W natłoku platform cyfrowych, setek godzin dostępnych na nich treści, w zalewie nowych i starych produkcji łatwo było w kończącym się roku przegapić nawet najlepsze seriale. Oto siedem, które zdecydowanie warto jeszcze obejrzeć do końca roku, korzystając ze świąteczno-noworocznej przerwy – albo nadrobić w przyszłym.

Bezapelacyjnie serial roku 2024. A jednocześnie produkcja trudna, wymagająca od widza sporo cierpliwości, zaufania do twórców, wyjścia poza swoją strefę komfortu. Warto jednak włożyć wysiłek w odbiór tego serialu, bo to co otrzymujemy na końcu, wynagradza nam wszystkie trudy.

„Klątwa” sprzedawana jest jako komedia. Jej humor jest jednak nie tylko wyjątkowo czarny i przygnębiający, jego podstawową figurą jest żenada. Twórcy – kanadyjski komik Nathan Fiedler i amerykański aktor i reżyser Benny Safdie – z lubością inscenizują żenujące dla bohaterów sytuacje, przeciągając ukazujące je sceny tak długo, że stają się coraz mniej zabawne, a coraz bardziej niekomfortowe dla widza.

Dawno w telewizji nie widzieliśmy też tak irytujących bohaterów, jak w „Klątwie”. Whitney (Emma Stone) i Asher Siegel (Fiedler) prowadzą biznes polegający na budowie i sprzedaży projektowanych przez Whitney pasywnych domów. Działają głównie w Españoli, miasteczku w pobliżu Santa Fe w Nowym Meksyku. Nieustannie mówią o ekologii, o tym, jak społecznie odpowiedzialny wobec lokalnej społeczności – gdzie licznie reprezentowani są Latynosi i rdzenni Amerykanie — jest ich biznes, są pełni artystycznych pretensji. Tymczasem kapitału dostarcza ojciec Whitney, deweloper zarabiający na wynajmie tanich mieszkań ubogim najemcom, z których stara się wycisnąć jak najwięcej jak najmniejszym kosztem. Cały biznes ma się szanse spiąć, tylko w wypadku radykalnej gentryfikacji Hispañoli, czyniącej miasto niedostępnym cenowo dla jego obecnych mieszkańców.

Realizacji tego celu ma pomóc reality show, pokazujący pomoc, jaką Siegelowie świadczą lokalnej społeczności, produkowany przez Dougiego Schectera (Safdie), przyjaciela Ashera z dzieciństwa. Praca nad serialem wyzwala jednak nieoczekiwane napięcia w małżeństwie Siegelów. „Klątwa” jest nie tylko znakomitą satyrą na etyczne i społeczne pretensje biznesu i liberalnej wyższej klasy średniej, na świat sztuki i rolę, jaką odgrywa w gospodarce służącej głównie bogatym – odpływa też w rejony fascynującego moralitetu w stylu najlepszych filmu braci Coen, dotykającego nie tylko społeczno-politycznych, ale i metafizycznych napięć naszych czasów.

Gdy brytyjski serial wchodził na ekrany w 2020 r. wyglądał, jak skrzyżowanie „Billions” i „Euforii”. Obserwowaliśmy w nim grupę młodych bohaterów, którzy świeżo po studiach trafiają na staż do wielkiego banku inwestycyjnego w Londynie. Nagle muszą odnaleźć się w świecie wielkich pieniędzy, diabelsko wymagającej pracy, gdzie możliwość błyskawicznego finansowego sukcesu łączy się z pracą ponad siły i bezlitosną konkurencją, emocjonalnych i uczuciowych wyzwań czekających na dwudziestolatków zaczynających po raz pierwszy, poza uniwersyteckim kokonem, samodzielne życie w wielkim mieście.

