Natalia Charkiewicz, Zielona Interia: Mówi się, że zmiana klimatu to jest system naczyń połączonych, ale gdzieś ten system musi mieć swój początek. Zatem gdzie jest początek, od którego powinniśmy zacząć zmiany w Polsce?
Grzegorz Walijewski, IMGW: – Niektórzy mówią, że nie ma zmiany klimatu, takie osoby można porównać do płaskoziemców. Natomiast dane są nieubłagalne i jednoznaczne – zmiana klimatu postępuje. To po prostu widać po danych meteorologicznych, które są mierzone na stacjach IMGW już od ponad 100 lat i to jest fakt, a z faktem, jak wiadomo, nie dyskutuje się. Jeżeli chodzi o zmianę no to cóż… Od czego tu zacząć…
Może od temperatury? Zimą wartości będą ekstremalnie niskie czy może jednak będzie coraz cieplej?
– Patrząc na dane od 1951 roku, czyli od momentu, kiedy mamy dosyć regularne instrumentalne pomiary meteorologiczne, wynika że temperatura do 2023 roku wzrosła aż o 2,1 stopnia Celsjusza. Dla całego obszaru kraju to są wartości, które w takich codziennych pomiarach byłyby właściwie niezauważalne.
Natomiast dla obszaru całego kraju i na przestrzeni ledwie 73 lat to są ogromne wartości. Ponad 100 tysięcy lat temu temperatura w Polsce była niższa o zaledwie około 5-6 stopni, a my jako społeczeństwo podgrzaliśmy atmosferę tylko w Polsce o 2,1 stopnia zaledwie 73 lata!
Różnica jest zauważalna…
– I jeżeli chodzi o zimę, to jest coraz cieplejsza, zaczyna się później i kończy szybciej, więc ten okres jest krótszy. Natomiast w samej takiej zimie widzimy, że te ekstremalne temperatury chłodne, które pojawiają się sporadycznie.
Proszę zobaczyć, że nawet teraz, na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy, mieliśmy tak naprawdę dwa okresy chłodniejsze – to był początek grudnia i później początek stycznia. Temperatura w wielu miejscach spadała poniżej minus 20 była taka prawdziwa zima: były wartości ujemne do minus 25 przez całą dobę, zjawiska lodowe. Ale ta temperatura pojawiła się raptownie przez dwie, może trzy noce i to też nie w całym kraju. I koniec.
Zauważyłam też ostatnio taką tendencję, która wcześniej nie była aż tak widoczna. Bardzo widoczny podział kraju – gdzieś jest ekstremalnie ciepło, a gdzieś zimno, różnica wynosi prawie 20 stopni. I to w ciągu jednego dnia!
– Patrząc na amplitudę, to temperatury mogą być takie duże na przestrzeni całego kraju powiedzmy, wschód – zachód, to się zdarzało i to nie jest wielką anomalią. Ważne jest to, że mieszkamy w klimacie umiarkowanym przejściowym zmiennym. Umiarkowany, bo w umiarkowanych szerokościach geograficznych, przejściowy ponieważ przez terytorium naszego kraju przechodzą różne masy powietrza i one się cały czas mieszają. Przez to kolejna część to zmienny – pogoda się zmienia z dnia na dzień i może być taka sytuacja, jaka była w przytoczonym przez panią przykładzie.
Niezwykle istotne jest to, że te niskie wartości zimą pojawiają się sporadycznie i tylko na chwilę, to jedna rzecz. Druga rzecz to nie ma stałości. W latach 90. zima rozpoczynała się w grudniu i kończyła się luty – marzec. Zima trwała i trwała. Nie było takiej sinusoidy pogodowej jaka jest teraz. To dowodzi zmieniającego się klimatu.
I do tego brak śniegu.
– Pokrywa śnieżna jest niezwykle istotna, na przykład w kontekście suszy, odbudowy zasobów wód gruntowych, szczególnie w okresie wiosennym, kiedy mamy roztopy. Pokrywy jest jak na lekarstwo, też incydentalnie pojawia się, a jeżeli się pojawia to za chwilkę się topi, bo przecież jest ta sinusoida pogodowa. Pokrywa śnieżna nie jest tak gruba, jak była i to jeszcze w ostatnich latach ubiegłego wieku. Potem w okresie topnienia okazuje się, że wody gruntowe nie odbudowują się i później wiosną oraz latem są problemy z suszą.
Ale to co zauważamy, i co jest niepokojące, to coraz częściej występujące ekstremalnie wysokie wartości. Niech przykładem będzie nawet 1 stycznia 2023 roku, kiedy najwyższa temperatura wyniosła 18,9 stopnia, a średnia wyniosła 15 stopni. To jest taka temperatura kiedy mówimy, że mamy do czynienia z latem. W Nowy Rok mieliśmy już termiczne lato!
To temperatury ekstremalne zimą, ale dotyczy to też lata. Tylko co teraz jest wartością ekstremalną? Bo jak ktoś mówi, że jest to 30 stopni, to mam wrażenie, że to owszem, wartość ekstremalna, ale sprzed 20 lat.
