Przeczytaj tekst Gazeta.pl z listopada o możliwej zmianie nazwy przez PiS.
Wywiad z prezesem PiS w zaprzyjaźnionym tygodniku „Sieci” przynosi bardzo ciekawą rzecz. Otóż Jarosław Kaczyński zapytany, czy władze partii rozważają zmianę nazwy na inną, mówi wprost: – Były takie rozmowy. Rozumiem tych, którzy chcieliby się oderwać od tych plugawych kampanii prowadzonych przeciw nam pod hasłem ośmiu gwiazdek. Jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość to dla wielu ludzi symbol dobrych rządów, troski o Polskę, skuteczności, patriotyzmu. Trzeba to przemyśleć na spokojnie, wybrać to, co najważniejsze. Na pewno nie będziemy się kierować sentymentami, zbyt wielka jest stawka walki, w której uczestniczymy. Tą stawką jest Polska.
Tłumacząc to na prostszy język: jeśli zmiana nazwy z PiS na inną ma zwiększyć szansę na powrót do władzy, to Kaczyński się nie zawaha.
Prezes PiS w kolejnych zdaniach dodaje równie ciekawą rzecz: „Jeśli chodzi o nas samych, możliwe jest, jak już wspomniałem, że w kolejnych wyborach parlamentarnych będziemy częścią szerszego obozu, który na pewno szukałby innej, można powiedzieć – szerszej nazwy„.
Tłumacząc i to zdanie: PiS może przejść drogę podobną do… Platformy Obywatelskiej, która przepoczwarzyła się w Koalicję Obywatelską, a za logo wzięła sobie serce w narodowych barwach.
Gazeta.pl o możliwej zmianie nazwy PiS na inną informowała już w listopadzie zeszłego roku. Tak – ponad trzy miesiące temu. Wtedy ten temat na Nowogrodzkiej raczkował, ale już budził spore emocje w wierchuszce partii. Wszak PiS ma już 24 lata, orle logo wryło się w głowy działaczy i wyborców, więc myśl o porzuceniu nazwy PiS przez patriotów PiS-u jest myślą trudną. Zniknięcie nazwy „PiS” byłoby symbolicznym końcem epoki w polskiej polityce.
W listopadzie zeszłego roku, gdy napisaliśmy o możliwej zmianie nazwy PiS, na Nowogrodzkiej uradzono, by to figlarnie zdementować. Nasz tekst ukazał się z samego rana, a wieczorem rzecznik PiS Rafa³ Bochenek napisał na Twitterze: „W związku pojawiającymi spekulacjami medialnymi, chciałbym zdementować pojawiające się informacje jakoby w PiS trwały prace nad zmianą nazwy ugrupowania. #StopFakeNews”.
Zabawne było to dementi, bo nie odnosiło się do tego, co zostało napisane. Wprawne oko jednak wypatrzy różnicę: pisaliśmy, że na Nowogrodzkiej „trwają o tym rozmowy”, a decyzja może zapaść w kolejnym roku (2024), tymczasem rzecznik dementował informację, jakoby „trwały prace nad zmianą nazwy ugrupowania”. Niby drobna różnica, ale znacząca. PiS obniżyło też rangę tego pseudodementi publikując zaledwie tłita. Niektórzy politycy PiS – może nieświadomi, że zmiana nazwy PiS na inną, to realny scenariusz – dworowali sobie z naszej publikacji. Wtedy śmiechu było sporo, a teraz Kaczyński przyznaje, że to była prawda.
W listopadzie zeszłego roku w tej samej publikacji pisaliśmy też, że na zamkniętym spotkaniu na Nowogrodzkiej Jarosław Kaczyński zapowiedział: jeśli zmiana nazwy ma pomóc w kolejnych elekcjach, to zdecyduje się na zmianę. Teraz w „Sieciach” prezes PiS potwierdza dokładnie to, co pisaliśmy przed trzema miesiącami. Ba, mówi słowami bliźniaczo podobnymi do słów, które wtedy cytowaliśmy, a które padły za zamkniętymi drzwiami.
Temat rebrandingu coraz bardziej dojrzewa na Nowogrodzkiej i nabiera też rumieńców. Zmiany nazwy nie wyklucza – publicznie – rosnący w siłę i ociekający ambicją prof. Przemysław Czarnek. Zaraz kolejni politycy z wierchuszki PiS będą o to – ponownie – pytani i będą wtórować swojemu prezesowi, że to owszem możliwe, jeśli – a jakże – to ma pomóc obozowi, czyli Polsce.
