— Orgazmy do 40-stki, mogę policzyć na palcach jednej ręki – mówi 44-letnia Zofia. Długo czuła, że coś jest z nią nie w porządku. Tymczasem brak orgazmów wśród kobiet to powszechny problem.
Edyta w trakcie seksu, zamiast skupiać się na doznaniach, ciągle analizowała. Myślała: czy wyglądam dobrze w tej pozycji, jak bardzo widać te fałdki na brzuchu, czy na pewno dokładnie się ogoliłam? A czasem odbiegała jeszcze dalej i jej głowa wracała do analizowania spotkania z klientem czy zadań, które czekają ją w pracy następnego dnia. Galopujące po jej głowie myśli odrywały ją od doznań.
— Wzdychałam i jęczałam w trakcie stosunku, ale to się działo z automatu. Przyjemność ze zbliżeń była znikoma. Długo nie miałam orgazmu – mówi 39-latka. Rozwiodła się blisko osiem lat temu, a mąż był jej pierwszym partnerem seksualnym – znali się od liceum. Od tego czasu nie znalazła nikogo na stałe. Po rozstaniu wpadła w wir pracy. I odniosła na tym polu duże sukcesy, udało je się awansować na stanowisko dyrektor zarządzającej w liczącej się na rynku korporacji.
— Tylko co z tego, że świetnie zarabiałam, skoro gdzieś po drodze zgubiłam umiejętność cieszenia się z życia i seksu? – zastanawia się. Do tego doszła presja na wygląd – miała reprezentować firmę na spotkaniach, być jej wizytówką. Zaobserwowała więc profile kobiet sukcesu i trenerek w social mediach, żeby się zainspirować. Miała jednak wrażenie, że ile by nie ćwiczyła i nie wydawała na ubrania, to nigdy nie dosięgnie ich poziomu. Myślała, że randkowanie podniesie jej poczucie własnej wartości, ale nic z tego. Po spotkaniach, a szczególnie seksie, nierzadko czuła się gorzej. Jakby ktoś wydrążył ją od środka i została tylko pustka.
Słyszała, od mężczyzn, z którymi się spotykała, że jest piękna, ale natrętny krytyk w środku jej głowy podpowiadał: „pewnie wszystkim tak mówią”. Porównywała się też do koleżanek, które opowiadały o udanym życiu seksualnym. Napięcie i pretensje do samej siebie rosły. Aż któregoś poranka poczuła, że nie ma siły wstać z łóżka.
— To nawet nie to, że było mi smutno. Raczej czułam, że to wszystko nie ma sensu. Że w moim życiu jest tylko praca i nic poza. Wtedy poszłam do polecanego przez przyjaciółkę psychiatry. Dostałam diagnozę wypalenia zawodowego i depresji oraz zwolnienie na miesiąc, który przerodziło się w pół roku wolnego – opowiada.
Życie bez luster
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to był moment, w którym jej życie wskoczyło na zupełnie inne tory. Zapisała się na terapię, usunęła media społecznościowe i dzień po dniu, powoli, odzyskiwała kontakt z samą sobą.
– Na jakiś czas pozasłaniałam też lustra w domu. Bo wcześniej każde spojrzenie na swoje odbicie wiązało się z ostrą samokrytyką – podkreśla. Mówi, że nigdy wcześniej nie czuła się tak bardzo osadzona w rzeczywistości, jak przez kilka tygodni bez luster. To doświadczenie pozwoliło jej poczuć ciało, a nie tylko widzieć je, jako projekt wymagający wiecznej poprawy. Doceniła swoją sprawność ale i mądrość ciała, które podpowiadało, kiedy trzeba odpocząć, a kiedy dać sobie trochę przyjemności. Poszła za tym i kupiła sobie stymulator łechtaczki, słynnego „pingwinka”.
— Zrobiłam gorącą kąpiel, potem zapaliłam świeczki w sypialni, nawlekłam świeżą pościel. Czułam się, jakby to był mój pierwszy raz. I właściwie był – po raz pierwszy byłam w taki sposób ze sobą. Głupie to może, ale po orgazmie się popłakałam. Bo to było tak, jakby kilogramy ciężarów noszone latami na barkach, nagle ze mnie spadły – mówi.
Zaznacza, że nie chce przez to powiedzieć, że orgazm odmienił jej życie. Poprawa przyszła dzięki wielu działaniom, ale zobaczenie swojej seksualności i ciała w nowym kontekście zdecydowaniu pomogło.
Zatopić się w orgazmie
Z badania opublikowanego w czasopiśmie naukowym „Sexual medicine” wynika, że chociaż podejście do seksualności znacząco ewoluowało na przestrzeni lat, to heteroseksualne kobiety wciąż doświadczają znacząco mniej orgazmów niż mężczyźni. Ci twierdzili w badaniu, że szczytują podczas 70 do 85 proc. zbliżeń. W przypadku kobiet ten wskaźnik mieścił się w przedziale 46 do 58 proc.
I chociaż badanie spotkało się też z krytyką – edukatorka seksualna Emily Nagoski stwierdziła, że nie można zrównywać orgazmu i przyjemności i być może badacze powinni pytać o to drugie – to niezaprzeczalnie „orgasm gap” istnieje.
Ginekolożka i seksuolożka dr Beata Wróbel podkreśla, że nie można wskazać wyłącznie jednej przyczyny tego zjawiska. – Orgazm jest szczególnym rodzajem przeżycia, doświadczenia psychofizycznego, w którym kobieta się zatapia. Żeby jednak mogła się zatopić, musi mieć na to przestrzeń – mówi ekspertka.
