Gdyby sobotnią konwencję inaugurującą kampanię PiS w wyborach europejskich próbować opisać w kategoriach filmowych, nasuwa się skojarzenie tylko z jednym gatunkiem: kinem grozy.
W roli monstrum burzącego naturalny porządek rzeczy i stwarzającego śmiertelne zagrożenie dla znanego nam świata obsadzona została Unia Europejska oraz kierujące nią z tylnego siedzenia Niemcy.
Jeśli PiS utrzyma ton z sobotniej konwencji, to czeka nas chyba najbardziej antyeuropejska kampania PiS w historii tej partii.
Antyeuropejski horror show
Konwencję jako współprowadzący otworzył Dominik Tarczyński – co już było sygnałem, że nikt widzów oszczędzał nie będzie. Występy kolejnych zabierających głos polityków i polityczek Zjednoczonej Prawicy układały się w istne antyeuropejskie prawicowo-populistyczne horror show.
W duchu zbliżonym do dzieł z serii „Omen” otworzył je Jacek Saryusz-Wolski, nazywając proponowaną reformę traktatów europejskich „diabelską”. Jak wiadomo, diabeł, jak w „Fauście” powinien mówić po niemiecku, eurodeputowany przestrzegał więc przez tworzonym przez planowane reformy „oberpaństwem”. Zlikwiduje ono suwerenność państw narodowych, narzuci Europie porządek przypominający wilhelmińskie cesarstwo niemieckie – tak jak tam Prusy dominowały nad innymi tworzącymi je podmiotami tak w europejskim „oberpaństwie” nad resztą dominować będą Niemcy.
Plan reformy traktatów został faktycznie przegłosowany przez Parlament Europejski, ale do ich zmiany potrzebna jest wola rządów państw członkowskich – której obecnie nie widać. Zdaniem Saryusza-Wolskiego to jednak tylko pozory, którym nie powinniśmy się dać zwieść – elity europejskie taktycznie schowały projekt na wybory, by nie wywołać gniewu Europejczyków, ale wrócą do niego, gdy tylko zapewnią sobie większość nowym Europarlamencie.
Europejskie superpaństwo – jak przestrzegali uczestnicy panelu prowadzonego przez Patryka Jakiego, który zobaczyliśmy po wystąpieniu Saryusz-Wolskiego – nie będzie nawet demokracją, narzuci podporządkowanej sobie Polsce autorytarne porządki, w dodatku będzie wymuszać rozwiązania w duchu „ideologii gender”, gnębiąc w ten sposób wiernych swoim chrześcijańskim korzeniom Polaków.
Kolejny panel z udziałem Mateusza Morawieckiego, prowadzony przez Waldemara Budę wyglądał na początku jak głos bardziej pragmatycznej, „technokratycznej” frakcji PiS skupionej wokół byłego premiera. Do czasu aż głos w nim zabrała jego poprzedniczka, Beata Szydło. Była szefowa rządu roztaczała apokaliptyczną wizję Zielonego Ładu, który nie tylko „niszczy polskie rolnictwo”, ale też grozi tym, że Polacy będą marznąć w domach i mieszkaniach, na których ogrzanie nie będzie ich stać w wyniku europejskich zakazów.
Wszystkie te lęki zebrał w jednym przemówieniu przemawiający na zamknięcie konwencji prezes Jarosław Kaczyński. Dorzucił swoje największe hity znane z zeszłorocznej kampanii parlamentarnej: o Unii, które chce odebrać Polakom mięso i zakazać lotów samolotami, reformie traktatów dążącej do tego, by Polska zmieniła się w „obszar zarządzany przez Polaków”. Nie zabrakło też antyniemieckich akcentów. Niemcy, jak przekonywał prezes PiS, chcą by Polska przyjęła euro, między innymi po to, by położyć ręce na naszych rezerwach złota i zabrać je z Warszawy do siedziby Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie.
Pięć razy nie
Politycy rozniecają lęki swoich wyborców po to, by przedstawić się jako jedyna siła zdolna usunąć ich źródło i przywrócić poczucie bezpieczeństwa. W trakcie sobotniej konwencji mogliśmy obserwować działanie tego mechanizmu. Jej przekaz można streścić: „wiele rzeczy, jakie dzieją się w Unii, powinno w was budzić przerażanie – ale nasza białoczerwona drużyna w Europarlamencie i tylko ona może je powstrzymać”.
