tego zrobić”, można powiedzieć: „Jeszcze nie potrafię, ale mogę spróbować się nauczyć”. Pokażmy dziecku możliwości, a nie tylko przeszkody. Pokazujmy dzieciom, że mogą podejmować decyzje, a ich głos ma znaczenie. Także w życiu domu i rodziny. Zapraszanie dziecka do dyskusji, np. o tym, jaką książkę dziś będziemy czytać czy jaki film obejrzymy albo dokąd pójdziemy w weekend, sprawia, że dziecko poczuje się ważne. Wie, że jego głos będzie istotny i brany pod uwagę w dyskusji. Nawet jeśli ostatecznie wybierzemy inną propozycję, to ważna jest tu sama rodzinna rozmowa, budująca kluczowe przekonanie, że pomysł dziecka jest także brany pod uwagę.
Stwarzajmy też dziecku okazje do współpracy w grupie rówieśniczej. Wspólna zabawa, szkolne projekty czy gry zespołowe uczą najmłodszych korzystania z ich mocnych stron (oraz odkrywania ich na tle innych). Sprawiają, że dziecko zaczyna dostrzegać swój osobisty wkład w funkcjonowanie grupy, co buduje wiarę we własne możliwości. To, co najmłodsi wyniosą z tych wszystkich doświadczeń, będzie miało realny i długoterminowy wpływ na ich dorosłe życie.
Karolina Malinowska — psycholog. Mama trzech synów, autorka książki „Spokojnie, to tylko dzieci, czyli jak dobrze wychować i nie zwariować”. Prowadzi prywatną praktykę psychologiczną. Jest ekspertką w projekcie Młode Głowy fundacji Unaweza
