W czwartek w Sejmie wszyscy spodziewali się awantury, próby siłowego wejścia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika na salę obrad. Straż marszałkowską wspierała policja, dziennikarze spekulowali, czy byli posłowie nie wjadą na teren Sejmu w bagażniku któregoś ze swoich partyjnych kolegów.

Awantury jednak nie było. Zamiast Sejmu Kamiński i Wąsik wybrali rundkę po zaprzyjaźnionych mediach, gdzie grzali się w glorii własnego bohaterstwa, opowiadali o ciężkim losie „więźniów politycznych” w Polsce Tuska i zapowiadali, że wrócą do Sejmu „na własnych warunkach”.

W Sejmie PiS zamiast radykalnych technik obstrukcji znów zademonstrował głównie własne zagubienie. Zwłaszcza prezes Jarosław Kaczyński.

Lider PiS nigdy nie należał do polityków szczególnie ważących słowa. Przez całą swoją karierę, od początku lat 90., atakował przeciwników z niezwykłą brutalnością, przesuwając granice tego, jak ostro można grać w polityce, rzucał niepoparte w faktach insynuacje i niejasne oskarżenia. Zdarzało się mu wejść „bez żadnego trybu” na mównice Sejmu, nazwać posłów ówczesnej opozycji „kanaliami” i oskarżyć ich o „zabicie brata” – Lecha Kaczyńskiego. Jednak nawet jak na standardy Kaczyńskiego, to co lider PiS mówił w Sejmie w czwartek, może budzić niepokój.

Prezes PiS powtarzał na korytarzach sejmowych to, co w środę wieczorem mówił pod siedzibą prokuratury krajowej. Straszył, że w Polsce de facto dokonuje się zamach stanu, „przestała obowiązywać konstytucja”, a marszałek Hołownia i inni rządzący „popełniają zbrodnię”, naruszając art. 137 kodeksu karnego, zakazujący próby „siłowej zmiany ustroju państwa”. Choć, jak żalił się prezes, dziś prokuratura nic nie jest w stanie z tym zrobić, to jest nadzieja, że w przyszłości „ci panowie resztę życia spędzą w więzieniu”.

Pytany o to, czemu Kamińskiego i Wąsika nie ma w Sejmie, Kaczyński stwierdził, że dochodzą do zdrowia po „przestępstwach”, jakie „zostały popełnione wobec nich podczas pobytu w więzieniu”. Kamiński miał tam być, według prezesa PiS, „torturowany” w dodatku „na osobiste polecenie Tuska”. Gdy dziennikarze zwrócili uwagę, że Kamiński jak na ofiarę tortur wygląda dość zdrowo, prezes PiS odpowiedział, że jego wuj był okrutnie torturowany przez Gestapo, a dożył 90 roku życia i „straszliwych tortur” nie było po nim widać. Jak zaznaczył, ze względu na „niemieckie związki Tuska”, takie porównanie jest jak najbardziej uprawnione.

Lider PiS tłumaczył też dziennikarzom, że sytuacja w Polsce nabrzmiała do tego stopnia, że konieczne są nowe wybory, oraz natychmiastowa wymiana obecnego rządu na nowy „rząd tymczasowy”. Prezes nie wytłumaczył, w jakim właściwie trybie miałoby się to wszystko odbyć i nic dziwnego – konstytucja żadnego takiego trybu nie przewiduje. Scenariusz ustanowienia „rządu tymczasowego” pozbawionego poparcia większości w parlamencie mógłby się udać tylko wtedy, gdyby prezydent sięgnął po rozwiązania siłowe, np. jako zwierzchnik sił zbrojnych wzywając wojsko do nieposłuszeństwa wobec rządu.

Czy o taki scenariusz chodzi Kaczyńskiemu? Trudno właściwie powiedzieć, jak traktować słowa prezesa. Nie można wykluczyć, że są one wyrazem skrajnego oderwania i pogubienia człowieka, który nie jest w stanie emocjonalnie poradzić sobie z utratą władzy i snuje pozbawione oparcia w rzeczywistości fantazje o przejęciu władzy siłą. Być może prezes PiS naprawdę wierzy, że z pomocą prezydenta taka opcja jest możliwa, a po siłowym odsunięciu od władzy rządu Tuska PiS byłby w stanie wrócić do władzy w uczciwych wyborach – co dowodziłoby całkowitej utraty kontaktu z rzeczywistością. A może po prostu nie ma innego pomysłu, poza podkręcaniem nastrojów i straszeniem widmem pozakonstytucyjnych scenariuszy.

