Ukraińscy politycy i dyplomaci akredytowani w Kijowie pytani o możliwe scenariusze po wygranej Trumpa, rozkładają ręce. Nie wiedzą czego się spodziewać. Ukraina zaczęła żyć w zawieszeniu, mając przed sobą być może ostatnie pakiety pomocowe z USA.
Przerwanie łańcucha dostaw może być problematyczne dla przyszłości wojny, o czym można było się przekonać w ostatnich tygodniach. Dlatego w Kijowie nie czekają, a powoli starają się sondować, jakie stanowisko przyjmie Trump.
Pewni swego są za to europejscy sojusznicy Putina. Victor Orban ogłosił, że jest pewien, iż Stany Zjednoczone wycofają się z konfliktu, a na Ukrainie ma miejsce klęska militarna. Na szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej wezwał do szybkiego zawieszenia broni i podjęcia negocjacji z Rosją. Nie może to dziwić, skoro wiceprezydent elekt J.D. Vance, wprost mówi, że Ukraina w imię pokoju powinna zrezygnować z okupowanych terenów, a zniszczenia wojenne powinny być odbudowane przez Niemców.
Na Kremlu z kolei stanowisko jest stonowane. Putin nie zadzwonił, nie napisał depeszy gratulacyjnej, a jedynie podczas spotkania klubu dyskusyjnego „Wałdaj” pogratulował Trumpowi zwycięstwa. To dość chłodna reakcja jak na dotychczasowe zażyłości polityków. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, powiedział, że Rosja nie ma zamiaru rezygnować z żadnych żądań wobec Ukrainy.
Duże ego
Obaj politycy mają nieograniczone wręcz ego. Właśnie ono może stanowić klucz do rozważań nad przyszłością wojny rosyjsko – ukraińskiej. W pierwszej wypowiedzi po ogłoszeniu wyników wyborów Trump kwestiom politycznym poświęcił zaledwie kilka zdań. Podczas przemówienia napawał się swoim zwycięstwem i to o nie głównie chodziło. Trump nie ma programu wyborczego i nie ma pomysłu, jak wojnę skończyć.
Od wygranych wyborów minęły obiecane 24 godziny i wciąż nie wykonał telefonu, który miał zakończyć konflikt w Ukrainie. Jego zaplecze nie ma pojęcia o zawiłościach polityki międzynarodowej i zachowują się jak dzieci na placu zabaw.
Długoletni były doradca Trumpa, doświadczony oficer Piechoty Morskiej, gen. por. John Kelly, zasugerował, że nowy prezydent być może będzie chciał powrócić do nieudanych porozumień mińskich. Wydaje się, że jest to jeden z nielicznych znanych ekipie Trumpa dokumentów ws. bezpieczeństwa w Europie.
Trump i jego wiceprezydent J.D. Vance, powtarzają, że najważniejsze są negocjacje pomiędzy Kremlem, Kijowem a sojusznikami z NATO, dzięki którym będzie możliwe osiągnięcie konsensusu. Dla Ukraińców nie do przyjęcia jest zawieszenie broni i pozostanie rosyjskich wojsk na terytorium Ukrainy. Nadal ok. 70 proc. obywateli uważa, że oddanie zagrabionych terytoriów nie wchodzi w grę.
Z kolei dla Putina jest niemożliwe, aby zmieniły się cele Kremla, czyli całkowite zajęcie Donbasu, Zaporoża i utrzymanie Krymu. Zrezygnowanie z terenów, które obiecał społeczeństwu i już „wcielił” do Federacji Rosyjskiej byłoby oznaką słabości.
A na to rosyjski władca nie może sobie pozwolić. Nie tego oczekują zwykli Rosjanie. Nie na darmo przecież kreuje się na prawdziwego macho.
Dlatego też trwały pokój w oparciu o porozumienia mińskie nie jest możliwy. Najwyżej można się spodziewać zawieszenia broni, które będzie wykorzystanie nie tyle na rozmowy pokojowe, co na przygotowanie wojsk do kolejnych walk. Ukraińcy nie wierzą Rosjanom, którzy już wielokrotnie łamali wszelkie porozumienia i wciąż dają znać, że nie rezygnują z opanowania przynajmniej tych obwodów, które nielegalnie wcielili do Federacji. Trump wobec tego będzie miał jeszcze kilka innych scenariuszy do wyboru.
