– Odkąd rozstaliśmy się, była partnerka chce mnie wykreślić z życia Franka. Mówi o tym wprost kuratorowi, sędzi. Sąd o tym wie i nic nie robi, a wręcz jej na to przyzwala – mówi Przemysław Koziński z organizacji Szczyty Alienacji Rodzicielskiej.
Newsweek: Jak się pan widuje z 8-letnim synem?
Przemysław Koziński: – W drodze do i ze szkoły. Odprowadzam go razem z matką dziecka. Dołączam w połowie drogi, mając do tego prawo, mimo że matka dziecka cały czas chce mi tego zabronić. Po lekcjach odbieramy syna. I wracamy w takim samym składzie, w jakim go przyprowadzaliśmy. Łącznie będzie osiem minut dziennie „kontaktu z synem”. Od pięciu lat nie spędziłem z nim żadnego weekendu, świąt, wakacji.
Jak wygląda wasze spotkanie podczas tych kilku minut w drodze do i ze szkoły?
– Tego nie można nazwać rozmową. Syn, mimo bardzo bliskiej więzi, jaką mieliśmy, boi się teraz odzywać do mnie przy matce. Wie, że to nie jest mile widziane. Przeważnie są to moje monologi, mówię mu, jak jest ważny dla mnie, pytam, co działo się w szkole, wiem przecież, jakie ma oceny. Gdy mu to mówię, syn uśmiecha się pod nosem. Prezenty na święta czy urodziny mogę mu przekazać tylko wtedy. Ale jest tak zastraszony przez matkę, zamknięty, że ostatnio wręcz bał się wyciągnąć przy mamie rękę po podarunek z okazji Wielkanocy. Wcześniej, gdy chodził jeszcze do przedszkola, któregoś dnia matka przyszła pod placówkę z wynajętym jakimś obcokrajowcem, bandytą, który rozchylił kurtkę. Miał pod nią broń i dawał mi do zrozumienia, żebym uważał na siebie. Matka dziecka robi wszystko, aby mnie zastraszyć i odizolować od syna.
Czytaj też: Mama traktuje córkę jak przyjaciółkę. „Żadne dziecko nie jest gotowe na dźwiganie ciężaru problemów dorosłych”
Dlaczego?
– Bo tak postanowiła, a sądy jej na to pozwalają.
Od urodzenia syna miałem z nim bardzo dobry kontakt, mogę nawet powiedzieć, że to ze mną spędzał więcej czasu niż z matką, mimo że robiłem wtedy aplikację adwokacką. Rozstaliśmy się z moją partnerką, kiedy Franek miał rok. Umówiliśmy się wówczas na opiekę naprzemienną. Ona pracuje jako menadżer salonu kosmetycznego. Co drugi dzień zaczyna pracę o 8 rano, a kończy o 21. W te dni, kiedy ona pracuje, miałem sprawować opiekę nad synem. A kiedy nie pracowała, ona miała się zajmować dzieckiem. Ale bardzo szybko po rozstaniu za namową swojej radcy prawnej postanowiła izolować mnie od syna. Powiedziała wprost, że tak planuje i sąd jej nic nie może zrobić. Co najwyżej wymierzyć niewielkie kary finansowe, ale i tak nie będzie ich płacić.
Jak alienacja rodzicielska wygląda w pana przypadku?
– Przeżyłem już chyba wszystko: bywały całe miesiące, w których partnerka odmawiała całkowicie kontaktu z synem, był rok, w którym jej rodzice zabrali mojego syna na pół roku na Mazury bez informowania mnie o tym. Przeżyłem dwugodzinne spotkania zasądzone przez sąd w obecności kuratora, godzinne w ośrodku rzekomo psychologicznym raz w tygodniu, kontakty w miejscu zamieszkania matki, podczas których w obecności dziecka wyzywała mnie, pokazywała środkowy palec i szydziła. Kurator w ogóle nie reagował, wręcz przyzwalał jej na takie zachowanie, twierdząc, że to jej mieszkanie, więc może robić, co chce. Kiedy dziecko wciąż lubiło się ze mną bawić, tęskniło i zaczęło to głośno artykułować, przestała mnie wpuszczać na te spotkania.