Zabawnie więc dziś brzmią słowa dementi PiS naszej publikacji z listopada. W skrócie było bowiem tak:
Gazeta.pl: są rozmowy w PiS o zmianie nazwy, Kaczyński to rozważa
Dementi rzecznika PiS: nie trwają prace nad zmianą nazwy
Kaczyński w „Sieciach”: były rozmowy o zmianie nazwy, trzeba to przemyśleć na spokojnie
Proces rodzenia się tematu zmiany nazwy przez obóz PiS można zaobserwować. Był już sygnały, które warto było dostrzec, a dziś przypomnieć. Otóż niespełna tydzień po przegranych wyborach Jarosław Kaczyński na spotkaniu z Klubami „Gazety Polskiej” (je prezes nazwał kiedyś „oddziałami szturmowymi PiS”) powiedział, że ludzie – zwłaszcza młodzi – wulgarnie odrzucili PiS. Pił oczywiście do hasła „je… PiS”. Stwierdził też, że Polska się zmieniła, elektorat się zmienił, więc ten proces „je…” PiS-u będzie się nasilał i zataczał coraz szersze społeczne kręgi. Z kolei – później już – były premier i zarazem wiceprezes PiS Mateusz Morawiecki na otwartym spotkaniu nawet dosłownie i bez ceregieli wypowiedział to hasło („jebać PiS”), z którym PiS przegrało.
W PiS narasta świadomość, że PiS zawsze i wszędzie „jeb…” będzie. I to „jeb…” będzie coraz mocniej, bo – proszę wybaczyć bezceremonialną frazę – elektorat PiS, czyli seniorzy, po prostu wymiera. A prawo głosu zyskują młodzi, którym konserwatyzm jest coraz bardziej obcy. Śladowe poparcie dla PiS wśród młodych nie zastąpi topniejącego poparcia i spadającej mobilizacji wśród seniorów.
PiS w wyborach 2019 r. zdobyło 8 mln głosów, a w 2023 r. 7,6 mln. Nie ma perspektyw na poprawienie tego wyniku. Liczba ludzi gotowych rozważyć głosowanie na PiS będzie stopniowo maleć. Jeśli zatem PiS chce wrócić na ścieżkę powrotu do władzy, to musi przestać być „jeb…” przez coraz większą część wyborców oraz – po drugie, choć może nawet ważniejsze – wykształcić w sobie zdolność koalicyjną. Na dziś PiS jest tylko PiS-em, a zdolność koalicyjna partii Jarosława Kaczyńskiego (zwłaszcza z kluczowym PSL-em) jest żadna.
Oczywiste wydaje się jednak to, że rebranding PiS-u bez zmiany lidera – z Jarosława Kaczyńskiego na kogoś innego – będzie niewiarygodny. Także zdolność koalicyjna samego Kaczyńskiego jest nikła, za to apetyt na pożeranie przystawek – ogromny.
Z takiej analizy wynika, że decyzja o rebrandingu jest bardzo prawdopodobna, choć odsunięta w czasie. Jarosław Kaczyński publicznie przyznając, że o tym myśli, już przygotowuje struktury i elektorat na taki scenariusz. Póki co jednak wartością nr 1 dla prezesa (cały czas) PiS jest zachowanie możliwie największej jedności obozu. Taka totalna jedność jest niemożliwa, choć odpryski są nieuniknione. Ponadto w samym PiS widać stopniową erozję autorytetu samego Kaczyńskiego. To paradoks: bez Kaczyńskiego PiS by się teraz rozleciało, ale z Kaczyńskim w zasadzie nie ma szans na powrót do władzy. Prezes jest bowiem personifikacją PiS-u, a jednocześnie nie ma zdolności koalicyjnej.
Koniec PiS-u wydaje się więc nieuchronny – koniec, podkreślmy, szyldu, a nie obozu prawicy. Wieści o śmierci prawicy w Polsce są zdecydowanie przedwczesne. Może się ona przegrupować, żreć wewnątrz, krwawić przez cztery albo i osiem lat, zmieniać się, ale wciąż jest społeczny grunt dla partii konserwatywnych.