Wstrzymanie dostaw
Tego scenariusza Ukraińcy obawiają się najbardziej. Amerykańskie dostawy pocisków rakietowych do systemów przeciwlotniczych i artyleryjskich są kluczowe dla Ukraińców. O tym, jak istotne były dostawy systemów M142 HIMARS i M270 MLRS wraz z całym wachlarzem pocisków różnego typu, pokazały walki o Chersońszczyznę i skuteczne sparaliżowanie rosyjskiej logistyki.
Pociski GMLRS gwarantują skuteczny zasięg na odległość 15-84 km, a MGM-140 ATACMS na odległość 70-300 km, trafiając w cel z dokładnością do 2 metrów. Obecnie skala uderzeń przy pomocy artylerii rakietowej spadła niemal do zera. Z przestrzeni medialnej zniknęły informacje o atakach na magazyny, punkty logistyczne, czy miejsca rozśrodkowania oddziałów. Rosjanie mogą spokojnie działać na bezpośrednim zapleczu frontu.
Podobnie ważną rolę odgrywają systemy MIM-104 Patriot, które okazały się niezwykle skutecznym orężem przeciwko rosyjskim pociskom balistycznym, chroniąc kluczowe obiekty na Ukrainie, w tym najczęściej atakowany, Kijów. Na szczęście inne systemy przeciwlotnicze dostarczają Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy, więc luka może zostać w jakiś sposób załatana.
W sytuacji, kiedy Donald Trump i jego wiceprezydent J.D. Vance są całkowicie przeciwni udzielaniu pomocy militarnej, gorsze jest jednak coś innego. Większość sprzętu przekazywanego przez sojuszników z NATO jest amerykańskiej produkcji.
Na to, by państwo trzecie mogło przekazać dalej uzbrojenie amerykańskiej produkcji, potrzebna jest zgoda kraju producenta. Republikanie zapowiedzieli, że takiej zgody więcej nie będzie.
Tymczasem na Ukrainę trafiły transportery opancerzone M113 przekazane m.in. przez Hiszpanów, Litwinów, Kanadyjczyków i kraje Beneluxu. Podobnie działo się w przypadku samolotów wielozadaniowych F-16, pojazdów MRAP, czy zwykłych samochodów terenowych.
Taki scenariusz, patrząc na wypowiedzi Republikanów, jest bardzo prawdopodobny. Vance powiedział, że Stany Zjednoczone „nie mają zdolności produkcyjnej, aby w nieskończoność prowadzić wojnę lądową w Europie Wschodniej”. Dla Ukrainy i bezpieczeństwa w Europie byłaby to katastrofa i powielanie historycznej polityki ustępstw, jaką prowadzono w przypadku III Rzeszy i Adolfa Hitlera.
Ani oddanie hitlerowcom Zagłębia Saary, ani oddanie Sudetów nie spowodowało, że Hitler zrezygnował z dalszej ekspansji. Putin również nie zrezygnował z ekspansji po podpisaniu porozumień mińskich. Dlatego słowa Vance’a, że Kijów będzie miał gwarancję suwerenności w zamian za okupowane terytorium i zrzeczenie się członkostwa w NATO, jest nie tyle naiwne, co wprost powtarza narrację Kremla. Dlatego właśnie inne scenariusze, niż wspierające działania Kremla są znacznie mniej prawdopodobne.
Czy Trump pomoże?
Ukraińcy zaklinają nieco rzeczywistość, mówiąc, że Trump jest przede wszystkim biznesmenem i widząc szansę na zwiększenie dochodów amerykańskiego przemysłu, będzie skory do zwiększenia dostaw. Lobbing przemysłu zbrojeniowego wśród republikańskich polityków jest bardzo silny, a jest o co grać.
Poprzedni rok był rekordowy pod niemal każdym względem i amerykańska zbrojeniówka zarobiła 238 mld dolarów. Aż 16 proc. więcej niż w 2022 roku. Obecny rok ma być jeszcze lepszy dzięki toczącym się konfliktom i zwiększonej puli światowych zamówień. Nie jest więc wykluczone, że pomoc, jeśli nie zostanie zwiększona, to przynajmniej utrzymana na obecnym poziomie. Jednak powody ewentualnego zwiększenia pomocy zapewne będą nieco inne.