– Ekstremum dla Polski według oficjalnych danych to 40,2°C, czyli Prószków koło Opola, rekord ustanowiony 102 lata temu. Zbliżamy się do tego ekstremum, ale jeżeli temperatura przekracza 30 stopni to już jest to temperatura ekstremalna. Biometerolodzy wyraźnie mówią, że mamy wtedy do czynienia z upałem, a taki upał jest już groźny dla naszego zdrowia i życia.
Temperatura powyżej 30 stopni coraz częściej wkracza do Polski. Wkracza ona tzw. falą upałów i często ta fala trwa nie jeden dzień, ale po kilka dni. Na przykład w zeszłym roku 2023 w sierpniu były miejsca, gdzie temperatura maksymalna przekraczała 30 stopni przez 10 dni z rzędu.
Natomiast inną rzeczą, która jest też bardzo niebezpieczna jak upał, to tzw. noce tropikalne – temperatura minimalna w nocy nie spadała poniżej 20 stopni. Biometeorolodzy zwracają uwagę, że jeżeli temperatura nie spada poniżej 18 stopni, to już jest ogromny problem dla naszego zdrowia. My jako Polacy nie potrafimy prawidłowo zregenerować się, a to wpływa na nasze zdrowie.
Nie jesteśmy przygotowani do zmiany klimatycznej. Przecież inaczej to wszystko znosi osoba, która wychowała się w basenie Morza Śródziemnego.
– Dobrze, że pani o tym mówi, bo okazuje się, że to co u nas właśnie się zaczyna, to działo się jeszcze kilka lat temu w basenie Morza Śródziemnego. Klimat przesuwa się bardziej na północ, jeżeli chodzi o te wysokie temperatury.
A jeżeli chodzi o przyzwyczajenie… No cóż. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego jako mieszkańcy takiego, a nie innego klimatu. Według specjalistów, którzy badają wpływ zmiany pogody na zdrowie i życie społeczeństwa, w Polsce do 2040 roku w wyniku upałów i wysokiej temperatury wzrost śmiertelności osób w mieście wyniesie 30, 6 procent!
Nie chodzi o to, że będziemy smażyć się z gorąca, ale będziemy cierpieć w skutek przegrzania. Będą nadal występować udary, ale tu bardziej chodzi o to że upał i wysoka temperatura będzie sprzyjać śmiertelności, np. osobom, które już są na coś chore. Poza tym upał sprzyja chorobom zakaźnym. Nie boję się tego stwierdzenia – upał będzie nas zabijał.
Coraz częściej pojawia się w kontekście upału pojęcie ruchu migracyjnego. Ale to chyba nam Polakom jeszcze nie grozi?
– Jeżeli na danym terenie nie ma dobrych możliwości, aby funkcjonować to po prostu ucieka się. Tak właśnie jest w Afryce, gdzie brakuje wody. Migracja jest czymś normalnym i takim naturalnym kierunkiem jest Europa, która oczywiście nie jest na to przygotowana.
Jeśli ktoś twierdzi, że w Polsce nie ma tego problemu, to też jest w błędzie, bo okazuje się, że w Polsce migracje ze względu na zmianę klimatu zaczęły się pojawiać.
Naprawdę?
– Może nie jest to tak ekstremalne, że nie ma się dostępu do wody pitnej, ale okazuje się, że ta woda na przykład ma tak słabe ciśnienie, że nie dociera do któregoś piętra. Tak jest na przykład w województwie warmińsko-mazurskim i ludzie zmieniają swoje miejsce zamieszkania z wyższych pięter na niższe lub wyprowadzają się gdzieś indziej. To już jest migracja ze względu na problemy wywołane zmianą klimatu.
Niektórzy rolnicy, którzy mają swoje pola widzą, że plony są coraz słabsze przez niedobory wody. Może okazać się, że jest to już nieopłacalne, uprawa czegoś w danym miejscu, więc sprzedają swoje tereny i szukają innego miejsca pod wysiew. Z ekonomicznego punktu widzenia funkcjonowanie na danym terenie jest nieopłacalne – to też jest migracja klimatyczna. I to też już się dzieje w Polsce.
Oczywiście na razie na mniejszą skalę, ale tak czy siak nie jesteśmy na te zmiany przygotowani…
– Musimy się do tego przystosować. Tylko problem polega na tym, że to jest zmiana która postępuje, nie da rady się przyzwyczaić, bo nie występuje konstans, czyli na przykład temperatura wzrosła i teraz utrzymuje się na pewnym poziomie. Ale to się pogłębia i wraz z kolejnym rokiem wyskakują kolejne rzeczy, pojawiają się kolejne problemy. My na to nie jesteśmy przygotowani. Mówiąc kolokwialnie – zgasimy jeden pożar, to za chwilę pojawia się kolejny.
Dlaczego wiatr jest pomijany w temacie zmian klimatu?
