Od 21 marca Centralne Dowództwo USA przeprowadziło co najmniej 27 ataków z powietrza na infrastrukturę wojskową i przywódców ruchu Huti w kilku lokalizacjach w Jemenie – wyliczył amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW). Choć amerykańskie działania przeciwko jemeńskimrebeliantom – wspierane przez Wielką Brytanię i innych europejskich sojuszników – trwają od początku 2024 roku, 15 marca nastąpił (przynajmniej medialny) przełom. Wówczas prezydent USA Donald Trump ogłosił rozpoczęcie przez amerykańskie siły zbrojne „zdecydowanej i potężnej akcji wojskowej” wymierzoną w bojowników z partii Ansar Allah („Towarzyszy Boga”), którzy kontrolują część Jemenu.
Operacja USA przeciwko Hutim. ISW: Co najmniej 27 ataków
W niedzielę doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz poinformował, że podczas tygodniowej ofensywy siły amerykańskie zlikwidowały kluczowych przywódców tej wspieranej przez Iran grupy, a amerykańskiemu ogniowi uległo kilka strategicznych obiektów. – Uderzyliśmy w ich kwaterę główną, w ośrodki łączności, w fabryki broni, a nawet w niektóre zakłady produkujące drony – wyliczał na antenie telewizji CBS. Doradca Trumpa nie podał nazwisk zlikwidowanych przywódców grupy, ale zaznaczył, iż był wśród nich główny specjalista ds. broni rakietowej.
Szumne zapowiedzi w mediach to jedna strona medalu. Dotychczas bowiem przez ponad rok, bez przerwy (średnio raz czy dwa razy w miesiącu) USA dokonywały uderzeń lotniczych lub rakietowych na wybrane cele rebeliantów. Huti od wybuchu wojny Izraela z Hamasem w Strefie Gazy atakują bowiem cywilne statki, płynące szlakiem wiodącym z Azji do Europy przez Morze Czerwone i Kanał Sueski. Miał to być wyraz solidarności z Hamasem, stanowiący – w założeniu bojowników – pomoc dla palestyńskiej organizacji terrorystycznej. W rezultacie ataków wielu przewoźników zrezygnowało z korzystania z coraz bardziej niebezpieczniejszej trasy, wybierając dłuższy i droższy szlak wokół Afryki.
Wojna w Strefie Gazy a morski terroryzm Hutich
Działania Hutich przeciwko żegludze zostały wstrzymane wraz z zawieszeniem broni w enklawie. Sytuacja zmieniła się jednak, gdy Tel Awiw zablokował dostawy pomocy humanitarnej do Strefy Gazy, a później przerwał rozejm i powrócił do walk. Wówczas rebelianci wydali oświadczenie: w liście przesłanym do Sekretarza Generalnego ONZ oznajmili, że ponownie zakazują przepływu izraelskich statków przez akweny znajdujące się wzdłuż wybrzeży Jemenu.
To był czynnik, który zapowiadał, że Huti mogą wznowić działania przeciwko żegludze – twierdzi dr hab. Łukasz Fyderek, dyrektor Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Co jednak stoi za medialnymi zapowiedziami Trumpa, który ledwie kilka dni temu wieścił im „całkowite unicestwienie”, jeśli podobne działania miały miejsce jeszcze za administracji Joe Bidena?
– Oczywiście Huti deklarują, że atakują tylko statki izraelskie, ale w praktyce niewiele statków pływa pod banderą izraelską. Huti doszukują się więc choćby powiązań kapitałowych z podmiotami izraelskimi, w efekcie uderzając dość losowo w statki przepływające Morzem Czerwonym i Oceanem Indyjskim – tłumaczy w rozmowie z Interią ekspert.
Logika Trumpa. Ekspert: Wysyła dwa sygnały
Zdaniem naszego rozmówcy operacja USA jest niewątpliwie związana z Izraelem: Huti oprócz ostrzeliwania żeglugi, atakują bowiem cele w samym państwie żydowskim. – Choć nie mają zbyt dużych zdolności technicznych, raz na jakiś czas pociski balistyczne dalekiego zasięgu są w stanie wysłać i niekiedy zdarzało się, że przełamywały one obronę przeciwrakietową Izraela. Degradacja potencjału militarnego Hutich jest więc na pewno pomocą wobec Izraela i – jak wynika z korespondencji, która wyciekła do The Atlantic – czynnikiem istotnym dla amerykańskich decydentów było zapewnienie swobody żeglugi i pokazanie przywództwa, zaprezentowanie się korzystniej niż poprzednia administracja USA – wskazuje dr hab. Fyderek.
Działania USA są również bezpośrednim sygnałem dla Iranu – Trump apelował do Teheranu o ucięcie wsparcia dla rebeliantów, grożąc, iż pociągnie go do odpowiedzialności za każdy atak Hutich.