Ekipa Trumpa od lat uważa, że największą konkurencją dla Stanów Zjednoczonych są komunistyczne Chiny. Vance niczym mantrę powtarza, że wojnę na Ukrainie należy zakończyć jak najszybciej, by „można było się zająć poważnymi sprawami, jak Chiny”. Sytuację może zmienić zaangażowanie w konflikt Korei Północnej i jej zbliżenie z Federacją Rosyjską. Zwłaszcza że Rosjanie mają przekazać Koreańczykom technologie rakietowe.
Waszyngton już teraz zauważa, że sytuacja na Dalekim Wschodzie jest dość zawiła. Japończycy i Koreańczycy z południa patrzą z obawą na współpracę Pjongjangu z Moskwą. Nad Tajwanem wciąż wisi chińskie zagrożenie. Samo Państwo Środka z jednej strony dba o relacje gospodarcze z Zachodem, a z drugiej wspiera Rosję na arenie międzynarodowej. Rosja i Chiny zacieśniły swoje więzi gospodarcze i wojskowe, pomimo nacisków ze strony państw zachodnich, aby przyłączyły się do potępienia inwazji.
Światowe sankcje wobec Rosji są na rękę Chinom, które dzięki temu kupują znacznie tańsze surowce energetyczne. Od rozpoczęcia wojny eksport rosyjskiego węgla i ropy naftowej do Chin uległ podwojeniu. W ubiegłym roku wymiana handlowa między oboma państwami wyniosła 240 mld dol. Z drugiej strony kraje zachodniej Europy i USA są największymi rynkami zbytu dla chińskich produktów. Pekin stara się zachować równowagę z większą życzliwością w stosunku do Moskwy.
Jest możliwe, że jeśli Trump zauważy w pomocy Ukrainie szansę na osłabienie Chin i odciągnięcie Korei Północnej od Rosji to, to zrobi. Zwłaszcza że Trump był jednym z nielicznych amerykańskich prezydentów, który skutecznie negocjował z Kim Dzon Unem.
Co da zwiększenie pomocy?
Ukraińcy po tegorocznej mobilizacji sformowali 14 nowych brygad. W październiku ogłoszono kolejny pobór 160 tys. ludzi. Żeby wyposażyć nowe jednostki, potrzebują 546 czołgów, niemal 1600 pojazdów opancerzonych i 2,5 tys. innych pojazdów. Pomóc mógłby Waszyngton, który ma ogromne rezerwy, liczące ok. 3450 czołgów M1A1 i M1A2 Abrams oraz drugie tyle transporterów opancerzonych M113. Wcale do tego nie są potrzebne duże moce produkcyjne, o których mówił Vance.
Te są potrzebne do produkcji amunicji artyleryjskiej, zwłaszcza kal. 105 mm i 155 mm. Ukraińcy pokazali podczas walk w Donbasie, że póki mają duże zapasy amunicji, mogą skutecznie prowadzić walkę obronną. Kiedy jej zabrakło szybko stracili Wuhłedar, Sełydowe i Hirnyk. W wojnie pozycyjnej artyleria odgrywa kluczową rolę, tymczasem Ukraińcy od niemal dwóch miesięcy muszą reglamentować amunicję.
Dzięki zwiększeniu pomocy Ukraińcy będą mogli zwiększyć nacisk na atakujących Rosjan, a być może zorganizować większe kontruderzenie na poziomie operacyjnym, a nie jedynie wyprowadzać słabe ataki taktyczne, które w zasadzie jedynie opóźniają rosyjskie postępy. W wojnie na wyczerpanie Ukraińcy przegrywają i bez zwiększonej pomocy nadal będą przegrywać, ponieważ Rosjanie, nawet pozbawieni wsparcia broni pancernej, zdławią ich masą ludzką i przewagą w artylerii lufowej.
Jak postąpi Trump i jego ekipa? Tak naprawdę nikt nie wie. W wypowiedziach jasno daje do zrozumienia, że stoi po stronie Putina i Ukraina powinna oddać swoje ziemie, a proeuropejskie ambicje odłożyć ad acta. Z drugiej strony nie ma planu, jak tę wojnę skończyć. I długo nie będzie miał, ponieważ polityka zagraniczna nie jest jego konikiem. Na pewno Europa powinna zacząć myśleć o tym, aby o swoje bezpieczeństwo zadbać bez wsparcia USA, a na pewno przyspieszyć rozwój własnego przemysłu zbrojeniowego i bezustannie zwiększać nakłady na rozwój sił zbrojnych. Bez tego nie można myśleć o bezpieczeństwie w regionie.