– Trudno powiedzieć dlaczego, a okazuje się, że jego prędkość jest coraz wyższa na naszych stacjach i tutaj wcale nie chodzi o to, że te porywy, ale zmiana klimatu powoduje ekstremalne zjawiska pogodowe typu burze, które są coraz częściej obserwowane. Burzom towarzyszą często opady silne porywy wiatru i grad. Okazuje się, że 2023 był ekstremalny w Europie, jeżeli chodzi o liczbę gradobić, a w Polsce były nawet takie gradziny, które miały aż 14 cm średnicy!
Wraz ze zmianą klimatu będą nasilać się porywy wiatru, tworzyć trąby powietrzne. Silny wiatr niestety wpływa na większe ryzyko suszy. Prosty test – jeżeli mamy pranie i wysuszymy je tradycyjnie na sznurku, ale wiatru nie ma, to ono jednak będzie dłużej suszyło się. Jeżeli jest nawet delikatny wiatr, to takie pranie jest wysuszone. Teraz taki wysuszony sweterek możemy porównać do gleby, kiedy jest wiatr, nawet delikatny. Dochodzi oczywiście do suszy glebowej. Pojawia się też burza pyłowa przy silnych porywach wiatru. Tego wcześniej nie było.
Mam wrażenie, że dwoma synonimami zmiany klimatu w Polsce są susza i wysokie temperatury.
– To są takie efekty, które są faktycznie najbardziej widoczne. Niektóre rzeczy są tak nieoczywiste, jak np. ten wiatr.
Taką nieoczywistą rzeczą są pożary, na świecie – owszem, występują często, ale w Polsce właściwie w ogóle ich nie ma.
– Ależ te pożary w Polsce pojawiają się coraz częściej! Kilka lat temu palił się Biebrzański Park Narodowy, duży obszar. Widzieliśmy palącą się Grecję, Cypr, wielkimi obszarami pali się Australia, Kanada czy Syberia. Spore pożary były we Francji i Hiszpanii. To były spore akcje, nagłośnione. U nas w Polsce nie mówi się o tym, aż tak głośno, ale niech pani porozmawia z jakimkolwiek strażakiem, to powie pani, że problem istnieje i jest coraz większy z roku na rok.
Takie pożary wywołane zmianą klimatu też dzieją się w Polsce. Może nie na taką dużą skalę, ale są liczne zniszczenia. Pracuje wielu strażaków, często kilkudziesięciu. Zastępów nie jest jeden zastępczy dwa tylko jest ich kilkanaście.
Która część Polski będzie pod wodą?
– Na tak zadane pytanie bym powiedział, że może być każda, gdzie jest duże miasto, bo wtedy możemy powiedzieć o tzw. urban floodach. Natomiast ja trochę przewrotnie jeszcze powiem o innych dwóch zagrożeniach. Pierwszy to tzw. urban flood, czyli powodzie miejskie. Występuje to w momencie, kiedy teraz mamy zmieniający się klimat i te intensywne opady deszczu i w ciągu zaledwie jednej godziny potrafi spaść tyle deszczu, ile w ciągu jednego miesiąca powinno spaść na danym terenie, a tutaj dzieje się to w ciągu jednej godziny. Takich przykładów w ostatnich latach jest mnóstwo: Warszawa, Poznań, Szczecin, Olsztyn, Kraków…
Druga rzecz to flash floody, czyli szybkie powodzie, ale rzeczne. Tu przede wszystkim mówimy o rzekach na południu kraju, czyli tereny górskie. W zaledwie 6 godzin stan wody może podwyższyć się o ponad 3-4 m w dobę, były takie sytuacje że nawet o 5 metrów, tak było na przykład właśnie na dopływach Sanu.
Kolejna rzecz to oczywiście to, o czym pani mówiła…
Właśnie!
…to wyższy poziom wody w morzu i efekt, niestety już niedostatecznej za chwilkę infrastruktury, która chroni nasze miasta nadmorskie, szczególnie Trójmiasto, przed powodziami morskimi. Okazuje się, że sztormy, które będą do 2100 roku pojawiały się na terytorium naszego kraju będą na tyle niszczycielskie, a fale będą na tyle wysokie, że najprawdopodobniej będą przelewały się przez te wszystkie urządzenia, które są zamontowane.
Woda będzie wlewała się właśnie do Trójmiasta. A może być tak, że do 2200 roku te wszystkie urządzenia ochronne, które są teraz, będą na tyle niewystarczające, że budowanie nowych będzie nieopłacalne i trzeba będzie część mieszkańców przesiedlić i to właśnie chodzi o Trójmiasto.
Brzmi bardzo apokaliptycznie…
– To jeszcze inna, ciekawa wizja – kosa Helska może stać się wyspami Helskimi. Okazuje się, że do 2200 roku może się zdarzyć przynajmniej jeden sztorm z falą tak wysoką, że przeleje się przez całą kosę helską, niszcząc ją i dzieląc na wyspy. Potwierdzają to badania i symulacje hydrologiczne.