Europa jest przerażona możliwością powrotu do władzy Donalda Trumpa. Jego kolejna prezydentura zmieni wszystko. – Bez amerykańskiego hegemona Europejczycy staną w obliczu najpoważniejszego kryzysu bezpieczeństwa od lat 30. XX w. – zapowiada wybitny znawca Rosji Edward Lucas.

W Davos, które co roku w styczniu gości globalnych liderów, głównym tematem była możliwość ponownej prezydentury Trumpa. – Wszyscy zadawali mi to samo pytanie: czy on wróci? – mówił Tim Adams, prezes Instytutu Finansów Międzynarodowych. Kevin Roberts, prezes Heritage Foundation, stanowiącej ideologiczne zaplecze trumpizmu, powiedział, że wyczuł w Davos głęboki niepokój związany z perspektywą nowej prezydentury Trumpa. Był z tego bardzo niezadowolony: „To strach. To szyderstwo. To niedopuszczalne”.

Obawy jeszcze pogłębiła przytłaczająca wygrana Trumpa w prawyborach w stanach Iowa i New Hampshire. Wiceprezydent Kamala Harris wyznała w zeszłym tygodniu, że „boi się jak cholera”, że Trump może wygrać w listopadzie.

Trump już dyktuje warunki w Waszyngtonie – republikańscy prawodawcy głosują zgodnie z jego linią w kwestiach takich jak finansowanie rządu, imigracja czy Ukraina, a jego zwolennicy w Kongresie blokują 50 mld dol. pomocy wojskowej dla Kijowa. – Najważniejszym powodem, dla którego republikanie nie opowiedzą się za dodatkową pomocą dla Ukrainy, jest to, że nie chcą urazić kandydata Trumpa i jego zwolenników – mówił demokrata Mike Quigley, współprzewodniczący Ukraine Caucus w Kongresie.

Były prezydent będzie miał na pewno znacznie większą kontrolę nad Partią Republikańską, która w ciągu ostatnich ośmiu lat została przerobiona na jego polityczne podobieństwo. I w przeciwieństwie do okresu poprzedzającego jego wygraną w 2016 r. Trump ma dziś do dyspozycji zespół zaufanych ludzi, z którymi regularnie rozmawia. Dominuje przekonanie, że w razie wygranej mianuje osoby, które podpiszą się pod jego izolacjonistyczną polityką zagraniczną i nie będą mu się sprzeciwiać. Think tanki wspierające Trumpa już tworzą listy potencjalnych pracowników. Celem jest stworzenie „protrumpowskiej armii liczącej do 54 tys. lojalistów w całej administracji” – twierdzi portal Axios.

– Druga prezydentura Trumpa będzie niemal na pewno „bardziej trumpowska” niż pierwsza. Przez większość swojej pierwszej kadencji Trump otaczał się dobrze znanymi konserwatywnymi specjalistami od polityki zagranicznej i starszymi dowódcami wojskowymi, często polegając na ich radach. Teraz ma większą pewność co do własnych osądów i mniejszy szacunek dla wiedzy innych. I dlatego obsadzi wysokie stanowiska ludźmi, którzy podzielają jego priorytety – podkreśla Walter Russell Mead, jeden z najwybitniejszych amerykańskich politologów. Pewien północnoeuropejski dyplomata w Waszyngtonie opowiadał, że rozmawiał ze współpracownikami Trumpa już po tym, jak były prezydent opuścił Biały Dom: – Mówili mniej więcej tak: „Nie byliśmy przygotowani do rządzenia, a następnym razem będzie inaczej”. Kiedy weszli do Gabinetu Owalnego w 2017 r., nie mieli pojęcia, co z nim zrobić. Ale to się już nie powtórzy. Ów dyplomata w depeszy do swojej stolicy przedstawił kolejną kadencję Trumpa jego potencjalną „opcję zagłady”.

W czasie pierwszej kadencji Trump otwarcie mówił o porzuceniu sojuszników USA, zerwaniu umów handlowych i zburzeniu międzynarodowego porządku, który Stany Zjednoczone budowały przez dziesięciolecia. – Niezadowolony z faktu, że wiele krajów NATO nie przeznaczało wystarczających środków na obronę, rozważał wyjście z NATO – twierdzi jego były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. Przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen powiedział w 2020 r.: „Musicie zrozumieć, że jeśli Europa zostanie zaatakowana, nie przyjdziemy wam z pomocą”.

Nadzieje, że Trump zmienił swój stosunek do NATO, są nieuzasadnione. Kilkanaście dni temu odmówił zobowiązania się do utrzymania członkostwa USA w Sojuszu, gdyby znowu został prezydentem. – Zależy od tego, czy potraktują nas właściwie. NATO wykorzystało nasz kraj. Kraje europejskie wykorzystały nas w handlu. A potem wykorzystały nas w kwestii naszej ochrony wojskowej – mówił. W listopadzie, w czasie spotkania z grupą senatorów związanych z Trumpem i jego doradców, delegacja z Europy usłyszała, że muszą się liczyć z tym, że Trump może postawić ultimatum: jeśli państwa UE nie zwiększą swoich wydatków wojskowych w wyznaczonym przez niego terminie, wycofa Stany Zjednoczone z Sojuszu.

