Więź między rodzicem a dzieckiem nie gwarantuje, że dziecko ominą trudne zdarzenia. Ale zwiększa szansę na to, że dostrzeżemy, co niepokojącego się z nim dzieje, a kiedy trzeba, damy mu właściwe wsparcie. W jaki sposób relacja, którą mamy z dzieckiem, staje się tarczą chroniącą?
Co mogę zrobić, żeby ustrzec moje dziecko przed złem tego świata?” W tym pytaniu, powracającym jak bumerang w rozmowach rodziców ze specjalistami, zawiera się całe spektrum lęków dotyczących dobrostanu naszych pociech. Próbujemy na różne sposoby poradzić sobie z nimi i niestety, często „używamy” do tego dzieci – opowiadając im o swoich lękach, próbujemy wyregulować się i poradzić sobie z niepokojem w kontakcie z dzieckiem. Tymczasem koncentrowanie energii na zamartwianiu się o ich bezpieczeństwo, wyszukiwanie coraz to nowych zagrożeń, które czyhają na dzieci, i profilaktyczne roztaczanie nad nimi ochronnego parasola to nie są rozwiązania, które będą redukować poziom rodzicielskich obaw. Mało tego, nie będą również służyć budowaniu odporności psychicznej dzieci.
Dzieci uczą się radzić sobie z wyzwaniami poprzez konfrontowanie się z nimi. Dzięki temu, że napotykają wyzwania, z czasem – jeśli im w tym nie przeszkadzamy, próbując je wyręczać lub nadmiernie chronić – są w stanie robić to coraz sprawniej. Dobra wiadomość jest taka, że jako rodzice mamy całkiem spory wpływ na budowanie w dzieciach rezyliencji i wspieranie ich, kiedy konfrontują się z trudnymi doświadczeniami. Opiera się on na naszej bezpiecznej więzi z dzieckiem, która ma działanie ochronne i neutralizujące skutki trudnych doświadczeń.
Najlepsze narzędzie wspierające
Więź budujemy z dzieckiem w oparciu o mechanizm przywiązania, który ewolucyjnie służy temu, żeby dziecko potrafiło wyróżnić spośród innych ludzi bezpiecznych opiekunów, by się ich trzymało i by wiedziało, do kogo może zwrócić się z prośbą o pomoc w zaspokajaniu swoich potrzeb.
Newsweek Psychologia
Foto: Newsweek
Dzieci wyposażone są w mechanizmy służące przywiązaniu do dorosłych, do których możemy zaliczyć: uśmiech, płacz, wokalizacje, nawiązywanie kontaktu wzrokowego, a w przypadku starszych maluchów wyciąganie rączek, przywieranie, podążanie za opiekunem. Te zachowania uruchamiają się instynktownie, a ich celem jest zapewnienie przetrwania dziecku całkowicie zależnemu od dorosłych opiekunów. Mechanizmy przywiązaniowe aktywują się w sytuacjach wywołujących w dziecku niepokój, a wygaszają się w momencie, gdy zostanie ono ukojone. Możliwe wówczas jest włączenie się mechanizmów związanych z ciekawością, eksploracją otoczenia, czyli z uczeniem się.
Relacja przywiązania działa w obie strony – my również przywiązujemy się do dziecka, stajemy się wrażliwi na jego potrzeby, uczymy się adekwatnie reagować w sytuacjach, gdy dziecko potrzebuje naszego wsparcia. Obdarzając uwagą i zainteresowaniem dzieci, które się boją, pomagamy im obniżyć poziom napięcia i poczuć się bezpiecznie.
Dzieci, które zebrały dużo takich kojących doświadczeń z dorosłymi opiekunami, wykształcają w sobie zaufanie do świata (jest generalnie bezpiecznym miejscem), do ludzi (rozumieją mnie, uznają moje potrzeby za ważne i oferują mi adekwatne wsparcie) i do siebie (potrafię poprosić o pomoc i ją uzyskać). Tak budowana więź jest dla dziecka jednocześnie źródłem pocieszenia i zachęty do aktywnego, autonomicznego działania. Dziecko może swobodnie i z ciekawością eksplorować otoczenie, bo ma pewność, że w razie niebezpieczeństwa czeka na niego dostępny emocjonalnie rodzic. Dodatkowo, dziecko traktowane poważnie uczy się poważnie traktować sygnały, które wysyła mu jego ciało. W związku z tym będzie miał dostęp do komunikatów, które ostrzegają go o niebezpieczeństwie, zaufanie do ich sensowności i przekonanie o swojej sprawczości.