Żeby zobaczyć syna, choćby w przedszkolu, zapisywałem się na czytanie dzieciom bajek, pomoc w wycieczkach. To wtedy widziałem się z nim najdłużej od sześciu lat, kiedy został mi odebrany. Na wycieczce spędziliśmy ze sobą pięć godzin, od 10 do 15. Jak była się dowiedziała, wpadła w szał. Napisała skargę na mnie i na dyrektorkę przedszkola, która musiała odejść przez nią z pracy.
Święta?
– Żadnych. Sąd zezwolił mi na dwie godziny widzenia podczas Bożego Narodzenia, bo więcej, jak napisał „kolidowałoby z planami świątecznymi matki dziecka”. A ja nie mam żadnych planów? Ale i tak nie wpuściła mnie do syna.
Wakacje?
– Żadnych.
Po co to robi?
– Chce osłabić moją więź z dzieckiem. Nie ukrywa, że odkąd rozstaliśmy się, chce mnie wykreślić z życia Franka. Mówi o tym wprost kuratorowi, sędzi. Sąd o tym wie i nic nie robi, a wręcz jej na to przyzwala. Głównym celem alienacji rodzicielskiej jest osłabienie więzi dziecka z jednym z rodziców, poprzez ograniczenie albo całkowicie uniemożliwienie kontaktu. Cierpi jeden z rodziców, ale najbardziej dziecko.
Jaki jest mechanizm działania alienacji rodzicielskiej?
– Pojawia się najczęściej, kiedy dochodzi do rozstania rodziców. Jest formą najbardziej dolegliwej zemsty na byłym partnerze, a także elementem walki o alimenty i inne świadczenia pieniężne dla samotnych matek. Są różne strategie: można zagrać od razu mocno, na przykład oskarżyć ojca o molestowanie seksualne. Wtedy sąd rodzinny uznaje, że nie może ustalić kontaktów rodzica z dzieckiem do czasu wyjaśnienia sprawy. Postępowanie trwa miesiącami, podczas których rozluźnia się więź z dzieckiem, a na dodatek dziecko słyszy wersję tylko jednego rodzica.
Takie spawy nie mają klauzuli pilności?
– Mają, ale tylko w teorii. Jeżeli prokuratura umarza sprawę, to sąd rodzinny mówi: owszem, zarzut o molestowanie okazał się fałszywy, ale nie widział się pan z dzieckiem od miesięcy, doszło do osłabienia więzi, więc na początek będzie się pan spotykał z nim w obecności kuratora po dwie godziny co dwa tygodnie.
Pan na serio to mówi?
– To postanowienia sądu z życia wzięte. Na dodatek ojciec musi płacić za obecność kuratora — 202 złote.
Inne metoda to stopniowe odcinanie kontaktów. Jeden rodzic ma prawo na przykład spotykać się z dzieckiem co drugi weekend i dwa dni w tygodniu. Ale po pewnym czasie drugi wnosi do sądu, żeby skasować kontakty w dni powszednie, pod pretekstem, że dziecko ma zajęcia dodatkowe, nie wysypia się, nie potrafi się spakować do szkoły. Jeśli sąd się przychyli, zostaje weekendowy kontakt. Ale wtedy rodzic, u którego mieszka dziecko może organizować w weekendy drugiego rodzica jakieś atrakcje, imprezy, mówić, że jest chore i szuka pretekstu, żeby nie doszło do kontaktu.
Czym to się kończy?
– Dziecko zaczyna przyjmować perspektywę jednego z rodziców, pojawia się konflikt lojalnościowy. Wie, że jest zależny od tego, z którym mieszka, żeby przetrwać, musi się dostosować do jego oczekiwań. Odbiera sygnały, że wizyty u tego drugiego nie są mile widziane. Po jakimś czasie samo odmawia wychodzenia. Wtedy matki, bo nie oszukujmy się, to one są częściej stroną alienującą, piszą do sądu, że nastąpiło osłabienie bądź zerwanie więzi lub że dziecko nie chce, a przecież nie mogę zmusić dziecka i następuje dalsze pogłębianie alienacja rodzicielska.
Czy rodzic bezpodstawnie alienujący dziecko od drugiego rodzica ponosi kary?
– W teorii są przewidziane kary finansowe, ale w praktyce to fikcja.
