Przed sejmową komisją śledczą ds. afery wizowej stają kolejni dyplomaci urzędujący w Indiach w czasie, gdy trwał proceder nielegalnego przyznawania wiz. Po konsulach Damianie Irzyku i Mateuszu Reszczyku we wtorek (5 marca) zeznania złożył były ambasador Polski w Indiach Adam Burakowski.
Były ambasador Polski w Indiach przed komisją śledczą. Adam Burakowski mówił m.in. o filmowcach
Już podczas poprzednich przesłuchań na jaw wyszły szczegóły wydawania wiz osobom, które podawały się za ekipę filmową chcącą nakręcić materiały w Polsce. Damian Irzyk zeznał, że otrzymał w tej sprawie pilnego maila od wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka. Przyznał także, że naciskano na niego, aby podjął decyzję.
Natomiast Burakowski zrelacjonował komisji swoją rozmowę z ówczesną dyrektorką departamentu konsularnego MSZ Beatą Brzywczy. Zeznał, że dzwoniła do niego i dopytywała, czy zna przypadki, by jakaś ekipa artystyczna próbowała „dokoptować” jakąś grupę emigrantów. Odpowiedział jej, że zna. Następnie napisał do niej maila, w którym przytoczył sprawę sprzed 20 lat, dotyczącą indyjskiego piosenkarza, który organizował przerzuty na dużą skalę. Podkreślił przy tym, że takie sprawy nadal się zdarzają. – Brzywczy przyjęła to do wiadomości – powiedział.
– Konsul generalny w Mumbaju poinformował mnie o naciskach MSZ ws. wiz dla „filmowców” – przekazał dyplomata. Kiedy zapytano go o to, czy coś z tą wiedzą zrobił, odparł, że tak, ale nie może o tym mówić na posiedzeniu jawnym.
Burakowski zdradził szczegóły współpracy z firmą VFS Global
Byłego ambasadora zapytano również o umowę z firmą outsourcingową. Podkreślił, że kiedy obejmował placówkę w Indiach, pracownicy zwrócili mu uwagę na to, aby zainteresował się tematem. Także w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zasugerowano, że outsourcing wizowy jest „co najmniej pożądany”. – Indie są bardzo dużym krajem, który posiada kilkanaście wielkich miast i outsourcing wizowy ma służyć usprawnieniu pracy konsulatów i zwiększeniu komfortu obsługi dla aplikantów. Jak przyjechałem do New Delhi, wszystkie kraje Schengen miały outsourcing wizowy. Polska jako jedyna nie. Uznałem za rzecz naturalną, że taki outsourcing może być – wyjaśniał.
W związku z tym zaczęły toczyć się rozmowy pomiędzy wydziałem konsularnym w New Delhi, konsulatem w Mumbaju a departamentem konsularnym MSZ. W ich wyniku podjęto decyzję o zawarciu umowy z firmą pośredniczącą. W przetargu wystartowały cztery firmy. Umowę ostateczne podpisano z VFS Global. Następnie Burakowski tłumaczył, jak wyglądała ta współpraca. – Utworzono ok. 10 takich punktów w czołowym miastach Indii. W takich punktach są przyznawane wnioski, które następnie są obrabiane przez te punkty. Do konsulatu trafia wniosek kompletny. Konsul odbywa rozmowę z aplikantem i podejmuje decyzję – mówił. Dodał, że pierwsza umowa z firmą miała dotyczyć 110 tys. wniosków, a następnie zwiększono tę liczbę do 116 tys.
– Na zasadzie plotek docierały do mnie sprawy wynikające z niedociągnięć biurokratycznych, jak pomyłki w nazwiskach, datach urodzenia – przyznał zapytany o to, czy dochodziły do niego informacje o jakichś nieprawidłowościach w punktach obsługiwanych przez VFS Global. Burakowski podzielił się także opinią, że system wydawania wiz uniemożliwia sprzedawanie ich „na rynkach, straganach, ulicach”, a także zapewnił, że konsulowie z Mumbaju tego nie robili. – Wiza składa się z naklejki wizowej oraz adnotacji w systemie. Jeżeli ktoś mógłby sprzedawać coś jako polską wizę, to byłoby to fałszerstwo – ocenił.