– Mamy zapewnienia administracji Donalda Trumpa, że polityka wobec Iranu będzie bardziej radykalna, ale z drugiej strony trudno wyobrazić sobie możliwe środki, które mogłyby odstraszyć Teheran od dalszego rozwijania programu jądrowego. Możliwe – z punktu widzenia polityki amerykańskiej – czyli związane z dalszymi sankcjami i ograniczeniami w handlu. Oczywiście Donald Trump sygnalizuje, że wszystkie opcje są na stole, w tym operacja militarna, choć należy pamiętać, że ewentualna decyzja o ataku na Iran stoi w sprzeczności z innymi deklarowanymi przez Donalda Trumpa celami, czyli zmniejszeniem wydatków na zbrojenia i koncentrowaniem się na zakończeniem rozmaitych wojen na odległych od USA teatrach działań – podkreśla ekspert.
Naloty USA na Jemen. „Relatywnie mała skala”
Choć więc trumpowska logika działania to zapewne jedna z największych zagwozdek dla analityków i politologów, można stwierdzić, iż atakując Hutich wysyła jednocześnie dwa sygnały – wsparcia dla Izraela i ostrzeżenia dla Iranu. Regionalni gracze mogą odczytać to jednak dwojako: bądź czy jako wyraz siły USA, bądź słabości i ograniczeń, z którymi się mierzą.
– Aktorzy w regionie są świadomi tego, że Donald Trump ma tendencje izolacjonistyczne w polityce zagranicznej – z jednej strony stara się pokazać siłę USA, ale jego elektorat oczekuje nieangażowania się w konflikty międzynarodowe. Zatem ewentualne zaangażowanie USA w tym przypadku będzie raczej jednorazowe lub krótkotrwałe. Choć operacja przeciwko Jemenowi trwa nadal, jest prowadzona na relatywnie małą skalę, z zaangażowaniem jednej lotniskowcowej grupy bojowej, więc jest to stosunkowo ograniczona skala – wskazuje dr hab. Fyderek.
Lokalne media poinformowały, że jemeńscy rebelianci wzmocnili środki bezpieczeństwa osobistego przywódców Huti i nałożyli dalsze ograniczenia komunikacyjne na cywilów, by zapobiec przeciekom, które mogłyby zagrozić obiektom i wierchuszce bojowników. Ponadto Huti ewakuowali swoje biuro w stolicy Iraku – Bagdadzie – i rozważają zamknięcie pozostałych biur w tym kraju. Miało do tego dojść po ostrzeżeniach przekazanych przez Iran, że również te cele mogą zostać zaatakowane przez siły USA.
Jemen. Czy operacja USA zmieni sytuację polityczną?
Według naszego rozmówcy amerykańska operacja nie wpłynie jednak realnie na jemeńską scenę polityczną i nie zakłóci rządów rebeliantów, którzy kontrolują północną i środkową część kraju łącznie ze stolicą Saną. – Oczywiście uderzenia lotnicze są w stanie zdegradować cele w Jemenie, ale nie zniszczą ruchu politycznego, jakim jest ruch Hutich, przedstawiający się jako rząd w Jemenie. Uderzeniami lotniczymi czy rakietowymi można uzyskać pewną degradację zdolności bojowych i w tym sensie zabezpieczyć szlaki morskie, czy ograniczyć zagrożenie dla Izraela, ale nie można dokonać zmiany politycznej – ta wymagałaby operacji lądowej – wylicza.
– Skala trudności takiej operacji byłaby porównywalna z operacją w Afganistanie, czyli mowa o bardzo górzystym kraju z dość dobrze uzbrojoną ludnością, która ma duże doświadczenie w walkach partyzanckich. Ewentualna próba “unicestwienia” ruchu Hutich, czyli zrealizowania zapowiedzi Donalda Trumpa, wymagałaby zaangażowania do takiej operacji kilkuset tysięcznej armii lądowej. Ponadto, pojawiłaby się także kwestia późniejszego utrzymania tej zmiany politycznej – jak nie dopuścić do scenariusza, w którym po poniesieniu bardzo dużych kosztów i wycofaniu się wojsk USA, sytuacja wróci do status quo, jak w Afganistanie. Afganistan pokazał bowiem pewne granice władzy międzynarodowej USA i Zachodu, czego lokalni gracze są świadomi – podsumowuje.
Wszystko wskazuje na to, że amerykańskie ataki nie wywołają istotnej zmiany politycznej w Jemenie. Wbrew typowym dla Trumpa, szumnym zapowiedziom, rozpoczęta przez USA operacja nie różni się bowiem istotnie od tych, prowadzonych w ubiegłym roku. Niewątpliwie – poza żeglugą, regionalnymi eksporterami surowców i zarządzającym Kanałem Sueskim Egiptem – najbardziej skorzysta na nich Izrael, który może zyskać trochę wytchnienia od jemeńskich rakiet. Według rebeliantów w nowej fali nalotów zginęło ponad 50 osób, a około 100 zostało rannych. Wśród zabitych miało być pięcioro dzieci.