Sugerowanie, że Ukraina zaczęła wojnę to szarganie pamięci ofiar zbrodni w Buczy czy Iziumie. Robienie tego niecały tydzień przed trzecią rocznicą rosyjskiej inwazji, to więcej niż nietakt.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że Donald Trump często mówi to, co mu ślina na język przyniesie. Przywykliśmy puszczać mimo uszu różne niedorzeczności, które powtarzał w kampanii wyborczej – na przykład, że migranci w Springfield w stanie Ohio porywają i zjadają psy oraz koty.
Kiedy jednak miesiąc po zaprzysiężeniu przywódca najpotężniejszego mocarstwa na świecie zaczyna mówić jak Putin, po plecach przechodzą ciarki. — Słyszę, że są źli, że nie mają miejsca [przy stole negocjacyjnym – red]. Cóż, mają miejsce od trzech lat, a można było to załatwić dużo wcześniej, nawet słaby negocjator mógłby to załatwić lata temu, bez utraty dużej ilości ziemi, bardzo małej ilości ziemi, bez utraty życia i bez utraty miast, które po prostu leżą — mówił wczoraj Donald Trump pytany o rozmowy między Sekretarzem Stanu Marco Rubio i szefem rosyjskiej dyplomacji Sergiejem Ławrowem. — Powinni byli to zakończyć trzy lata temu. Nigdy nie powinni byli tego zaczynać. Mogliby zawrzeć umowę. Ja mógłbym zawrzeć umowę dla Ukrainy, która dałaby im prawie całą ziemię, wszystko, prawie całą ziemię. I nikt by nie zginął – ciągnął.
Nie chodzi tylko o jednorazową wpadkę
Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą przekonywać, że słowa prezydenta USA zostały źle zrozumiane, wyrwane z kontekstu, albo że chodziło mu o zmobilizowanie Ukrainy do jak najszybszego zawarcia pokoju, zaś Europy do podporządkowania się jego woli. W ten sposób relatywizuje tę wypowiedź na platformie X były premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson: „Oświadczenia Trumpa nie mają być historycznie dokładne, ale mają zszokować Europejczyków, aby podjęli działania”. Nawet on przyznaje jednak, że prezydent USA mija się z prawdą: „Oczywiście Ukraina nie rozpoczęła wojny. Równie dobrze można powiedzieć, że Ameryka zaatakowała Japonię w Pearl Harbor” — pisze.
Problem w tym, że nie chodzi tylko o jednorazową wpadkę. Mówiąc o wojnie w Ukrainie, Donald Trump zaczyna konsekwentnie powtarzać przekaz propagandowy Kremla. Jak bowiem inaczej interpretować jego sugestię, że to Ukraina sprowokowała Rosję do napaści, dążąc do wejścia do NATO. Albo dyskredytowanie legitymacji demokratycznej Wołodymyr Zełenskiego („Nie chcę tego mówić, ale Zełenski ma ok. 4 proc. poparcia”). Oczywiście wszystko to można interpretować jako element walki wewnętrznej. Według urzędującego prezydenta sporą winę za wojnę w Ukrainie ponosi Joe Biden, dlatego że rzekomo obiecał Ukrainie członkostwo w NATO.
Wszystko to wpisuje się w jasny przekaz – jestem mężem opatrznościowym, który uratuje świat. — Za prezydenta Busha Rosja najechała Gruzję. Za prezydenta Obamy Rosja zajęła Krym. Pod rządami administracji Bidena Rosja zajmuje całą Ukrainę. Pod rządami prezydenta Trumpa Rosja niczego by nie zajęła – mówił obecny prezydent na jednej z konwencji w czasie zeszłorocznej kampanii wyborczej.
„Moralnie obrzydliwe”
Sugerowanie, że Ukraina zaczęła wojnę, jest bardzo niebezpieczne jeszcze z jednego powodu. Otóż spora część spośród nieco ponad 77 mln ludzi, którzy w listopadzie 2024 r. zagłosowali na Trumpa, ślepo wierzy w każde jego słowo. Poza tym wiedza o wojnie w Ukrainie jest w USA, poza oczywiście elitami, dużo słabsza niż w Europie. Opinią publiczną jest więc za Atlantykiem o wile łatwiej manipulować niż w Europie. Minister propagandy III Rzeszy Josef Goebbels powiadał, że kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą. Trump nie musi swych kontrowersyjnych stwierdzeń powtarzać – to, co powie, niemal od razu, zaczyna być traktowane jako dogmat w politycznej sekcie, jaką jest MAGA.
Istnieje też niebezpieczeństwo, że prawicowi politycy, którzy uznają Trumpa za wzór do naśladowania, zaczną tak jak on relatywizować odpowiedzialność Rosji za wojnę. Zapytany o kontrowersyjne słowa Trumpa kandydat PiS na prezydenta powiedział: — To Federacja Rosyjska zaczęła wojnę na Ukrainie i ten postsowiecki kraj, który nie wyzbył się swojego sowieckiego imperializmu, jest sprawcą wojny.
Zaraz potem dodał, że „do wojny przyczyniła się także postawa elit Unii Europejskiej, przede wszystkim Angeli Merkel i jej pomocnika Donalda Tuska”.
Mam nadzieję, że prezydent USA przeprosi Ukraińców za swoje słowa lub choćby zdystansuje się od tej wypowiedzi. Inaczej straci moralne prawo do tego, by być bezstronnym negocjatorem pokoju w Ukrainie, na którym ponoć tak bardzo mu zależy.
— Ukraina została napadnięta przez Rosję ze złamaniem wszystkich praw międzynarodowych i Ukraina stawiła opór, w zdecydowanie lepszy sposób i zdecydowanie dłużej niż ktokolwiek się spodziewał — komentował wypowiedź prezydenta wybitny amerykański historyk Timothy Snyder.
— Te słowa Trumpa, to nie tylko kłamstwa, one są także moralnie obrzydliwe — tłumaczył w wywiadzie dla telewizji MSNBC profesor Uniwersytetu Yale.