– Druga kadencja Trumpa będzie znacznie gorsza. Trump ma teraz doświadczenie. Wie, za jakie dźwignie pociągnąć. I jest wściekły – powiedział niemiecki znawca spraw międzynarodowych Thomas Kleine-Brockhoff.

Rok 2023 pokazał, że żyjemy w czasach coraz szybszych zmian. Era post-1989 na dobre dobiegła końca. Wkraczamy w drugą zimną wojnę.

Trump jest politykiem nieprzewidywalnym. Jednak autokratyczne mocarstwa – Rosja, Chiny i Iran – są przekonane, że jego zwycięstwo zwiększy szanse na realizację ich ambicji. I już to zmniejsza szanse powodzenia polityki zagranicznej Bidena. – W każdej kwestii – od negocjacji w sprawie klimatu, handlu, wsparcia NATO dla Ukrainy po próby przekonania Putina, chińskiego prezydenta Xi Jinpinga lub saudyjskiego księcia Mohammeda bin Salmana – Biden i jego zespół są w coraz trudniejszej sytuacji, ponieważ druga strona rozważa obietnice lub groźby Waszyngtonu, zakładając, że za rok będą być może mieli do czynienia z zupełnie innym rządem. 2024 zapowiada się jako rok pełen niebezpieczeństw – ostrzega wybitny amerykański geopolityk Graham Allison.

Kalkulacje Putina stanowią najbardziej oczywisty przykład tego, w jaki sposób perspektywa zwycięstwa Trumpa zmienia sytuację: Kreml jest jeszcze bardziej zdeterminowany, aby kontynuować wojnę. – Putin myśli, że czas gra na jego korzyść – powiedział Michael McFaul, który był ambasadorem USA w Moskwie za prezydentury Obamy. – Kto jest najbardziej zadowolony ze zwłoki w amerykańskiej pomocy? Wystarczy oglądać rosyjską telewizję. Ci propagandziści co wieczór mówią o tym, jakie to wspaniałe.

Putin doskonale pamięta, że Trump obiecał zakończyć wojnę w jeden dzień. A Zełenskiemu powie: „Koniec z pomocą. Musicie się dogadać”. Fiona Hill, autorka znakomitej biografii Putina i doradczyni ds. bezpieczeństwa w Białym Domu w latach 2017-2019, tłumaczy: – Oczekiwanie, że Trump wróci, jest dla Putina czymś w rodzaju błogosławieństwa. Może tego używać na wiele sposobów: wykorzystać to jako rodzaj ostrzeżenia, odstraszyć Ukraińców, Europejczyków, resztę świata. Poza tym Putin ma numer Trumpa. A był bardzo dobry w schlebianiu mu.

W oczach ludzi związanych z Trumpem Ukraina jest przeżartym korupcją krajem związanym z „przestępczą rodziną Bidenów”. A wojna jest nie do wygrania – i dlatego lepiej jak najszybciej porzucić Kijów.

Gdy po zwycięstwie Trumpa w Iowa zapytano prezydenta Macrona o możliwość jego powrotu, odpowiedział: – To pokazuje, że Europa musi mieć jasność co do Stanów Zjednoczonych. Dlatego potrzebujemy silniejszej Europy, która może się bronić i nie jest zależna od innych.

Europejczycy zrobili dla Ukrainy znacznie więcej, niż się po nich spodziewano na początku wojny. Jest jednak zasadnicza różnica między tym, co zrobili do tej pory, a wysiłkiem, na jaki musieliby się zdobyć, gdyby Trump przestał wspierać Ukrainę.

– Przywódcy UE zdają sobie sprawę, że Trump może wygrać wybory w USA w listopadzie, co będzie miało tragiczne konsekwencje. Jednak nie mają pojęcia, co z tym zrobić. Co prawda niektórzy sugerują że „szok Trumpa” może pomóc w stworzeniu nowoczesnego europejskiego przemysłu obronnego i dać Europie prawdziwą „strategiczną autonomię”, jednak tworzenie paneuropejskiego przemysłu obronnego zajęłoby co najmniej dekadę. I kto w międzyczasie zbroiłby Ukrainę? – pyta słynny historyk Niall Ferguson.

Nie ma najmniejszych szans, żeby UE zdołała dać Ukrainie to, czego jej zabraknie, gdy Ameryka porzuci Kijów. W razie zwycięstwa Trumpa Europa może stanąć przed wielkim pytaniem, jak zreorganizować sojusze zapewniające bezpieczeństwo. Nie jest pewne, czy NATO będzie nadal istnieć. I jak wiele krajów europejskich jest gotowych poświęcić swój model socjalny, ponieważ od tej pory wydatki na obronę będą znacznie wyższe.

