Wassermann opublikowała w piątek, przed ciszą wyborczą, wpis ws. II tury wyborów w Krakowie. „Nie mogę pozostać obojętna w obliczu ważnego dla tysięcy krakowianek i krakowian wyboru, jaki zostanie dokonany 21 kwietnia, kiedy wybierzemy prezydenta naszego miasta” – zaczęła.
Przyznała, że do „obu kandydatów”, biorąc pod uwagę ich wybory polityczne, „jest jej bardzo daleko”. „Nie wyobrażam sobie, abym mogła oddać swój głos na Łukasza Gibałę, którego pomysł na Kraków opiera się jedynie na kwestionowaniu wszystkiego wokół” – napisała. „Nie mogłabym poprzeć człowieka, który w sposób haniebny manifestował wielokrotnie pogardę dla ludzi mających konserwatywne, prawicowe poglądy” – zaznaczyła. We wpisie zwróciła też m.in. uwagę na to, że nie chce, by „prezydentem miasta został ktoś bez wiarygodnej wizji jego rozwoju”.
Działacze PiS są źli na Wassermann
Ostatecznie o nieco ponad 2 proc. – co przełożyło się na kilka tysięcy głosów – Miszalski pokonał Gibałę i wkrótce obejmie władzę (dotychczas zasiadał w Sejmie, jako poseł). Oznacza to, że poparcie polityków, których wyborcy PiS-u darzą ogromnym zaufaniem, a taką osobą dla wielu jest właśnie Wassermann, mogłoby przydać się w niedzielę Gibale.
– Wiele osób uważa, że Wassermann po prostu dogadała się z Miszalskim i w imię swoich partykularnych interesów sprzedała partię – uważa jeden z lokalnych działaczy PiS-u w rozmowie z portalem Onet. Ale co miałoby to znaczyć? Jaką konkretnie korzyść mają na myśli? O tym nikt wprost nie mówi. Część jest zdania, że chodzi tu rzekomo o „towarzyskie względy”. Gdy prezydentem był Jacek Majchrowski, miała być ponadto „częstą gościnią prezydenckiego gabinetu”, a osoby z otoczenia najdłużej urzędującego w historii prezydenta głosowali na Miszalskiego.
Wina Wassermann? Polityk z Małopolski wskazuje na słabą frekwencję
Lokalni działacze PiS-u z Małopolski twierdzą, że decyzja Wassermann „pomogła zwyciężyć” politykowi KO. Jeden z polityków potwierdza, że jej ruch rozzłościł część działaczy, lecz sam nie jest do tego przekonany. Wskazuje raczej na inny problem – w niedzielę wyborcy PiS-u w zbyt dużej liczbie postanowili „zostać w domach”.