W ciągu trzech sezonów serial dojrzewał i ewoluował wraz z bohaterami, ostatni trzeci sezon jest zdecydowanie najlepszy. „Branża” ma nerwowe tempo, odpowiednie dla serialu o rynkach finansowych, gdzie decyzje podejmowane w ciągu sekund potrafią decydować o milionach – w tym sezonie narracja w bardzo ciekawy sposób zwalnia jednak w niektórych odcinkach, pozwalając nam skupić się na bohaterach, także tych z dalszego planu.

Widzimy, jak ich marzenia zostają przemielone przez współczesny Londyn, jak wpadają w koleiny losu, przed którym próbowali uciekać, ale też jak spełniają się ich najskrytsze marzenia – i jaką cenę musieli za to zapłacić. W tle mamy fascynujący obraz współczesnej Wielkiej Brytanii: kraju, który po Brexicie coraz mniej pewny jest swojego miejsca świecie, z jego podziałami klasowymi przybierającego często obsceniczne formy, z drapieżnym sektorem finansowym i dysfunkcjonalną polityką.

Brytyjski pisarz Mick Herron jest stałym nazwiskiem, pojawiającym się w ankietach szukających współczesnych następców Johna Le Carré. Szpiegowskie powieści Herrona długi czas miały jednak problem, by znaleźć swoją publiczność – tak naprawdę trafiły w swój czas po Brexicie. Bo Herron pisze prozę szpiegowską idealnie trafiające w nastroje społeczeństwa pogrążonego w kacu i niepewności po wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii.

Serial Apple Tv w doskonały sposób przenosi na ekrany powieściowy cykl Herrona – każdy sezon to adaptacja kolejnej powieści – o szpiegach ze Slough House. To specjalna jednostka brytyjskiego kontrwywiadu MI5, gdzie trafiają beznadziejne przypadki: agenci, którzy coś przeskrobali, podpadli przełożonym, zawalili ważną akcję albo z którymi nikt nie chce pracować. „Kulawe konie” ze Slough House często ratują jednak kraj przed katastrofą – bo w serialu, jak w powieściach Herrona niekompetentne, jest całe brytyjskie państwo, rozkładane przez małostkowe polityczne i biurokratyczne gierki, przepływające przez kraj wielkie pieniądze, głupotę i chciwość. Służby często dzielnie rozwiązują problemy, które same tworzą – co raz jeszcze pokazuje trzymający najwyższy poziom tegoroczny sezon.

Serial bardzo sprawnie potrafi łączyć trzymający w napięciu, dostarczający wszystkich gatunkowych przyjemności szpiegowski thriller z czarną, wyjątkowo zgryźliwą komedią. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie znakomita obsada na czele z genialnym Garym Oldmanem jako kierującym Slough House Jacksonem Lambem – weteranem zimnej wojny wyglądającym jak bezdomny, zgorzkniałym szpiegiem, który, choć ma problemy z higieną osobistą i z dumą eksponuje swój cynizm, to stoi ciągle na straży pewnych zasad.

Historia nieudanego, próbującego bezskutecznie uruchomić swoją karierę komika Donny’ego Dunna, dorabiającego sobie jako barman w Londynie, który zaczyna być stalkowany przez niestabilną psychicznie kobietę, Marthę.

Obok „Klątwy” to chyba najbardziej oryginalna produkcja w tym roku. Brytyjski komik Richard Gadd, autor scenariusza i odtwórca głównej roli, przy pomocy dwóch pracujących przy serialu reżyserek – w tym urodzonej i wykształconej w Katowicach Polki Weroniki Tofilskiej – stworzył serial przypominający narracyjnie stand-up albo monodram, przepełniony bardzo ekscentrycznym, w najlepszym tego słowa znaczeniu, humorem.

