Ułaskawieni przez prezydenta byli posłowie PiS, stali się problemem dla całej sceny politycznej. Dla własnej partii, dla marszałka Szymona Hołowni, Straży Marszałkowskiej, PKW i sądów. I na razie nikt nie ma dobrego wyjścia z tej sprawy.

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik w oczach prezydenta, własnej partii i „swoich” są wciąż posłami i przysługują im wszystkie poselskie przywileje a ich miejsce pracy to sala plenarna Sejmu. I tu zaczyna się problem. Przed posiedzeniem Sejmu nastroje w PiS są nie tylko huraoptymistyczne, ale przede wszystkim bojowe.

Politycy, z którymi rozmawiam, zapowiadają wszystko z otoczeniem właśnie zwolnionych z zakładów karnych polityków kordonem i wprowadzenie ich na salę plenarną aż po starcia ze Strażą Marszałkowską. Ale podobne zapowiedzi były już tydzień temu, kiedy to PiS miało nie dopuścić do uchwalenia budżetu państwa. Teraz emocji jest więcej, bo najbardziej chętni do konfrontacji są właśnie ułaskawieni politycy.

Już przed osadzeniem Kamiński pisał w serwisie X, że jedyne, co jest go w stanie powstrzymać od pracy w Sejmie to fizyczna przemoc, a i to nie jest pewne. Przez dwa tygodnie nic w tej sprawie się nie zmieniło. Były szef CBA nie tylko jest gotowy na zwarcie, ale będzie do niego dążył. I tu pojawia się problem partii, z którego znaczna część polityków PiS na razie chyba nie zdaje sobie sprawy, bo na pytania „a co jeśli Straż Marszałkowska ich nie wpuści albo wyprowadzi” odpowiadają: „będziemy się… bić”.

Problemem jest to, że PiS nie wybrało jeszcze drogi, jaką chce iść jako opozycja: droga totalnego sabotowania prac w Sejmie, czy raczej merytorycznego wytykania rządowi błędów. Na razie nie weszło na żadną z nich i miota się między awanturą a krytyką. Wąsik i Kamiński doskonale wiedzą, którą drogę wybrać.

— Oni bardzo chcą pokazać, że wrócili, że są i że nic ich nie złamie — słyszymy.

A nigdzie lepiej nie da się tego pokazać niż na sali plenarnej. Zresztą oficjalnie klub PiS stoi za nimi murem.

— Obaj posłowie uzyskali odpowiednie poparcie. Podkreślam, że Sąd Najwyższy uchylił postanowienia marszałka Hołowni dotyczące wygaszenia mandatów. W związku z tym obaj panowie posłowie sprawują swój mandat. Żądamy, żeby marszałek przestrzegał prawa. Nie chcemy żadnej awantury, odbieramy to wszystko jako próbę sprowokowania nas do działań, których nigdy nie wykonywaliśmy. Bo to przecież ci, którzy dziś rządzą — koalicja 13 grudnia — to oni byli opozycją totalną — przekonywał szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.

I tu jest pies pogrzebany. PiS wcale nie chce brać udziału w awanturze, bo z jednej strony boi się, że przegra, a to może zniechęcić najtwardszy elektorat, a z drugiej, że stanie się „totalną” opozycją i nigdy już nie wyjdzie z butów politycznego awanturnictwa. Dlatego najlepiej dla PiS byłoby, gdyby awantura odbyła się przed salą plenarną Sejmu, tak żeby było jasne, że partia nie odpuszcza, ale żeby nie było fizycznego kontaktu ze Strażą Marszałkowską.

Ale w trudnej sytuacji jest także marszałek Hołownia. Co prawda wszystkie siły rządzącej koalicji deklarują, że będą po jego stronie i wesprą jego decyzje, ale on też nie ma dobrego wyjścia. Z jednej strony nie może powiedzieć „nic się nie stało, zapraszamy na salę” a z drugiej nie może — dla swojej dalszej kariery politycznej — być pierwszym marszałkiem, w którego Sejmie doszło do przepychanek posłów ze strażą.