Tłumaczy, że ciągły pośpiech, nadmiar obowiązków, zmęczenie, wstyd, ale też wciąż panujący brak szacunku dla kobiet w społeczeństwie utrudniają spotkanie się ze swoją seksualnością. Jeśli mózg jest przeładowany bodźcami, to jak może świadomie doświadczać innych rzeczy? Tymczasem zatrzymanie się, lepsze poznanie siebie, pozwala wyjść naprzeciw swoim oczekiwaniom i seksualności partnera, a dalej czerpać przyjemność ze zbliżeń. – Trzeba pamiętać, że 50 proc. „odpowiedzialności” za doświadczenie orgazmu ponosi sama kobieta – podkreśla dr Wróbel.
Według niej kobiety są wychowywane z daleka od swojej seksualności. Uczone, że ich wartość odzwierciedla się w tym, jak oceniają je mężczyźni. Widząc aprobatę dla swojej cielesności, nie szukają dalej. Nie sprawdzają, czy same się sobie podobają i co jeszcze, poza ciałem, jest w nich fascynującego, dobrego. Nad tym wszystkim ciąży w dodatku odium katolickiego nauczania, które kobiecą seksualność traktuje jak grzech. I nawet jeśli ktoś nie jest wierzący, to wychowując się w Polsce, wchłania taki przekaz kulturowy.
— Widzę czasem młode dziewczyny w moim gabinecie, które mają zrobione usta, brwi. Na zewnątrz wszystko jest niby dopracowane, ale nie mają pojęcia o swoim ciele, emocjach. Nie potrafią rozpoznać czy wilgotna pochwa to po prostu fizjologiczna reakcja, czy może rzeczywiście im się ten mężczyzna, z którym przebywają podoba. Bo wilgoć nie musi od razu świadczyć o realnym podnieceniu i chęci współżycia – opowiada.
Miała 64-letnią pacjentkę, dla której zbliżenia zawsze były bolesne, mimo dobrej relacji. Chciała w końcu przeżyć orgazm i doświadczyć przyjemności. Wróbel ją nakierowała i pomogła odnaleźć rzeczy, które na nią działają – to jakiego światła potrzebuje, jakich rozmów wcześniej, jakiego dotyku. I doradziła, żeby zwróciła też uwagę na partnera, na to co mu może pomóc się otworzyć. Bo, niestety, w opinii ekspertki media i popkultura każą nam wierzyć, że mężczyźni nie są wartością w relacji. Że są byle jacy i na pewno i tak nie zechcą się starać, więc po co traktować ich jako istotną część tej całej seksualnej dynamiki?
Wróbel podpowiada też pracę z ciałem, aby je polubić i poznać jego reakcje – przydaje się do tego masaż, masturbacja, dotykanie. Takie oswajanie, pozwala pokonań wstyd i nauczyć się, co na nas działa. Seksuolożka odradza za to pornografię, która kreuje nierealistyczne oczekiwania i oddala od tego, jak seks wygląda naprawdę.
Na palcach jednej ręki
— Orgazmy do 40-stki, mogę policzyć na palcach jednej ręki – mówi 44-letnia Zofia. Długo zmagała się z kompleksami, a brak szczytowania tylko je pogłębiał. Czuła, że coś jest z nią nie w porządku. Jednocześnie czuła opór przed lepszym poznaniem swojego ciała – doświadczyła wykorzystania seksualnego, co zbudowało w jej głowie barierę między umysłem, a ciałem. Miała trzech wieloletnich partnerów i z każdym z nich chociaż raz podjęła próbę rozmowy, o tym, że potrzebowałaby coś zmienić w seksie. Te zazwyczaj kończyły się jednak fiaskiem. Mężczyźni odbierali to jako personalny atak, podważanie ich umiejętności i kwestionowanie męskości.
Z jednym z partnerów udała się do sławnego seksuologa. Zrobił badania fizykalne i elektromiograficze – wyszło na to, że mechanika działa jak trzeba. Polecił, żeby para na jakiś czas porzuciła próby seksu, a skupiła się na budowaniu większej bliskości i przytulaniu się. Tłumaczenia Zofii, że są bardzo blisko, na niewiele się zdały. Seksuolog miał swoją opinię i koniec kropka. Wizyta zamiast przynieść jej ulgę, tylko ją sfrustrowała. – Co miałam zrobić? Udawałam, że dochodzę. Z perspektywy czasu uważam, że to było niepotrzebne, ale wtedy myślałam, że nie ma innej opcji – wyznaje.
Doświadczanie seksu przez Zofię zmieniło się po tym, gdy rozstała się 5 lat temu z ojcem swojego dziecka. – To był koniec wiecznego chodzenia na kompromisy. I tracenia siebie w związkach. Tak bardzo sklejałam się z partnerami, że nie wiedziałam, co jest moje, co ich – podkreśla. Uznała: to w końcu czas dla mnie, na sprawdzenie co ja tak naprawdę lubię. Nie tylko w seksie, ale w ogóle w życiu.
Poczuła, że nie będzie już czekać, aż szczęście jej się przytrafi, tylko zacznie go aktywnie poszukiwać. Zaczęła więcej podróżować i wychodzić, testować smaki oraz odkrywać nowe sposoby spędzania wolnego czasu. W jej życiu pojawiło się też wielu partnerów seksualnych – otwartych i wsłuchujących się w potrzeby drugiej strony. – Czerpię więcej przyjemności ze zbliżeń — mówi. I dodaje: Doświadczam orgazmów, jakich wcześniej nie miałam. Przede wszystkim jednak lepiej poznałam siebie.