Złota nie kupuje się w poniedziałek i sprzedaje w piątek. To inwestycja, która ma zabezpieczyć pieniądze w horyzoncie 20-30 lat. W Polsce nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mają już tyle majątku, żeby mogli myśleć o nim w taki sposób — mówi Maciej Samcik.
Newsweek: Rok temu radził pan kupować m.in. obligacji amerykańskiego rządu. Czy dzisiaj po kilku miesiącach prezydentury Donalda Trumpa powtórzyłby pan tę radę?
Maciej Samcik, twórca serwisu „Subiektywnie o finansach”: Tak. Myślę, że pod rządami Trumpa Ameryka raczej nie będzie bogatsza, natomiast nie zmienia to faktu, że w tym momencie są to najbardziej wiarygodne papiery wartościowe świata. Choć nie trzymałbym w nich wszystkich pieniędzy.
To, co się dzieje w Ameryce, ma wpływ na nasze oszczędności?
— Bardzo umiarkowany. Oczywiście może to nieco się zmienić, kiedy się rozkręci wojna celna Ameryki z sąsiadami. Ale i tak nie mamy silnych związków gospodarczych ze Stanami Zjednoczonymi. Większy wpływ będzie miała sytuacja na Wschodzie. Większa agresja ze strony Rosji oznaczałaby, że Polska stałaby się krajem zagrożonym działaniami wojennymi, co miałoby wpływ na notowania złotego, polskie obligacje, akcje firm, ceny nieruchomości. Ale to scenariusz skrajny, nie wydaje mi się, żeby celem Trumpa było wywołanie wojny w Europie.
Od lat zalecał pan dywersyfikację oszczędności: 60-70 proc. w obligacjach i depozytach bankowych, 20 proc. w dolarach i złocie, i pozostałe 10-20 proc. w akcjach największych światowych spółek. Czy coś się zmieniło w ostatnich miesiącach?
— Wzrosła moja wiara w europejskie spółki, bo amerykańskie poszły na tyle wysoko i pojawiło się dodatkowe ryzyko wynikające z polityki Trumpa, że nie kupowałbym ich dzisiaj za wszelką cenę. Za to jeszcze do niedawna miały dobrą cenę firmy z Europy, dają szansę na niezły zarobek.
Co do złota… Dobrze mieć trochę pieniędzy w złocie, osobiście uważam, że między 5 a 10 proc. A jak ktoś się bardzo boi wojny, to 20 proc. Aczkolwiek nie mam licencji doradcy inwestycyjnego, żeby układać portfele inwestycyjne innym, więc każdy powinien sam sobie w głowie ułożyć rolę złotego w jego portfelu.
Sprzedaż złota rośnie w Polsce?
– Nie, jest dość stabilna i na tle na przykład Niemiec stosunkowo niewielka. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że jednak wartość pieniędzy, które możemy długoterminowo zablokować, jest w Polsce stosunkowo nieduża. Bo złota nie kupuje się w poniedziałek i sprzedaje w piątek. Za duże są koszty transakcyjne. To inwestycja, która ma zabezpieczyć pieniądze w horyzoncie 20— 30 lat, a może nawet międzypokoleniowo. A w Polsce generalnie nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mają już tyle majątku, żeby mogli myśleć o nim w taki sposób.
W jakiej formie jest polska klasa średnia? Stanęła na nogi po Covidzie i inflacji?
– Akurat moi czytelnicy nie są reprezentatywni, bo większość z nich ma pieniądze i zastanawia się, co z nimi zrobić. A jak się patrzy na badania dotyczące całej populacji, to generalnie w zeszłym roku jako społeczeństwo dość mocno poszliśmy w oszczędzanie. Inflacja trwała mniej więcej 2,5 roku i przez pierwsze półtora roku staraliśmy się utrzymać dotychczasowy standard życia, używając oszczędności. W wielu rodzinach one się skończyły i ci ludzie wpadli w lekki przestrach. Zaczęli ponownie je gromadzić. Przecież kilka miesięcy temu ogłoszono badania nastrojów konsumenckich, które pokazały, że sprzedaż detaliczna zaczęła realnie spadać. Moim zdaniem to nie jest żadna zapaść gospodarcza, po prostu ludzie nieco ograniczyli konsumpcję, żeby porobić zapasy.
Na wypadek wojny?
– Trzeba powiedzieć jasno: pieniądze dają poczucie bezpieczeństwa w każdej sytuacji. A jeżeli sytuacja geopolityczna jest napięta, tym bardziej. Uderzające jest coś innego: że pomimo trwającej 20 lat hossy gospodarczej, ludziom tak niewiele udało się odłożyć. I teraz zaniepokojeni tym, co się dzieje na Ukrainie i na scenie międzynarodowej, próbują to narobić.
Rozmawiałem z wieloma ludźmi o ich reakcjach na ewentualną wojnę. Można je podzielić na trzy grupy: „uciekam na Zachód”, „zostaje i walczę” oraz „zostaję i próbuję przeczekać w spokojnym miejscu”. Jakieś finansowe rady dla każdej z tych grup?
– Ci, którzy by chcieli uciekać i siedzą już walizkach, powinien w nich mieć fizyczne pieniądze. No i dobrze by było mieć konto w kraju, do którego chce się jechać. Bo w sytuacji wojennej transfery kapitału w obcej walucie zapewne będą ograniczone (państwo nie będzie się chciało pozbywać pieniędzy), giełda nie będzie działać, więc utrudniony będzie obrót akcjami. Tak przynajmniej było podczas pierwszych miesięcy na Ukrainie. Z drugiej strony Ukraina jest w stanie wojny od trzech lat i tam wszystkie banki, które nie wpadły w ręce Rosjan, działają, tak samo jak bankomaty, przelewy. Nie ma co histeryzować.
