Decyzja Kambodży była wstrząsem zarówno dla turystów odwiedzających ten kraj i świątynie Angkor, jak i organizacji ekologicznych walczących o poprawę losu trzymanych w niewoli słoni. Angkor to największa atrakcja turystyczna Kambodży i jedna z większych w Azji, o ile nie na świecie. Potężny kompleks świątynny w dawnej stolicy Imperium Khmerów, które istniało w Indochinach i Malajach od IX do XV wieku przyciąga tysiące ludzi. Angkor Wat na terenie o powierzchni aż 162 hektarów jest największym zabytkiem religijnym świata.
I wymaga podwózki. Pokonanie go pieszo jest niemal niewykonalne, zatem tysiące turystów korzystają z tuktuków, samochodów, skuterów, rowerów. Niezwykle popularnym środkiem transportu w Angkorze były jednak słonie. I to od lat.
Widok słoni wiozących na grzbiecie gości był wręcz zrośnięty z tym kompleksem. Olbrzymy znajdowały się na pocztówkach, magnesach, folderach reklamowych i stanowiły dodatkową atrakcję dla przybyszów, którzy nigdy nie mieli okazji skorzystać z takiej przejażdżki. Często pod górę, dodajmy i często w wielkim upale.
I nie będą już mieli okazji. Wprowadzony przez Kambodżę w 2018 roku zakaz wykorzystywania słoni na potrzeby transportu turystów w kompleksie Angkor wszedł w życie w 2020 roku. Dzisiaj drogi między świątyniami są wolne od tych zwierząt, a charakterystyczne parkingi dla słoni z platformami do wsiadania na ich grzbiety stoją puste. Turyści pytają o słonie, ale odpowiedź jest jasna: zakaz.
– Uznaliśmy, że wykorzystywanie tych zwierząt do celów turystycznych nie jest właściwe. Lepiej, aby żyły w środowisku naturalnym – głosił w 2018 roku w swym oświadczeniu Long Kosal, rzecznik prasowy firmy Apsara Authority zajmującej się wykorzystywaniem słoni. Owo „uznaliśmy” miało miejsce jednak po tym, jak jedna ze słonic po całym dniu pracy i wożeniu turystów upadła po 45-minutowej trasie z ludźmi na grzbiecie. Już nie wstała, a jej zgon spowodował olbrzymie protesty na całym świecie.
Kambodża otrzymała petycję z kilkunastoma tysiącami podpisów i odrzuciła argumenty, że śmierć zwierzęcia spowodował jej zaawansowany wiek. Odrzuciła także koncepcje, by ograniczyć albo uregulować pracę słoni, zmuszając właścicieli do zapewnienia im środków na godziwą emeryturę. Po prostu procederu zakazała.
Zakaz obowiązywał na początek jedynie w kompleksie Angkor i wszedł w życie po dwuletnim vacatio legis, w 2020 roku. Stanowił i tak potężny wstrząs, bowiem dotąd nikt nie zdecydował się na rak radykalny krok. Kambodża była forpocztą i oświadczyła, że jeżeli w takim miejscu jak Angkor Wat okaże się, że można obyć się bez słoni, zabroni ich wykorzystywania w całym kraju.
Po czterech latach okazuje się, że można się obyć. Niektórzy turyści, którzy byli tu przed 2020 rokiem albo dysponują lekturą starych przewodników są zaskoczeni, bo „chcieli sobie pojeździć na słoniu”, a następnie wrzucić fotki na media społecznościowe. To jednak niemożliwe, co więcej, Kambodża dołączyła też do kampanii edukującą ludzi, by nie decydowali się na takie przejażdżki dla wrażeń i lajków w internecie.
Nie chodzi bowiem jedynie o sam wysiłek zwierzęcia, który przy jego masie może pozornie wydawać się błahy. Kilkutonowe zwierzę niesie ludzi niczym muchy na grzbiecie, ale nawet taki ciężar jest dla niego wymagający. „Ciągły nacisk na ciało słoni może uszkodzić tkankę i kości ich grzbietu, powodując nieodwracalne fizyczne uszkodzenie ich kręgosłupa” – mówił w CNN Edwin Wiek z WFTT. Do tego dochodzą jeszcze warunki ich pracy, w upale, przy braku dostatecznej ilości wody i pożywienia. Aby dostosować słonie do pracy, wymusić ich łagodność i posłuszeństwo, co jest warunkiem braku wypadków z turystami, łamie się ich psychikę i stosuje tortury. To tzw. Phajaan czyli łamanie słonia.
Sprawa nadal nie jest jednak rozwiązana do końca. Chociaż na północ od Siem Reap powstał Elephant Sanctuary Cambodia, który zajmuje powierzchnię 32 tys. akrów, na skraju rezerwatu przyrody Kulen Promtep, to jednak zarówno w tej prowincji, jak i całej Kambodży jazda na słoniach i wykorzystywanie ich do prac jest wciąż dopuszczalne. Kambodża zamierzała wprowadzić ogólnokrajowy zakaz, ale nadal tego nie zrobiła.
Podobnie inne kraje. Tajlandia wykorzystuje do prac niemal 1 tys. słoni, a na stronie Better in Thailand czytamy: „Należy wziąć pod uwagę fakt, że słonie stanowią integralną część Tajlandii. Są obecne wszędzie w tajskiej kulturze, historii, religii i symbolice. Obraz odważnych ludzi chwytających i oswajających dzikie słonie lub królów prowadzących na nich armię do bitwy jest romantyczny i trwały, a dla Tajów stanowi dumną część ich historii.”
Korzystanie ze słoni jest powszechne w wielu innych krajach południowej Azji. Na niewielką już skalę w rolnictwie, bo zastąpiły je maszyny, ale w turystyce. Sri Lanka ma wiele rodzin, które utrzymują się dzięki tym zwierzętom. Pracują one też w Laosie, Indonezji, w mniejszym stopniu w Wietnamie czy Indiach. Co więcej, także uznawane długo za niezdatne do tresury słonie afrykańskie wożą turystów na safari w takich krajach jak Zimbabwe czy Demokratyczna Republika Kongo.
Na razie zakazy wprowadzane są opornie, ale Kambodża przetarła szlak. Z kolei w 2019 roku Sąd Najwyższy Indii zezwolił PETA na interwencję w sprawie przejażdżek na słoniach w Amer Fort i wykorzystywaniu słoni w Dżajpurze. Na ich grzbiety ładowano tam ponad 200 kg. Wreszcie sporą rolę odegrała pandemia. Obaliła argument o tym, że właściciele słoni muszą z nich korzystać, by je utrzymać. Podczas epidemii ruch turystyczny zamarł i wiele zwierząt zostało przekazanych do sanktuariów, ogrodów zoologicznych albo wręcz wypuszczonych do lasów. Tak było np. w parku słoni Maesa w turystycznym mieście Chiang Mai na północy Tajlandii. Sęk w tym, że zwierzęta te nie były nauczone życia w takich warunkach.