Broda Magdaleny Ventury była dłuższa i bujniejsza niż zarost jej męża. W 1631 r. oboje pozowali do jednego z najbardziej poruszających portretów w historii malarstwa.
Gdy w 1631 r. powstawał portret małżonków Ventura z Abruzzo, Magdalena miała 52 lata i była matką trzech dorosłych synów. Niemowlę, które trzyma, z pewnością nie jest jej dzieckiem. Dorodna, pełna mleka pierś i dziecko zostały w obrazie umieszczone, aby podkreślić nieoczywistą na pierwszy rzut oka kobiecość Magdaleny. Pierś zdaje się namalowana zbyt wysoko i jest nienaturalnie przesunięta ku środkowi jej ciała.
Z pewnością nie była malowana z natury. Pełni w obrazie funkcję atrybutu, znaku mówiącego niedowiarkom, że patrzą na prawdziwą kobietę, pomimo że rysy jej twarzy uległy daleko posuniętej maskulinizacji. Mąż Magdaleny, Felice, stoi krok za nią, w jej cieniu. Ta zaś pomimo swej męskiej postury i patriarchalnej brody ubrana jest w wytworny kobiecy strój. Jej kobiecość podkreśla nie tylko dziecko przy pełnej piersi, lecz także przedmioty leżące na kamiennym postumencie – najpewniej są to wrzeciono i kłębek wełnianych nici.
Magdalena Ventura według diagnoz współczesnych lekarzy cierpiała na hirsutyzm, chorobę, w której znaczne stężenie androgenów powoduje u kobiet nadmierne owłosienie, a nawet łysienie typu męskiego.
Foto: Wikimedia commons
Na schorzenie to Magdalena Ventura zapadła późno, w wieku 37 lat, po urodzeniu dzieci. Możemy się domyślać, że stopniowo zaostrzały się jej rysy, włosy przerzedzały, nad czołem pojawiły się zakola, a na twarzy bujny zarost. Ta rzadka nawet dzisiaj przypadłość musiała budzić znaczne zainteresowanie i zdziwienie w XVII w. Sława brodatej kobiety z regionu Abruzzo szybko dotarła na dwór księcia Alcalá, Ferdynanda II, wicekróla Neapolu. Wicekról zaprosił Magdalenę i jej męża na dwór, a najznamienitszemu malarzowi pracującemu w tym czasie w Neapolu zlecił namalowanie ich całopostaciowego, monumentalnego portretu, takiego, jaki przynależał w tych czasach jedynie szlachetnie urodzonym i dostojnikom. Malarzem tym był pochodzący z Hiszpanii Jusepe de Ribera.
Portret jest pełen powagi, ukazuje Magdalenę Venturę dostojnie i godnie, raczej jako niezwykły cud natury, a nie jako groteskowe, wyszydzane dziwadło. Wizerunkowi małżonków towarzyszy obszerna, umieszczona na kamiennym postumencie łacińska inskrypcja. Jej treść świadczy, że zamiarem portretu było stworzenie malarskiego dokumentu dość niezwykłej medycznej osobliwości:
„Spójrz, jaki wielki cud natury. Magdalena Ventura z miasta Accumulus w Samnium, w miejscowym języku zwanym Abruzzo w królestwie Neapolu, lat 52, w wieku 37 lat, gdy weszła w wiek dojrzały, w sposób niezwykły wyrosła jej broda, co sprawia, że zaczęła wyglądać bardziej jak brodaty mężczyzna niż kobieta, która straciła trójkę synów urodzonych jej mężowi, stojącemu obok niej Felice de Amici. Jusepe Ribera, Hiszpan, błogosławiony przez Chrystusa, Apelles swoich czasów, na zamówienie księcia Ferdynanda II Alcalá, wicekróla Neapolu, namalował ją w cudownie wierny sposób. 17 lutego 1631”.