Kiedy rodzic przestaje stosować się do postanowienia sądu o kontaktach, rodzic alienowany może wystąpić do sądu o zagrożenie nierealizowania kontaktów i nakaz zapłaty kary. W realiach warszawskich postępowanie o zagrożenie może trwać nawet dwa lata. A w życiu dziecka to szmat czasu. Postępowanie o nakaz zapłaty może zająć drugie dwa lata. To razem cztery, podczas których rodzic nie realizuje kontaktu z dzieckiem. Zazwyczaj kara to 100-200 złotych za jedno niezrealizowane spotkanie.
To skutkuje?
– Nie. Rodzic alienujący zwykle jest tak zdeterminowany, żeby utrudnić widzenia, że dla niego taka kwota nie jest żadną karą. Albo płaci i dalej alienuje. Albo najczęściej pisze odwołanie i płaci mały procent tej kwoty.
Jak jeden z rodziców, najczęściej ojciec ma zasądzone alimenty, musi je płacić co do dnia. Wystarczy, że się spóźni o jeden dzień, a matka dziecka, może od razu udać się do komornika, który wysyła informacje do banku, żeby zablokować konto w celu egzekucji alimentów. Ale rodzic – najczęściej ojciec – któremu druga strona uniemożliwia spędzanie czasu z dzieckiem, nie może nic zrobić. Jest bezradny przez lata.
Co robi najczęściej ?
– Próbuje wszelkich możliwych kroków prawnych, żeby wyegzekwować tzw. kontakt, łącznie z wezwaniem policji.
Przychodzi do dziecka z policją?
— Niestety, znam tysiące takich przypadków.
Pomogło kiedyś?
– Nigdy.
W jednym przypadku dzięki interwencji policji ojciec został wpuszczony na pięć minut do mieszkania, żeby w obecności policjantów zobaczyć się z dzieckiem. Wiem o przypadkach, że policjanci przekazywali dzieciom prezenty od ojców na Boże Narodzenie oraz na Wielkanoc. W pozostałych przypadkach została sporządzona tylko notatka służbowa i padają słowa: może pan iść z nią do sądu dochodzić swoich praw. To spławianie alienowanych rodziców, najczęściej ojców. A rodzic, przy którym jest dziecko, nawet nie musi się tłumaczyć, że zablokował spotkanie.
Co czuje taki rodzic?
– Upokorzenie, upodlenie, rozpacz, rezygnację… Często tacy rodzice popadają w depresję, nałogi. Ci słabsi zaczynają fiksować, tracić kontakt z rzeczywistością: mówią od rzeczy, zaczynają wierzyć w jakieś teorie spiskowe. Zaczynają robić nierozsądne rzeczy z bezsilności.
Jakie?
– Znam sprawy, gdzie rodzice, aby tylko móc zobaczyć się z dzieckiem przebierali się za gigantyczne pluszaki i szli do przedszkoli, szkół, żeby zdobyć trochę sympatii opiekunów i zobaczyć dziecko. Innym puszczają nerwy, krzyczą na nauczycieli, którzy blokują możliwość zobaczenia dziecka. Zdesperowani i wściekli zaczynają pisać wulgarne sms— do matek dzieci, kopią w drzwi, kiedy kolejny raz odchodzą, nie zobaczywszy nawet dziecka. I za każdym razem potem jest to używane przeciw nim, alienator obraca później te sytuacje w ten sposób: jak mam wydać dziecko osobie, która pisze i robi takie rzeczy?
Alienacja rodzicielska to utrata najważniejszej osoby w życiu. Dziecko żyje, ale nie ma się z nim kontaktu, nie jest obecnym w jego życiu. Traci się możliwość obserwowania, jak rośnie, rozwija się, uczy. A przecież żyjemy przede wszystkim po to, żeby wychować własne dzieci. Tymczasem taki alienowany rodzic nie ma żadnego wpływu na nie. Jak ktoś naprawdę umiera, to żyjący doświadczają żałoby, która ma ich pogodzić z odejściem bliskiej im osoby. A w przypadku alienacji dziecko żyje, ale tak jakby mentalnie umarło, bo jeden rodzic nie ma z nim kontaktu.
Kiedy jest najgorzej?