„Reniferek” nie szuka jednak łatwych żartów z psychicznie niezrównoważonej bohaterki. Im dłużej trwa serial, tym bardziej zabiera on nas w bolesne, emocjonalne rejony. Pokazuje kruchość, podatność na zranienie, wrażliwości i ranliwość obu głównych bohaterów: niewydarzonego komika i jego prześladowczyni. Donny Dunn ujawnia przeszłą, głęboko przemocową relację z uznanym reżyserem teatralnym, Darrienem. Przemiana bohatera dokonująca się na przestrzeni całego serialu skupia się na trudnej, emocjonalnej pracy koniecznej do tego, by móc przyznać się przed samym sobą, że było się ofiarą – zarówno w relacji z fanką, jak i starszym kolegą.

Gadd oparł „Reniferka” na swoich własnych doświadczeniach. Fani serii błyskawicznie zidentyfikowali kobietę, na której została oparta postać Marthy, w sieci zaczęły krążyć spekulacje, kto mógł być pierwowzorem Darriena. „Prawdziwa Martha” sama się ujawniła, domagała się od mediów wysłuchania jej strony historii, zarzucała Gaddowi manipulację. Serial stał się więc punktem wyjścia do dyskusji na temat etyki autofikcji. Przy wszystkich kontrowersjach, jakie może wywoływać, to jak Gadd przetworzył własną biografię, zdecydowanie warto zobaczyć.

Nowa adaptacja powieści Jamesa Clavella dostarcza tego, co dekadę temu charakteryzowało najlepsze produkcje HBO: wielką telewizyjną epikę, zrobioną z rozmachem, jaki kojarzylibyśmy raczej z wielkim niż małym ekranem. Japonia z przełomu XVI i XVII wieku została odtworzona na ekranie z wielką starannością, nawet we współczesnej telewizji z jej wielkimi budżetami nieczęsto zdarza się produkcja tak atrakcyjna wizualnie, tak hojna w inscenizacji.

W serialu dostajemy wszystko – poza smokami – co fascynowało nas w pierwszych sezonach „Gry o tron”: polityczną grę o najwyższą stawkę przybierającą najgwałtowniejsze formy w odległym, przednowoczesnym świecie oraz fascynujących bohaterów, próbujących zrozumieć wydarzenia, w środek których zostali wrzuceni i raczej wznieść się niż zatonąć na historycznej fali.

Tę rzeczywistość obserwujmy z punktu widzenia angielskiego żeglarza, Johna Blackthorna, podwójnie obcego w japońskiej rzeczywistości – jako przybysz z Europy i jako przedstawiciel protestanckiego kraju w odległym azjatyckim imperium, gdzie Europejczykami są przede wszystkim skonfliktowani z Anglią Portugalczycy. Cosmo Jarvis tworzy bardzo przyzwoitą rolę jako Blackthorne, choć fanów serialu z 1980 r., gdzie wcielał się w niego Richard Chamberlain, może nie przekonać. Za to Anna Sawai jako Mariko – japońska tłumaczka, towarzyszka i miłość Anglika, rozdarta między różnymi osobistymi i religijno-politycznymi lojalnościami – tworzy jedną z ciekawszych postaci kobiecych w produkcji serialowej w tym roku.

Nowy „Szogun” jest bardziej mroczny niż ten z 1980 r., poważniej traktuje stawki politycznego konfliktu, jaki pokazuje. Oglądamy go też w innym kontekście. Akcja serialu toczy się w momencie, gdy Europa dopiero zaczyna swoją podróż, w wyniku której świat zachodni zapewni sobie kilka stuleci globalnej dominacji. Dziś ten okres się kończy, następuje globalne przesunięcie układu sił, zachód na nowo musi określić swoje relacje z niezachodnim światem – nie myśleliśmy jeszcze o tym, oglądając produkcję z Chamberlainem.

Serial zaczyna się w więzieniu w komunistycznym Wietnamie. Osadzony w nim bohater – w serialu znany tylko jako Kapitan – musi przekonać przesłuchującego go oficera, że nie jest amerykańskim szpiegiem przysłanym ze Stanów, ale agentem komunistycznego Wietnamu, który dla dobra rewolucji i wietnamskiego komunizmu latami infiltrował najpierw kontrwywiad wojskowy Południowego Wietnamu, a następnie społeczność wietnamskich migrantów w Stanach. To, co zobaczymy w kolejnych odcinkach to retrospekcja przedstawiająca jego historię.