Jusepe de Ribera porównany tu do Apellesa – najsłynniejszego malarza starożytności, znakomicie spełnił postawione przed nim zadanie. Sportretował kobietę o osobliwej urodzie i stworzył dokument, który do dzisiaj służy jako studium rzadkiej choroby. O hirsutyzmie Magdaleny Ventury powstało w czasach współczesnych wiele opracowań medycznych. Ribera uchwycił jednak znacznie więcej niż podobieństwo modelki. Wykonał bowiem przejmujący portret psychologiczny małżonków. Na twarzach Magdaleny i Felice widać zmęczenie, smutek, a nawet cierpienie. Małżonkowie zostali przez los niewątpliwie ciężko doświadczeni. Udręczona swą niechcianą popularnością kobieta ma srogą twarz, a jej mąż wręcz zaciętą. Na dolnej powiece kobiety połyskują łzy. Z pewnością ciąży im niespodziewana sława – uciążliwa podczas pozowania na królewskim dworze, a z pewnością jeszcze bardziej dotkliwa w ich codziennym życiu, w którym mogli być wyśmiewani i wytykani.
Zachował się ciekawy dokument dotyczący okoliczności powstania portretu. Wenecki ambasador przy dworze w Neapolu tak opisał swoją wizytę w tymczasowej pracowni malarza 11 lutego 1631 r.: „W apartamentach wicekróla przebywał wybitnej sławy malarz, który wykonywał portret kobiety z Abruzzo, zamężnej i posiadającej liczne dzieci, która miała całkowicie męską twarz z piękną czarną brodą, długą na łokieć, i bardzo owłosioną pierś. Jego ekscelencja poprosił mnie, abym ją zobaczył, uznając, że jest to nadzwyczajna rzecz. I rzeczywiście taką była”.
Ambasador widział zatem obraz już niemal ukończony, Ribera podpisał go parę dni po tej wizycie, 17 lutego 1631 roku. Słowa ambasadora Wenecji wskazują na to, że obecność Magdaleny i jej męża była wielką atrakcją na dworze. Wicekról zapraszał gości do komnaty, w której Ribera portretował małżonków z Abruzzo. Wenecki ambasador był pewnie jednym z wielu.
Magdalena Ventura nie była jedyną kobietą cierpiącą na hirsutyzm sportretowaną przez dawnych mistrzów.
Juan Sánches Cotán, bardziej znany ze swych wspaniałych martwych natur, namalował Brígida del Rio, która na początku lat 90. XVI wieku odwiedziła dwór w Madrycie. Inną słynną kobietą z brodą była Helena Antonia z Liége, jej wygląd zachował się na wielu portretach z epoki. Helena Antonia była dwórką, ulubienicą żony Karola II, Marii Bawarskiej. W 1605 roku znajdowała się w orszaku arcyksiężniczki Konstancji (córki Marii) podczas jej uroczystego wjazdu do Krakowa jako przyszłej żony Zygmunta III Wazy. Podczas pobytu w Polsce Helena Antonia została co najmniej dwukrotnie sportretowana. Jeden jej wizerunek znajduje się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, drugi zachował się na tzw. Rolce Sztokholmskiej (papierowym rulonie z przedstawieniem triumfu Zygmunta III).
Foto: A. Podstawka / Newsweek_redakcja_zrodlo
Brígida del Rio, Magdalena Ventura czy Helena Antonia z Liége były to postaci historyczne, których portrety malowane były z natury. W dawnej sztuce odnaleźć można również liczne wizerunki brodatej, lecz legendarnej kobiety, w tradycji ludowej uznawanej nawet za świętą. To Wilgefortis, zwana też Kummernis lub świętą Liberatą. Według legendy była córką króla Luzytanii.
Ojciec chciał wydać ją za mąż za swego starszego wiekiem przyjaciela, a w dodatku poganina. Wobec sprzeciwu córki w przeddzień ślubu zamknął ją w piwnicy. Wilgefortis obiecując Chrystusowi czystość, żarliwie modliła się w nocy, aby Bóg uczynił ją brzydką i uchronił przed małżeństwem. W wyniku tych próśb urosła jej bujna broda, a rozwścieczony ojciec dziewczyny kazał ją ukrzyżować. Wizerunki ukrzyżowanej kobiety z brodą znajdują się w kaplicach i kościołach w całej Europie. Są również w Polsce, m.in. w Muzeum Miejskim w Nysie. Czyżby legenda o brodatej dziewicy wzięła się z obserwacji nieznanych przypadków hirsutyzmu z dalekiej przeszłości?
