Jeśli jeden region postawił na swoim i pokazał, że może złamać prezesa, zaraz następne łeb podniosą – mówią mi politycy PiS.

Wystawiany raz za razem Łukasz Kmita chwytał się wszystkiego, byle tylko spełnić życzenie prezesa i zostać marszałkiem województwa małopolskiego. Od tego zależy jego polityczna przyszłość, ale Kmita czuje, że już dawno przestało chodzić o niego czy o matecznik PiS, jakim jest Małopolska. Tu chodzi o autorytet prezesa. Sprawę dla partii i Jarosława Kaczyńskiego najważniejszą.

Kmita się miota. Podejrzewa, kto go zdradza, ale wybory marszałka są tajne, więc nie ma twardych dowodów. Może przegrać kolejne głosowanie, bo wśród radnych PiS słychać, że wystawią innego kandydata. Dzwoni więc do samego prezesa. Włącza tryb głośnomówiący. Jarosław Kaczyński przekonuje radych, żeby zagłosowali. Pokrzykuje, straszy, grozi wyrzuceniem z partii.

– Przecież to kuriozum. Prezes straszy dorosłych ludzi, a Terlecki krzyczy na nich na miejscu – mówi mój rozmówca z PiS. – Nowogrodzka wciąż żyje w czasach, w których jak prezes zmarszczył brew, podniósł głos i wysyłał nadzorcę, to wszyscy się kulili i bez szemrania wykonywali rozkaz.

Ze wszystkiego, co można usłyszeć z Nowogrodzkiej, wyłania się obraz prezesa i jego przybocznych, którzy nie mogą się nadziwić, że to już nie działa. Przecież taka sprawa jak wybory w Małopolsce powinna być załatwiona już po pierwszej publicznej egzekucji. Po pierwszym nieudanym głosowaniu i sygnałach o buncie posadę szefa regionu stracił Andrzej Adamczyk, wieloletni druh prezesa i wielokrotny (słaby) minister. Na lokalną strukturę partii powinien natychmiast paść blady strach, bo skoro prezes tak potraktował Adamczyka, to innych tym bardziej publicznie zetnie, a na pewno wywali z partii.

– Prezes zarządził wyrzucenie Adamczyka, obsobaczył Szydło i jej ludzi i zlecił przepchnięcie Kmity – relacjonuje mi jeden z bywalców centrali PiS. – Niech pani sobie wyobrazi to jego charakterystyczne wydęcie ust – to znak, że ma być wszystko załatwione i dyskusji nie będzie. On naprawdę uważał, że wystarczy jego polecenie i pięć minut na rozwiązanie problemu.

Według naszych informacji Beata Szydło próbowała dyskutować i nakłonić prezesa do wystawienia innego kandydata na marszałka. Ona akurat dobrze zna nastroje w małopolskim PiS. Wie, co słychać w Małopolsce, i wie, że Kmita budzi bardzo złe emocje w lokalnych działaczach. Zależało jej też na tym, by zaczęły krążyć plotki, że to ona stoi za buntem. Ale prezes tylko machnął ręką.

Prezes stracił słuch. Nie potrafi przemówić do wyborców – poza naszymi wiernymi oczywiście. Coraz częściej też nie rozumie, co dzieje się w partii – jeden z młodszych posłów Zjednoczonej Prawicy

Gdyby prezes posłuchał i wymienił kandydata od razu albo gdyby chociaż spróbował sprawdzić, o co właściwie w Krakowie chodzi, to pewnie sprawy by nie było. Ale Kaczyński nigdy nie ustępował w sprawach personalnych i nie widział wówczas powodu, dla którego miałby zmienić swoje zasady. Chciał mieć w Małopolsce Kmitę i miał dostać Kmitę. Natychmiast. Ale Małopolska nie poddała się woli prezesa i wtedy sprawa stała się problemem całej partii.

– Najważniejsze w tej historii jest to, że prezes nie walczy z jakimiś „zdrajcami”, chociaż Terlecki wykrzykiwał to do radnych sejmiku. Może są tam ze dwie osoby, które były gotowe negocjować z opozycją – chyba najszybciej z PSL, ale to uczciwi pisowcy. Po prostu nie chcieli Kmity – mówi nam polityk PiS.