Hanna Dufner i Urszula Bartnikowska, specjalistki zajmujące się dziecięcą traumą, piszą w książce „Drogowskaz. Dziecko-trauma, wsparcie i rozwój”: „Więź emocjonalna z drugim, dorosłym człowiekiem jest dziecku tak samo niezbędna do życia jak powietrze, jedzenie, picie i dach nad głową”. I to jest coś, co często nam umyka, kiedy gorączkowo poszukujemy narzędzi do wsparcia dziecka w trudnych czy traumatycznych dla niego sytuacjach. Zapominamy, że to my – nasza obecność i emocjonalna responsywność wobec dziecka – jesteśmy najlepszym wspierającym narzędziem.
Trudność, by w to uwierzyć i o tym pamiętać, bierze się stąd, że jako rodzice mamy dużą potrzebę skuteczności. Dlatego frustrują nas sytuacje, kiedy patrzymy na doświadczające bólu, zranienia czy zmartwienia dziecko i nie potrafimy sprawić, by szybko poczuło się lepiej. Nasza rodzicielska bezradność i poczucie winy potrafią wtedy sięgnąć zenitu. Paradoksalnie łatwo wówczas stracić z oczu dziecko i jego potrzeby, a nawet zezłościć się na nie za to, że nie chce przyjąć naszej pomocy.
Jak wspierać, żeby dziecko czuło się wsparte
Dzieci nie są naszym przedłużeniem i nie muszą mieć podobnych ani nawet zbliżonych do naszych preferencji związanych z przyjmowaniem wsparcia. Dlatego potrzebujemy nauczyć się ubierać naszą miłość, troskę i pomoc dla dziecka w taki sposób, by to ono – jako ich odbiorca – odczuło je jako miłość, troskę i pomoc. Warto sprawdzać, czy to, co robimy dla nich, wspiera je, czy pomaga im poczuć się lepiej, czy chcą, byśmy to kontynuowali, czy może potrzebują czegoś zupełnie innego. Nie zawsze dzieci będą potrafiły lub chciały nas o tym poinformować wprost, ale możemy to wiedzieć, obserwując ich zachowania, to, jak reagują ich ciała w kontakcie z tym, co im oferujemy. Czy odsuwają się od nas, zatykają uszy rękoma, odwracają wzrok, odpychają nas, uciekają do pokoju, trzaskając drzwiami, a może zaczynają się do nas przesuwać, rzucać nam jeszcze niespokojne spojrzenia, może ich płacz staje się mniej rozpaczliwy, a oddech głębszy i bardziej rytmiczny?
Często dzieci same sięgają po różnego rodzaju aktywności regulujące ich układy nerwowe, np. obgryzanie paznokci, ssanie kosmyków włosów, wyłamywanie palców u rąk, mocne zaciskanie powiek, skubanie skórek. Nie pomaga wówczas zabieranie dzieciom tych strategii, co często robimy, ale pomoże oferowanie im dodatkowych narzędzi. Mając szerszy wybór, będą mogły wybrać coś, co mniej nas będzie niepokoić.
Napięcie związane z odczuwaniem przez organizm stresu powstaje w ciele i to ciało jest dla nas nieocenionym wsparciem w obniżaniu poziomu tego pobudzenia. Tymczasem tym, co zbyt często oferujemy dzieciom, by je ukoić, są słowa ubrane w racjonalne argumenty lub konkretne rady. One bywają przydatne wtedy, kiedy napięcie w ciele opadnie. Nie zastąpimy nimi kojącej mocy dotyku, pełnego zrozumienia spojrzenia, bycia obok dziecka i przyjmowania go ze wszystkimi zachowaniami, jakie wystąpiły na skutek doświadczonego przez nie stresu. Uporczywe sięganie po strategie, mające na celu to, żeby dziecko nie skonfrontowało się z trudnymi emocjami, nieproszone rady lub moralizowanie mogą skutkować tym, że dziecko przestanie szukać u nas wsparcia. Warto mieć z tyłu głowy zdanie: „Jak mam się zachować, żeby dziecko jeszcze kiedyś chciało przyjść do mnie ze swoją trudnością?”.