Nowożytni kolekcjonerzy prześcigali się w zamawianiu i kupowaniu obrazów przedstawiających niezwykłych modeli: karły, osoby z ekstremalną otyłością, jak też z różnymi deformacjami ciała. Jusepe de Ribera namalował chłopca ze szpotawą stopą, a Diego Velázquez, nadworny malarz Filipa IV na dworze madryckim, stworzył portrety ponad dziesięciu karłów z niezliczonej ich ilości w otoczeniu króla. Para karłów, nazywanych Maribarbola (Maria Barbola) i Nicolasito, towarzyszy infantce Margericie na słynnym obrazie „Panny dworskie”.
Niezwykłe postaci były atrakcją wielu europejskich dworów, świadczyły o wielkiej ciekawości wobec anomalii i pozanormatywności w czasach nowożytnych. Królowie i arystokraci lubili otaczać się niezwykłymi i egzotycznymi postaciami, które stawały się częścią dworu. Od czasów odkrycia innych lądów takimi atrakcjami byli przedstawiciele ludów pozaeuropejskich. Pierwszych Indian, jako prezent dla swych królewskich patronów, przywiózł ze sobą z Ameryki Krzysztof Kolumb. W późniejszych czasach, w XIX wieku i na początku XX stulecia, ciekawość wobec obcych i egzotyki przybrała formę przerażających dzisiaj ludzkich zoo, w których pokazywano ludzi spoza kultury europejskiej. Szczególną popularnością cieszyły się pokazy ludzkich ciekawostek. Przykładem wykorzystania człowieka jako atrakcji dla zwiedzających była Hotentotka Saartjie Baartman, nazywana hotentocką Wenus, pokazywana podczas obwoźnych pokazów aż do swojej śmierci w 1815 roku. Osobliwością dla Europejczyków były jej wielkie pośladki i wargi sromowe.
Kolekcjonowanie niezwykłości przejawiało się również w gromadzeniu egzotycznych roślin i zwierząt. Ogród wypełniony przywożonymi z całego świata zwierzętami znajdował się w rezydencji Rudolfa II w Pradze. Cesarz jak wielu innych władców posiadał również Kunstkamerę – gabinety wypełnione wyjątkowymi dziełami sztuki i dziwami natury. Gromadzone w nich przedmioty zazwyczaj dzielone były na cuda sztuki – arificalia oraz cudowności natury – naturalia. W obrębie zbioru naturaliów znajdowały się np. rogi narwali, uchodzące wówczas za rogi tajemniczych jednorożców, czy osobliwe muszle i koralowce.
Właściciele Kunstkamer nie ograniczali się w swoim zbieractwie jedynie do egzotycznych roślin czy zwierząt. Piotr I, car Rosji, słynął z upodobania do ludzi o rzadkich cechach fizycznych. Z Francji przywiózł ze sobą olbrzyma Nicolasa Burgeois o wzroście 2 metry i 27 centymetrów. Po śmierci mężczyzny, który służył jako osobisty lokaj cara, jego szkielet trafił do Kunstkamery. Car wydał specjalny dekret, na mocy którego wszelkie zrodzone w Rosji monstra należy oddawać na dwór. Po spreparowaniu trafiały zazwyczaj do carskiego muzeum osobliwości, który z woli Piotra I był otwarty dla wszystkich. Okazy dziwów anatomicznych budziły bowiem ogromne zainteresowanie.
Ciekawość wobec odmienności nie jest jedynie cechą minionych czasów. Dreszczyk podniecenia towarzyszy też dzisiaj zjawiskom niecodziennym i dziwacznym nawet wtedy, gdy są wynikiem świadomej prowokacji, a nie choroby czy anomalii.