Sytuacja w Małopolsce była zupełnie inna niż na przykład na Podlasiu, gdzie PiS straciło sejmik, bo dwójka radnych od razu weszła w negocjacje z koalicją rządzącą w centrali i dostali stanowiska wicemarszałków. Nawet Piotr Ćwik, były wojewoda małopolski, który został wystawiony jako pierwszy konkurent dla Kmity, zaznacza w rozmowach z mediami, że o prezesie złego słowa nie powie.

Tylko że nic nie trzeba mówić, żeby po kilku nieudanych głosowaniach, awanturach, krzykach i obelgach, żądaniach okazania kart do głosowania, interwencjach z centrali, zawieszeniach i płaczliwych wpisach w social mediach kandydata Kmity nikt nie zauważył, że autorytet prezesa legł w gruzach.

– Pani sobie wyobraża, co to będzie? Jeśli jeden region postawił na swoim i pokazał, że może złamać prezesa? Zaraz następne łeb podniosą. Bo gdzieś tam Kaczyński kazał obsadzić kogoś w zarządzie, komuś innemu przywiózł szefa struktury, a jeszcze gdzie indziej wywalił lubianych działaczy z listy – tłumaczy inny mój rozmówca z PiS, który jest pod wrażeniem, że Małopolska tak długo opierała się naciskom z Nowogrodzkiej. – To nie jest nasz najbardziej skłócony region, takie napięcia są wszędzie, tylko do tej pory karząca ręka prezesa wystarczyła – dodaje.

Jedno ustępstwo może sprawić, że partia po prostu się prezesowi wyrwie z rąk. Na to Jarosław Kaczyński nie jest gotowy i zapewne nigdy nie będzie. Tylko czy kurczowe trzymanie lejcy ujarzmi partię, która poczuła słabość jeźdźca?

Nagle w czwartek wieczorem okazało się, że prezes jest pod ścianą. Dotarło do niego, że jeśli będzie upierał się przy Kmicie, to twarzy nie odzyska, bo sprawa zabrnęła za daleko. Gdyby PiS nie wybrało marszałka województwa, rozpisane zostałyby nowe wybory, zanim jednak by to nastąpiło, w sejmiku obsadzony zostałby komisarz i zacząłby grzebać w szafach sejmikowej władzy PiS. Nie dość, że mógłby tam znaleźć coś, co bardzo przydałoby się Koalicji 15 października w przedterminowych wyborach, to w dodatku w PiS nie było wiary, że uda się w Małopolsce wygrać.

Dlatego Łukasz Kmita zrezygnował. To znaczy z niego zrezygnowano, bo ktoś musiał poświęcić głowę, żeby uratować twarz prezesa.

– Ostatnie tygodnie to ogromne wsparcie dla mnie przez mieszkańców Małopolski. Z serca za to dziękuję! Postanowiłem poprosić pana prezesa, aby rozważył możliwość rekomendacji Łukasza Smółki na stanowisko marszałka. Razem z Łukaszem [wystawionym zamiast Kmity – red.] pracowaliśmy przy największych wyzwaniach. Podjąłem tę prośbę w trosce o los Polski, a przede wszystkim Małopolski. Obiecuję wspierać zarząd województwa małopolskiego jako parlamentarzysta z naszego regionu – mówił Kmita, ogłaszając, że już więcej nie będzie się ubiegać o „niewybór”. A zatem sprawa jasna. To on zawiódł, a nie prezes.

Ale to nie koniec sprawy. Z funkcji radnej zrezygnowała była – najsłynniejsza w Polsce – kurator oświaty Barbara Nowak, bo uznała, że „zdrajcy zostali nagrodzeni”. A senator PiS Marek Pęk publicznie napisał, że król jest nagi. „Mamy w PiS coraz większy kryzys przywództwa, lojalności i elementarnej przyzwoitości. Partia jest skłócona, po raz kolejny okazuje się, że aby wysoko awansować, trzeba ostro się postawić, a nawet zdradzić. Uczciwi i lojalni znowu zostali wykorzystani do bezowocnej walki i teraz stoją z boku i kolejny raz zastanawiają się, po co to wszystko było”ocenił były wicemarszałek Senatu.