Jeśli Trump porzuci Ukrainę, wątpliwe, by Europie udało się zachować jedność. Nagle znajdzie się po innej stronie niż USA. I gdy Amerykanie będą się starali wymusić negocjacje w sprawie pokoju w Ukrainie, Europejczycy będą mieli niewielkie możliwości stawiania oporu. Europa skłócona z Waszyngtonem i skłócona wewnętrznie stanie się znacznie łatwiejszym przeciwnikiem dla Rosji, która będzie się starała wchłonąć jak największą część ukraińskiego terytorium. – Bez amerykańskiego hegemona Europejczycy staną w obliczu najpoważniejszego kryzysu bezpieczeństwa od lat 30. XX w. Niektóre kraje na wschodzie Europy, stojące w obliczu koszmarnego zagrożenia, będą chciały podjąć ostatnią próbę powstrzymania Rosji. Inne – w większości większe i bogatsze – opowiedzą się za pójściem w ślady USA i zawarciem porozumienia z Kremlem – zapowiada wybitny znawca Rosji Edward Lucas.

Pokonana i zdewastowana Ukraina stanie się mało prawdopodobnym kandydatem do UE. Koszty humanitarne wojny będą ogromne. Już dziś na terytorium UE przebywa ok. 6 mln ukraińskich uchodźców. Choć część z nich ma pracę, każdy z nich oznacza średni wydatek ok. 1100 euro miesięcznie dla kraju, który go przyjął. Co będzie, jeśli kolejne 6 mln Ukraińców ucieknie w razie klęski?

Europa będzie też musiała stawić czoła rosyjskiej armii, której ambicje wrosną. Bez amerykańskiego parasola obronnego Europa będzie w niezwykle trudnej sytuacji. – Jeśli europejskie rządy mają się zbroić, by odstraszyć ośmieloną Rosję, będą musiały znacznie poważniej podejść do swoich wydatków na obronność, ze wszystkimi politycznymi problemami, jakie się z tym wiążą. W latach 1949-1989 europejscy członkowie NATO wydawali na obronność do 5,8 proc. PKB (w przypadku Wielkiej Brytanii), 5,1 proc. (Francja) i 3,6 proc. (RFN). W 2022 r. udziały te wyniosły 2,1 proc. (Wielka Brytania), 1,9 proc. (Francja) i 1,4 proc. (Niemcy). Przywrócenie budżetów obronnych tych krajów do ich zimnowojennych udziałów w PKB wymagałoby kolosalnego wysiłku. Aby NATO jako całość osiągnęło poziom 3,5 proc. PKB na wydatki obronne, potrzebowałoby 431 mld dol. rocznie więcej – to niemal dwukrotnie więcej, niż wszystkie państwa zobowiązały się przeznaczyć na Ukrainę od 2022 r. – wylicza Niall Ferguson.

To nie wszystkie potencjalne konsekwencje powrotu Trumpa. – Jego druga kadencja może być katastrofalna dla odporności Europy na populizm – tłumaczył mi znany francuski geopolityk Dominique Moïsi. Będzie to też oznaczało przetasowanie europejskich aliansów USA. W czasie pierwszej prezydentury Trump darzył szczególną niechęcią Angelę Merkel, a Niemcy traktował jako wroga numer 1 w Europie. Nic dziwnego, że Berlin jest przerażony perspektywą jego drugiej kadencji. Wiadomo też, kto będzie ulubieńcem Trumpa – Viktor Orbán. Trump w czasie swej kampanii wychwalał go jako „wielkiego lidera”, a premier Węgier przedstawia go jako człowieka, który może „uratować Zachód”.

W 2018 r. Trump rozpoczął wojnę handlową z Europą, uznając import stali i aluminium z UE za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i nakładając na nie 25-procentowe cła. UE odpowiedziała własnymi cłami na amerykańskie produkty. Te wojny celne powrócą. W obecnej kampanii Trump nazywa siebie „człowiekiem od ceł” i obiecuje nałożyć 10-procentowe cło na import ze wszystkich krajów. Najprawdopodobniej skończy się też amerykańska walka ze zmianami klimatu – podczas swojej pierwszej kadencji Trump wycofał USA z paryskiego porozumienia klimatycznego.

Kolejna prezydentura Trumpa oznacza wkroczenie w nową, gorszą epokę. Jak to ujął francuski geopolityk François Heisbourg: – Jesteśmy tak samo nieprzygotowani na tę zmianę, jak byliśmy nieprzygotowani na koniec zimnej wojny w 1989 r. Ale wtedy to była dobra wiadomość. A to jest zła wiadomość.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version