— Nie będziemy w żaden sposób szykanować obu panów. Straż Marszałkowska wie, że nie powinni znajdować się na sali obrad i zakładam, że się na tej sali nie znajdą. Jako byli posłowie mają prawo wyrobić sobie specjalną legitymację. Gorąco do tego zachęcam — mówił na konferencji w Sejmie Hołownia, dodając, że nie chciałby, aby byli posłowie dostali przepustki na to posiedzenie Sejmu — Obserwujemy retoryczne wzmożenie wokół tego tematu, nie wydaje mi się, żeby dochodziło do ekscesów. Nie powinno być przemocy i przepychanek ani ze strony Straży Marszałkowskiej, ani ze strony posłów. Ludzie nie czekają na awantury, tylko na parlament, który pracuje. Prezydium Sejmu podchodzi do tego spokojnie — mówił marszałek.

Oczywiście, że spokojnie, bo prezydium Sejmu nie przypłaci tego zamieszania polityczną głową, a Szymon Hołownia, jeśli dopuści do awantury i interwencji straży, może stracić umiarkowany elektorat. Powszechne — błędne — przekonanie jest takie, że elektorat obecnej władzy chce rozliczeń i chce widzieć polityków PiS w więzieniach. Błędne jest dlatego, że akurat elektorat Trzeciej Drogi, w tym Polski 2050, jest zdecydowanie mniej zawzięty niż wyborcy Lewicy czy Koalicji Obywatelskiej, a część potencjalnych wyborców Hołowni w wyborach prezydenckich to zniechęceni wyborcy PiS. W ich oczach sejmowa awantura może bardzo źle wyglądać i może zniechęcić ich do marszałka Sejmu. Politycy sejmowej większości mówią „ani kroku wstecz” i przekonują, że skoro marszałek Hołownia wygasił mandaty Kamińskiego i Wąsika to panowie nie są posłami.

Tu pojawia się kolejny problem — Państwowa Komisja Wyborcza, która nie może się zdecydować, czy ma w tej sprawie coś do powiedzenia, czy też nie. Początkowo szef PKW twierdził, że PKW jest w tej sprawie wyłącznie listonoszem i w momencie, kiedy postanowienie o wygaszeniu mandatów zostanie opublikowane w Monitorze Polskim, PKW poinformuje następnych w kolejce, że mogą objąć mandaty. Ale to było dwa tygodnie temu. Teraz PKW żąda od marszałka Hołowni podstawy prawnej i faktycznej wygaszenia mandatów. Trzeba tu jeszcze dodać, że kadencja PKW dobiega końca, bo PiS zmieniło prawo tak, że kadencja komisji wyborczej pokrywa się z kadencją Sejmu. 150 dni po wyborach stanie się to automatycznie. Były szef PKW przekonuje, że politycy PiS utracili mandaty, ale ułaskawienie sprawia, że mogą się o nie ubiegać w kolejnych wyborach, bo w świetle prawa po uzyskaniu ułaskawienia są osobami niekaranymi.

— Ale akt łaski prezydenta nie przywraca tych skutków, które nie były objęte wyrokiem karnym, czyli utraty mandatów poselskich. Obaj utracili je bezpowrotnie 20 grudnia ub.r., w dniu zapadnięcia prawomocnego wyroku skazującego i te mandaty nie są przywrócone — tłumaczy były szef PKW sędzia Wojciech Hermeliński w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną.

To sprawia, że sprawa jest jeszcze bardziej zagmatwana i nikomu nie jest na rękę powrót do Sejmu Kamińskiego i Wąsika. Na razie jednak mamy zbiorową grę w tchórza. Wszyscy jadą na siebie w rozpędzonych samochodach. Zobaczymy, kto pierwszy skręci.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version