Co na to Kaczyński? Na pewno wyciągnie konsekwencje wobec tych, którzy mu się postawili, bo tak robi zawsze. Każda historia, w której ktoś próbował szantażować prezesa, zawsze kończyła się polityczną egzekucją, choć czasem odroczoną.

– Żeby dopaść Gowina, ponad rok czekał, ale kiedy ten zaczął się stawiać w sprawie wyborów prezydenckich, od razu było wiadomo, że jest już w polityce nikim, bo prezes tego nie zniesie – przypominają nasi rozmówcy.

W wielu regionach zaczyna się oczekiwanie na rozwój wypadków. Jakie poniosą konsekwencje buntownicy i czy w partii zmieni się cokolwiek. Wybrany na marszałka Łukasz Smółka to człowiek Adamczyka, byłego szefa regionu. Raczej nie należy się spodziewać, że zrobi coś, co nie zostanie uzgodnione z Nowogrodzką.

Od październikowych wyborów jest takie poczucie, że prezes stracił słuch. Nie potrafi przemówić do wyborców – poza naszymi wiernymi oczywiście. Coraz częściej też nie rozumie, co dzieje się w partii – tłumaczy nam jeden z młodszych posłów Zjednoczonej Prawicy. – Niby była przez chwilę mowa, że będą zmiany, że trzeba młodych dopuścić do głosu w strukturach. Ale to prezes wybrał tych młodych, których dopuści do głosu.

PiS jest jedyną partią, w której szefa młodzieżówki wybiera prezes osobiście. Ale tym razem Jarosław Kaczyński musi trochę odpuścić. Nie chodzi wyłącznie o to, czy kandydatem będzie Kmita, czy ktokolwiek inny, prezes musi poluzować partii i dopuścić do wewnętrznej dyskusji o przyczynach ostatnich wyborczych porażek.

– Potrzebny jest ferment, musimy dyskutować nad tym, co się stało. Pamiętam kongresy, podczas których rozmawialiśmy ze sobą i coś z tego wynikało. A ostatni Programowy Ul skończył się wywaleniem szefa kampanii i tyle było dyskusji – rozkłada ręce nasz rozmówca.

Każdy robiący kiszonki wie, że na fermentację nie ma miejsca w słoiku, to proces wychodzi na zewnątrz. Często z hukiem. W Warszawie pojawiają się plotki, że byli PR-owcy PiS, którzy za czasów rządów partii doskonale sobie radzili na rynku, zaczęli szukać finansowania dla nowej formacji, która miałaby być konkurencją dla PiS. Na razie w rozmowach bierze udział dwóch poważnych biznesmanów o centrowoprawicowych poglądach, wspomniani PR-owcy i paru posłów PiS, którzy zostali zaproszeni w roli młodszych twarzy prawicy. Nikt z naszych rozmówców nie chce wskazać nazwisk, ale powszechnie mówi się o kilku osobach, które miały w zeszłorocznych i tegorocznych wyborach bardzo udane kampanie.

– To jest zupełnie inna grupa niż te frakcje, które czasem opisujecie. Taki zestaw raczej wypełniaczy partyjnych, ale z dobrymi twarzami – twierdzi nasz rozmówca, który jednak zaznacza od razu, że relacjonuje tylko plotki i nie wie, czy w ogóle takie rozmowy mają miejsce.

– Jest w partii sporo ludzi, którzy uważają, że prezes nigdzie nas już nie zaprowadzi, ale jednocześnie widzą, że nie ma lidera, który może coś zmienić. Starzy przytakują prezesowi, ci trochę młodsi coś by chcieli zrobić, ale boją się, że jak się postawią, to wylecą za burtę a sami nic nie zrobią i zostaną z niczym. Młodzi najmniej się boją, bo jeszcze pamiętaja życie w „cywilu” i mogą do niego wrócić – opisuje nastroje nasz rozmówca.

Właśnie ci ostatni mają podobno myśleć o budowie czegoś bliżej centrum sceny politycznej. Bez pogadanek prezesa, a za to z programem, który składa się z czegoś więcej niż „niemiecki pachołek Tusk”. Problem w tym, czy uda im się znaleźć „inwestorów”. Nasi rozmówcy z PiS z powątpiewaniem kręcą głowami.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version