W przypadku wojny, czarnego scenariusza, dojdzie zapewne do spadku wartości złotego o jakieś 20-30 proc., bo o tyle mniej więcej straciła hrywna. Innymi słowy, pieniądze trzymane w polskiej walucie stracą 30 proc. wartości nabywczej, więc do rozważenia jest, czy nie zwiększyć udziała zagranicznych pieniędzy w swoich oszczędnościach. Choć szczerze mówiąc, nie rozumiem ludzi, którzy dzisiaj siedzą na walizkach, bo boją się wojny w Polsce. Mimo wszystko jesteśmy dość daleko od konfliktu.
Proszę mi uwierzyć, wielu ludzi ma już gotowe scenariusze na taką sytuację…
– Gdybym miał przewidywać, kiedy Rosja spróbuje nas zaatakować, o ile w ogóle kiedykolwiek, to bym obstawił, że najwcześniej za 10 lat. Dzisiaj jest finansowo spłukana, potrzebuje czasu, żeby się odbudować. Co nie znaczy, że my przez ten czas możemy spokojnie spać i nic nie robić. Zdaję sobie sprawę, że ludzie mają różne poziomy lęku, ale przestrzegam, że żyjąc w takim stanie, można sobie zrobić krzywdę. Znam ludzi, którzy trzymają wszystkie swoje pieniądze w domu, bo uważają, że za chwilę będzie wojna, ale statystyczne biorąc, dużo większe prawdopodobieństwo jest, że ktoś ich napadnie i okradnie, niż to, że wybuchnie wojna.
Jak założyć konto za granicą?
– Na terenie Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii to zależy od polityki konkretnych instytucji finansowych. Generalnie banki niechętnie obsługują ludzi z zagranicy, bo boją się prania brudnych pieniędzy. Ale znam banki w Niemczech, Holandii, Danii, które przyjmują Polaków, nawet zdalnie. Można założyć tam konto, nie wychodząc ze swego domu w Polsce. Duży brytyjski bank też obsługuje ludzi z zagranicy. W Hiszpanii nie ma z tym problemu.
Ale trzeba sobie zdawać sprawę, że takie konto to nie są same przyjemności. Koszty obsługi w bankach zagranicznych są dużo wyższe niż w Polsce. Generalnie jak się tam trzyma pieniądze, to się dość dużo za to płaci.
Przejdźmy do grupy, która wzmacnia piwnice swoich domów, albo wyposaża domki podmiejskie, żeby tam przeczekać konflikt z daleka od dużych miast.
– Gdybym miał się wczuć w takiego człowieka, to pewnie bym zamienił dużą część majątku, na złoto, gotówkę i zakopał w sobie znanym miejscu. Bo jeżeli ktoś chce się schować w lesie, to znaczy, że jest zwolennikiem teorii, że nie można liczyć na państwo, trzeba na siebie i trzeba mieć rzeczy łatwo wymienialne na żywność lub inne rzeczy potrzebne do przeżycia. Takie osoby pewnie się pozbywają nieruchomości, które są narażone na spadek wartości. Zamiennikiem nieruchomości w świecie realnych przedmiotów jest złoto, a zamiennikiem polskiej waluty są jakieś inne.
„Staram się też nie przegrzać z inwestycjami w nieruchomości, bo ich kupowanie w kraju przyfrontowym jest jednak pewną ekstrawagancją. Nie rozumiem ludzi, którzy biorą wszystkie swoje oszczędności i kupują za to dwie kawalerki” – powiedział pan rok temu. Coś się zmieniło?
– Nie mam żadnych badań na ten temat, natomiast sądząc po tym, jak się zmieniają proporcje ludzi, którzy kupują nieruchomości po to, żeby w nich mieszkać i tych, którzy traktują je jako inwestycję, wydaje mi się, że część osób doszła do wniosku, że być może to nie jest dobry pomysł na lokowanie wszystkich posiadanych oszczędności. Do ludzi dociera, że gdyby coś się stało, zaczęły spadać bomby, to właściwie te nieruchomości stają się bezwartościowe, bo nie da się ich ubezpieczyć od wojny. Jak w budynek trafi bomba, zostaje po prostu kupa kamieni. Można mieć roszczenia do armii agresora.
Po drugie, trudno je szybko upłynnić, chyba że za połowę wartości. Wiele mieszkań w zachodniej Ukrainie stoi pustych, bo Ukraińcy kupowali je na inwestycje. Kiedy wybuchła wojna, rozważano wprowadzenie prawa, które by pozwalało do takich lokali się wprowadzić się uchodźcom. Ale to nie przeszło. Święte prawo własności okazało się silniejsze od bezdomności tysięcy ludzi.
Ale też trzeba powiedzieć, że na Ukrainie aż tak dużo budynków nie zostało zniszczonych w proporcji do wszystkich istniejących. Warto o tym pamiętać.
Czy w ostatnim tym roku ktoś próbował szczególnie na nas zarobić, wykorzystując nasze lęki?
– Różni oszuści cały czas próbują nas naciągać, natomiast nie zauważyłem, żeby wojna była jakimś argumentem używanym w takich sytuacjach. Zwykle kusi się perspektywą zarobienia dużych pieniędzy bez ryzyka w krótkim czasie. To się nigdy nie zmienia. Nie zauważyłem, żeby ktoś wyjątkowo żerował na naszym strachu.