Na ile jednak można jej wierzyć? Być może jest to źle postawione pytanie. Być może sam Kapitan nie wie, wobec kogo tak naprawdę jest lojalny, czy jest nienawidzącym Stanów antykolonialnym komunistą, czy zafascynowanym Stanami migrantem, pragnącym skorzystać z możliwości, jakie daje mu nowa ojczyzna.

„Sympatyk” przedstawia wojnę w Wietnamie z rzadko obecnego na ekranie punktu widzenia: antykomunistycznych Wietnamczyków z południa, którzy zaufali Amerykanom, walczyli u ich boku ze swoimi rodakami z Północy, przegrali i utracili swoją ojczyznę, zmuszeni do migracji. Serial bardzo subtelnie portretuje różne (post)kolonialne amerykańsko-wietnamskie zależności, dekonstruuje polityczne i kulturowe fantazje, w jakich Amerykanie – czasem pełni dobrych intencji, czasem niekoniecznie – umieszczają Azję, Wietnam i głównego bohatera.

Wszystkich czterech Amerykanów – oficera CIA, profesora orientalistyki, reżysera kręcącego film o wojnie w Wietnamie, ambitnego republikańskiego polityka – kluczowych dla Kapitana, jego relacji ze Stanami i Zachodem gra Robert Downey jr. I choćby dla tych czterech brawurowych ról – pokazujących, że Oscar za rolę w „Oppenheimerze” nie był przypadkiem i aktor ma teraz naprawdę dobry moment w swojej karierze – warto obejrzeć tę produkcję.

W święta czeka nas premiera drugiego sezonu „Squid Game”, zaskakującego globalnego fenomenu Netflixa z Korei Południowej. Sukces produkcji nie był jednak przypadkiem, Korea Południowa od dawna jest popkulturową potęgą w kinie, muzyce popularnej i serialach.

Potwierdza to też pochodząca z 2022 r., ale w Polsce pokazana oficjalnie dopiero w tym „Aukcja”. Produkcja dosłownie bierze radę Hitchcocka, że dobre widowisko powinno zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno stopniowo rosnąć. Pracujący pod przykryciem policjant trafia do położonego na odludziu hotelu. Pozuje na klienta, który chce kupić dziewictwo nastoletniej uczennicy – cała sytuacja jest jednak pułapką. Mężczyzna budzi się na tajnej, nielegalnej aukcji organów, gdzie licytowane są jego organy.

Aukcję przerywa trzęsienie ziemi. Hotel zmienia się w pułapkę. Policjant, niedoszli kupcy jego organów, organizujący całą imprezę niebezpieczni przestępcy zostają uwięzieni. Walczą, by wydostać się ze zwalonego przed trzęsienie, przysypanego ziemią hotelu i ze sobą nawzajem. Reżyser i scenarzysta serialu Woo-sung Jeon przedstawia tworzące się przy okazji sojusze i konflikty, układy dominacji i podporządkowania z precyzją, okrucieństwem i surrealistycznym humorem przywodzącym na myśl wczesne filmy Polańskiego, zwłaszcza „Matnię”. Czarny humor równoważy głęboki antropologiczny pesymizm serialu, który pozwala efektownie zaprezentować krytykę współczesnych nierówności i ekscesów kapitalizmu.

„Aukcja” jest też reżysersko-operatorskim popisem, całość nakręcona jest tak, że akcja wydaje się toczyć w jednym ujęciu – co wzmacnia poczucie klaustrofobii. Może to nie najlepsza produkcja na święta, ale do wprawienia się w nastrój przed drugim sezonem „Squid Game” będzie idealna.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version