– W święta i wakacje. Wszyscy zabierają rodziny, cieszą się, a ty wiesz, że nie masz szansy.
Niejeden ojciec zamiast wakacji dostaje możliwość codziennego spotkania się przez tydzień z dzieckiem w obecności kuratora.
Znam bardzo smutną sprawę, gdzie jeden z ojców, który był alienowany od dziecka, nie wytrzymał i na początku kwietnia tego roku przedawkował alkohol. Było to tydzień przed Wielkanocą. I przypuszczam, że to nie przypadek, bo wiedział, że to kolejne święta, podczas których nie zobaczy własnego dziecka.
Alienacja rodzicielska dotyczy głównie ojców?
– Nie, do naszego stowarzyszenia Szczyty Alienacji Rodzicielskiej, zwraca się coraz więcej matek, dziadków. Alienacja rodzicielska dotyka absolutnie każdej grupy społecznej, ofiarami są tak zwani zwykli zjadacze chleba, ale i gwiazdy show-biznesu.
W stosowaniu alienacji rodzicielskiej wszystkie chwyty są dozwolone, to wolna amerykanka. Dzieci są poddawane przemocy psychicznej, odcinane od rodziców, znam wiele przypadków, gdzie rodzic alienujący podejmował próby konsultacji psychiatrycznej dziecka w ramach przygotowania do sprawy o ustalenie opieki, aby uzyskać zaświadczenie od lekarza, że dziecko nie chce się spotykać z drugim rodzicem.
Co może zrobić państwo, żeby ograniczyć zjawisko alienacji rodzicielskiej?
– Przede wszystkim należałoby wprowadzić do kodeksu rodzinnego opiekę naprzemienną, jako jedną z form opieki nad dziećmi, bo na chwilę obecną nawet tego nie ma.
Na razie statystyki są jednoznaczne. W latach 2018-2019 sądy wydały 465 813 orzeczeń w sprawach rodzinnych, z czego jedynie 62 razy orzekły opiekę naprzemienną.
Opieka naprzemienna co do zasady, jeżeli rodzice do momentu rozstania w porównywalnym stopniu zajmowali się dzieckiem, powinna być domyślna na czas postępowania. Dopiero w momencie, kiedy zostałoby wykazane w sądzie, że taki model opieki nie służy dziecku, powinna być zmieniona.
Po drugie, wprowadzić kary za alienację rodzicielską, podobne do tych jak za niepłacenie alimentów.
Jak jest skala tego zjawiska?
– 30-50 lat temu role rodzicielskie były sztywno rozdane. W sytuacjach rozwodowych dzieci zostawały przy matce, a ojciec był od zarabiania pieniędzy i pracy. Ale mężczyźni przeszli ogromną społeczną transformację, stali się coraz bardziej świadomi ojcami, zaangażowanymi rodzicami. W wielu związkach zapanowało rodzicielskie równouprawnienie, ale tylko wtedy kiedy żyją razem.
Ale w momencie, kiedy się rozstają, ono się kończy. Włączają się stereotypy, kalki z przeszłości. Bardzo często na ich straży zresztą stoją sądy rodzinne, które wychodzą z założenia, że: to kobiety przede wszystkim powinny zajmować się dziećmi, a ojciec jest głównie od zarabiania pieniędzy.
Nie ma żadnych oficjalnych statystyk w zakresie alienacji rodzicielskiej. Nasze Państwo boi się je prowadzić, bo przysporzyłyby Naszemu Państwu ogromnych problemów.
Są tylko szacunki. Do 60 tys. rozwodów rocznie dodałbym rozpad 40 tysięcy związków nieformalnych, w których też są dzieci. Jeśli bezpiecznie założyć, że w każdym jest jedno dziecko, to daje liczbę 100 tysięcy dzieci rocznie, które są dotykane traumą rozstania rodziców. Naszym zdaniem alienacja rodzicielska dotyka co najmniej 20-30 procent tych dzieci, które później wychowują się bez jednego, żyjącego rodzica. I strasznie psychicznie cierpią, co zresztą ma odzwierciedlenie w statystykach psychiatrii dziecięcej w Polsce, a później w kolosalny sposób odbija się na dorosłym życiu tych dzieci.
Przemysław Koziński prowadzi organizację Szczyty Alienacji Rodzicielskiej