Kandydaci PiS w wyborach do europarlamentu musieli podpisać w sobotę deklarację zobowiązującą ich do realizowania w swojej polityce siedmiu punktów, stanowiących coś w rodzaju programu partii na te wybory. Pięć z nich ma czysto negatywny charakter. Pozostałe dwa dotyczyły wsparcia dla polskiego rolnictwa oraz rozbudowy polskich sił zbrojnych. Tegoroczną „piątkę Kaczyńskiego” można przedstawić w postaci: nie dla Zielonego Ładu, paktu migracyjnego, reformy traktatów europejskich, euro i gender.
Bez wątpienia najważniejsze elementy tej piątki to Zielony Ład i reforma traktatów. To tym dwóm tematom politycy PiS poświęcali najwięcej czasu i wypowiadali się o nich w najmocniejszych słowach. Pakt migracyjny i straszenie migrantami, jeśli w ogóle się pojawiał w sobotę, to tylko na zasadzie wzmianki, widać, że po doświadczenia kampanii z 2023 r. partia uznała, że nie jest już temat, który szczególnie poruszałby jej elektorat.
Jak daleko PiS zajedzie na antyeuropejskim przekazie?
Polskie społeczeństwo ciągle pozostaje silnie proeuropejskie. Jednocześnie po 20 latach członkostwa w Unii patrzymy na wspólnotę coraz bardziej pragmatycznie i dostrzegamy jej problemy. Zielony Ład faktycznie wywołuje społeczne lęki i silne emocje. Beata Szydło powiedziała na ten temat w sobotę dużo bardzo niemądrych rzeczy, ale miała rację co do tego, że wielu Polaków ma poczucie, że zmiany zachodzą zbyt szybko i są zbyt kosztowne.
Jednocześnie PiS nie przedstawił w niedzielę żadnej propozycji własnej wersji zielonej transformacji bardziej uwzględniającej np. interesy polskich rolników czy ubogich mieszkańców odciętej od transportu publicznego polskiej prowincji, zależnych od taniego, mało ekologicznego samochodu.
Mówiący najmniej niemerytorycznie ze wszystkich uczestników konwencji premier Morawiecki stwierdził wręcz, że Europy nie stać na to, by jednocześnie utrzymać państwo opiekuńcze, inwestować w zbrojenia konieczne do odstraszania takich aktorów jak putinowska Rosja oraz na inwestycje w zieloną transformację. Według byłego premiera z jednej z tych dwóch rzeczy trzeba zrezygnować, jak powiedział: „ja wybieram Zielony Ład”. To jednak fałszywa alternatywa. Jeśli teraz zrezygnujemy z zielonej transformacji, to w przyszłości zapłacimy znacznie więcej za skutki dzisiejszych zaniechań.
PiS nie interesują jednak długoterminowe rozwiązania, a wygranie czerwcowych eurowyborów na antyunijnym przekazie. Problem polega na tym, że partia Kaczyńskiego będzie się tu ścigać z Konfederacją – dla wielu eurosceptycznych wyborców bardziej wiarygodną w tej sprawie. Konfederaci, nie bez racji, będą wyrzucać PiS, że przecież sam zgodził się na Zielony Ład, na pogłębiający integrację popandemiczny Fundusz Odbudowy, na zasadę warunkowości w wypłacaniu pochodzących z niego środków.
Problemy kadrowe
Na konwencji nie poznaliśmy przy tym – inaczej niż na odbywającej się w tym samym dniu konwencji europejskiej lewicy – nazwisk przynajmniej liderów list. Wokół nich od kilku dni trwa bowiem awantura w partii. Kontrowersje mają budzić kandydatury takich postaci jak Jacek Kurski, Daniel Obajtek, a zwłaszcza Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Kandydaturę tego ostatniego miał wyciąć z listy mazowieckiej Marek Suski – który najpewniej dowiedział się od prokuratury, że mógł być podsłuchiwany Pegasusem.
Biało-czerwona drużyna mająca nas bronić w Brukseli przed genderem, reformą traktatów i Zielonym Ładem wychodzi na boisko mocno skłócona i podzielona. A to nigdy nie jest dobry prognostyk zwycięstwa.