Najważniejsze to nie stracić kontaktu
To, że dziecko przychodzi do nas po wsparcie, już jest sukcesem, bo świadczy o tym, że czuje się z nami bezpiecznie i ufa, że otrzyma pomoc. Jeśli w takich sytuacjach bardzo potrzebujemy mówić do dziecka, to zamiast rad czy argumentów możemy użyć komunikatów wyrażających naszą akceptację i empatię: „Dziękuję, że mi to powiedziałaś”, „Cieszę się, że do mnie z tym przyszedłeś”, „To, przez co przechodzisz, musi być trudne”, „Widzę, że ci ciężko”, „Jestem z tobą”, „Wierzę, że to jest dla ciebie bolesne”.
Nie bójmy się też pytać dzieci o to, co konkretnie możemy dla nich zrobić, i nie bierzmy do siebie ich reakcji, nawet jeśli mówią: „Wyjdź stąd!” czy „Nie gadam z tobą”. Takie komunikaty sygnalizują, że dziecko jest w dużym pobudzeniu i próbuje sobie z nim poradzić. Nie są one miarą naszych kompetencji rodzicielskich ani oznaką tego, że dziecko nas nie szanuje czy nie kocha. Warto, by dziecko wiedziało, że może powrócić do kontaktu, gdy będzie gotowe. Tym, co możemy zrobić w sytuacjach, kiedy dziecko jasno daje znać, że nie chce naszego towarzyszenia, jest zajęcie się sobą i swoimi emocjami, które mają prawo w nas buzować. Żeby być gotowym dawać dziecku wsparcie, możemy potrzebować najpierw sami je otrzymać. Jesteśmy związani z naszymi dziećmi i to, co się dzieje w nas, rezonuje również w nich. Z tego powodu umiejętność regulowania własnych emocji i refleksja nad tym, co konkretnie je w nas uruchomiło i o czym ważnym próbują nas one poinformować, to kolejne narzędzia, które pośrednio pomagają wspierać dzieci konfrontujące się z trudnymi doświadczeniami.
Nie chodzi wyłącznie o to, że dla będącego w poczuciu zagrożenia układu nerwowego dziecka kojąca jest obecność wyregulowanego dorosłego. Potrzebujemy zaopiekować się sobą, by nie obciążać dzieci naszymi emocjami i nie stwarzać sytuacji, w których to one będą się czuły odpowiedzialne za regulowanie naszego napięcia czy zaspokajanie naszych potrzeb.
Jeśli nie regulujemy na bieżąco własnych emocji, zwiększa się ryzyko zaistnienia jednej z dwóch sytuacji: w pierwszej będziemy przytłaczać dziecko naszym współczuciem i zamartwianiem się, co może je retraumatyzować, generować w nim dodatkowy niepokój, hamować jego autonomię i zaufanie do siebie. A w drugiej sytuacji może się zdarzyć tak, że pod naporem własnych emocji, odetniemy się od zbyt trudnych dla nas emocji dziecka i damy mu do zrozumienia, że samo powinno sobie poradzić. Bezpieczny dla dziecka dorosły konteneruje i reguluje własne emocje (poza relacją z dzieckiem) właśnie po to, by móc pomieścić trud i emocje dziecka i być w stanie zaoferować mu adekwatne wsparcie.
Relacja, którą mamy z dzieckiem jest kojąca i chroni przed naruszeniami. Kiedy dziecko spotyka coś trudnego, nasza obecność, towarzyszenie i wsparcie nie uchronią go przed bólem, ale sprawią, że dziecko nie jest w tym doświadczeniu same. Troska o relację każdego dnia przygotowuje nas na to, żebyśmy mogli korzystać z jej mocy, gdy nadejdą wyzwania.
Katarzyna Kalinowska — psycholożka, trenerka Familylab Polska, międzynarodowej organizacji założonej przez pedagoga i terapeutę Jespera Juula. Autorka profilu Przystanek Relacja, gdzie edukuje na temat budowania relacji z dziećmi. Związana z siecią żłobków i przedszkoli Zielona Wieża. Wspiera rodziców i nauczycieli przez konsultacje, warsztaty i superwizje