Rafał Trzaskowski z Końskich wywozi remis w meczu, na którym mu zależało. Zawodnik zdecydowanie nie był w olimpijskiej formie, ale sztab kandydata Koalicji Obywatelskiej jest zadowolony z osiągniętego efektu. — Wrażenie jest takie, że siedmioro kandydatów zaatakowało Rafała, a zawsze w takich sytuacjach emocje widzów są po stronie atakowanego. Nasi wyborcy zobaczyli też, że Hołownia i Biejat atakują kandydata z tego samego obozu, a to już zdecydowanie im się nie spodobało — mówią „Newsweekowi” politycy ze sztabu KO. Pomysł na debatę z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości był w ich opinii całkiem niezłym zagraniem.
Zaskoczenie przeciwnika na jego własnym terenie to sprawdzona taktyka. Do tego kandydat jest przygotowany i organizuje starcie na własnych warunkach. Właściwie nic tu nie może się nie udać. Debata, która miała być starciem z Karolem Nawrockim, zmieniła się jednak w strzelanie w Rafała Trzaskowskiego.
Wybory i debaty: Trzaskowski zdetonował różne rzeczy
W momencie, gdy sztab Trzaskowskiego został zmuszony do zaproszenia na debatę wszystkich, którzy dotarli do Końskich, wiadomo było, że spotkanie będzie miało zupełnie inny charakter i to wpłynęło na formę zawodnika. Trzeba było szybko zmienić strategię.
— My chcieliśmy przede wszystkim zdetonować szybko różne rzeczy, których oni mogliby użyć przeciwko Rafałowi. Zobaczyć, co mają, jak mogą zagrać. Ale oni nic nie mają — mówią w rozmowie z „Newsweekiem” sztabowcy Trzaskowskiego.
Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że Nawrocki wystrzelał się ze wszystkiego. Drugi raz przecież nie może powtórzyć zagrywki z flagą społeczności LGBT. Przyniesie inny rekwizyt?
Przed dwoma najsilniejszymi kandydatami jeszcze dwa spotkania: 12 maja w TVP i potem między pierwszą a drugą turą. To ile rekwizytów można wykorzystać? Z każdym kolejnym razem będzie to miało mniejsze znaczenie. Zwłaszcza jeśli już pierwsza zagrywka okazała się kopią z kampanii sprzed dekady.
— Chcieliśmy już teraz zamknąć tę debatę o debatach, żeby ta „emocja debatowa” przewaliła się szybciej niż później. Dla nas to jest korzystniejsze niż dalsze nakręcanie się, kto przyjdzie, kto nie przyjdzie — opowiadają sztabowcy.
Wybory i debaty: Trzaskowski chciał pokazać, że nie ucieka
Nasi rozmówcy z Koalicji Obywatelskiej tłumaczą, że nawet jeśli w tej debacie były zmarnowane szanse, to plan był taki, żeby część argumentów zachować na później. Na kolejne spotkania, które będą budziły już mniejsze emocje.
— Teraz najważniejsze było, żeby to w ogóle się odbyło, żeby nasi wyborcy dostali przekaz: „nie uciekamy, jesteśmy gotowi”. Odwaga i powaga. I jak rozmawiam ze znajomymi, to jest takie poczucie, że Rafał ma znacznie większy ciężar gatunkowy — twierdzi osoba z otoczenia Trzaskowskiego.
Dwie i pół godziny to bardzo długo, żeby słuchać uważnie. Na końcu — jak mówią ludzie Trzaskowskiego — najważniejsze jest to, jakie było wrażenie, a ich zdaniem po tym wydarzeniu pozostaje ono takie, że Nawrocki jest nerwowy i drewniany, a Trzaskowskiego atakują wszyscy.
— Wrażenie jest takie, że siedmioro kandydatów zaatakowało Rafała, a zawsze w takich sytuacjach emocje widzów są po stronie atakowanego. Nasi wyborcy zobaczyli też, że Hołownia i Biejat atakują kandydata z tego samego obozu, a to już się im zdecydowanie nie spodobało — twierdzą nasi rozmówcy w sztabie.
Wiadomo, że po takim spotkaniu wszyscy ogłaszają sukces. Kto pierwszy, ten lepszy. Sztab Rafała Trzaskowskiego nie może po piątkowym starciu ogłosić, że teraz to już z górki i wynik przy urnach jest tylko formalnością. Nie przegrał, ale też nie wygrał zdecydowanie i bezdyskusyjnie. Zwłaszcza że najlepszy w tym starciu zdecydowanie był Szymon Hołownia, co przyznają z pewną zazdrością także sztabowcy prezydenta stolicy.