Jakkolwiek by było, wszystkie te opcje łączy jedno: prezes Kaczyński najwyraźniej nie radzi sobie z ciężkim zadaniem, jakim jest kierowanie największą partią opozycji. Działacze PiS, dla swojego własnego dobra, powinni poważnie przemyśleć przywództwo Kaczyńskiego. Bo dalsza gra na eskalacje będzie ich kosztować kolejne wybory, zaczynając od samorządowych w kwietniu.

Tym bardziej że PiS coraz bardziej sprawia wrażenia partii, która sięga po najbardziej radykalną retorykę w obronie posad swoich ludzi – w Sejmie, prokuraturze, TVP – a jednocześnie odwraca się plecami od problemów zwykłych ludzi.

Widać to było doskonale w czwartek w Sejmie. Gdy na mównicę wyszła posłanka KO Iwona Hartwich, by przedstawić obywatelski projekt ustawy znacząco podnoszącej rentę socjalną dla trwale niezdolnych do pracy osób z niepełnosprawnościami, politycy PiS, na czele z Kaczyńskim, opuścili salę obrad, demonstrując brak zainteresowanie dla projektu. Trudno nie potraktować tego, jak symbol, zwłaszcza mając w pamięci to, jak w latach 2015-23 rządy Szydło i Morawieckiego traktowały osoby z niepełnosprawnościami i ich bliskich. Rząd, nie musząc niczego specjalnego robić, otrzymał kolejny prezent od PiS, obrazki z posłami tej partii wychodzącymi z debaty o ważnym, w dodatku obywatelskim projekcie przydadzą się w wyborach lokalnych i europejskich.

W czwartek w Sejmie dyskutowano jeszcze o sytuacji w rolnictwie oraz ustawie liberalizującej zasady dostępu do antykoncepcji awaryjnej. Przekaz PiS skupiony był jednak niemal wyłącznie na sytuacji w prokuraturze, Kamińskim i Wąsiku – choć większość społeczeństwa, jak wynika z badań, odrzuca narrację partii o „więźniach politycznych”. PiS zachowuje się jednak, jakby tego nie widział i do tematu „więźniów politycznych” dodaje nowy: tortur, jakim rzekomo mieli być poddawani. Partia złożyła w tej sprawie nawet zawiadomienie do Rady Europy. Tymczasem byli posłowie brylujący w mediach i na prezydenckich salonach średnio składają się z opowieścią o „ofiarach tortur”.

Marcin Horała powołał co prawda w Sejmie zespół, który ma monitorować los kluczowych inwestycji infrastrukturalnych zaczętych w czasach PiS, takich jak CPK czy elektrownia atomowa. Takie inicjatywy, pozwalające prezentować się PiS jako merytoryczna opozycja, są jednak zupełnie przesłaniane przez przekaz o zamachu stanu, dyktaturze i konieczności utworzenia „rządu tymczasowego”, który nie pozwala traktować PiS poważnie.

Można się spodziewać, że prędzej czy później Kamiński i Wąsik podejmą próbę wejścia do Sejmu. Szymon Hołownia, występujący w czwartek w „Kropce nad i” nie wydawał się jednak zaniepokojony tą perspektywą. „Kamiński i Wąsik mogą wejść do Sejmu, ale na moich warunkach” – mówił. Przypomniał, że byli szefowie CBA mogą sobie wyrobić kartę byłego posła i na jej podstawie wejść na teren Sejmu, ale nie mogą wejść na salę obrad, ani brać udziału w głosowaniu. Straż marszałkowska to profesjonalna formacja i w razie czego poradzi sobie bez awantur – uspokajał.

Czy tak faktycznie będzie zobaczymy. Ale nawet jeśli działania PiS sprawią problem Hołowni, to wydaje się, że politycznie w sprawie dwójki posłów PiS trochę się zakiwał. Z jednej strony partia nie może odpuścić tematu i uznać, że Kamiński i Wąsik nie są posłami. Z drugiej, nie ma żadnych narzędzi, by wymusić na sejmowej większości przywrócenie wygasłych mandatów. Nie może odpuścić o musi zorganizować sejmowy spektakl w sprawie byłych posłów, ale przy takim, a nie innym nastawieniu opinii publicznej do tematu, nie może też go przeciągać zbyt długo.

Spodziewam się więc spektakularnej, choć dość krótkiej awantury na potrzeby twardego elektoratu. Potem Kamiński i Wąsik zostaną pewnie wystawieni jako bohaterowie w wyborach europejskich, mandaty bez problemu wezmą. Europosłami będą najpewniej fatalnymi, ale przynajmniej ich temat spadnie z tapety. A europejski immunitet może się im jeszcze przydać.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version